Strony

1

2

3

6 czerwca 2023

Zapowiedź

Hej!

Tak, linczujcie albo i nie, bo jak mówiłam, tak zrobię - skończę opowiadanie. Chyba że mi życie przeszkodzi. Albo jego brak. 

Trylogia/Nieśmiertelni się piszą. Ogólnie cieszę się, że jak dotąd nic mi się nie scrashowało i wciąż mam pliki z planami na fabułę. I powiem szczerze, że jestem z siebie dumna, za młodszą mnie.

(Teraz przez chwilę trochę poprzynudzam, więc możecie równie dobrze skipnąć do wyboldowanego tekstu.)

Wszystko jest, od ogółu do szczegółu; najpierw główne przesłanie, podział na części, główne punkty, co ma być przed czym, pomniejsze punkty rozpisane, wiele kluczowych scen w szczegółach. A te sceny w szczegółach - drobne, ale znaczące - chciałam rozciągnąć kiedyś jak najdłużej. Żeby najlepsze pomysły spod prysznica albo z mycia naczyń nie wykorzystywać w one-shotach, a właśnie w Nieśmiertelnych. Miało ich być dużo, dopóki nie nacieszę się tym opowiadaniem. Tych parę lat temu chciałam to przeciągnąć w nieskończoność i ta właśnie chęć mnie zastopowała. Tak analogicznie do tego, jak wtedy podchodziłam do życia, w stylu "moje życie się nie skończy, więc go jeszcze nie planuję". Ehe xd

Pamiętam, jak poczas jednej z pierwszych prac, jakiej się podjęłam (swoją drogą najbardziej męczącą i jednocześnie taką, którą najlepiej wspominam) powiedziałam do ukochanej współpracowniczki, która jest 30 lat starsza ode mnie, że chciałabym być już w jej wieku. Bo wtedy jest już taka stabilność. Wiesz, z kim dzielisz życie, prawdopodobnie masz dzieci. Jeśli pracujesz, to już w jednym miejscu raczej do końca i tak dalej. Mniej zmartwień i ustabilizowane życie. 

I teraz jestem w momencie, gdzie niby mam to wszystko zaplanowane, ale nie wiadomo jak będzie, no życie. 

Wtedy jednak, te 3-4 lata temu, tak trochę błądziłam. Rzuciłam studia, wahając się, w którym kierunku iść. Bez partnera, bo jeśli kogoś pokochać, to raz a dobrze. Albo po prostu, co tu mówić, byłam wybredna.

Bez planu na przyszłość tkwiłam w jednym miejscu, chcąc zatrzymać chwilę.

I tak samo było z tym opowiadaniem.

Zabrzmi to błaho, ale naprawdę mam wrażenie, że ci dwaj siedzą mi w głowie. Różni, ale podobni, tak i ja utożsamiam się z nimi dzień po dniu z jednym lub drugim. Nie dają mi spokoju. Więc nie ma bata, że tej historii nie skończę. 

Tym bardziej że czuję, że się starzeję xD

W sensie wiem, że tamten czas już minął. Czas stania w miejscu i zastanawiania się, zatrzymywaniu chwili i braku konsekwencji. I że trzeba wziąć się do roboty, bo jak nie teraz, to wcale.

Dlatego o wiele wyraźniej widzę teraz zakończenie. Bo o ile wcześniej, owszem, wiedziałam, jak się skończy, to nie wiedziałam, jak do tego małymi krokami doprowadzić. I zresztą nie chciałam, na pewno nie za szybko.

To proste i głupie, ale zakończenie opowiadania ubrane w słowa będzie dla mnie jak dowiedzenie się, jak skończy się moje życie. To chyba najlepsze określenie na to, co czuję. A teraz jestem w stanie stwierdzić, że się go już nie boję. To znaczy, no, zakończenia opowiadania.

Dlatego dobrniemy do końca. Trochę to potrwa, bo chcę z siebie wycisnąć tyle, ile się da i potem nie żałować, że czegoś brakuje.

Ale podsumowując, koniec zwierzeń, zapowiadam, że niedługo coś się pojawi. 

Nawiasem mówiąc, chciałam po jakimś czasie bez słowa dodać tu wszystkie rozdziały jednego dnia, dopiero jak skończyłabym wszystko. Ale doszłam do wniosku, że wszyscy, co tu kiedyś byliśmy i dzieliliśmy się tą historią, mamy swoje życia i koniec końców zapomnimy o czymś takim jak blogspot. A nie wiem, ile czasu mi to zajmie. Więc chciałam was uprzedzić, że jak się wam kiedyś o historii naszych uroczych nieśmiertelnych przypomni, to będziecie mogli tu wrócić i poznać jej zakończenie. 

A jeśli blogspot rzeczywiście w końcu upadnie, bo pustki tu są straszne, to znajdziecie mnie na Archive of Our Own pod pseudominem T_D, link w pasku bocznym. Tam też finalnie wrzucę opowiadanie i jakieś one-shoty, ale głównie Kakuhida, bo co do reszty obecna ja się nie przyznaje xd Najchętniej bym resztę usunęła, ale znowu sentymentalna ja protestuje.

A, jeszcze dodam, że dotąd opublikowana historia, fabularnie, to jakieś 15-20% całości. 

1-40% to Nieśmiertelni

40-60% to druga część

60-100% to ostatnia, trzecia część

Więc tak, trochę to potrwa. Chyba będę dodawać na bierząco i będę się musiała sprężyć, bo nie wiadomo, kiedy się zejdzie z tego świata. W końcu nie jesteśmy nieśmiertelni :>

Do następnego!

PS. A wam jak tam życie mija?

[Edycja 10.06] Gdyby ktoś chciał przeczytać raz jeszcze Nieśmiertelnych w ramach przypomnienia poprzednich wydarzeń, to uprzedzam, że wszystkie te rozdziały są w trakcie poprawiania i 17. rozdział dodam zaraz po poprawieniu wszystkich. Nowy rozdział jest już w zasadzie napisany, więc nie potrwa to długo. Więc jeśli dacie mi moment, to wraz z nowym rozdziałem będą też poprawione poprzednie i od wtedy polecam ewentualne czytanie od początku :>

28 lipca 2019

Droubble - Kakuzu x Hidan


DATABOOK
Kakuzu x Hidan




   – Kakuzu, patrz co mam! – podekscytowany Hidan wparował do pokoju, nie kwapiąc się z zapukaniem.
   Kakuzu zwrócił na niego zniecierpliwiony, zmęczony wzrok.
   – Informacje o nas! Wszystko napisali, haha!
   – Co? Skąd je mają? – Zaniepokojony Kakuzu obserwował, jak partner zbliżał się z kartką w ręku.
   – Chuj mnie to, nie wiem, ale patrz...
   – Pokaż to! – Wyrwał mu papier z ręki.
   Było to ogłoszenie z podsumowaniem ich zdolności.
   – Widzisz? Jestem od ciebie lepszy w taijutsu. HA!
   – ...wolę stracić pół punktu w taijutsu, ale nie mieć problemów z logicznym myśleniem. Zauważ, jaką miłą ocenę inteligencji ci dali, biorąc pod uwagę twoje upośledze...
   – Zamknij się, Kakuzu! – przerwał mu, próbując odebrać papier. – Widzisz? Tak na mnie narzekasz, a napisali, że wytrzymałość mam lepszą. Jednak kondycja dziewięćdziesięciolatka to już nie to, co?
   Zadowolenie widoczne było na twarzy Hidana, kiedy poczuł morderczy wzrok partnera.
   – Pół punktu – to i tak więcej! – ciągnął. – A tak się upierałeś...
   – Wiadomo, że przyznali ci więcej w wytrzymałości, kiedy zawsze stoisz na polu bitwy i patrzysz tylko, jak wykonuję twoją robotę.
   – Jasne, jasne...
   – Wiesz... Myślę, że byłbyś najwyżej w tabeli, gdyby była rubryka na „guzdranie się”.



________________________________________________
Szybkie droubble, a teraz szybkie info: w ciągu tygodnia opublikuję nowy rozdział Nieśmiertelnych. Kolejny też się już szykuje.
Widzę, że ktoś tu jeszcze zagląda... ale kto? :D

28 lutego 2019

Nieśmiertelni - Rozdział XVI

Nieśmiertelni - Rozdział XVI

Pairing: Kakuzu x Hidan


   Wpatrywał się w zielone tęczówki z niedowierzaniem. Usta Kakuzu ułożyły się w krzywym uśmiechu, a Hidan... Hidan po raz pierwszy widział ich kształt. Parę tonów ciemniejsze od jego karnacji, lekko wypukłe wargi były nieco zaróżowione. Usta rozciągały się szeroko w grymasie, a przez całą długość od ich kącików do miejsca między uchem a skronią ciągnęły się szwy.
   Szwy na policzkach przyciągnęły jego uwagę, gdzieś w tle słyszał pełne zaskoczenia westchnięcia, więc inni pewnie też je dostrzegli. Według niego były... niezwykłe. Ciągnęły bezlitośnie skórę z policzków i brody, przytrzymując ją z obu stron ze sobą, choć gdy się przyjrzał uważniej, widział, że połączenie ich razem nie powoduje, że rana się goi, o nie. Postrzępione brzegi pociętej skóry ścierały się ze sobą, a nici po prostu trzymały je w miejscu. Hidan zastanowił się przez moment nad tym, czy to bolało jego partnera (i dlatego był wredny, choćby wbity miał kij w cztery litery).
   Czarne nici wcale nie były cienkie, a wbite w skórę i ciasno ściągnięte tworzyły pewnie kolejne niemożliwe do zasklepienia rany. Obejście się z cięciem za pomocą takich szwów sprawiało wrażenie, jakby było to wymyślonym naprędce rozwiązaniem, a przecież Kakuzu żył z tym już bardzo długi czas.
   Wygląda na to, że jego partner nie obchodził się ze sobą delikatnie, szyjąc grubymi nićmi twarz i zakrywając ją po prostu maską. Naszła go dziwna myśl, że Kakuzu nie tylko dla innych, ale i dla siebie samego był bezwzględny. A to, musiał przyznać, wyrównywało jako-tako ich rachunki.
   Było coś w tych szwach, coś bezlitosnego i surowego, że nie mógł oderwać od nich wzroku. Gdy poczuł, że odzyskał czucie w przyszytym na powrót ciele, wysunął mimowolnie dłoń, by ich dotknąć. W tym samym momencie Kakuzu zdążył się wyprostować, wstając i pociągając za nadgarstek wyciągniętej ręki jashinisty, który wydał z siebie okrzyk zdziwienia na niespodziewany ruch. Zachwiał się na nogach, stanąwszy i powrócił wzrokiem do partnera.
   – Weź się w końcu do roboty – usta poruszyły się, tak samo jak szwy na policzkach. Hidan obserwował to zjawisko, nie słuchając. – Można się było spodziewać, że zaczniesz odwalać szopkę ze swoimi rytuałami, jak tylko nikt cię nie będzie pilnował – rzucił, parskając wzgardliwie, po czym odwrócił się w kierunku Sasoriego i Uchihy, a włosy smagnęły jego policzki.
   Kakuzu miał długie włosy. Dłuższe niż Hidan. Prędzej spodziewał się, że Kakuzu może być łysy, ewentualnie krótko strzyżony, ale włosy do ramion? Wyglądały na gęste, nieuczesane i szorstkie. Przylegały z tyłu do umięśnionego karku, a kosmki z przodu opadały jeden przy drugim, okalając ściśle twarz po bokach. Cienie wytworzone na przysłoniętej twarzy nadawały mu groźnego wyglądu, szczególnie wtedy, kiedy wrócił wzrokiem do jashinisty – tylko jego oczy były widoczne wśród cienia, świecąc zabójczym, chłodnym blaskiem zielonych tęczówek. Między jego brwiami powstały głębokie zmarszczki, kiedy szwy na policzkach poruszyły się.
   – ...głuchy jesteś? – usłyszał warknięcie.
   – Co? – bąknął, zaskoczony.
   Skarbnik odwrócił wzrok gdzieś w dal i westchnął, decydując się nie komentować jego wypowiedzi.
   – Co? – powtórzył uparcie, wpatrując się w nagie plecy partnera. Odpowiedzi się nie doczekał. Fuknął pod nosem, niezadowolony, po czym rozejrzał się dookoła.
   Itachi i Sasori dołączyli do jego grupy, pozbywając się kolejnych shinobi z Kamienia.
   Uchylił się, czując mrowienie na karku – w sam raz, by miecz świsnął nad nim. Rękę wyciągając za swoje plecy, skręcił w tę samą stronę tułów, a za nim zamaszyście podążyła reszta ciała, prawie opadając na ziemię. Zanim upadł, jedną dłoń oparł o podłoże, wzbijając stopę w górę, w miejsce w powietrzu, gdzie skoczył jego napastnik. Zadał cios, posyłając mężczyznę na dłuższy dystans. Wolną dłonią zdołał chwycić zgrabnie swoją upuszczoną wcześniej kosę. Trzymając ją, odbił się dłońmi od ziemi, wylądował niedaleko i ustawił się w pozycji. Dostrzegł swojego napastnika, który zdążył już wstać i ruszył w jego stronę ponownie.
   Hidan pogładził swoją broń, mrucząc cicho z zadowoleniem. Wtem machnął nią, tworząc koliste ruchy. Świszczący i metaliczny odgłos brzmiał po prawej stronie, kiedy jedną ręką manewrował kosą. W miarę jak przeciwnik się zbliżał, tak dołączył drugą dłoń, kręcąc nią już nad swoją głową zwinnie. Ten – tak jak jashinista przewidział – chciał to wykorzystać i zaatakował jego dolne kończyny, samemu również trzymając się postawą niżej. Wtedy Hidan wyszedł mu parę kroków naprzeciw i, nie zmieniając położenia rąk i broni, zrobił salto nad przeciwnikiem. Złapał finalnie mocnym uchwytem jednej dłoni kosę, a prędkość, z jaką ta się wcześniej kręciła, pchnęła ciało Hidana w ten sam ruch. W ułamku sekundy kosa rozpłatała połowę tułowia mężczyzny pod nim, a srebrnowłosy wylądował, obracając się już z mniejszą prędkością. Wciąż była jednak wystarczająco duża, żeby jedną nogą musiał złapać stabilność, sunąc kolistym ruchem stopą po ziemi wokół siebie. Wtedy spiął mięśnie – jego biodra podążyły za wprawioną w ruch nogą, biodra pociągnęły za sobą klatkę piersiową i finalnie ramiona wraz z wyprostowanymi rękami, w których trzymał oburącz broń. Postanowił wykorzystać dodatkowy zasięg broni, puszczając ją na moment, by rozwinąć ze szpuli przy biodrze parę metrów połączonej z kosą metalowej liny. W końcu chwycił linę, a trzy ostrza zatoczyły szeroki krąg, ścinając parę głów nieostrożnych shinobich.
   Kątem oka zauważył przypatrującego mu się Kisame, szczerzącego się nienaturalnie szeroko; gdy ich spojrzenia spotkały się, niebieskoskóry gwizdnął w oznace zadowolenia.
   Jego uwagę przykuł skutecznie czyjś wrzask tuż obok siebie.
   Kosa pędziła dalej, mając na swojej drodze posiadacza pomarańczowej maski i jego przeciwnika, odwróconego i nieświadomego zagrożenia. Dłonie Tobiego otoczyły po bokach jego głowę, gdy wrzask wcale nie cichł.
   Oczy Hidana rozszerzyły się na moment, ale zaraz zaśmiał się niepohamowanie, pociągając kosę jeszcze szybciej. Dwa głosy rozbrzmiały wspólnie, kiedy ostrza śmignęły, a tylko jedna głowa opadła na ziemię.
   Wrzask zaczął cichnąć niepewnie.
   – Ech? – westchnął Tobi po chwili.
   Hidan pewnie też wydałby z siebie podobny dźwięk, jednak usłyszał tylko wbicie się kosy z impetem w podłoże, a sam zdołał stanąć prosto. Po chwili opuścił ramiona wzdłuż tułowia i wgapiając się w człowieka w masce, po prostu zgłupiał.
   Tobi spojrzał na niego, podparł się rękami po bokach i zachichotał.
   – Żartowałem!
   Jashinista otrząsnął się z osłupienia.
   – Że co?! – wycharczał.
   – Żartowałem! – powtórzył z takim samym entuzjazmem Tobi.
   Hidan uniósł tylko brew, decydując się wrócić do zabawy. Ruszył w kierunku swojej broni, kiedy zauważył nieopodal Kakuzu. Wciąż nie mógł się nadziwić temu, jak wygląda. Wpatrywał się we wprawione w ruch brązowe włosy, gdy skarbnik, unikając ciosu, kucnął nagle i zaraz ruszył do przodu, wciskając pięść w splot słoneczny przeciwnika, aż ten skulił się i upadł. Kakuzu wyprostował się, kontynuując ruch i pozbawił przytomności mężczyznę przed nim, uderzając go kolanem w twarz. Strugi krwi z zbitego w czaszkę nosa rozbryzgały dookoła i zapewne również w gardle poległego, dusząc go. Jego partner zajęty był już wtedy kolejnym przeciwnikiem, poruszając się zwinnie i obserwując pole bitwy ze skupieniem widocznym w chłodnych, jasnozielonych tęczówkach.
   Hidan nie był tak uważny jak on najwyraźniej, bo poczuł ruch obok siebie i zaraz padł pod obcym ciężarem.
   – ŁAAA!
   Jashinista zdołał dostrzec pomarańczową maskę. To Tobi wpadł na niego, posyłając ich obu na glebę. Strącił go z siebie, klnąc siarczyście, gdy podnosił się na nogi.
   – Co ty odpierdalasz?! – warknął, obserwując, jak ten wskazuje palcem kogoś zmierzającego w ich kierunku.
   – Ten pan ciska we mnie błyskawicami! A Tobi nic nie zrobił! BYŁ GRZECZNY! – zawył.
   – Że, kurwa, co-
   Całe jego ciało napięło się maksymalnie, stygnąc w bezruchu, gdy przepłynęła przez nie odbierająca zmysły fala energii. Myślał, że trwało to wieczność, zanim się skończyło. Miał wrażenie, że wrzeszczał i sam tego nie dosłyszał albo że z jego ust nie wydobył się żaden dźwięk. Poznał prawdę, kiedy technika została zdjęta, a on w końcu mógł zauważyć, że ledwo słyszalny skowyt wydobywał się z jego gardła. Opadł na kolana, przez chwilę jeszcze odczuwając skutki ataku.
   Podniósł się na trzęsących nogach, podpierając się na swojej broni, którą pochwycił wcześniej.
   – Zabiję cię – syknął, wznosząc oczy na napastnika. Ten wpatrywał się w niego uważnie, obejmując wzrokiem jego sylwetkę, choćby analizował każdy jego ruch. Phie, nic mu to nie da. – Jashinie! To dobry dzień, mogę złożyć ci kolejną ofiarę!
   Przejechał czule jedną dłonią po rękojeści kosy, aż dotarł do jej ostrzy. Zranił się, a krew zaczęła spływać na podłoże. Jego przeciwnik przemieścił się, ale nie zwracał na to uwagi, zbyt pochłonięty przygotowaniami.
   Zdążył narysować czerwony krąg wokół siebie, kiedy wyczuł coś za plecami. Mężczyzna, który miał zostać jego ofiarą, padł z głuchym odgłosem przy jego stopach – gdyby Hidan się nie odsunął, ciało runęłoby na jego plecy. Dostrzegł zaraz dlaczego jego niedoszła ofiara była martwa.
   – Kakuzu, co ty robisz?! – wykrzyknął rozwścieczony. Czuł, jak energia przechodzi wzdłuż jego ciała, ale nie mógł jej upuścić i spełnić woli Jashina.
   – Nie będę cię drugi raz zszywał, kretynie – warknął tamten.
   Ruszył w jego stronę z morderczymi intencjami, ale drogę niespodziewanie zastąpił mu ktoś wyłaniający się mozolnie z ziemi. Zetsu. Prychnął, rozeźlony, że nic nie szło po jego myśli.
   Jak na zawołanie obok niego pojawił się Uchiha, a zaraz do tego zgromadzenia doskoczył Kisame. Jego partner, pozbywając się po drodze kolejnego ninjy Kamienia, dołączył do nich moment później.
   – Mamy uciekiniera – zaczął Zetsu.

***

   – Ty nigdzie nie idziesz – rzucił do srebrnowłosego, doskonale wiedząc, co ten sobie myślał. Nie złożył ofiary, był wściekły, pojawiła się okazja, żeby na kogoś zapolować.
   Wściekły, a więc nieostrożny. Kakuzu nie miał zamiaru się powtarzać i mówić, że nie będzie go ponownie zszywał, nie wspominając już o tym, że nie chciałoby mu się fatygować z szukaniem go.
   – Pierdol się, Kakuzu! – odparł jashinista, sprawiając wrażenie, jakby miał zaraz wybuchnąć.
   – Nigdzie. Nie. Idziesz – wycedził. – Nie nadajesz się do tropienia, a tu jest więcej do roboty.
   – A co, ty niby jesteś, kurwa, lepszy?! – krzyczał dalej, gestykulując zamaszyście.
   – Tak.
   Jego bezceremonialna odpowiedź na moment wybiła Hidana z równowagi, ale zaraz rzucił się na Kakuzu z wściekłym okrzykiem.
   – Heeej, chłopaki, to się da załatwić na spokooojnie – wtrącił się Kisame.
   Kakuzu nie zamierzał pozwolić, żeby uciekinierem zajął się jashinista. Tego mu było mało, posyłać go na misję tropiącą, a potem może jeszcze naprawiać syf, jaki narobi. I naprawiać jego. Sam też chciał zostać, żeby móc pilnować partnera na polu bitwy. Już raz mało brakowało, a znowu musiałby go zszywać.
   – Wiecie co? Pierdolcie się! Gońcie sobie sami tego typka – warknął w końcu Hidan i skierował się w stronę narysowanego wcześniej kręgu rytualnego.
   Skarbnik nie odrywał od niego wzroku, nawet kiedy ten zaczął na powrót się pojedynkować.
   Wyczuł na sobie spojrzenie, więc zwrócił się w jego kierunku. Dziwnie się poczuł, patrząc na beznamiętny wyraz twarzy Uchihy. Nie mógł z niego nic odczytać, ale wiedział, że ten właśnie go ocenia.
   – To kto idzie? – odezwał się Zetsu. Zapewne chciał tę osobę w razie ubezpieczenia śledzić klonem, by mieć jak największą wiedzę o wydarzeniach z misji.
   Kakuzu poczuł nieprzyjemną presję związaną z jego poprzednią wypowiedzią. Był dobrym tropicielem, owszem, ale wciąż chciał zostać i mieć partnera na oku. Był to powód, do którego za nic nie zamierzał się przyznawać...
   ...ale sądząc po przenikliwym spojrzeniu Uchihy, nie musiał już przyznawać się do niczego.
   Źle czuł się, analizowany przez tego człowieka, bo choć ten mógł snuć jakieś teorie odnośnie zachowania Kakuzu względem srebrnowłosego, to nigdy się ich nie dowie i nie dowie się, jak Itachi go ocenia. Jakąkolwiek Itachi miałby o jego zachowaniu opinię, przypuszczał, że wypierałby się niezależnie od tego, czy byłaby prawdziwa czy nie.
   Żaden z nich się nie odezwał. Drgnął nieznacznie, przyłapując zaintrygowanego Kisame na wodzeniu wzrokiem od niego do Uchihy.
   – Ja pójdę – powiedział niespodziewanie użytkownik Sharinganu. Rzucił mu ostatnie intensywne spojrzenie, którego Kakuzu nie potrafił zinterpretować, po czym zniknął im z pola widzenia.
   Kisame wyszczerzył zęby w parodii uśmiechu.

***

   Podróż powrotna do bazy nie trwała długo, a po niej dane im zostało parę godzin na odpoczynek. Dopiero minęło południe, gdy zostali wezwani na spotkanie.
   – Zetsu przedstawił mi przebieg misji, dobrze się spisaliście – zaczął Pain, kiedy już wszyscy zgromadzili się w jego gabinecie.
   Oprócz dwóch ustalonych tymczasowo drużyn pojawił się też Zetsu, ale obecność Tobiego najwyraźniej nie była wymagana. Hidan stał oparty o ścianę, nie ukazując większego zainteresowania.
   – Była to jedyna jak na razie planowana misja z mieszanymi zespołami, a teraz wracamy do poprzedniego układu.
   Odwrócił się, by posłać zamaskowanemu krzywe spojrzenie, ale będąc w połowie tego ruchu, przyłapał Uchihę, który wpatrywał się w jashinistę intensywnie. Uniósł brwi w niemym pytaniu, ale ten nie zareagował i dalej patrzył na srebrnowłosego. Prychnął, zrywając kontakt wzrokowy.
   – Wystąpiły też pewne okoliczności związane z Orochimaru – kontynuował lider, a Hidan wytężył słuch, skupiając na nim swoją uwagę. – Mogę powiedzieć wam jedynie tyle, że uciekł, zdradzając nas. Chcę poznać więcej szczegółów na ten temat, dlatego chciałbym o pozostanie po zebraniu, Itachi.
   Kątem oka Hidan spostrzegł, jak wymieniony mężczyzna ledwo zauważalnie kiwnął głową.
   – Zdecyduję po naszej rozmowie o dalszych krokach, ale mogę już zapewnić, że zamierzam go wytropić i unicestwić. Do tego zadania niech przygotuje się drużyna Sasoriego – zwrócił się bezpośrednio do niego. – Jako że byliście kiedyś partnerami, ufam, że najlepiej z nas wszystkich wiesz, gdzie mógł się ukryć.
   Lalkarz mruknął pod nosem potwierdzająco, a z jego oczu nawet jashinista nie miał problemu wyczytać, iż zadowala go myśl o zemście. Hidan mógł się z nim utożsamić.
   – Chcę do nich dołączyć – wtrącił, korzystając z pauzy w wypowiedzi lidera. – Też chętnie bym mu przyłożył za to, jak mnie urządził – warknął, zaciskając pięści.
   – Twój partner zrobił to już za ciebie – ukrócił jego zamiary Pain, rzucając mu jedynie przelotne spojrzenie. – Jest jeszcze jedna kwestia, którą...
   – Co? Nic o tym nie wiem! – bronił się jashinista, czując się zignorowanym. – Tak czy siak, chcę się zemścić i...
   – Kwestia, którą zależy mi również dziś poruszyć. Przenosimy się do tej bazy na dłużej i w związku z tym wszystkie poprzednie raporty i podliczenia...
   – Hej! Mówię do ciebie!
   – ...trzeba będzie tu przenieść. O tym temacie muszę jeszcze porozmawiać z Kakuzu, dlatego też zostań.
   – Kurwa, czy ty jesteś głuchy?!
   Pain w końcu przestał go ignorować i zwrócił na niego ostre spojrzenie.
   – A teraz wyjdźcie, koniec zebrania – powiedział, patrząc prosto w fiołkowe oczy, co sprowokowało Hidana do tego stopnia, że ruszył ku niemu z chęcią mordu. Zatrzymał go Kisame, obracając go, po czym otaczając jego plecy silnym ramieniem, nie pozwalał mu zawrócić.
   – Hej! Puść mnie!
   – Spokooojnie kolego, nie ma potrzeby się opieeerać – rzycił wyższy mężczyzna, wyprowadzając go z pomieszczenia na korytarz. Za nimi wyszli obaj artyści, zostawiając Itachiego i Kakuzu w środku. Zetsu natomiast nie musiał używać drzwi. – No chyyyba że zgodziłbyś się na koleżeński sparing – powiedział, a tą propozycją przykuł uwagę jashinisty na tyle, by przestał się rzucać.
   – Możemy? – Hidan zmarszczył brwi, zastanawiając się, czy walki pomiędzy członkami organizacji były dozwolone. Nie żeby dbał o zasady, ale wolał nie podpadać, kiedy chciał osiągnąć swój cel i dołączyć do drużyny tropiącej Orochimaru.
   Kisame w odpowiedzi posłał mu tylko szeroki uśmiech.
   – Chętnie, może odreagowałbym brak możliwości rewanżu na tym oślizłym dupku, czego żaden z was nie poparł, kurna, dzięki! – warknął w stronę Deidary i jego kompana, który o dziwo nie zignorował towarzystwa i dołączył do rozmowy.
   – Lider już powiedział – Orochimaru wystarczająco oberwał od Kakuzu.
   – Właśnie, un – przytaknął mu blondyn.
   – Ale co to w ogóle znaczy? Dlaczego nic o tym nie wiem? – pytał jashinista. Nie rzucał się już w uścisku Kisame, dlatego ten przeniósł swoje ramię i położył je na jego barkach. To właśnie on mu odpowiedział:
   – Kaaakuzu cię znalazł u niego. Widziałem, jak cię stamtąd wynosił.
   – Ja też, un – dodał Deidara. – Nie widziałem go jeszcze nigdy tak wkurwionego, jak wtedy.
   – Przecież on zawsze jest o byle co wkurwiony, ale żeby z nim walczył?
   – Walczył z nim? Nie. Prędzej go zmasakrował. Ale ten gad zawsze jakoś uchodzi z życiem – odrzekł Sasori, a słowa te wypluł niczym truciznę.
   – Jego ręce... To nie była krew, un, ale jego pięści... Miał cholernie zdarte knykcie – to pierwsze, co zauważyłem, jak was zobaczyłem wtedy. Albo mi się wydawało... Już nie wiem, były całe zakrwawione.
   – Nie, też je widziałem, jak zszywał potem Hidana – skomentował lalkarz.
   – A jaaa nie zwróciłem uwagi – wtrącił Kisame.
   – Nie ty go zszywałeś, danna? – zdumiał się blondyn.
   – Miałem to zrobić, ale sam się już tym zajął, zanim mnie tam wezwano – odpowiedział Sasori beznamiętnym, niskim tonem.
   Owszem, Hidan mógł uwierzyć, że zamaskowany go znalazł i potem zszył, ale żeby się na tyle wkurzył (i to nie na niego!) i go wynosił?
   – Kakuzu mnie stamtąd wyciągał? – dopytywał jashinista z niedowierzaniem słyszalnym w jego głosie.
   – Ano – bąknął niebieskoskóry tuż nad jego uchem.
   Nie pamiętał tego, nie widział przecież, słyszał tylko jakieś huki i chyba stracił przytomność. Cóż, cokolwiek Kakuzu wtedy dla niego zrobił, mógł się założyć, że dostanie za parę dni rachunek do uregulowania. Nie żeby poprzednie zapłacił.
   – I teraz lider nie da mi się zemścić – ubolewał wciąż. – To nie jest, do cholery, pogrzebana sprawa! Dlaczego on to tak traktuje? Bo Kakuzu już mu raz przyłożył? No i co? Ale czemu on w ogóle miałby się wkurzyć?!
   – Biorąc pod uwagę jego krótki temperament, to nie jest coś zadziwiającego – rzucił znienacka Sasori, zaskakując go tymi słowami.
   Kakuzu i krótki temperament?
   – Właśnie, un – poparł partnera blondyn.
   Coś im się chyba pomyliło.
   – To jak z naszym spaaaringiem, kumplu? – Kisame zmienił temat. – Może chcesz wcześniej wrócić do formy, po spotkaniu z naaaszym uroczym byłym kolegą? – podpuszczał go, na co jashinista prychnął, zrzucając masywne ramię ze swoich barków zdecydowanym ruchem. – Mogę dać ci fory – ciągnął zaczepkę.
   – Ja już jestem w formie! – oświadczył.
   – Doskonale – za ich plecami odezwał się głęboki głos, przerywający chichot Kisame. Wszyscy czworo odwrócili się w jego kierunku. – Wyruszamy zaraz na misję. Za pięć minut przy wejściu.
   – Co?! Ale my chcemy zrobić sparing! – zaoponował jashinista. – Nigdzie nie idę!
   – Rozkaz lidera – odparł szorstko Kakuzu, takim tonem, jakby ten fakt był argumentem nie do przebicia. Hidan skrzywił się. – Nie będzie dziś żadnego sparingu.
   – Deidara, idziemy – wtrącił nagle lalkarz, zapewne odebrawszy wezwanie.
   Blondyn rzucił zgromadzonym ostatnie spojrzenie i podążył za partnerem.
   Naburmuszony Hidan przeniósł wzrok na zamaskowanego.
   – Nie będziesz mi mówił, co mam robić! Dopiero co wróciliśmy z jednej misji, nie idę nigdzie teraz! – uparł się.
   – Kuuumplu, przełóżmy to na kiedy indziej, skoro masz nowe zadanie.
   Kisame najwyraźniej nie był po jego stronie, więc rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie. Ten tylko wyszczerzył się szeroko, ukazując ostre uzębienie i powiedział:
   – Pogadamy następnym raaazem. – Zanim skierował się w swoją stronę, poklepał go w plecy na pożegnanie, co wcale nie sprawiło, że jashinista poczuł się mniej zdradzony.
   – Kisame, ty gnojku! – syknął jeszcze za nim, ale usłyszał tylko chichot i chwilę później mężczyzna zniknął z jego pola widzenia. Hidan prychnął, odwracając się.
   – Pięć minut – przypomniał Kakuzu chłodno i również odszedł.
   Miał już serdecznie dosyć tego dnia, a dopiero minęło południe.




_________________________________
Rozdział miał być później, miał być o połowę dłuższy i skończony w dziwnym momencie, bo mam już ciąg dalszy, ale myślę, że tu było idealnie go zakończyć (i że jestem niepoprawnie nadgorliwa). Także owszem, mam już dosyć dużą część następnego rozdziału, ale jeszcze muszę nad nią pomyśleć. Góra dwa spacery, piszę i wstawiam ^^
Cieszy mnie Wasza stała obecność <3
Wena jest, oj, jest, ale tym razem na opowiadanie, a nie notki odautorskie pod rozdziałem, chyba wybaczycie ^^ Odpowiem na komentarze ;)
To tyle, do następnego!

Obserwatorzy