Nieśmiertelni - Rozdział XVI
Pairing: Kakuzu x Hidan
Wpatrywał
się w zielone tęczówki z niedowierzaniem. Usta Kakuzu ułożyły
się w krzywym uśmiechu, a Hidan... Hidan po raz pierwszy widział
ich kształt. Parę tonów ciemniejsze od jego karnacji, lekko
wypukłe wargi były nieco zaróżowione. Usta rozciągały się
szeroko w grymasie, a przez całą długość od ich kącików do
miejsca między uchem a skronią ciągnęły się szwy.
Szwy
na policzkach przyciągnęły jego uwagę, gdzieś w tle słyszał
pełne zaskoczenia westchnięcia, więc inni pewnie też je
dostrzegli. Według niego były... niezwykłe. Ciągnęły
bezlitośnie skórę z policzków i brody, przytrzymując ją z obu stron ze sobą,
choć gdy się przyjrzał uważniej, widział, że połączenie ich
razem nie powoduje, że rana się goi, o nie. Postrzępione brzegi
pociętej skóry ścierały się ze sobą, a nici po prostu trzymały
je w miejscu. Hidan zastanowił się przez moment nad tym, czy to
bolało jego partnera (i dlatego był wredny, choćby wbity miał kij
w cztery litery).
Czarne
nici wcale nie były cienkie, a wbite w skórę i ciasno ściągnięte
tworzyły pewnie kolejne niemożliwe do zasklepienia rany. Obejście
się z cięciem za pomocą takich szwów sprawiało wrażenie, jakby
było to wymyślonym naprędce rozwiązaniem, a przecież Kakuzu żył
z tym już bardzo długi czas.
Wygląda
na to, że jego partner nie obchodził się ze sobą delikatnie,
szyjąc grubymi nićmi twarz i zakrywając ją po prostu maską.
Naszła go dziwna myśl, że Kakuzu nie tylko dla innych, ale i dla
siebie samego był bezwzględny. A to, musiał przyznać, wyrównywało
jako-tako ich rachunki.
Było
coś w tych szwach, coś bezlitosnego i surowego, że nie mógł
oderwać od nich wzroku. Gdy poczuł, że odzyskał czucie w
przyszytym na powrót ciele, wysunął mimowolnie dłoń, by ich
dotknąć. W tym samym momencie Kakuzu zdążył się wyprostować,
wstając i pociągając za nadgarstek wyciągniętej ręki
jashinisty, który wydał z siebie okrzyk zdziwienia na
niespodziewany ruch. Zachwiał się na nogach, stanąwszy i powrócił
wzrokiem do partnera.
–
Weź się w końcu do roboty – usta poruszyły się, tak samo jak
szwy na policzkach. Hidan obserwował to zjawisko, nie słuchając. –
Można się było spodziewać, że zaczniesz odwalać szopkę ze
swoimi rytuałami, jak tylko nikt cię nie będzie pilnował –
rzucił, parskając wzgardliwie, po czym odwrócił się w kierunku
Sasoriego i Uchihy, a włosy smagnęły jego policzki.
Kakuzu
miał długie włosy. Dłuższe niż Hidan. Prędzej spodziewał się,
że Kakuzu może być łysy, ewentualnie krótko strzyżony, ale
włosy do ramion? Wyglądały na gęste, nieuczesane i szorstkie.
Przylegały z tyłu do umięśnionego karku, a kosmki z przodu
opadały jeden przy drugim, okalając ściśle twarz po bokach.
Cienie wytworzone na przysłoniętej twarzy nadawały mu groźnego
wyglądu, szczególnie wtedy, kiedy wrócił wzrokiem do jashinisty –
tylko jego oczy były widoczne wśród cienia, świecąc zabójczym,
chłodnym blaskiem zielonych tęczówek. Między jego brwiami powstały
głębokie zmarszczki, kiedy szwy na policzkach poruszyły się.
–
...głuchy jesteś? – usłyszał warknięcie.
–
Co? – bąknął, zaskoczony.
Skarbnik
odwrócił wzrok gdzieś w dal i westchnął, decydując się nie
komentować jego wypowiedzi.
–
Co? – powtórzył uparcie, wpatrując się w nagie plecy partnera.
Odpowiedzi się nie doczekał. Fuknął pod nosem, niezadowolony, po
czym rozejrzał się dookoła.
Itachi
i Sasori dołączyli do jego grupy, pozbywając się kolejnych
shinobi z Kamienia.
Uchylił
się, czując mrowienie na karku – w sam raz, by miecz świsnął
nad nim. Rękę wyciągając za swoje plecy, skręcił w tę samą
stronę tułów, a za nim zamaszyście podążyła reszta ciała,
prawie opadając na ziemię. Zanim upadł, jedną dłoń oparł o
podłoże, wzbijając stopę w górę, w miejsce w powietrzu, gdzie
skoczył jego napastnik. Zadał cios, posyłając mężczyznę na
dłuższy dystans. Wolną dłonią zdołał chwycić zgrabnie swoją
upuszczoną wcześniej kosę. Trzymając ją, odbił się dłońmi od
ziemi, wylądował niedaleko i ustawił się w pozycji. Dostrzegł
swojego napastnika, który zdążył już wstać i ruszył w jego
stronę ponownie.
Hidan
pogładził swoją broń, mrucząc cicho z zadowoleniem. Wtem machnął
nią, tworząc koliste ruchy. Świszczący i metaliczny odgłos
brzmiał po prawej stronie, kiedy jedną ręką manewrował kosą. W
miarę jak przeciwnik się zbliżał, tak dołączył drugą dłoń,
kręcąc nią już nad swoją głową zwinnie. Ten – tak jak
jashinista przewidział – chciał to wykorzystać i zaatakował
jego dolne kończyny, samemu również trzymając się postawą
niżej. Wtedy Hidan wyszedł mu parę kroków naprzeciw i, nie
zmieniając położenia rąk i broni, zrobił salto nad
przeciwnikiem. Złapał finalnie mocnym uchwytem jednej dłoni kosę,
a prędkość, z jaką ta się wcześniej kręciła, pchnęła ciało
Hidana w ten sam ruch. W ułamku sekundy kosa rozpłatała połowę
tułowia mężczyzny pod nim, a srebrnowłosy wylądował, obracając
się już z mniejszą prędkością. Wciąż była jednak
wystarczająco duża, żeby jedną nogą musiał złapać stabilność,
sunąc kolistym ruchem stopą po ziemi wokół siebie. Wtedy spiął
mięśnie – jego biodra podążyły za wprawioną w ruch nogą,
biodra pociągnęły za sobą klatkę piersiową i finalnie ramiona
wraz z wyprostowanymi rękami, w których trzymał oburącz broń.
Postanowił wykorzystać dodatkowy zasięg broni, puszczając ją na
moment, by rozwinąć ze szpuli przy biodrze parę metrów połączonej
z kosą metalowej liny. W końcu chwycił linę, a trzy ostrza
zatoczyły szeroki krąg, ścinając parę głów nieostrożnych
shinobich.
Kątem
oka zauważył przypatrującego mu się Kisame, szczerzącego się
nienaturalnie szeroko; gdy ich spojrzenia spotkały się,
niebieskoskóry gwizdnął w oznace zadowolenia.
Jego
uwagę przykuł skutecznie czyjś wrzask tuż obok siebie.
Kosa
pędziła dalej, mając na swojej drodze posiadacza pomarańczowej
maski i jego przeciwnika, odwróconego i nieświadomego zagrożenia.
Dłonie Tobiego otoczyły po bokach jego głowę, gdy wrzask wcale
nie cichł.
Oczy
Hidana rozszerzyły się na moment, ale zaraz zaśmiał się
niepohamowanie, pociągając kosę jeszcze szybciej. Dwa głosy
rozbrzmiały wspólnie, kiedy ostrza śmignęły, a tylko jedna głowa
opadła na ziemię.
Wrzask
zaczął cichnąć niepewnie.
–
Ech? – westchnął Tobi po chwili.
Hidan
pewnie też wydałby z siebie podobny dźwięk, jednak usłyszał
tylko wbicie się kosy z impetem w podłoże, a sam zdołał stanąć
prosto. Po chwili opuścił ramiona wzdłuż tułowia i wgapiając
się w człowieka w masce, po prostu zgłupiał.
Tobi
spojrzał na niego, podparł się rękami po bokach i zachichotał.
–
Żartowałem!
Jashinista
otrząsnął się z osłupienia.
–
Że co?! – wycharczał.
–
Żartowałem! – powtórzył z takim samym entuzjazmem Tobi.
Hidan
uniósł tylko brew, decydując się wrócić do zabawy. Ruszył w
kierunku swojej broni, kiedy zauważył nieopodal Kakuzu. Wciąż nie
mógł się nadziwić temu, jak wygląda. Wpatrywał się we
wprawione w ruch brązowe włosy, gdy skarbnik, unikając ciosu,
kucnął nagle i zaraz ruszył do przodu, wciskając pięść w splot
słoneczny przeciwnika, aż ten skulił się i upadł. Kakuzu
wyprostował się, kontynuując ruch i pozbawił przytomności
mężczyznę przed nim, uderzając go kolanem w twarz. Strugi krwi z
zbitego w czaszkę nosa rozbryzgały dookoła i zapewne również w
gardle poległego, dusząc go. Jego partner zajęty był już wtedy
kolejnym przeciwnikiem, poruszając się zwinnie i obserwując pole
bitwy ze skupieniem widocznym w chłodnych, jasnozielonych
tęczówkach.
Hidan
nie był tak uważny jak on najwyraźniej, bo poczuł ruch obok
siebie i zaraz padł pod obcym ciężarem.
–
ŁAAA!
Jashinista
zdołał dostrzec pomarańczową maskę. To Tobi wpadł na niego,
posyłając ich obu na glebę. Strącił go z siebie, klnąc
siarczyście, gdy podnosił się na nogi.
–
Co ty odpierdalasz?! – warknął, obserwując, jak ten wskazuje
palcem kogoś zmierzającego w ich kierunku.
–
Ten pan ciska we mnie błyskawicami! A Tobi nic nie zrobił! BYŁ
GRZECZNY! – zawył.
–
Że, kurwa, co-
Całe
jego ciało napięło się maksymalnie, stygnąc w bezruchu, gdy
przepłynęła przez nie odbierająca zmysły fala energii. Myślał,
że trwało to wieczność, zanim się skończyło. Miał wrażenie,
że wrzeszczał i sam tego nie dosłyszał albo że z jego ust nie
wydobył się żaden dźwięk. Poznał prawdę, kiedy technika
została zdjęta, a on w końcu mógł zauważyć, że ledwo
słyszalny skowyt wydobywał się z jego gardła. Opadł na kolana,
przez chwilę jeszcze odczuwając skutki ataku.
Podniósł
się na trzęsących nogach, podpierając się na swojej broni, którą
pochwycił wcześniej.
–
Zabiję cię – syknął, wznosząc oczy na napastnika. Ten
wpatrywał się w niego uważnie, obejmując wzrokiem jego sylwetkę,
choćby analizował każdy jego ruch. Phie, nic mu to nie da. –
Jashinie! To dobry dzień, mogę złożyć ci kolejną ofiarę!
Przejechał
czule jedną dłonią po rękojeści kosy, aż dotarł do jej ostrzy.
Zranił się, a krew zaczęła spływać na podłoże. Jego
przeciwnik przemieścił się, ale nie zwracał na to uwagi, zbyt
pochłonięty przygotowaniami.
Zdążył
narysować czerwony krąg wokół siebie, kiedy wyczuł coś za
plecami. Mężczyzna, który miał zostać jego ofiarą, padł z
głuchym odgłosem przy jego stopach – gdyby Hidan się nie
odsunął, ciało runęłoby na jego plecy. Dostrzegł zaraz dlaczego jego niedoszła ofiara była martwa.
–
Kakuzu, co ty robisz?! – wykrzyknął rozwścieczony. Czuł, jak
energia przechodzi wzdłuż jego ciała, ale nie mógł jej upuścić
i spełnić woli Jashina.
–
Nie będę cię drugi raz zszywał, kretynie – warknął tamten.
Ruszył
w jego stronę z morderczymi intencjami, ale drogę niespodziewanie
zastąpił mu ktoś wyłaniający się mozolnie z ziemi. Zetsu.
Prychnął, rozeźlony, że nic nie szło po jego myśli.
Jak
na zawołanie obok niego pojawił się Uchiha, a zaraz do tego
zgromadzenia doskoczył Kisame. Jego partner, pozbywając się po
drodze kolejnego ninjy Kamienia, dołączył do nich moment później.
– Mamy
uciekiniera – zaczął Zetsu.
***
–
Ty nigdzie nie idziesz – rzucił do srebrnowłosego, doskonale
wiedząc, co ten sobie myślał. Nie złożył ofiary, był wściekły,
pojawiła się okazja, żeby na kogoś zapolować.
Wściekły,
a więc nieostrożny. Kakuzu nie miał zamiaru się powtarzać i
mówić, że nie będzie go ponownie zszywał, nie wspominając już
o tym, że nie chciałoby mu się fatygować z szukaniem go.
–
Pierdol się, Kakuzu! – odparł jashinista, sprawiając wrażenie,
jakby miał zaraz wybuchnąć.
–
Nigdzie. Nie. Idziesz – wycedził. – Nie nadajesz się do
tropienia, a tu jest więcej do roboty.
–
A co, ty niby jesteś, kurwa, lepszy?! – krzyczał dalej,
gestykulując zamaszyście.
–
Tak.
Jego
bezceremonialna odpowiedź na moment wybiła Hidana z równowagi, ale
zaraz rzucił się na Kakuzu z wściekłym okrzykiem.
–
Heeej, chłopaki, to się da załatwić na spokooojnie – wtrącił
się Kisame.
Kakuzu
nie zamierzał pozwolić, żeby uciekinierem zajął się jashinista.
Tego mu było mało, posyłać go na misję tropiącą, a potem może jeszcze naprawiać syf, jaki narobi. I naprawiać jego. Sam też chciał zostać, żeby móc pilnować partnera na polu bitwy. Już raz mało
brakowało, a znowu musiałby go zszywać.
–
Wiecie co? Pierdolcie się! Gońcie sobie sami tego typka – warknął
w końcu Hidan i skierował się w stronę narysowanego wcześniej
kręgu rytualnego.
Skarbnik
nie odrywał od niego wzroku, nawet kiedy ten zaczął na powrót się
pojedynkować.
Wyczuł
na sobie spojrzenie, więc zwrócił się w jego kierunku. Dziwnie
się poczuł, patrząc na beznamiętny wyraz twarzy Uchihy. Nie
mógł z niego nic odczytać, ale wiedział, że ten właśnie go
ocenia.
–
To kto idzie? – odezwał się Zetsu. Zapewne chciał tę osobę w
razie ubezpieczenia śledzić klonem, by mieć jak największą
wiedzę o wydarzeniach z misji.
Kakuzu
poczuł nieprzyjemną presję związaną z jego poprzednią
wypowiedzią. Był dobrym tropicielem, owszem, ale wciąż chciał
zostać i mieć partnera na oku. Był to powód, do którego za nic
nie zamierzał się przyznawać...
...ale
sądząc po przenikliwym spojrzeniu Uchihy, nie musiał już
przyznawać się do niczego.
Źle
czuł się, analizowany przez tego człowieka, bo choć ten mógł
snuć jakieś teorie odnośnie zachowania Kakuzu względem
srebrnowłosego, to nigdy się ich nie dowie i nie dowie się, jak
Itachi go ocenia. Jakąkolwiek Itachi miałby o jego zachowaniu
opinię, przypuszczał, że wypierałby się niezależnie od tego,
czy byłaby prawdziwa czy nie.
Żaden
z nich się nie odezwał. Drgnął nieznacznie, przyłapując
zaintrygowanego Kisame na wodzeniu wzrokiem od niego do Uchihy.
–
Ja pójdę – powiedział niespodziewanie użytkownik Sharinganu. Rzucił
mu ostatnie intensywne spojrzenie, którego Kakuzu nie potrafił
zinterpretować, po czym zniknął im z pola widzenia.
Kisame
wyszczerzył zęby w parodii uśmiechu.
***
Podróż
powrotna do bazy nie trwała długo, a po niej dane im zostało parę
godzin na odpoczynek. Dopiero minęło południe, gdy zostali wezwani
na spotkanie.
–
Zetsu przedstawił mi przebieg misji, dobrze się spisaliście –
zaczął Pain, kiedy już wszyscy zgromadzili się w jego gabinecie.
Oprócz
dwóch ustalonych tymczasowo drużyn pojawił się też Zetsu, ale
obecność Tobiego najwyraźniej nie była wymagana. Hidan stał
oparty o ścianę, nie ukazując większego zainteresowania.
–
Była to jedyna jak na razie planowana misja z mieszanymi zespołami,
a teraz wracamy do poprzedniego układu.
Odwrócił się, by posłać zamaskowanemu krzywe spojrzenie, ale będąc w połowie tego ruchu, przyłapał Uchihę, który wpatrywał się w jashinistę intensywnie. Uniósł brwi
w niemym pytaniu, ale ten nie zareagował i dalej patrzył na
srebrnowłosego. Prychnął, zrywając kontakt wzrokowy.
–
Wystąpiły też pewne okoliczności związane z Orochimaru –
kontynuował lider, a Hidan wytężył słuch, skupiając na nim
swoją uwagę. – Mogę powiedzieć wam jedynie tyle, że uciekł,
zdradzając nas. Chcę poznać więcej szczegółów na ten temat,
dlatego chciałbym o pozostanie po zebraniu, Itachi.
Kątem
oka Hidan spostrzegł, jak wymieniony mężczyzna ledwo zauważalnie kiwnął głową.
–
Zdecyduję po naszej rozmowie o dalszych krokach, ale mogę już
zapewnić, że zamierzam go wytropić i unicestwić. Do tego zadania
niech przygotuje się drużyna Sasoriego – zwrócił się bezpośrednio do niego. – Jako że byliście
kiedyś partnerami, ufam, że najlepiej z nas wszystkich wiesz, gdzie
mógł się ukryć.
Lalkarz
mruknął pod nosem potwierdzająco, a z jego oczu nawet jashinista
nie miał problemu wyczytać, iż zadowala go myśl o zemście. Hidan
mógł się z nim utożsamić.
–
Chcę do nich dołączyć – wtrącił, korzystając z pauzy w
wypowiedzi lidera. – Też chętnie bym mu przyłożył za to, jak
mnie urządził – warknął, zaciskając pięści.
–
Twój partner zrobił to już za ciebie – ukrócił jego zamiary
Pain, rzucając mu jedynie przelotne spojrzenie. – Jest jeszcze
jedna kwestia, którą...
–
Co? Nic o tym nie wiem! – bronił się jashinista, czując się
zignorowanym. – Tak czy siak, chcę się zemścić i...
–
Kwestia, którą zależy mi również dziś poruszyć. Przenosimy się
do tej bazy na dłużej i w związku z tym wszystkie poprzednie raporty i
podliczenia...
–
Hej! Mówię do ciebie!
–
...trzeba będzie tu przenieść. O tym temacie muszę jeszcze
porozmawiać z Kakuzu, dlatego też zostań.
–
Kurwa, czy ty jesteś głuchy?!
Pain
w końcu przestał go ignorować i zwrócił na niego ostre
spojrzenie.
–
A teraz wyjdźcie, koniec zebrania – powiedział, patrząc prosto w
fiołkowe oczy, co sprowokowało Hidana do tego stopnia, że ruszył
ku niemu z chęcią mordu. Zatrzymał go Kisame, obracając go, po
czym otaczając jego plecy silnym ramieniem, nie pozwalał mu zawrócić.
–
Hej! Puść mnie!
–
Spokooojnie kolego, nie ma potrzeby się opieeerać – rzycił
wyższy mężczyzna, wyprowadzając go z pomieszczenia na korytarz.
Za nimi wyszli obaj artyści, zostawiając Itachiego i Kakuzu w
środku. Zetsu natomiast nie musiał używać drzwi. – No chyyyba
że zgodziłbyś się na koleżeński sparing – powiedział, a tą
propozycją przykuł uwagę jashinisty na tyle, by przestał się
rzucać.
–
Możemy? – Hidan zmarszczył brwi, zastanawiając się, czy walki
pomiędzy członkami organizacji były dozwolone. Nie żeby dbał o
zasady, ale wolał nie podpadać, kiedy chciał osiągnąć swój cel
i dołączyć do drużyny tropiącej Orochimaru.
Kisame w odpowiedzi posłał mu tylko szeroki uśmiech.
Kisame w odpowiedzi posłał mu tylko szeroki uśmiech.
–
Chętnie, może odreagowałbym brak możliwości rewanżu na tym
oślizłym dupku, czego żaden z was nie poparł, kurna, dzięki! –
warknął w stronę Deidary i jego kompana, który o dziwo nie
zignorował towarzystwa i dołączył do rozmowy.
–
Lider już powiedział – Orochimaru wystarczająco oberwał od
Kakuzu.
–
Właśnie, un – przytaknął mu blondyn.
–
Ale co to w ogóle znaczy? Dlaczego nic o tym nie wiem? – pytał
jashinista. Nie rzucał się już w uścisku Kisame, dlatego ten
przeniósł swoje ramię i położył je na jego barkach. To właśnie
on mu odpowiedział:
–
Kaaakuzu cię znalazł u niego. Widziałem, jak cię stamtąd
wynosił.
–
Ja też, un – dodał Deidara. – Nie widziałem go jeszcze nigdy
tak wkurwionego, jak wtedy.
–
Przecież on zawsze jest o byle co wkurwiony, ale żeby z nim
walczył?
–
Walczył z nim? Nie. Prędzej go zmasakrował. Ale ten gad
zawsze jakoś uchodzi z życiem – odrzekł Sasori, a słowa te
wypluł niczym truciznę.
–
Jego ręce... To nie była krew, un, ale jego pięści... Miał
cholernie zdarte knykcie – to pierwsze, co zauważyłem, jak was
zobaczyłem wtedy. Albo mi się wydawało... Już nie wiem, były
całe zakrwawione.
–
Nie, też je widziałem, jak zszywał potem Hidana – skomentował
lalkarz.
–
A jaaa nie zwróciłem uwagi – wtrącił Kisame.
–
Nie ty go zszywałeś, danna? – zdumiał się blondyn.
–
Miałem to zrobić, ale sam się już tym zajął, zanim mnie tam
wezwano – odpowiedział Sasori beznamiętnym, niskim tonem.
Owszem,
Hidan mógł uwierzyć, że zamaskowany go znalazł i potem zszył,
ale żeby się na tyle wkurzył (i to nie na niego!) i go wynosił?
–
Kakuzu mnie stamtąd wyciągał? – dopytywał jashinista z niedowierzaniem słyszalnym w jego głosie.
–
Ano – bąknął niebieskoskóry tuż nad jego uchem.
Nie
pamiętał tego, nie widział przecież, słyszał tylko jakieś huki
i chyba stracił przytomność. Cóż, cokolwiek Kakuzu wtedy dla
niego zrobił, mógł się założyć, że dostanie za parę dni
rachunek do uregulowania. Nie żeby poprzednie zapłacił.
–
I teraz lider nie da mi się zemścić – ubolewał wciąż. – To
nie jest, do cholery, pogrzebana sprawa! Dlaczego on to tak traktuje?
Bo Kakuzu już mu raz przyłożył? No i co? Ale czemu on w ogóle
miałby się wkurzyć?!
–
Biorąc pod uwagę jego krótki temperament, to nie jest coś
zadziwiającego – rzucił znienacka Sasori, zaskakując go tymi
słowami.
Kakuzu
i krótki temperament?
–
Właśnie, un – poparł partnera blondyn.
Coś
im się chyba pomyliło.
–
To jak z naszym spaaaringiem, kumplu? – Kisame zmienił temat. –
Może chcesz wcześniej wrócić do formy, po spotkaniu z naaaszym
uroczym byłym kolegą? – podpuszczał go, na co jashinista prychnął,
zrzucając masywne ramię ze swoich barków zdecydowanym ruchem. –
Mogę dać ci fory – ciągnął zaczepkę.
–
Ja już jestem w formie! – oświadczył.
–
Doskonale – za ich plecami odezwał
się głęboki głos, przerywający chichot Kisame. Wszyscy czworo odwrócili się w jego kierunku.
– Wyruszamy zaraz na misję. Za pięć minut przy wejściu.
–
Co?! Ale my chcemy zrobić sparing! – zaoponował jashinista. –
Nigdzie nie idę!
–
Rozkaz lidera – odparł szorstko Kakuzu, takim tonem, jakby ten
fakt był argumentem nie do przebicia. Hidan skrzywił się. – Nie
będzie dziś żadnego sparingu.
–
Deidara, idziemy – wtrącił nagle lalkarz, zapewne odebrawszy
wezwanie.
Blondyn
rzucił zgromadzonym ostatnie spojrzenie i podążył za partnerem.
Naburmuszony
Hidan przeniósł wzrok na zamaskowanego.
–
Nie będziesz mi mówił, co mam robić! Dopiero co wróciliśmy z
jednej misji, nie idę nigdzie teraz! – uparł się.
–
Kuuumplu, przełóżmy to na kiedy indziej, skoro masz nowe zadanie.
Kisame
najwyraźniej nie był po jego stronie, więc rzucił mu ostrzegawcze
spojrzenie. Ten tylko wyszczerzył się szeroko, ukazując ostre
uzębienie i powiedział:
–
Pogadamy następnym raaazem. – Zanim skierował się w swoją
stronę, poklepał go w plecy na pożegnanie, co wcale nie sprawiło,
że jashinista poczuł się mniej zdradzony.
–
Kisame, ty gnojku! – syknął jeszcze za nim, ale usłyszał tylko chichot
i chwilę później mężczyzna zniknął z jego pola widzenia. Hidan
prychnął, odwracając się.
–
Pięć minut – przypomniał Kakuzu chłodno i również
odszedł.
Miał
już serdecznie dosyć tego dnia, a dopiero minęło południe.
_________________________________
Rozdział miał być później, miał być o połowę dłuższy i skończony w dziwnym momencie, bo mam już ciąg dalszy, ale myślę, że tu było idealnie go zakończyć (i że jestem niepoprawnie nadgorliwa). Także owszem, mam już dosyć dużą część następnego rozdziału, ale jeszcze muszę nad nią pomyśleć. Góra dwa spacery, piszę i wstawiam ^^
Cieszy mnie Wasza stała obecność <3
Wena jest, oj, jest, ale tym razem na opowiadanie, a nie notki odautorskie pod rozdziałem, chyba wybaczycie ^^ Odpowiem na komentarze ;)
To tyle, do następnego!
Jak miło zobaczyć kolejny rozdział. Ciesze się, że w końcu wróciłaś i masz wenę, co jest ważne!
OdpowiedzUsuńNiesamowicie podoba mi się moment zachwytu Hidana nad wyglądem Kakuzu, jego zafascynowanie nićmi, które scalają jego rany. No i wniosek, że drogi miłośnik pieniędzy w sumie jest surowy nawet dla siebie. Do tego chwila, gdy Rudy mówi Hidanowi, że Kakuzu wklepał Wężowemu za niego, cudo. I to jak potem o tym rozmawia. W sumie nie mogę się doczekać dalszej części, bo coś czuję, że Hidan jeszcze będzie musiał podrążyć tą rozmowę z Kakuzu. W zasadzie zastanawia mnie to czy on ją słyszał? Plus Kisame i to jak śmiesznie przeciąga słowa mi się podoba, bo mój umysł... też to robi i to jest zabawne xD W każdym razie, niech wena się ciebie trzyma i czekam na dalszą część!
Wróciłam wtedy, wracam i teraz, choć z postem jeszcze poczekam trochę.
UsuńOj, słyszał od pewnego momentu, ale jak zwykle nie uzewnętrzni się ze swoimi przemyśleniami Hidanowi xd
Kisame ma śmieszny sposób mówienia już w anime, choć nie wiem, jak to w mandze wygląda, czy to nie wymysł seiyuu, bardzo udany moim zdaniem xD
Tak! Tak! Tak! Tak! Czekałam, czekałam i się doczekałam. Rozdział cudo. Dużo wenyweny 💟
OdpowiedzUsuńJak zwykle jestem przeszczesliwa ze pojawil sie rozdzialek! Rozdzial bardzo fajny, przyjemny, czekam na kolejny! Pozdrowionka i duzo weny zycze :-*
OdpowiedzUsuńMoja królowa KakuHida powraca w wielkim stylu! ♥
OdpowiedzUsuńKomentarz będzie nie na temat opowiadania, aczkolwiek dość ważny jak dla mnie. Tym, że nadal piszesz dajesz mi nadzieję. Przeglądałam swój spis bloggerów i powiem ci załamka. Większość blogów albo jest usunięta, albo nie wchodzą, albo ludki się zawiesiły jakieś cztery lata wstecz. Masakra. Uwielbiam cię za to, że wciąż piszesz. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWszyscy albo przenieśli się gdzieś indziej, albo skończyli fantazjować, albo zajęci są w swoim zabieganym życiu. Ciężko jest też dokończyć jakąś historię, nie siedząc nad nią regularnie, przynajmniej dla mnie; poglądy i sytuacja życiowa zmieniają się cały czas, więc też niektórzy sądzą, że "to już nie to samo co wcześniej" i porzucają, odkładając tylko w swojej głowie całą historię. Ja piszę bardzo wolno, ponad cztery lata już Nieśmiertelnych, na których najbardziej mi zależy, a w tym czasie zdążyłam wymyślić z dziesięć innych opowiadań i nakręcić się nimi, odkładając na bok wtedy Nieśmiertelnych. Bywa różnie. Też z przerażeniem obserwuję, jak Blogspot itp. pustoszeją na rzecz Wattpada, a przy tym kolejne pokolenia je przejmują.
UsuńŻycie. Zobaczymy, ile czasu wytrwamy :)
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, no naprawdę super taki Hidean wściekły ale Kakazu dba o niego i nie pozwala na durne wyskoki... ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia