Nieśmiertelni - Rozdział XII
Pairing: Kakuzu x Hidan
Przeczucie, że coś za chwilę zawali mu się na głowę, sprawiło, iż
przebudził się. Leżał na pościeli i domyślał się, że była burza. W tym miejscu
wszystkie dźwięki, jakie można było przypisać takiej pogodzie, wydawały się
dźwiękami spadających głazów i skał z Góry.
Westchnął powoli. Nawet nie wiedział, która była pora. Owinął się w swój
płaszcz dokładniej. Mimowolnie zatopił się w przemyśleniach na temat swojego
partnera - o tym, co nowego się o nim dowiedział.
Makuda bredził coś, jaki to Kakuzu nie jest samotny, a szczerze, Hidan
nigdy nie zaobserwował, żeby temu przeszkadzało bycie samemu. Chociaż trochę
sprzeczne były jego wnioski, bo musiałby go widzieć samego, a jak dotąd, byli
wciąż w swoim jakże uroczym towarzystwie.
Z wywodu mieszkańca Góry nie dowiedział się właściwie niczego istotnego.
Ani o wieku Kakuzu, ani czegoś o nim samym - tylko o historii tej Góry, a za to
znowu upewnił się co do chciwości i przebiegłości partnera.
Prychnął pod nosem i przewrócił się na drugi bok.
~*~
Minęło wiele czasu, zanim Kakuzu znalazł to, czego chciał. A i nad
rozpracowaniem tej techniki i przemyśleniem jej użyteczności oraz tego, jak do
niego mogłaby pasować, poświęcił parę godzin. Po krótkiej kalkulacji doszedł do
wniosku, że za około godzinę miało wstawać słońce.
Spojrzał na rozwinięty zwój i zamyślił się.
Spojrzał na rozwinięty zwój i zamyślił się.
Jego własna umiejętność, technika, dzięki której podtrzymywał się przy
życiu... Ciekawiło go, czy każde zakazane jutsu było tak nieprzyjemne (cóż za
niedopowiedzenie) w wykonywaniu i używaniu.
Coś za coś.
Jego wzrok wyostrzył się
na pergaminie, gdy na myśl nasunęło mu się mimowolne pytanie. Jakie ta technika
miała skutki uboczne?
Skrzywił się pod maską, zanim zwinął znalezisko i schował je w swoim
płaszczu. Szedł pomiędzy uporządkowanymi stertami papierów i zwoi do wyjścia. W
drugim pomieszczeniu, gdzie zostawił Hidana, siedział samotnie Makuda,
trzymający między dłońmi jakiś gorący napar. Mieszkaniec Góry odwrócił się w
jego kierunku, gdy tylko skrzypnęły za nim drzwi.
- Makuda - uprzedził go zamaskowany, chcąc jak najszybciej poruszyć
ważną dla niego kwestię. - Chciałbym, abyś coś dla mnie zrobił.
- Co tylko pan zechce - odpowiedział od razu, patrząc na niego z
ciekawością. Kakuzu milczał dłuższy moment, siadłszy obok mężczyzny.
- Słuchaj wieści, aż usłyszysz o mojej śmierci. - Zauważył, jak Makuda
zmarszczył brwi na jego słowa. - Chcę, żebyś się dowiedział, gdzie wtedy
znajduje się moje ciało. Upewnij się, że niewielu o tym wie. Jedyną osobą,
której będziesz mógł tę informację przekazać, jest Hidan. Zapamiętaj to.
-... Oczywiście. Obiecuję. Może pan być pewien mojej lojalności, przed
pana śmiercią czy po niej. Aczkolwiek ciekawi mnie, dlaczego zakłada pan, że
umrze. Nie wierzy pan w swoją nieśmiertelność...?
- W żadną nie wierzę - odparł ostrym tonem, jednak ten mówił dalej,
niezrażony:
-... Ale sądziłem, że utrzymywanie się przy życiu i wygrywanie walk to
dla pana przez lata były statyczne elementy życia... - Jego głos wskazywał, że
bardziej się teraz nad tym zastanawiał niż stwierdzał fakt; pobrzmiewała w nim
pytająca nuta.
Na krótką chwilę Kakuzu powrócił wspomnieniami do starcia z Pierwszym
Hokage, jak to ledwo uszedł z życiem. Należał wtedy do elitarnych jouninów
swojej wioski, nie znał jeszcze tajemnej techniki, którą później skradł
starszyźnie. Wiele razy zastanawiał się, czy miałby wraz z nią jakieś szanse
przeciw przywódcy Liścia. Wątpił. I on musiałby poświęcić wiele czasu, by
doskonalić się w używaniu tej techniki, i Hokage nabyłby przez te lata większe
doświadczenie. Poza tym Hashirama już nie żył. Mógłby gdybać i podnosić się tym
gdybaniem na duchu, ale na co by mu to było? Porażka wiele go nauczyła. Mimo
tego, że przez nią mieszkańcy jego wioski go potępili i zmusili do opuszczenia
jej, to mógłby też gdybać o tym, jaką przyszłość miałby w tamtym miejscu, nie
dostawszy misji zabicia Hashiramy. Nie widział w takim przypadku dla siebie
długiego życia. Oczywiście nie zakładał, że przy pierwszej lepszej misji by
zginął. Po prostu miał do porównania życie z jednym sercem a z pięcioma, które
w dodatku były wymieniane. Nie starzał się fizycznie. Jego serca były zdrowe,
silne, mogły być zastąpione przez lepsze, więc i jego ciało było w dobrej
formie. Ciężko byłoby go komuś zabić - tak jak prawie udało się to przywódcy
klanu Senju. Ale było to możliwe. Tak samo również Pierwszy Hokage miał
słabości, mimo swej potęgi, a od dawna już nie żył. Nasuwał się jeden oczywisty
wniosek.
- Nikt nie jest niezwyciężony - wymruczał.
Zastanawiał się także, a było to ciekawszym tematem do rozmyślań według
niego, jaki byłby wynik pojedynku Hashiramy z Painem. To zapytanie miało zbyt
wiele skomplikowanych uszczegółowień, by móc jakoś logicznie wyjaśnić
na nie odpowiedź, już nawet nie biorąc pod uwagę zmieniającego tej opcji w
fantazję faktu, że ci dwaj prawdopodobnie nie żyli w jednym czasie.
- Gdzie Hidan? Śpi? - dopytał kpiącym tonem. Dziwne w pewien sposób było dla niego, że jego partner nie sprawiał żadnych problemów. A przynajmniej takowych się nie dosłyszał.
- Gdzie Hidan? Śpi? - dopytał kpiącym tonem. Dziwne w pewien sposób było dla niego, że jego partner nie sprawiał żadnych problemów. A przynajmniej takowych się nie dosłyszał.
Kiedy Makuda przytaknął, zmarszczył brwi.
- Jeśli mogę wiedzieć, dlaczego to jemu mam przekazać taką informację? -
zaczął znowu tamten.
- On... Nie umrze. Bardzo prawdopodobne jest więc, że przeżyje
wszystkich, w tym i mnie. Możesz sobie twierdzić, że jest nieśmiertelny,
chociaż nie ma...
-... Takiego czegoś jak nieśmiertelność - przerwał i dokończył za niego
Makuda. - Wiem. - Mimo że chyba zżerała go ciekawość, naprostował wcześniejszą
kwestię: - Ale miałem na myśli... Dlaczego akurat jemu? Chce pan, żeby pana
wskrzesił? Co w nim jest tak wyjątkowego?
Kakuzu milczał. Milczał przez długi, pełen łatwej do wyczucia
niecierpliwości Makudy moment.
- Skoro jak pan twierdzi, ten młodzieniec jest nieśmiertelny, czy widzi
pan może w nim dawnego siebie? A może jest tak samo samotny jak pan?
Zamaskowany skrzywił się okropnie pod maską, zdegustowany i poirytowany.
- Czy za każdym razem podczas mojej wizyty w tym miejscu zamierzasz
bredzić o samotności i wtrącać te swoje ckliwe wywody? - spytał szorstko groźnym
tonem, po czym zmrużył powieki podejrzliwie. - Ciekaw jestem, czy Hidanowi też
je prawiłeś.
- Aż tak obchodzi pana, o czym z nim rozmawiałem? Teraz to ja jestem
dopiero ciekaw, kim on jest przy panu... - rzucił, rozbawiony i beztroski, nie
widzący najwyraźniej w zamaskowanym żadnego zagrożenia. Kakuzu posłał mu
intensywne spojrzenie. Wstał z krzesła.
- Już nie wiem, który z was bardziej mnie denerwuje.
Gdy wychodził z pomieszczenia, słyszał za sobą lekki śmiech Makudy.
~*~
Przedzierali się przez gęste, wysokie trawy.
Hidan odsuwał każde przeszkadzające mu rośliny z rozmachem, mając już dosyć tej
męczącej wędrówki. Wiosenne słońce też nie pomagało, świecąc mu prosto w oczy.
W okolicy nie było żadnych drzew, a Kakuzu powtarzał swoim denerwującym
zwyczajem, że niedługo będą na miejscu.
A skoro już o nim mowa... Jashinista i jego
miał dosyć. Czy naprawdę tak ciężko było o przydzielenie mu innego partnera? W
porządku - przyzwyczaił się już do niego i jego specyficznego zachowania, a
było na to mnóstwo czasu (więc właściwie nie miał wyboru). Ale irytował go
fakt, że kiedy mówił i nie otrzymywał odpowiedzi, po czym niezrażony mówił
dalej, to doszło do tego, iż zatracał się... w mówieniu samemu ze sobą. Nie
zdziwił się więc i tego dnia.
- Kuźwa, chyba jakaś debilna roślina mnie
poparzyła - burknął z obrzydzeniem, oglądając swój odkryty tors.
Kątem oka zauważył, że Kakuzu skupił na nim
swój wzrok, co było nieco zaskakujące.
- Czerwone to, nawet są jakieś guzki. Fuj.
Hidan skrzywił się, tym razem spostrzegając,
jak jego partner traci zainteresowanie i odwraca się. Westchnął.
Nie cierpiał tej sytuacji. Od kiedy prawie pół roku temu załatwili sprawy w Ukrytej Wiosce Wodospadu, czyli w rodzinnej
wiosce zamaskowanego, ten był taki. Sądził, że ich relacje wtedy nieco się
polepszyły, tak jakby zbliżali się do tego, by nawzajem się tolerować...
Dobrowolnie tolerować. Kakuzu zmienił się od tamtego czasu, jakby zdarzyło się
w wiosce coś ważnego, co zmusiło go być takim (lub mu na to pozwoliło...). Owszem, partner zakazał mu iść za sobą. Musiał zostać tuż przed wejściem. Pamiętał
dobrze, jak się wtedy wynudził, czekając na zamaskowanego. Złożył w ofierze
jakichś przechodniów, czego od dłuższego czasu mu brakowało, a Kakuzu, już wróciwszy,
nie zareagował w żaden sposób na jego oświadczenie, iż to zrobił.
Od tamtej pory był jeszcze bardziej oschły,
lakoniczny w odpowiedziach i prawie wcale nie zwracał na niego uwagi. Tak jakby
Hidan nie istniał – przez całych sześć miesięcy. Większość czasu
spędzili w kryjówce, gdzie Kakuzu zajmował się samotnie papierami albo pieniędzmi, a on
nie robił nic.
Życie Hidana było nudne.
Ale jeszcze bardziej nudny był jego
partner.
Mógł trafić gorzej?
~*~
- Łał. Jakie dziwne drzewa. Nigdy takich nie
widziałem - skomentował.
- Nic dziwnego. - Gdy jashinista usłyszał drugi
głos, prawie podskoczył, zszokowany, że słyszy opinię zamaskowanego na jakiś
temat. - Drzewa tego gatunku występują tylko tu, na wschodzie.
W tym momencie srebrnowłosy zmarszczył nos
podejrzliwie. Przez myśl mu przeszło, że skarbnik odezwał się tylko po to, by
udowodnić mu jego głupotę.
- Wiem, że jesteśmy na wschodzie - warknął
przez zęby. Kakuzu uniósł brew.
- Nie twierdziłem inaczej - stwierdził
spokojnie.
I wtedy jashinista poczuł coś na kształt
zażenowania. Dokładnie. Zażenowania. Och, jak on dotychczas desperacko odkładał
to, by o tym pomyśleć…
Od kiedy to się zaczęło? Oczywiście, że od
tej felernej wizyty u Makudy.
Kakuzu był stary. Ponoć nieśmiertelny. I
chyba od zawsze chciwy. To wiedział na pewno. Ale jashinista nie był w zgodzie
sam ze sobą, kiedy tak po prostu zaczął być… zażenowany myślami, że jego
partner – skoro przeżył już wiele, naprawdę wiele lat, parę wojen i miał tyle czasu na poznanie
świata – był doświadczony. A co za tym szło – miał szeroką wiedzę.
Ugh,
jak to kretyńsko brzmi – zarzucił sobie.
Ale tak. Kakuzu był mądry. A on tym faktem zażenowany. Bo czuł się głupszy?
Nie, nie, nie, NIE! – zaprzeczył. Z irytacją kopnął kamień na
drodze, prychając.
Po prostu pierwszy raz w życiu był
onieśmielony.
Och,
Jashinie… - stęknął w duchu w reakcji na swoje przemyślenia.
I po
raz kolejny – tak. To było chore. Przecież on nie zachowywał się w ten sposób.
Co go obchodził jakiś stary zgred? Właśnie – nic a nic. Poza tym, że musiał
spędzać z nim niemal każdą chwilę.
Tym sposobem Hidan odrzucił od siebie to
obrzydliwe uczucie, któremu prawie że udało się nim zawładnąć.
- Phie! – rzucił, ale Kakuzu już dawno nie
zwracał na niego uwagi. Nic nowego.
- Jesteśmy – oznajmił ni stąd, ni zowąd jego
parter, stanąwszy w miejscu.
- Co? – spytał głupio, również przystając.
Ten znowu mu nie odpowiedział. Jednak tym razem nie było potrzeby.
Przed nimi było wejście do wioski, której
Hidan, zatopiony w przemyśleniach, nie zauważył wcześniej.
- Ale przecież jest wieczór. Powinniśmy na
noc zostać…
- Dzisiaj zostajemy tutaj – przerwał mu
zamaskowany. – Wynajmiemy pokój w gospodzie.
Hidan uniósł brwi. Zaraz potem zaśmiał się.
- Kakuzuuu…! – zaczął konwersacyjnym tonem,
a ten obejrzał się na niego. – Jakiś ty miły! Więc pomyślałeś o moich oparzeniach i
że potrzebujemy odpoczynku jak normalni ludzie! Wiesz, nie podejrzewałbym cię o
taką troskę. Jednak chyba odrobinę mnie lubisz, co?
Jego przecudowny
rozmówca, parsknąwszy pogardliwie, w połowie tego wywodu zdążył już z
powrotem ruszyć dalej przed siebie, nie bacząc na jashinistę, lecz jemu to
przestało przeszkadzać. Był w wyśmienitym humorze.
Pierwszy raz zostawali na noc w gospodzie.
Miał nadzieję, że Kakuzu nie zamierzał jutro
narzekać na to, ile pieniędzy musiał wydać… Chociaż nie. On to raczej
przemilczy, a swoje narzekanie na wydatki zamieni w narzekanie na Hidana, że ten
za wolno idzie.
Taaa…
Zaraz
jednak jego rozradowanie wróciło, gdy przechadzali się ulicą. Oglądał się
dookoła zafascynowany jak dziecko w sklepie z zabawkami, a skarbnik od czasu do
czasu rzucał mu litościwe spojrzenia. On w odpowiedzi szczerzył się do niego
szeroko. No bo po co miał się przejmować jego humorem?
Niektórzy ludzie spoglądali na nich
zaniepokojeni; kosa na plecach Hidana z pewnością nie wzbudzała zaufania, jak i
fakt pojawienia się w wiosce dwóch nieznanych mężczyzn w czarnych płaszczach.
Tak, byli w płaszczach z organizacji - Kakuzu powiedział, że byli wystarczająco
daleko od miejsc, w których ninja zaczęli ich rozpoznawać jako uciekinierów czy
tam, pfu, rabusiów (co w sumie dobrze pasowało do zamaskowanego), nie
wspominając już o tych nielicznych osobach rozponających organizację. Byli w wystarczająco
dalekim miejscu, żeby zostali potraktowani jak zwykli podróżnicy chcący zrobić postój w wiosce. Co wciąż nie oznaczało, że miło ich powitano.
Jakby Hidana obchodziła reakcja
potencjalnych ofiar dla jego Boga.
Kakuzu nagle skręcił i wszedł do jakiegoś
budynku. On podążył za nim i oczom ukazała mu się mała karczma, w której nie
było zbyt tłoczno. Ot, paru klientów siedziało przy stolikach. Nie żeby
jashinista się znał na handlu i biznesie, ale o tej porze jednak powinno być
więcej ludzi w miejscu takim jak to. Nim rozglądnął się po pomieszczeniu - i
tak jakoś szczególnie go nie interesowało - Kakuzu już zdążył porozmawiać ze
stojącym za ladą mężczyzną i teraz odwrócił się do niego.
- Ile jeszcze będziesz tam stał? - burknął,
po czym odwrócił się i ruszył w stronę schodów. - Chodź - dodał pod nosem, nie
oglądając się nawet, żeby upewnić się, czy aby na pewno srebrnowłosy dosłyszał
jego słowa. Wywrócił oczami i poszedł za nim.
~*~
Jego partner skierował swe kroki ku wolnej już łazience, podczas gdy Hidan - wciąż zadowolony z faktu, że
zostawali w tym miejscu na noc - przystanął przy otwartym oknie. Oparłszy się
ramionami o parapet, zajrzał na zewnątrz, a jego usta wykrzywiały się w
mimowolny uśmiech. Wciągnął powietrze, rozmyślając chwilę nad zapomnianą już
mieszanką zapachów z ulic takich jak ta.
- Dziadku, dziadku! - usłyszał nagle.
Spojrzał w kierunku, z którego dochodziło wołanie. Ujrzał pod budynkiem
naprzeciwko około pięcioletniego chłopca podbiegającego do siwiejącego
mężczyzny siedzącego przy wejściu, a który w ręku trzymał jakąś książkę. -
Opowiedz mi historię!
Starszy zaśmiał się chrapliwie, ale
pogodnie. I po krótkiej konwersacji, mężczyzna zaczął opowiadać. Hidan
przysłuchiwał się temu, a jednocześnie myślami błądził gdzieś indziej. Choć
ciekawiła go opowieść – o której sądził, że była prawdziwa - o początku dziejów
na okolicznych ziemiach, zastanawiał się, czy Kakuzu zna tę historię. W ogóle
ten starszy mężczyzna skojarzył mu się z partnerem, być może przez właśnie
opowiadanie historii. Tyle że nieznajomy podkreślił, iż jemu przekazał ją
ojciec, jego ojcowi zaś ojciec jego ojca, ale takim szczegółom Hidan się nie
przysłuchiwał. Z zamaskowanym za to różnica była taka, iż ten w opowiadanej historii
uczestniczył. Jak dotąd ten przedstawił mu jedną taką historię. I wydarzyła się
ona... dawno temu. A okrawając to stwierdzenie z eufemizmu, to właściwie
trzydzieści lat wcześniej.
W jego głowie raz za razem pojawiało się
pytanie, na które odpowiedź Hidan sam próbował przewidzieć. I przewidywał... Że
Kakuzu miał jakieś siedemdziesiąt lat. Przyzwyczajenie się do hipotetycznej
myśli, że jego partner ma tyle lat za sobą, nie było łatwym zadaniem. Zadaniu
temu jashinista jednak nie przykładał wiele uwagi, bowiem prawdą jego założenie
być nie musiało. Choć i tak wydawało się najbardziej prawdopodobne. I to go
nieco dezorientowało.
Siedemdziesiąt lat...
Hidan nawet nie przeżył trzeciej części tego
czasu.
Z rozmyślań wyrwał go dźwięk otwieranych
drzwi. Tak, bo chociaż wciągnęła go opowiadana historia, jak i zatapianie się w
swoich myślach, to takiego skrzypienia nie dało się nie usłyszeć.
Srebrnowłosy
doszedł do wniosku, że Kakuzu dobrze wiedział, gdzie zamierzał przenocować, bo
i jashinista domyślił się, że koszty pobytu w tym miejscu były stosunkowo
niskie. Bo ileż można było wydać na skrzypiące drzwi, nieszczelne okno, kurz na
półkach i przytarty dywan?
Przynajmniej mieli zapewnione miejsce do
spania. Na podłodze znajdowały się dwa legowiska w niewielkiej odległości od
siebie. Hidan odwrócił się i oparł tyłem o parapet, po czym spojrzał na
partnera.
Kakuzu właśnie siadał plecami do niego na
jednym z miejsc przeznaczonych do spania. I miał na sobie tylko spodnie.
Jashinista w pierwszym momencie wytrzeszczył na niego oczy, a w drugim już
przyglądał się uważnie maskom na plecach zamaskowanego. Nigdy wcześniej nie
miał takiej okazji, dlatego zamierzał z niej maksymalnie skorzystać.
Cztery wypukłe maski zamieszczone były na
skórze. Dwie u góry i dwie pod nimi, w równych odległościach od siebie, a
rozstawione tak, że można by je przyrównać do wierzchołków kwadratu. Każda z
nich pomalowana została w inny sposób i innym kolorem. Na krawędziach obszyte
były nićmi, które Hidan mógł zobaczyć na całym widocznym ciele skarbnika.
Zaraz uwagę jashinisty przykuły bardziej
"normalne" cechy ciała starszego mężczyzny. Nie szwy, nie maski – a
mięśnie. Wyglądały, jakby Kakuzu codziennie ciężko trenował, a przecież
srebrnowłosy był z nim prawie cały czas i tego nie zaobserwował. No i... Jak na
sześćdziesięciolatka (tak przypuszczał) jego partner trzymał się całkiem nieźle. Nie żeby Hidan
miał jakieś pojęcie o shinobich, którzy wciąż byli na służbie w tak późnym
wieku.
- Kakuzu - zaczął. Ten nawet nie zareagował,
ale jashinista zdążył się już przyzwyczaić do olewającego zachowania
zamaskowanego. - Czemu twoje ciało jest w takim stanie?
W tym momencie dostrzegł, że ten spiął się
nieznacznie, lekko skręcając głową, jakby chciał spojrzeć za siebie – na
Hidana, ale powstrzymał się w połowie. Ten ruch również wyglądał tak, choćby jego
partner domagał się sprecyzowania pytania.
- Co masz na myśli? – odwarknął ponurym
tonem.
- Twoją kondycję.
Po tych słowach Kakuzu w końcu odwrócił się
ku niemu z takim wyrazem twarzy, choćby nazwał go samym Jashinem.
- Że co?
- No kondycję - rzucił już bardziej zdenerwowany. - Skoro masz więcej niż pięćdziesiąt lat, dlaczego wyglądasz jak trzydziestolatek? - spytał, ale brzmiało to bardziej jak zarzucenie mu winy za jakieś przestępstwo. Zamaskowany (który ową maskę, mimo braku koszuli, wciąż na twarzy miał) uniósł na te słowa brwi. A potem prychnął.
- No kondycję - rzucił już bardziej zdenerwowany. - Skoro masz więcej niż pięćdziesiąt lat, dlaczego wyglądasz jak trzydziestolatek? - spytał, ale brzmiało to bardziej jak zarzucenie mu winy za jakieś przestępstwo. Zamaskowany (który ową maskę, mimo braku koszuli, wciąż na twarzy miał) uniósł na te słowa brwi. A potem prychnął.
- A jak sądzisz dlaczego? - odpowiedział
ponownie pytaniem na pytanie, a pytanie to tak zdziwiło Hidana, że ten zamilkł
i patrzył tylko na partnera bez zrozumienia.
- Jak sądzę? Skąd mam, kurna, wiedzieć? To
ja się ciebie o to pytam! - wyrzucił nagle, coraz bardziej sfrustrowany. Jego
rozmówca spojrzał na niego pogardliwie i wrócił do wcześniej przerwanej
czynności. Hidan warknął w wyrazie złości i odwrócił się przodem do okna z
obrażonym wyrazem twarzy.
~*~
- Hidan - usłyszał, kiedy leżał na macie
chwilę po tym, jak zapadł zmrok. Nie zamierzał jeszcze spać, ale znudziło go
stanie przy oknie i oglądanie już pustych ulic.
- Co?
- burknął przez ramię, jako że leżał na brzuchu z głową skierowaną w przeciwną
stronę niż w tę, gdzie był jego partner.
- Jest zebranie - odparł. On zaś zmarszczył
brwi. - Za chwilę - dodał.
W odpowiedzi na nierozumiejący wzrok
srebrnowłosego, ten wytłumaczył mu, co mieli zrobić i w jaki sposób spotkać się
z resztą członków organizacji. Podczas wyjaśnień Kakuzu jashinista miał ochotę
śmiać się do rozpuku, gdyż wszystko to brzmiało bardzo zabawnie. Bo doprawdy...?
Jakieś hologramy? Jutsu? Tylko po to, żeby porozmawiali? Tak jakby lider sam
nie mógł im wszystkim przekazać jakiejś informacji i koniec. Prychnął. Jednak
kiedy już zostało mu wytłumaczone to, co musiał wiedzieć, zrobił te czynności.
Usiadłszy w siadzie skrzyżnym, złożył dłonie
w pieczęci i przymknął oczy, marszcząc przy tym brwi w skupieniu. Poczuł, jakby
obudził się z płytkiego snu, gdy uchylił powieki.
- WHOOOAH! - wykrzyknął zaskoczony, gdy
zobaczył, że miał coś innego przed oczyma niż moment wcześniej. Kilka wyraźnie
widocznych par oczu, choć on sam ich nie jeszcze dostrzegł, umieściło swe
spojrzenia na nim. Ale on już nie był sobą. Tak jakby. Spoglądnął na swoje
dłonie i zaraz wychylił się do przodu, by zobaczyć resztę ciała. Miał wrażenie,
że prześwitywał, ale nie - jego ciało, włącznie z ubraniami, zlewały się kolorystycznie
w jedną masę. A stwierdzenie "kolorystycznie" ciężko było
wytłumaczyć. Po prostu mienił się nieregularnie wszystkimi kolorami tęczy,
chociaż o trochę zgaszonych i przyciemnionych odcieniach. - Jashinie! - wyraził
znów swoje zdziwienie.
Usłyszał z boku zmodulowane w dziwny sposób
prychnięcie, które brzmiało trochę znajomo. Rzucił wzrokiem w tamtym kierunku.
- Kakuzu? - mruknął. Za chwilę zaśmiał się,
widząc chyba partnera takiego...
kolorowego. A potem spoważniał. - Nie prychaj na mnie! Ugh!
Mógł dosłownie wyczuć, choć w rzeczywistości
nie miał tego jak dostrzec, że ten uniósł w pogardzie jedną brew.
-Ej, Kakuzu! – zbulwersował się ponownie.
- Hm? – zabuczał tamten. Wtedy pojawiły się
następne dwie osoby.
- Oj, oj, oj! Kogo my tu mamyyy? – usłyszał
dziwnie melodyjny głos, przeciągający samogłoski. Hidan wpierw pomyślał, że to
w wyrazie pobłażania i wywyższania się przez tę osobę, ale gdy spojrzał na nią, jakoś wyczuł – być może przez szeroki, krzywy, ale dziwnie szczery
uśmiech – że ta już tak miała w zwyczaju. – Czyżby nowy paaartner? – rzucił osobnik
ten do skarbnika. Nie dał mu jednak czasu na odpowiedź, gdyż znów się odezwał:
- Radzę ci uważać na siebie, kolego… - zwrócił się ponownie do srebrnowłosego.
– Cięęężko jest współpracować z Kakuzu na dłuższą metę… - mówił. – Słyszałem to
od jego poprzednich partnerów… Chociaż nie, żartuję… To właśnie Kakuzu ich
zaaabił…
- Kisame – burknął zamaskowany. – Pilnuj
swojego partnera.
- Och tak… - rzucił ten. Swoją drogą był
okropnie wysoki. Wyższy niż Kakuzu. – Ktoś chyba mi na niego poluuuje…
W tym momencie z cichym brzękiem pojawiła
się kolejna hologramowa postać.
- Oho! O wilku mowa… - zadźwięczał głos
najwyższego mężczyzny.
- Jakim wilku? – tym razem syczący głos
rozbrzmiał wokoło.
- Ach… Przepraszam, miałem na myśli węęęża…
- Kisame uśmiechnął się przymilnie do kogoś o zielonych oczach z pionowymi
źrenicami. Hidan skądś te oczy kojarzył. Ale owe oczy patrzyły tylko na wyszczerzonego
do niego mężczyznę, choćby próbując go przejrzeć na wylot. W międzyczasie pojawiły się dwie
osoby.
- Nieważne – rozległ się syk tego o oczach z
pionowymi źrenicami. – Itachi, co powiesz o swoim partnerze? Nie sprawia
jakichś problemów? – zmienił temat rozmowy. Hidan tylko stał i przysłuchiwał
się temu średnio zainteresowany, usiłując zidentyfikować obecne osoby. Po
znajomym kształcie sylwetek w nowoprzybyłych mógł rozpoznać Sasoriego i
Deidarę. – Chętnie się do ciebie przyłączę w każdej chwili.
Jashinista spojrzał na posiadacza
sharingana, ale ten cały czas milczał i nie wyglądało na to, by miało się to
zmienić. Odpowiedział za to Kisame:
- Ależ Orochimaru! – wykrzyknął wpierw. - Już minęło tyle czasu, że chcesz się mnie
pozbyyyć? Z Itachim bardzo dobrze współpracujemy, praaawda, kolego? – zagadał
do Uchihy wesołym głosem.
- Ej, chwila! To jest Orochimaru?! – wtrącił
się nagle Hidan, skupiając na sobie spojrzenia wszystkich. Pokazywał palcem na
mężczyznę o zwężonych źrenicach.
Wtedy pojawiły się kolejne trzy postaci i
jedna z nich odezwała się:
- Witam.
Na ten głos Hidan wywrócił oczami.
Lider.
Jak on go denerwował… I w dodatku fakt, że
był tu także ten dupek, Orochimaru! Miał ochotę znaleźć się gdzieś daleko od
tego towarzystwa.
- Jesteśmy już wszyscy? – zapytał chyba sam
siebie Pain, bo rozglądnąwszy się po pomieszczeniu, dodał: - Tak. Zatem przejdźmy do
rzeczy. Nietypowo spotykamy się z paru powodów. Po pierwsze prawie każda
ogoniasta bestia została zlokalizowana, lecz na razie nie będziemy ich łapać.
Wpierw musimy zająć się inną sprawą. – Na dłuższy czas zapanowała cisza, kiedy
Pain upewniał się, że obecni są skupieni na tym, co mówił. – Czyż nie
zauważyliście ostatnimi czasy, że ktoś usiłuje złapać nasz trop? – Hidan,
spojrzawszy na partnera, dostrzegł, że ten marszczył brwi w zamyśleniu.
- Kamień? – zagadał Kisame,
najprawdopodobniej uśmiechając się szeroko. – Złapaliśmy ogon jeszcze przed
opuszczeniem kraju Ziemi jakiś miesiąc temu.
- To było ponad pół roku wcześniej, ale nas
też tropiła dosyć duża grupa – odezwał się, ku zaskoczeniu jashinisty,
skarbnik. Srebrnowłosy przeszukał pamięć i nie przypominał sobie niczego
takiego.
- Wtedy to oni przyszli za mną i Deidarą, a
wy do nas dołączyliście później – sprostował Sasori powoli swoim chrapliwym
głosem, po czym prychnął i dodał z nutą pogardy: - Też wracaliśmy z kraju Ziemi…
Wygląda na to, że się nami zainteresowali. Deidara, wiesz coś o tym?
- Co znowu ja? – burknął błękitnooki.
- Ty stamtąd pochodzisz, jeśli dobrze
pamiętam.
- I co z tego, danna?
- Dobrze, że o tym wspominasz, Sasori –
uciął wymianę zdań artystów lider. – Zaplanowałem bowiem pewną misję w celu
dowiedzenia się, o co im chodzi i w razie konieczności pozbycia się ich
zainteresowania. Na ten czas go nie potrzebujemy.
Nastała cisza przez moment. Zaraz głos znów
zabrał lider:
- Zarządzam, by wszystkie drużyny
przybyły do bazy w wiosce Deszczu. Jeśli swoje zadania wykonaliście zgodnie z
moimi zaleceniami, powinny już być one wypełnione…
- I co, rzucimy się całą organizacją na tę
wioskę, skoro nas wszystkich zwołujesz? – odezwał się Hidan kpiącym tonem,
korzystając z pauzy w wypowiedzi Paina. Ten natychmiast skierował swój wzrok na
wyznawcę Jashina.
- Oczywiście, że nie. Pozbycie się
tropicieli nie powinno stanowić kłopotu dla czteroosobowej grupy, składającej
się z shinobi naszej organizacji… Oprócz tropicieli dołączy do owej czwórki para, która zajmie się inną, choć powiązaną misją w tej wiosce. To będą dwie pieczenie na
jednym ogniu. A reszta, która nie zostanie do tych misji przydzielona, dostanie
inne zadania, równie istotne i w okolicy tejże bazy. Szczegółowe informacje
otrzymacie, gdy wszyscy członkowie już będą na miejscu – zakończył swój wywód. –
Czy są jakieś pytania?
- Po co aż cztery czy sześć osób ma brać w
tym udział? – zaczął Kakuzu, podchodząc do tej kwestii sceptycznie. – Chyba nie
po to byliśmy dobierani w dwuosobowe drużyny, żeby teraz się między sobą
mieszać – zauważył. Hidana także to zastanawiało.
- Ponieważ pasuje to do mojego planu.
Cierpliwości, Kakuzu. Wkrótce więcej się dowiecie – odparł Pain, ale właściwie
nie udzielił tymi słowami żadnej odpowiedzi.
- Więc nie powiesz też, kto w tym weźmie
udział? – przewidywał Kisame. Milczenie lidera można było uznać za
potwierdzenie. Najwyższa osoba na zgromadzeniu zaśmiała się pod nosem.
- Jeśli to już wszystko, uważam spotkanie za
zakończone. – Gdy nie doczekał się odzewu, Pain zniknął im z pola widzenia. Po
chwili parę osób poszło w jego ślady.
Hidan zmarszczył nos.
- Wioska Deszczu?! Przecież będziemy tam
szli z tydzień! – zauważył z opóźnieniem.
- Twoim tempem na pewno – zripostował jego
partner.
- Ej, Kakuzu!
Usłyszał jeszcze pogardliwe parsknięcie
zamaskowanego, zanim ten również nie zniknął. Zaraz i on dołączył do skarbnika.
Otworzył oczy i znów był w pokoju w
gospodzie.
Pytał Kakuzu parę razy o to, kiedy niby byli
tropieni, ale ten mu nie odpowiadał. W końcu jego zirytowany partner chyba
uznał, że srebrnowłosy nie odpuści, więc wywróciwszy oczami, rzekł:
- Jutro ci powiem. A teraz idź spać, bo
wyruszamy wcześnie.
~*~
Było popołudnie dwa dni po spotkaniu, a ku zaskoczeniu Hidana, Kakuzu
poinformował go, że wieczorem powinni dotrzeć w umówione miejsce. Dwa dni
wędrówki, osiem przespanych godzin w nocy. I prawie u celu. Cóż, trochę więc
pomylił się w swoich obliczeniach.
Już poprzedniego dnia wczesnym rankiem zamaskowany raczył mu przypomnieć o
dawnej wspólnej misji z Sasorim i Deidarą, której celem było spotkanie się tego
pierwszego ze szpiegiem Orochimaru. I jashinista po krótkim namyśle przyznał mu
rację.
- Ale masz pamięć, Kakuzu! – skomentował wtedy. Jego rozmówca spojrzał
na niego z politowaniem.
- Chyba ty jej brak – rzekł tylko i nie reagował na wulgarne wywody pod
jego adresem od obrażonego srebrnowłosego.
Nie dość, że te dwa dni ciągnęły się Hidanowi w nieskończoność, to oczywiście
skarbnik narzucił takie tempo, iż w owe popołudnie miał ochotę kląć na wszystko
wokół.
- Przecież, kurna, skoro jesteśmy im potrzebni, to chyba na nas
zaczekają, nie? Po co tak pędzisz, choćby cię gonili, ha? – zawołał do niego.
- Bo nie zamierzam iść przez
tydzień – odparł, posyłając mu znaczące spojrzenie.
Jashinista prychnął.
- A co w tym złego?
- To strata czasu, skoro możemy dotrzeć tam szybciej – upierał się
zamaskowany.
On tylko wywrócił oczami i przyspieszył minimalnie swoje skoki na
gałęziach.
A wtedy coś go zaskoczyło.
Poczuł szybkie, ale bolesne ukłucie w kark i gdy sięgał tam dłonią,
zauważył, że coraz ciężej było mu ją podnosić. Nawet nie dotknął karku, kiedy
ta opadła wzdłuż jego tułowia, a całym ciałem, wcześniej bardzo rozpędzonym,
uderzył w większą gałąź, na którą miał skoczyć. Patrzył z szokiem wypisanym na
twarzy na odwracającego się w jego kierunku partnera, zlatując bezwładnie w
kierunku ziemi. Gruchnął plecami o ziemię z hukiem.
___________________________________
Tak, dobrze widzicie. Już wrzesień. No cóż, tak to jest już być osobą, która w nawale obowiązków potrafi znaleźć masę czasu na pisanie, a gdy ma całe wolne dnie, nie robi "nic".
Ale kolejne tak, bardzo dobrze widzicie. Długość notki to ponad 4,5 tysiąca słów. Czyli jak półtora rozdziału. Oto moja rekompensata za Wasze oczekiwanie. Widzę tyle nowych wejść każdego dnia, że nie mogłam przejść obok tego bez reakcji. Nakręca mnie Wasze zainteresowanie moim blogiem, a już tym bardziej wyrażające opinię komentarze. Dzięki ♥
Znalazłam sposób, jak wprawić się w nastrój "dzisiaj mam wenę", więc chyba będzie lepiej z tymi aktualizacjami, ale jeszcze zobaczymy. W każdym razie czekam na doping ♥
Z fabułą w tym rozdziale trochę przykręciłam tempo, ale właściwie może to przez tę ilość scen...? Sama nie wiem. Ale tak ma być i następne rozdziały nie będą nudniejsze od tego - już zapowiadam :D Znaczy, chyba, przynajmniej moim zdaniem xd A Wy co sądzicie?
Do następnego!
Jestem nowa czytelniczka i z przyjnoscia czytam twoje opowiadanie :) kocham ten paring! Pozdrawiam i czekam na dalszy ciag :)
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie :) Ciąg dalszy już się tworzy i zaprząta mi myśli nawet wtedy, kiedy nie powinien :D
UsuńRównież pozdrawiam :D
"Leżał na pościeli i domyślił się, że była burza." nie wiem, to zdanie brzmi dla mnie jakoś dziwnie xD lepiej by mi było "domyślał", ale idk, może się nie znam ;;
OdpowiedzUsuńOmg, o co chodzi
Dlaczego Kakuzu ma umrzeć ;-; (btw to takie fajne że Makuda może powiedzieć o tym tylko Hidanowi, takie aww XD)
"Kuźwa, chyba jakaś debilna roślina mnie popatrzyła" przeczytałam "się na mnie popatrzyła" i byłam jak "jpd nie róbcie mi z Hidana aż takiego debila" a tu tylko twój błąd XD
O nie, biedny Hidan XD Czuje się taki gorszy w obliczu Kakuzu ;-; Ale masz rację biedaku, jesteś głupszy. Jakieś co najmniej 1084975910 razy, sorka.
Ohoho, nocowanie w gospodzie... To mi się kojarzy z jedynym dostępnym małżeńskim pokojem z jednym dwuosobowym łóżkiem 8) A później burza i dzikie seksy w trakcie niej :>
Serio? Nawet jak byli gdzieś daleko, to wydaje mi się, że Akatsuki było rozpoznawalne na cały świat shinobi xd Mogli przynajmniej wywrócić płaszcze na drugą stronę czy coś XD
... Czyli jednak nie ma małżeńskiego łóżka ech...
O matko, czy oni się kiedykolwiek dogadają normalnie xD Ja wiem, że Kakuzu potrzebuje być tajemniczy i tak dalej, ale weź mu ziomek odpowiedz na cokolwiek w końcu, skoro cię pyta :v
"WHOOOAH!" o nie, Hidan, ty dzieciaku, płakam XDDD
"rzeż"? To jest takie słowo? Zawsze myślałam, że to się pisze "żesz" XD
" - Oho! O wilku mowa… - zadźwięczał głos najwyższego mężczyzny.
- Jakim wilku? – tym razem syczący głos rozbrzmiał wokoło.
- Ach… Przepraszam, miałem na myśli węęęża…" czemu mnie to bawi to nie wiem, może mam spierdzielone poczucie humoru XD I na początku nie ogarnęłam o kogo chodzi, byłam przekonana że ten wydłużający samogłoski to właśnie Oro, czy Kisame tak mówił? W sumie Oro też tak chyba nie mówił XD"
"– Chyba nie po to byliśmy dobierani w dwuosobowe drużyny, żeby teraz się między sobą mieszać.
- Ponieważ pasuje to do mojego planu." IDEALNIE XDDDD PAIN, TŁUMACZYSZ IDEALNIE XDDD Spłakałam się właśnie, kocham cię Pain
O nie, to jak Kakuzu zripostował Hidanowi z tym tempem, kocham XD Ten to się chyba wiecznie do tego tempa będzie czepiał xd Hidan, lepiej wyrób sobie kondycję i szybszy chód/bieg :v
A no i cudowne rachunki kochany jashinisto, dwa dni = tydzień, almost the same
O NIE, CO SIĘ STAŁO NA KONIEC? Jak mogłaś przerwać w takim momencie? Teraz się będę zastanawiać, w jaki sposób Kakuzu uratuje swoją księżniczkę w opałach :/
I tak, ten rozdział jest DALEJ krótki XD Jak mowiłaś, że mam nie narzekać na długość, to myślałam, że mi się rozpiszesz na trzy razy tyle, a to to co to jest echh :/
W sumie lepiej brzmi "domyślał" xD
UsuńKażdy umiera, Memi, thats why xd
Eeeeek xD niedopatrzenie xd już zmieniam na "poparzyła" xd
...Hm. Bo poprawne jest żeż xd no widzisz, źle zapamiętałam xd
No bo Kisame ma taki specyficzny sposób mówienia, a że inaczej nie dało się go zaakcentować, to sorry xd
Wehehehe. Wszystko będzie w następnym rozdziale xd
Pfffff, ty nigdy nie docenisz jakiejś poprawy z długością notki :<
Witam,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, czyżby ktoś ich zaatakował, jak widać ma jednak inne podejście do Hideana, on w razie czego ma go wskrzesić...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Uwielbiam jak oni sobie dogryzają. Damn, biedny Hidan jak zawsze go podejdą
OdpowiedzUsuń