Strony

1

2

3

4 września 2016

Nieśmiertelni - Rozdział XII


Nieśmiertelni - Rozdział XII

Pairing: Kakuzu x Hidan




   Przeczucie, że coś za chwilę zawali mu się na głowę, sprawiło, iż przebudził się. Leżał na pościeli i domyślał się, że była burza. W tym miejscu wszystkie dźwięki, jakie można było przypisać takiej pogodzie, wydawały się dźwiękami spadających głazów i skał z Góry.
   Westchnął powoli. Nawet nie wiedział, która była pora. Owinął się w swój płaszcz dokładniej. Mimowolnie zatopił się w przemyśleniach na temat swojego partnera - o tym, co nowego się o nim dowiedział.
   Makuda bredził coś, jaki to Kakuzu nie jest samotny, a szczerze, Hidan nigdy nie zaobserwował, żeby temu przeszkadzało bycie samemu. Chociaż trochę sprzeczne były jego wnioski, bo musiałby go widzieć samego, a jak dotąd, byli wciąż w swoim jakże uroczym towarzystwie.
   Z wywodu mieszkańca Góry nie dowiedział się właściwie niczego istotnego. Ani o wieku Kakuzu, ani czegoś o nim samym - tylko o historii tej Góry, a za to znowu upewnił się co do chciwości i przebiegłości partnera.
   Prychnął pod nosem i przewrócił się na drugi bok.
~*~
   Minęło wiele czasu, zanim Kakuzu znalazł to, czego chciał. A i nad rozpracowaniem tej techniki i przemyśleniem jej użyteczności oraz tego, jak do niego mogłaby pasować, poświęcił parę godzin. Po krótkiej kalkulacji doszedł do wniosku, że za około godzinę miało wstawać słońce.
Spojrzał na rozwinięty zwój i zamyślił się.
   Jego własna umiejętność, technika, dzięki której podtrzymywał się przy życiu... Ciekawiło go, czy każde zakazane jutsu było tak nieprzyjemne (cóż za niedopowiedzenie) w wykonywaniu i używaniu.
   Coś za coś.
   Jego wzrok wyostrzył się na pergaminie, gdy na myśl nasunęło mu się mimowolne pytanie. Jakie ta technika miała skutki uboczne?
   Skrzywił się pod maską, zanim zwinął znalezisko i schował je w swoim płaszczu. Szedł pomiędzy uporządkowanymi stertami papierów i zwoi do wyjścia. W drugim pomieszczeniu, gdzie zostawił Hidana, siedział samotnie Makuda, trzymający między dłońmi jakiś gorący napar. Mieszkaniec Góry odwrócił się w jego kierunku, gdy tylko skrzypnęły za nim drzwi.
   - Makuda - uprzedził go zamaskowany, chcąc jak najszybciej poruszyć ważną dla niego kwestię. - Chciałbym, abyś coś dla mnie zrobił.
   - Co tylko pan zechce - odpowiedział od razu, patrząc na niego z ciekawością. Kakuzu milczał dłuższy moment, siadłszy obok mężczyzny.
   - Słuchaj wieści, aż usłyszysz o mojej śmierci. - Zauważył, jak Makuda zmarszczył brwi na jego słowa. - Chcę, żebyś się dowiedział, gdzie wtedy znajduje się moje ciało. Upewnij się, że niewielu o tym wie. Jedyną osobą, której będziesz mógł tę informację przekazać, jest Hidan. Zapamiętaj to.
   -... Oczywiście. Obiecuję. Może pan być pewien mojej lojalności, przed pana śmiercią czy po niej. Aczkolwiek ciekawi mnie, dlaczego zakłada pan, że umrze. Nie wierzy pan w swoją nieśmiertelność...?
   - W żadną nie wierzę - odparł ostrym tonem, jednak ten mówił dalej, niezrażony:
   -... Ale sądziłem, że utrzymywanie się przy życiu i wygrywanie walk to dla pana przez lata były statyczne elementy życia... - Jego głos wskazywał, że bardziej się teraz nad tym zastanawiał niż stwierdzał fakt; pobrzmiewała w nim pytająca nuta.
   Na krótką chwilę Kakuzu powrócił wspomnieniami do starcia z Pierwszym Hokage, jak to ledwo uszedł z życiem. Należał wtedy do elitarnych jouninów swojej wioski, nie znał jeszcze tajemnej techniki, którą później skradł starszyźnie. Wiele razy zastanawiał się, czy miałby wraz z nią jakieś szanse przeciw przywódcy Liścia. Wątpił. I on musiałby poświęcić wiele czasu, by doskonalić się w używaniu tej techniki, i Hokage nabyłby przez te lata większe doświadczenie. Poza tym Hashirama już nie żył. Mógłby gdybać i podnosić się tym gdybaniem na duchu, ale na co by mu to było? Porażka wiele go nauczyła. Mimo tego, że przez nią mieszkańcy jego wioski go potępili i zmusili do opuszczenia jej, to mógłby też gdybać o tym, jaką przyszłość miałby w tamtym miejscu, nie dostawszy misji zabicia Hashiramy. Nie widział w takim przypadku dla siebie długiego życia. Oczywiście nie zakładał, że przy pierwszej lepszej misji by zginął. Po prostu miał do porównania życie z jednym sercem a z pięcioma, które w dodatku były wymieniane. Nie starzał się fizycznie. Jego serca były zdrowe, silne, mogły być zastąpione przez lepsze, więc i jego ciało było w dobrej formie. Ciężko byłoby go komuś zabić - tak jak prawie udało się to przywódcy klanu Senju. Ale było to możliwe. Tak samo również Pierwszy Hokage miał słabości, mimo swej potęgi, a od dawna już nie żył. Nasuwał się jeden oczywisty wniosek.
   - Nikt nie jest niezwyciężony - wymruczał.
   Zastanawiał się także, a było to ciekawszym tematem do rozmyślań według niego, jaki byłby wynik pojedynku Hashiramy z Painem. To zapytanie miało zbyt wiele skomplikowanych uszczegółowień, by móc jakoś logicznie wyjaśnić na nie odpowiedź, już nawet nie biorąc pod uwagę zmieniającego tej opcji w fantazję faktu, że ci dwaj prawdopodobnie nie żyli w jednym czasie.
- Gdzie Hidan? Śpi? - dopytał kpiącym tonem. Dziwne w pewien sposób było dla niego, że jego partner nie sprawiał żadnych problemów. A przynajmniej takowych się nie dosłyszał.
   Kiedy Makuda przytaknął, zmarszczył brwi.
   - Jeśli mogę wiedzieć, dlaczego to jemu mam przekazać taką informację? - zaczął znowu tamten.
   - On... Nie umrze. Bardzo prawdopodobne jest więc, że przeżyje wszystkich, w tym i mnie. Możesz sobie twierdzić, że jest nieśmiertelny, chociaż nie ma...
   -... Takiego czegoś jak nieśmiertelność - przerwał i dokończył za niego Makuda. - Wiem. - Mimo że chyba zżerała go ciekawość, naprostował wcześniejszą kwestię: - Ale miałem na myśli... Dlaczego akurat jemu? Chce pan, żeby pana wskrzesił? Co w nim jest tak wyjątkowego?
   Kakuzu milczał. Milczał przez długi, pełen łatwej do wyczucia niecierpliwości Makudy moment.
   - Skoro jak pan twierdzi, ten młodzieniec jest nieśmiertelny, czy widzi pan może w nim dawnego siebie? A może jest tak samo samotny jak pan?
   Zamaskowany skrzywił się okropnie pod maską, zdegustowany i poirytowany.
   - Czy za każdym razem podczas mojej wizyty w tym miejscu zamierzasz bredzić o samotności i wtrącać te swoje ckliwe wywody? - spytał szorstko groźnym tonem, po czym zmrużył powieki podejrzliwie. - Ciekaw jestem, czy Hidanowi też je prawiłeś.
   - Aż tak obchodzi pana, o czym z nim rozmawiałem? Teraz to ja jestem dopiero ciekaw, kim on jest przy panu... - rzucił, rozbawiony i beztroski, nie widzący najwyraźniej w zamaskowanym żadnego zagrożenia. Kakuzu posłał mu intensywne spojrzenie. Wstał z krzesła.
   - Już nie wiem, który z was bardziej mnie denerwuje.
   Gdy wychodził z pomieszczenia, słyszał za sobą lekki śmiech Makudy.
~*~
   Przedzierali się przez gęste, wysokie trawy. Hidan odsuwał każde przeszkadzające mu rośliny z rozmachem, mając już dosyć tej męczącej wędrówki. Wiosenne słońce też nie pomagało, świecąc mu prosto w oczy. W okolicy nie było żadnych drzew, a Kakuzu powtarzał swoim denerwującym zwyczajem, że niedługo będą na miejscu.
   A skoro już o nim mowa... Jashinista i jego miał dosyć. Czy naprawdę tak ciężko było o przydzielenie mu innego partnera? W porządku - przyzwyczaił się już do niego i jego specyficznego zachowania, a było na to mnóstwo czasu (więc właściwie nie miał wyboru). Ale irytował go fakt, że kiedy mówił i nie otrzymywał odpowiedzi, po czym niezrażony mówił dalej, to doszło do tego, iż zatracał się... w mówieniu samemu ze sobą. Nie zdziwił się więc i tego dnia.
   - Kuźwa, chyba jakaś debilna roślina mnie poparzyła - burknął z obrzydzeniem, oglądając swój odkryty tors.
   Kątem oka zauważył, że Kakuzu skupił na nim swój wzrok, co było nieco zaskakujące.
   - Czerwone to, nawet są jakieś guzki. Fuj.
   Hidan skrzywił się, tym razem spostrzegając, jak jego partner traci zainteresowanie i odwraca się. Westchnął.
   Nie cierpiał tej sytuacji. Od kiedy prawie pół roku temu załatwili sprawy w Ukrytej Wiosce Wodospadu, czyli w rodzinnej wiosce zamaskowanego, ten był taki. Sądził, że ich relacje wtedy nieco się polepszyły, tak jakby zbliżali się do tego, by nawzajem się tolerować... Dobrowolnie tolerować. Kakuzu zmienił się od tamtego czasu, jakby zdarzyło się w wiosce coś ważnego, co zmusiło go być takim (lub mu na to pozwoliło...). Owszem, partner zakazał mu iść za sobą. Musiał zostać tuż przed wejściem. Pamiętał dobrze, jak się wtedy wynudził, czekając na zamaskowanego. Złożył w ofierze jakichś przechodniów, czego od dłuższego czasu mu brakowało, a Kakuzu, już wróciwszy, nie zareagował w żaden sposób na jego oświadczenie, iż to zrobił.
   Od tamtej pory był jeszcze bardziej oschły, lakoniczny w odpowiedziach i prawie wcale nie zwracał na niego uwagi. Tak jakby Hidan nie istniał – przez całych sześć miesięcy. Większość czasu spędzili w kryjówce, gdzie Kakuzu zajmował się samotnie papierami albo pieniędzmi, a on nie robił nic.
   Życie Hidana było nudne.
   Ale jeszcze bardziej nudny był jego partner.
   Mógł trafić gorzej?

~*~
   - Łał. Jakie dziwne drzewa. Nigdy takich nie widziałem - skomentował.
   - Nic dziwnego. - Gdy jashinista usłyszał drugi głos, prawie podskoczył, zszokowany, że słyszy opinię zamaskowanego na jakiś temat. - Drzewa tego gatunku występują tylko tu, na wschodzie.
   W tym momencie srebrnowłosy zmarszczył nos podejrzliwie. Przez myśl mu przeszło, że skarbnik odezwał się tylko po to, by udowodnić mu jego głupotę.
   - Wiem, że jesteśmy na wschodzie - warknął przez zęby. Kakuzu uniósł brew.
   - Nie twierdziłem inaczej - stwierdził spokojnie.
   I wtedy jashinista poczuł coś na kształt zażenowania. Dokładnie. Zażenowania. Och, jak on dotychczas desperacko odkładał to, by o tym pomyśleć…
   Od kiedy to się zaczęło? Oczywiście, że od tej felernej wizyty u Makudy.
   Kakuzu był stary. Ponoć nieśmiertelny. I chyba od zawsze chciwy. To wiedział na pewno. Ale jashinista nie był w zgodzie sam ze sobą, kiedy tak po prostu zaczął być… zażenowany myślami, że jego partner – skoro przeżył już wiele, naprawdę wiele lat, parę wojen i miał tyle czasu na poznanie świata – był doświadczony. A co za tym szło – miał szeroką wiedzę.
   Ugh, jak to kretyńsko brzmi – zarzucił sobie.
   Ale tak. Kakuzu był mądry. A on tym faktem zażenowany. Bo czuł się głupszy?
   Nie, nie, nie, NIE! – zaprzeczył. Z irytacją kopnął kamień na drodze, prychając.
   Po prostu pierwszy raz w życiu był onieśmielony.
   Och, Jashinie… - stęknął w duchu w reakcji na swoje przemyślenia.
   I po raz kolejny  tak. To było chore. Przecież on nie zachowywał się w ten sposób. Co go obchodził jakiś stary zgred? Właśnie – nic a nic. Poza tym, że musiał spędzać z nim niemal każdą chwilę.
   Tym sposobem Hidan odrzucił od siebie to obrzydliwe uczucie, któremu prawie że udało się nim zawładnąć.
   - Phie! – rzucił, ale Kakuzu już dawno nie zwracał na niego uwagi. Nic nowego.
   - Jesteśmy – oznajmił ni stąd, ni zowąd jego parter, stanąwszy w miejscu.
   - Co? – spytał głupio, również przystając. Ten znowu mu nie odpowiedział. Jednak tym razem nie było potrzeby.
   Przed nimi było wejście do wioski, której Hidan, zatopiony w przemyśleniach, nie zauważył wcześniej.
   - Ale przecież jest wieczór. Powinniśmy na noc zostać…
   - Dzisiaj zostajemy tutaj – przerwał mu zamaskowany. – Wynajmiemy pokój w gospodzie.
   Hidan uniósł brwi. Zaraz potem zaśmiał się.
   - Kakuzuuu…! – zaczął konwersacyjnym tonem, a ten obejrzał się na niego. – Jakiś ty miły! Więc pomyślałeś o moich oparzeniach i że potrzebujemy odpoczynku jak normalni ludzie! Wiesz, nie podejrzewałbym cię o taką troskę. Jednak chyba odrobinę mnie lubisz, co?
   Jego przecudowny rozmówca, parsknąwszy pogardliwie, w połowie tego wywodu zdążył już z powrotem ruszyć dalej przed siebie, nie bacząc na jashinistę, lecz jemu to przestało przeszkadzać. Był w wyśmienitym humorze.
   Pierwszy raz zostawali na noc w gospodzie.
   Miał nadzieję, że Kakuzu nie zamierzał jutro narzekać na to, ile pieniędzy musiał wydać… Chociaż nie. On to raczej przemilczy, a swoje narzekanie na wydatki zamieni w narzekanie na Hidana, że ten za wolno idzie.
   Taaa…
   Zaraz jednak jego rozradowanie wróciło, gdy przechadzali się ulicą. Oglądał się dookoła zafascynowany jak dziecko w sklepie z zabawkami, a skarbnik od czasu do czasu rzucał mu litościwe spojrzenia. On w odpowiedzi szczerzył się do niego szeroko. No bo po co miał się przejmować jego humorem?
   Niektórzy ludzie spoglądali na nich zaniepokojeni; kosa na plecach Hidana z pewnością nie wzbudzała zaufania, jak i fakt pojawienia się w wiosce dwóch nieznanych mężczyzn w czarnych płaszczach. Tak, byli w płaszczach z organizacji - Kakuzu powiedział, że byli wystarczająco daleko od miejsc, w których ninja zaczęli ich rozpoznawać jako uciekinierów czy tam, pfu, rabusiów (co w sumie dobrze pasowało do zamaskowanego), nie wspominając już o tych nielicznych osobach rozponających organizację. Byli w wystarczająco dalekim miejscu, żeby zostali potraktowani jak zwykli podróżnicy chcący zrobić postój w wiosce. Co wciąż nie oznaczało, że miło ich powitano.
   Jakby Hidana obchodziła reakcja potencjalnych ofiar dla jego Boga.
   Kakuzu nagle skręcił i wszedł do jakiegoś budynku. On podążył za nim i oczom ukazała mu się mała karczma, w której nie było zbyt tłoczno. Ot, paru klientów siedziało przy stolikach. Nie żeby jashinista się znał na handlu i biznesie, ale o tej porze jednak powinno być więcej ludzi w miejscu takim jak to. Nim rozglądnął się po pomieszczeniu - i tak jakoś szczególnie go nie interesowało - Kakuzu już zdążył porozmawiać ze stojącym za ladą mężczyzną i teraz odwrócił się do niego.
   - Ile jeszcze będziesz tam stał? - burknął, po czym odwrócił się i ruszył w stronę schodów. - Chodź - dodał pod nosem, nie oglądając się nawet, żeby upewnić się, czy aby na pewno srebrnowłosy dosłyszał jego słowa. Wywrócił oczami i poszedł za nim.
~*~
   Jego partner skierował swe kroki ku wolnej już łazience, podczas gdy Hidan - wciąż zadowolony z faktu, że zostawali w tym miejscu na noc - przystanął przy otwartym oknie. Oparłszy się ramionami o parapet, zajrzał na zewnątrz, a jego usta wykrzywiały się w mimowolny uśmiech. Wciągnął powietrze, rozmyślając chwilę nad zapomnianą już mieszanką zapachów z ulic takich jak ta.
   - Dziadku, dziadku! - usłyszał nagle. Spojrzał w kierunku, z którego dochodziło wołanie. Ujrzał pod budynkiem naprzeciwko około pięcioletniego chłopca podbiegającego do siwiejącego mężczyzny siedzącego przy wejściu, a który w ręku trzymał jakąś książkę. - Opowiedz mi historię!
   Starszy zaśmiał się chrapliwie, ale pogodnie. I po krótkiej konwersacji, mężczyzna zaczął opowiadać. Hidan przysłuchiwał się temu, a jednocześnie myślami błądził gdzieś indziej. Choć ciekawiła go opowieść – o której sądził, że była prawdziwa - o początku dziejów na okolicznych ziemiach, zastanawiał się, czy Kakuzu zna tę historię. W ogóle ten starszy mężczyzna skojarzył mu się z partnerem, być może przez właśnie opowiadanie historii. Tyle że nieznajomy podkreślił, iż jemu przekazał ją ojciec, jego ojcowi zaś ojciec jego ojca, ale takim szczegółom Hidan się nie przysłuchiwał. Z zamaskowanym za to różnica była taka, iż ten w opowiadanej historii uczestniczył. Jak dotąd ten przedstawił mu jedną taką historię. I wydarzyła się ona... dawno temu. A okrawając to stwierdzenie z eufemizmu, to właściwie trzydzieści lat wcześniej.
   W jego głowie raz za razem pojawiało się pytanie, na które odpowiedź Hidan sam próbował przewidzieć. I przewidywał... Że Kakuzu miał jakieś siedemdziesiąt lat. Przyzwyczajenie się do hipotetycznej myśli, że jego partner ma tyle lat za sobą, nie było łatwym zadaniem. Zadaniu temu jashinista jednak nie przykładał wiele uwagi, bowiem prawdą jego założenie być nie musiało. Choć i tak wydawało się najbardziej prawdopodobne. I to go nieco dezorientowało.
   Siedemdziesiąt lat...
   Hidan nawet nie przeżył trzeciej części tego czasu.
   Z rozmyślań wyrwał go dźwięk otwieranych drzwi. Tak, bo chociaż wciągnęła go opowiadana historia, jak i zatapianie się w swoich myślach, to takiego skrzypienia nie dało się nie usłyszeć.
   Srebrnowłosy doszedł do wniosku, że Kakuzu dobrze wiedział, gdzie zamierzał przenocować, bo i jashinista domyślił się, że koszty pobytu w tym miejscu były stosunkowo niskie. Bo ileż można było wydać na skrzypiące drzwi, nieszczelne okno, kurz na półkach i przytarty dywan?
   Przynajmniej mieli zapewnione miejsce do spania. Na podłodze znajdowały się dwa legowiska w niewielkiej odległości od siebie. Hidan odwrócił się i oparł tyłem o parapet, po czym spojrzał na partnera.
   Kakuzu właśnie siadał plecami do niego na jednym z miejsc przeznaczonych do spania. I miał na sobie tylko spodnie. Jashinista w pierwszym momencie wytrzeszczył na niego oczy, a w drugim już przyglądał się uważnie maskom na plecach zamaskowanego. Nigdy wcześniej nie miał takiej okazji, dlatego zamierzał z niej maksymalnie skorzystać.
   Cztery wypukłe maski zamieszczone były na skórze. Dwie u góry i dwie pod nimi, w równych odległościach od siebie, a rozstawione tak, że można by je przyrównać do wierzchołków kwadratu. Każda z nich pomalowana została w inny sposób i innym kolorem. Na krawędziach obszyte były nićmi, które Hidan mógł zobaczyć na całym widocznym ciele skarbnika.
   Zaraz uwagę jashinisty przykuły bardziej "normalne" cechy ciała starszego mężczyzny. Nie szwy, nie maski – a mięśnie. Wyglądały, jakby Kakuzu codziennie ciężko trenował, a przecież srebrnowłosy był z nim prawie cały czas i tego nie zaobserwował. No i... Jak na sześćdziesięciolatka (tak przypuszczał) jego partner trzymał się całkiem nieźle. Nie żeby Hidan miał jakieś pojęcie o shinobich, którzy wciąż byli na służbie w tak późnym wieku.
   - Kakuzu - zaczął. Ten nawet nie zareagował, ale jashinista zdążył się już przyzwyczaić do olewającego zachowania zamaskowanego. - Czemu twoje ciało jest w takim stanie?
   W tym momencie dostrzegł, że ten spiął się nieznacznie, lekko skręcając głową, jakby chciał spojrzeć za siebie  na Hidana, ale powstrzymał się w połowie. Ten ruch również wyglądał tak, choćby jego partner domagał się sprecyzowania pytania.
   - Co masz na myśli?  odwarknął ponurym tonem.
   - Twoją kondycję.
   Po tych słowach Kakuzu w końcu odwrócił się ku niemu z takim wyrazem twarzy, choćby nazwał go samym Jashinem.
   - Że co?
  - No kondycję - rzucił już bardziej zdenerwowany. - Skoro masz więcej niż pięćdziesiąt lat, dlaczego wyglądasz jak trzydziestolatek? - spytał, ale brzmiało to bardziej jak zarzucenie mu winy za jakieś przestępstwo. Zamaskowany (który ową maskę, mimo braku koszuli, wciąż na twarzy miał) uniósł na te słowa brwi. A potem prychnął.
   - A jak sądzisz dlaczego? - odpowiedział ponownie pytaniem na pytanie, a pytanie to tak zdziwiło Hidana, że ten zamilkł i patrzył tylko na partnera bez zrozumienia.
  - Jak sądzę? Skąd mam, kurna, wiedzieć? To ja się ciebie o to pytam! - wyrzucił nagle, coraz bardziej sfrustrowany. Jego rozmówca spojrzał na niego pogardliwie i wrócił do wcześniej przerwanej czynności. Hidan warknął w wyrazie złości i odwrócił się przodem do okna z obrażonym wyrazem twarzy.
~*~
   - Hidan - usłyszał, kiedy leżał na macie chwilę po tym, jak zapadł zmrok. Nie zamierzał jeszcze spać, ale znudziło go stanie przy oknie i oglądanie już pustych ulic.
   - Co? - burknął przez ramię, jako że leżał na brzuchu z głową skierowaną w przeciwną stronę niż w tę, gdzie był jego partner.
   - Jest zebranie - odparł. On zaś zmarszczył brwi. - Za chwilę - dodał.
   W odpowiedzi na nierozumiejący wzrok srebrnowłosego, ten wytłumaczył mu, co mieli zrobić i w jaki sposób spotkać się z resztą członków organizacji. Podczas wyjaśnień Kakuzu jashinista miał ochotę śmiać się do rozpuku, gdyż wszystko to brzmiało bardzo zabawnie. Bo doprawdy...? Jakieś hologramy? Jutsu? Tylko po to, żeby porozmawiali? Tak jakby lider sam nie mógł im wszystkim przekazać jakiejś informacji i koniec. Prychnął. Jednak kiedy już zostało mu wytłumaczone to, co musiał wiedzieć, zrobił te czynności.
   Usiadłszy w siadzie skrzyżnym, złożył dłonie w pieczęci i przymknął oczy, marszcząc przy tym brwi w skupieniu. Poczuł, jakby obudził się z płytkiego snu, gdy uchylił powieki.
   - WHOOOAH! - wykrzyknął zaskoczony, gdy zobaczył, że miał coś innego przed oczyma niż moment wcześniej. Kilka wyraźnie widocznych par oczu, choć on sam ich nie jeszcze dostrzegł, umieściło swe spojrzenia na nim. Ale on już nie był sobą. Tak jakby. Spoglądnął na swoje dłonie i zaraz wychylił się do przodu, by zobaczyć resztę ciała. Miał wrażenie, że prześwitywał, ale nie - jego ciało, włącznie z ubraniami, zlewały się kolorystycznie w jedną masę. A stwierdzenie "kolorystycznie" ciężko było wytłumaczyć. Po prostu mienił się nieregularnie wszystkimi kolorami tęczy, chociaż o trochę zgaszonych i przyciemnionych odcieniach. - Jashinie! - wyraził znów swoje zdziwienie.
   Usłyszał z boku zmodulowane w dziwny sposób prychnięcie, które brzmiało trochę znajomo. Rzucił wzrokiem w tamtym kierunku.
   - Kakuzu? - mruknął. Za chwilę zaśmiał się, widząc chyba partnera takiego... kolorowego. A potem spoważniał. - Nie prychaj na mnie! Ugh!
   Mógł dosłownie wyczuć, choć w rzeczywistości nie miał tego jak dostrzec, że ten uniósł w pogardzie jedną brew.
   -Ej, Kakuzu! – zbulwersował się ponownie.
   - Hm? – zabuczał tamten. Wtedy pojawiły się następne dwie osoby.
   - Oj, oj, oj! Kogo my tu mamyyy? – usłyszał dziwnie melodyjny głos, przeciągający samogłoski. Hidan wpierw pomyślał, że to w wyrazie pobłażania i wywyższania się przez tę osobę, ale gdy spojrzał na nią, jakoś wyczuł – być może przez szeroki, krzywy, ale dziwnie szczery uśmiech – że ta już tak miała w zwyczaju. – Czyżby nowy paaartner? – rzucił osobnik ten do skarbnika. Nie dał mu jednak czasu na odpowiedź, gdyż znów się odezwał: - Radzę ci uważać na siebie, kolego… - zwrócił się ponownie do srebrnowłosego. – Cięęężko jest współpracować z Kakuzu na dłuższą metę… - mówił. – Słyszałem to od jego poprzednich partnerów… Chociaż nie, żartuję… To właśnie Kakuzu ich zaaabił…
   - Kisame – burknął zamaskowany. – Pilnuj swojego partnera.
   - Och tak… - rzucił ten. Swoją drogą był okropnie wysoki. Wyższy niż Kakuzu. – Ktoś chyba mi na niego poluuuje…
   W tym momencie z cichym brzękiem pojawiła się kolejna hologramowa postać.
   - Oho! O wilku mowa… - zadźwięczał głos najwyższego mężczyzny.
   - Jakim wilku? – tym razem syczący głos rozbrzmiał wokoło.
   - Ach… Przepraszam, miałem na myśli węęęża… - Kisame uśmiechnął się przymilnie do kogoś o zielonych oczach z pionowymi źrenicami. Hidan skądś te oczy kojarzył. Ale owe oczy patrzyły tylko na wyszczerzonego do niego mężczyznę, choćby próbując go przejrzeć na wylot. W międzyczasie pojawiły się dwie osoby.
   - Nieważne – rozległ się syk tego o oczach z pionowymi źrenicami. – Itachi, co powiesz o swoim partnerze? Nie sprawia jakichś problemów? – zmienił temat rozmowy. Hidan tylko stał i przysłuchiwał się temu średnio zainteresowany, usiłując zidentyfikować obecne osoby. Po znajomym kształcie sylwetek w nowoprzybyłych mógł rozpoznać Sasoriego i Deidarę. – Chętnie się do ciebie przyłączę w każdej chwili.
   Jashinista spojrzał na posiadacza sharingana, ale ten cały czas milczał i nie wyglądało na to, by miało się to zmienić. Odpowiedział za to Kisame:
   - Ależ Orochimaru! – wykrzyknął wpierw. - Już minęło tyle czasu, że chcesz się mnie pozbyyyć? Z Itachim bardzo dobrze współpracujemy, praaawda, kolego? – zagadał do Uchihy wesołym głosem.
   - Ej, chwila! To jest Orochimaru?! – wtrącił się nagle Hidan, skupiając na sobie spojrzenia wszystkich. Pokazywał palcem na mężczyznę o zwężonych źrenicach.
   Wtedy pojawiły się kolejne trzy postaci i jedna z nich odezwała się:
   - Witam.
   Na ten głos Hidan wywrócił oczami.
   Lider.
   Jak on go denerwował… I w dodatku fakt, że był tu także ten dupek, Orochimaru! Miał ochotę znaleźć się gdzieś daleko od tego towarzystwa.
   - Jesteśmy już wszyscy? – zapytał chyba sam siebie Pain, bo rozglądnąwszy się po pomieszczeniu, dodał: - Tak. Zatem przejdźmy do rzeczy. Nietypowo spotykamy się z paru powodów. Po pierwsze prawie każda ogoniasta bestia została zlokalizowana, lecz na razie nie będziemy ich łapać. Wpierw musimy zająć się inną sprawą. – Na dłuższy czas zapanowała cisza, kiedy Pain upewniał się, że obecni są skupieni na tym, co mówił. – Czyż nie zauważyliście ostatnimi czasy, że ktoś usiłuje złapać nasz trop? – Hidan, spojrzawszy na partnera, dostrzegł, że ten marszczył brwi w zamyśleniu.
   - Kamień? – zagadał Kisame, najprawdopodobniej uśmiechając się szeroko. – Złapaliśmy ogon jeszcze przed opuszczeniem kraju Ziemi jakiś miesiąc temu.
   - To było ponad pół roku wcześniej, ale nas też tropiła dosyć duża grupa – odezwał się, ku zaskoczeniu jashinisty, skarbnik. Srebrnowłosy przeszukał pamięć i nie przypominał sobie niczego takiego.
   - Wtedy to oni przyszli za mną i Deidarą, a wy do nas dołączyliście później – sprostował Sasori powoli swoim chrapliwym głosem, po czym prychnął i dodał z nutą pogardy: - Też wracaliśmy z kraju Ziemi… Wygląda na to, że się nami zainteresowali. Deidara, wiesz coś o tym?
   - Co znowu ja? – burknął błękitnooki.
   - Ty stamtąd pochodzisz, jeśli dobrze pamiętam.
   - I co z tego, danna?
   - Dobrze, że o tym wspominasz, Sasori – uciął wymianę zdań artystów lider. – Zaplanowałem bowiem pewną misję w celu dowiedzenia się, o co im chodzi i w razie konieczności pozbycia się ich zainteresowania. Na ten czas go nie potrzebujemy.
   Nastała cisza przez moment. Zaraz głos znów zabrał lider:
   - Zarządzam, by wszystkie drużyny przybyły do bazy w wiosce Deszczu. Jeśli swoje zadania wykonaliście zgodnie z moimi zaleceniami, powinny już być one wypełnione…
   - I co, rzucimy się całą organizacją na tę wioskę, skoro nas wszystkich zwołujesz? – odezwał się Hidan kpiącym tonem, korzystając z pauzy w wypowiedzi Paina. Ten natychmiast skierował swój wzrok na wyznawcę Jashina.
   - Oczywiście, że nie. Pozbycie się tropicieli nie powinno stanowić kłopotu dla czteroosobowej grupy, składającej się z shinobi naszej organizacji… Oprócz tropicieli dołączy do owej czwórki para, która zajmie się inną, choć powiązaną misją w tej wiosce. To będą dwie pieczenie na jednym ogniu. A reszta, która nie zostanie do tych misji przydzielona, dostanie inne zadania, równie istotne i w okolicy tejże bazy. Szczegółowe informacje otrzymacie, gdy wszyscy członkowie już będą na miejscu – zakończył swój wywód. – Czy są jakieś pytania?
   - Po co aż cztery czy sześć osób ma brać w tym udział? – zaczął Kakuzu, podchodząc do tej kwestii sceptycznie. – Chyba nie po to byliśmy dobierani w dwuosobowe drużyny, żeby teraz się między sobą mieszać – zauważył. Hidana także to zastanawiało.
   - Ponieważ pasuje to do mojego planu. Cierpliwości, Kakuzu. Wkrótce więcej się dowiecie – odparł Pain, ale właściwie nie udzielił tymi słowami żadnej odpowiedzi.
   - Więc nie powiesz też, kto w tym weźmie udział? – przewidywał Kisame. Milczenie lidera można było uznać za potwierdzenie. Najwyższa osoba na zgromadzeniu zaśmiała się pod nosem.
   - Jeśli to już wszystko, uważam spotkanie za zakończone. – Gdy nie doczekał się odzewu, Pain zniknął im z pola widzenia. Po chwili parę osób poszło w jego ślady.
   Hidan zmarszczył nos.
   - Wioska Deszczu?! Przecież będziemy tam szli z tydzień! – zauważył z opóźnieniem.
   - Twoim tempem na pewno – zripostował jego partner.
   - Ej, Kakuzu!
   Usłyszał jeszcze pogardliwe parsknięcie zamaskowanego, zanim ten również nie zniknął. Zaraz i on dołączył do skarbnika.
   Otworzył oczy i znów był w pokoju w gospodzie.
   Pytał Kakuzu parę razy o to, kiedy niby byli tropieni, ale ten mu nie odpowiadał. W końcu jego zirytowany partner chyba uznał, że srebrnowłosy nie odpuści, więc wywróciwszy oczami, rzekł:
   - Jutro ci powiem. A teraz idź spać, bo wyruszamy wcześnie.
~*~
   Było popołudnie dwa dni po spotkaniu, a ku zaskoczeniu Hidana, Kakuzu poinformował go, że wieczorem powinni dotrzeć w umówione miejsce. Dwa dni wędrówki, osiem przespanych godzin w nocy. I prawie u celu. Cóż, trochę więc pomylił się w swoich obliczeniach.
   Już poprzedniego dnia wczesnym rankiem zamaskowany raczył mu przypomnieć o dawnej wspólnej misji z Sasorim i Deidarą, której celem było spotkanie się tego pierwszego ze szpiegiem Orochimaru. I jashinista po krótkim namyśle przyznał mu rację.
   - Ale masz pamięć, Kakuzu! – skomentował wtedy. Jego rozmówca spojrzał na niego z politowaniem.
   - Chyba ty jej brak – rzekł tylko i nie reagował na wulgarne wywody pod jego adresem od obrażonego srebrnowłosego.
   Nie dość, że te dwa dni ciągnęły się Hidanowi w nieskończoność, to oczywiście skarbnik narzucił takie tempo, iż w owe popołudnie miał ochotę kląć na wszystko wokół.
   - Przecież, kurna, skoro jesteśmy im potrzebni, to chyba na nas zaczekają, nie? Po co tak pędzisz, choćby cię gonili, ha? – zawołał do niego.
   - Bo nie zamierzam iść przez tydzień – odparł, posyłając mu znaczące spojrzenie.
   Jashinista prychnął.
   - A co w tym złego?
   - To strata czasu, skoro możemy dotrzeć tam szybciej – upierał się zamaskowany.
   On tylko wywrócił oczami i przyspieszył minimalnie swoje skoki na gałęziach.
   A wtedy coś go zaskoczyło.
   Poczuł szybkie, ale bolesne ukłucie w kark i gdy sięgał tam dłonią, zauważył, że coraz ciężej było mu ją podnosić. Nawet nie dotknął karku, kiedy ta opadła wzdłuż jego tułowia, a całym ciałem, wcześniej bardzo rozpędzonym, uderzył w większą gałąź, na którą miał skoczyć. Patrzył z szokiem wypisanym na twarzy na odwracającego się w jego kierunku partnera, zlatując bezwładnie w kierunku ziemi. Gruchnął plecami o ziemię z hukiem.



___________________________________
Tak, dobrze widzicie. Już wrzesień. No cóż, tak to jest już być osobą, która w nawale obowiązków potrafi znaleźć masę czasu na pisanie, a gdy ma całe wolne dnie, nie robi "nic".
Ale kolejne tak, bardzo dobrze widzicie. Długość notki to ponad 4,5 tysiąca słów. Czyli jak półtora rozdziału. Oto moja rekompensata za Wasze oczekiwanie. Widzę tyle nowych wejść każdego dnia, że nie mogłam przejść obok tego bez reakcji. Nakręca mnie Wasze zainteresowanie moim blogiem, a już tym bardziej wyrażające opinię komentarze. Dzięki
Znalazłam sposób, jak wprawić się w nastrój "dzisiaj mam wenę", więc chyba będzie lepiej z tymi aktualizacjami, ale jeszcze zobaczymy. W każdym razie czekam na doping
Z fabułą w tym rozdziale trochę przykręciłam tempo, ale właściwie może to przez tę ilość scen...? Sama nie wiem. Ale tak ma być i następne rozdziały nie będą nudniejsze od tego - już zapowiadam :D Znaczy, chyba, przynajmniej moim zdaniem xd A Wy co sądzicie?
Do następnego!

5 komentarzy:

  1. Jestem nowa czytelniczka i z przyjnoscia czytam twoje opowiadanie :) kocham ten paring! Pozdrawiam i czekam na dalszy ciag :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam serdecznie :) Ciąg dalszy już się tworzy i zaprząta mi myśli nawet wtedy, kiedy nie powinien :D
      Również pozdrawiam :D

      Usuń
  2. "Leżał na pościeli i domyślił się, że była burza." nie wiem, to zdanie brzmi dla mnie jakoś dziwnie xD lepiej by mi było "domyślał", ale idk, może się nie znam ;;
    Omg, o co chodzi
    Dlaczego Kakuzu ma umrzeć ;-; (btw to takie fajne że Makuda może powiedzieć o tym tylko Hidanowi, takie aww XD)
    "Kuźwa, chyba jakaś debilna roślina mnie popatrzyła" przeczytałam "się na mnie popatrzyła" i byłam jak "jpd nie róbcie mi z Hidana aż takiego debila" a tu tylko twój błąd XD
    O nie, biedny Hidan XD Czuje się taki gorszy w obliczu Kakuzu ;-; Ale masz rację biedaku, jesteś głupszy. Jakieś co najmniej 1084975910 razy, sorka.
    Ohoho, nocowanie w gospodzie... To mi się kojarzy z jedynym dostępnym małżeńskim pokojem z jednym dwuosobowym łóżkiem 8) A później burza i dzikie seksy w trakcie niej :>
    Serio? Nawet jak byli gdzieś daleko, to wydaje mi się, że Akatsuki było rozpoznawalne na cały świat shinobi xd Mogli przynajmniej wywrócić płaszcze na drugą stronę czy coś XD
    ... Czyli jednak nie ma małżeńskiego łóżka ech...
    O matko, czy oni się kiedykolwiek dogadają normalnie xD Ja wiem, że Kakuzu potrzebuje być tajemniczy i tak dalej, ale weź mu ziomek odpowiedz na cokolwiek w końcu, skoro cię pyta :v
    "WHOOOAH!" o nie, Hidan, ty dzieciaku, płakam XDDD
    "rzeż"? To jest takie słowo? Zawsze myślałam, że to się pisze "żesz" XD
    " - Oho! O wilku mowa… - zadźwięczał głos najwyższego mężczyzny.
    - Jakim wilku? – tym razem syczący głos rozbrzmiał wokoło.
    - Ach… Przepraszam, miałem na myśli węęęża…" czemu mnie to bawi to nie wiem, może mam spierdzielone poczucie humoru XD I na początku nie ogarnęłam o kogo chodzi, byłam przekonana że ten wydłużający samogłoski to właśnie Oro, czy Kisame tak mówił? W sumie Oro też tak chyba nie mówił XD"
    "– Chyba nie po to byliśmy dobierani w dwuosobowe drużyny, żeby teraz się między sobą mieszać.
    - Ponieważ pasuje to do mojego planu." IDEALNIE XDDDD PAIN, TŁUMACZYSZ IDEALNIE XDDD Spłakałam się właśnie, kocham cię Pain
    O nie, to jak Kakuzu zripostował Hidanowi z tym tempem, kocham XD Ten to się chyba wiecznie do tego tempa będzie czepiał xd Hidan, lepiej wyrób sobie kondycję i szybszy chód/bieg :v
    A no i cudowne rachunki kochany jashinisto, dwa dni = tydzień, almost the same
    O NIE, CO SIĘ STAŁO NA KONIEC? Jak mogłaś przerwać w takim momencie? Teraz się będę zastanawiać, w jaki sposób Kakuzu uratuje swoją księżniczkę w opałach :/
    I tak, ten rozdział jest DALEJ krótki XD Jak mowiłaś, że mam nie narzekać na długość, to myślałam, że mi się rozpiszesz na trzy razy tyle, a to to co to jest echh :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie lepiej brzmi "domyślał" xD
      Każdy umiera, Memi, thats why xd
      Eeeeek xD niedopatrzenie xd już zmieniam na "poparzyła" xd
      ...Hm. Bo poprawne jest żeż xd no widzisz, źle zapamiętałam xd
      No bo Kisame ma taki specyficzny sposób mówienia, a że inaczej nie dało się go zaakcentować, to sorry xd
      Wehehehe. Wszystko będzie w następnym rozdziale xd
      Pfffff, ty nigdy nie docenisz jakiejś poprawy z długością notki :<

      Usuń
  3. Witam,
    wspaniały rozdział, czyżby ktoś ich zaatakował, jak widać ma jednak inne podejście do Hideana, on w razie czego ma go wskrzesić...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy