Strony

1

2

3

10 maja 2016

Nieśmiertelni - Rozdział X


Nieśmiertelni - Rozdział X

Pairing: Kakuzu x Hidan



   - Kurwa, czy ty mógłbyś mnie chociaż raz w życiu uprzedzić, zanim mi przywalisz, do cholery?! Jashinie, jak ja mam wytrzymać z tym gnojkiem? Za co tak mnie pokarano, że muszę z nim spędzać aż tyle czasu? Z kretynem, którego obchodzą tylko głupie pieniądze – wypluł z siebie pogardliwym głosem, krzywiąc się. Leżał na posadzce, obserwując wstającego właśnie Kakuzu. – „Kości ci się źle zrastały, trzeba było znowu złamać…” – powtórzył jego słowa, imitując głos zamaskowanego kobiecym sopranem, chcąc zdenerwować swojego partnera. - …pierdolenie, pfu. Po dniu czy dwóch, Kakuzu, same by się ustawiły, wiesz! Uciąłeś mi już głowę i się nie przejąłeś, a teraz durne żebra mi nastawiasz, haha! W sumie… Kakuuuzuuu? Czy ty właśnie zacząłeś się o mnie poważnie martwić? Czy tak? Jesteś jakoś podejrzanie uprzejmy…
   - Widzę, że już z tobą wszystko dobrze…
   - W chuj – burknął, przerywając mu.
   - …Więc zaraz ruszamy dalej.
   Hidan warknął wściekle, gdy obserwował, jak jego towarzysz odchodzi ku wejściu schronienia. Rzucił pod nosem wiązkę przekleństw w jego kierunku, próbując zmusić swoje protestujące mięśnie brzucha o spięcie się, tak by mógł usiąść.
~*~
   Kakuzu rozmyślał o swojej rozmowie z liderem. Podczas gdy jego srebrnowłosy partner po raz kolejny zapadł w sen, skontaktował się z nim Pain.
   Powiadomił rudego, że obiorą za cel wędrówki wioskę Wodospadu – tę, z której pochodził. Dodał, że dowiedział się jakiś czas temu od swojego informatora, że jest tam jinjuuriki Czteroogoniastego. To było jednym z powodów, by udać się w to miejsce. Musiał sprawdzić prawdziwość tych informacji. Pain polecił mu, by nie łapali jinjuurikiego w razie napotkania się na niego. Mieli zabrać się za tę część planu w innym czasie. Jednak dowiadywanie się o miejscach pobytu Ogoniastych Bestii leżała w zakresie ich obowiązków w tej części planu, którą właśnie realizowali.
   Hidan wlókł się za nim, marudząc bez ustanku, co działało zamaskowanemu na nerwy. Miał pewność, że roztrzaskane na nowo kości jashinisty dawały o sobie znać. Mało go to obchodziło.
   Gdy tego ranka rozmyślał nad trasą, jaką musieli przebyć, przypomniał sobie o czymś, co nieco ją miało wydłużyć. Rejony, w które się kierowali, były strzeżone przez pewne jednostki ninja Wioski Ukrytej w Trawie. Sprawdzali oni przybyszy, a jeśli rozpoznaliby jakichś poszukiwanych przestępców takich jak oni, wznieśliby alarm i próbowali złapać ich lub się ich pozbyć. Dlatego Kakuzu zaplanował też, jak minąć wszystkie obozowiska strażników. Musieli wydłużyć swoją trasę i myśląc o tym, że prawie o połowę, marszczył brwi w irytacji.
   Inną sprawą, jaka zajmowała jego myśli, było jutsu Edo Tensei.
~*~
   Srebrnowłosy podążał za kompanem, czując się nieswojo w jego towarzystwie. Nie żeby to było czymś nowym, ale przywykł już do tej atmosfery między nimi, która była niepewna, napięta, pełna rozdrażnienia, którą przypadkowy obserwator mógł dostrzec. Teraz jednak, gdy patrzył na Kakuzu, za każdym razem odczuwał pewien rodzaj niepokoju i zmieszanie. Miał wrażenie, jakby w ogóle nie był zauważany, że zamaskowany nie miał świadomości, iż za nim szedł.
   Będąc już dostatecznie sfrustrowanym tym dziwnym, niezrozumiałym uczuciem, postanowił przypomnieć o swojej obecności.
   - KAKUZU!
   Ten odwrócił się tak szybko, że Hidan zastanowił się, czy nie skręcił sobie karku czy kręgosłupa przy tym ruchu. Mimowolnie potarł siniec na klatce piersiowej.
   - Ty idioto! Kazałem ci być cicho! – warknął niskim, groźnym tonem, obrzucając jashinistę zniecierpliwionym spojrzeniem. Hidan z zaskoczeniem zauważył, że powiedział to o wiele szybciej, niż w ogóle miał w zwyczaju mówić.
   - Co z tego, do cholery! Mógłbyś mnie chociaż poinformować, gdzie idziemy i co robimy, bo jak zwykle nic mi o tym nie mówisz – poskarżył się, stanąwszy w miejscu i założywszy ramiona. Kakuzu parsknął pogardliwie.
   - I tak nigdy nie słuchasz.
   Cóż… Srebrnowłosy nie mógł temu zaprzeczyć.
   - Potem porozmawiamy – dodał. Hidanowi wydawało się, że skarbnik pod swoją maską również skrzywił się na to stwierdzenie. Jemu wyobraźnia nasunęła obraz tego, jak gawędzi sobie z Kakuzu przyjaźnie. Niemożliwe. – Teraz nie mogą nas zauważyć.
Kto? – chciał zapytać, ale tylko zmarszczył brwi. Skoczyli na gałęzie wysokich drzew i przyspieszyli tempo.
~*~
   Było późne popołudnie, gdy partner przed nim zwolnił i zeskoczył z gałęzi. Zrobił to samo, lądując obok niego. Jego twarz wykrzywił grymas, bo bolące i gojące się wciąż żebra nie dawały o sobie zapomnieć przez cały ten czas, gdy przemieszczali się po drzewach. W zasadzie to cieszył się, że Kakuzu tego zaprzestał i najwyraźniej zamierzał dalej iść pieszo. Dla Hidana było to bardziej wygodne, bo mniej intensywnie poruszał ciałem przy wędrówce niż przy skakaniu. Podniósł wzrok i przyłapał towarzysza na przypatrywaniu się mu, chociaż to on sam poczuł się chyba bardziej tym zmieszany, bo miał wrażenie, jakby Kakuzu potrafił odczytać jego myśli, w których właściwie przed chwilą wyrażał mu coś na kształt wdzięczności.
   - Jesteśmy niedaleko granicy, tu na pewno już ich nie spotkamy – oznajmił Kakuzu, odwracając się i idąc przed siebie. Hidan dobiegł do niego i szli ramię w ramię.
   - A kogo?
   Zamaskowany zmarszczył brwi w wyrazie poirytowania, ale odpowiedział cierpliwie:
   - Jednostki Ukrytej Wioski w Trawie. Nowy przywódca na pierwszym miejscu stawia na obronę wioski i kontrolę turystów, od kiedy jeden shinobi ze specjalnego oddziału sąsiedniej wioski, z którą toczyli potyczki o władzę, przedostał się bez problemu do prywatnych kwater przywódcy i zabił go.
   Na początku Hidan zdziwił się, że Kakuzu opowiadał mu jakąś historię. A później zaczął się dziwić, że jego partner wie tyle o dziejach jakiegoś małego kraju. Szedł obok i myślał chwilę nad tym, co ten powiedział.
   - Ale skoro to shinobi ich wrogów go zabił, to czemu kontrolują też turystów? – zapytał, a Kakuzu spojrzał na niego jakoś dziwnie, uważnie.
   W tym momencie Hidan zwrócił uwagę na różnicę we wzroście u niego i partnera. Rzadko chodzili tak blisko siebie; zwykle to Hidan szedł za nim w jakiejś odległości. Teraz jednak musiał unieść trochę swoją głowę, gdy na niego spoglądał. Ale to nie to sprawiło, że zauważył tę różnicę. Sprawił to Kakuzu, który patrzył na niego z góry. Czuł się nieco nieswojo pod tym spojrzeniem, mimo że nie było ono pogardliwe czy zdenerwowane, jakie było przeważnie. Może to właśnie ta odmienność go dezorientowała.
   - Bo zabójca nie zostawił żadnych śladów, które by wskazywały na jego winę – wyjaśnił. – Pomimo tego, ludzie i tak mogli domyślać się, kto zabił ich przywódcę. Ale skoro ten był uśmiercony i nie mieli dowodów przeciw tamtemu państwu, to głupotą byłoby pójście do nich i zarzucenie im tego zabójstwa. Mogliby tym wywołać bezpośrednią bitwę, w której byłaby możliwość, że ponieśliby klęskę, nie mówiąc już o tym, że sprzedaliby za darmo informację o śmierci swojego przywódcy.
   Hidana wciąż zadziwiała wiedza zamaskowanego i właściwie to trochę dręczył go ten fakt, dlatego spytał:
   - A jeśli nie było dowodów i nie przedostała się ta informacja tak szybko, to skąd wiesz o tylu szczegółach jak przykładowo, że to nie było paru shinobich, tylko jeden? Bo czy jeden dałby sobie radę z przywódcą kraju?
   Kakuzu znów zmierzył go przeszywającym spojrzeniem, a srebrnowłosy mógł dostrzec, jak wykrzywia teraz wargi prawdopodobnie w czymś w rodzaju uśmiechu. Nie sądził jednak, by ten uśmiech był przyjemny.
   - Trudności nie było właściwie wcale w przedostaniu się do jego kwater bez zostania nakrytym. Zanim przywódca zdążył chwycić za broń, był już martwy. Jeden shinobi był bardziej skuteczny od paru. I byłem nim ja.
   - Co?! – wyraził swoje zaskoczenie Hidan. – Należałeś do tej specjalnej jednostki? To o twoim kraju mówisz?
   Choć jashinista sądził, że Kakuzu zdenerwuje się i nie odpowie, bo zwykł to robić, gdy zadawał pytania dotyczące zamaskowanego, to ten rzekł:
   - Nie, to nie była moja ojczyzna – wynajęli mnie.
   - Więc czemu mówiłeś, że to shinobi ze specjalnej jednostki ICH wioski? – dociekał się wyznawca Jashina.
   - Lubią tak nazywać ninja, którymi się wyręczają – stwierdził, a w jego głosie Hidan mógł usłyszeć pogardę. – Specjalne jednostki to u nich po prostu wynajmowani przestępcy. Nigdy w żadnych takich akcjach nie posługiwali się swoimi ludźmi.
   - Bez sensu – srebrnowłosy wyraził na głos swoje myśli. – Są bardziej ufni przestępcom niż własnym shinobim?
   Kakuzu prychnął z czymś na kształt rozbawienia.
   - Wystarczająco dużo płacili, żeby wynajmowani przestępcy byli im wierni na tę jedną misję.
   Właściwie to jakiej innej odpowiedzi Hidan mógł się spodziewać…?
   - Zresztą ludzie w tej wiosce nie byli aż tak oddani przywódcy, jak ten chciałby, żeby byli. Właściwie to tylko on, jego bliscy i parę wyszkolonych oddziałów chcieli władzy. Za to mieszkańcy wioski nie zamierzali przelewać krwi obywateli tego samego kraju z tak błahego powodu. Dlatego też nic nie powiedzieli, gdy pewnej nocy ich przywódca i ci jego ludzie zostali zamordowani. Ironią było to, że nawet o tym nie wiedząc, nowy przywódca Trawy wynajął tego samego człowieka, by zrobił to samo wrogu, co kiedyś uczynił jego poprzednikowi.
   Hidan parsknął śmiechem.
   - Serio to byłeś ty? – dopytał, rozbawiony przedstawioną przez Kakuzu sytuacją. Ten kiwnął głową.
   - Jednak ci stawiali opór i było ich więcej, więc otrzymałem też większą nagrodę – powiedział z zadowoleniem w głosie.
   Jashiniście przyszło na myśl, że skarbnik pamiętał tę historię tylko z powodu tego, jak wiele korzyści finansowych mu przyniosła. Wywrócił oczami.
   - Co było dalej? Wrogowie Trawy dalej toczą z nimi takie walki? – dopytywał, zainteresowany. Kakuzu w ułamku sekundy rzucił mu trudne do rozszyfrowania spojrzenie i znów skierował wzrok przed siebie, niemal od razu odpowiadając na pytania jashinisty:
   - Nigdy nie byli wrogami. Jedynie być może z nazwy, przez ich przywódcę, ale skoro jego i tak już nie było, to nastał pokój pomiędzy wioskami. – Zamaskowany urwał na moment. – Parę miesięcy później po wyciszeniu tej sprawy przywódca Wioski Ukrytej w Trawie przybył do drugiej wioski i zaproponował ludziom połączenie sił.
   - A o tym skąd wiesz? Robiłeś wtedy za ochroniarza tego przywódcy? – wykpił Hidan. Zamaskowany zmrużył powieki, zerkając na niego kątem oka, ale wyznawca Jashina miał wrażenie, że nie miało to oznaczać groźby, a raczej wyrażać… coś na kształt rozbawienia. O ile Kakuzu potrafił być rozbawiony.
   - Nie. Od jednego z moich byłych informatorów – oznajmił.
   - Byłych? Co, zabiłeś go? – ciągnął złośliwie srebrnowłosy. Tym razem zauważył, jak zamaskowany zaczął powoli tracić „dobry” humor.
   - Nie, nie ja – odpowiedział rzeczowym tonem. Hidan zamyślił się na chwilę.
   - A co było potem? Ci ludzie się jakoś dogadali? – wrócił do tematu. Wolał usłyszeć tę historię do końca, zanim Kakuzu już konkretnie by na niego zdenerwował.
   Jego partner zmarszczył brwi, jakby słyszał myśli Hidana i chciał powiedzieć, że to już się stało, ale westchnąwszy, odwrócił od niego wzrok i zaczął mówić:
   - Skończyło się na tym, że ci ludzie zaczęli budować domy w wiosce Ukrytej w Trawie z pomocą tych, którzy już tam mieszkali i wkrótce potem się do nich przeprowadzili. Od ponad trzydziestu lat istnieje w tym kraju tylko jedna wioska.
   - TRZYDZIESTU?! Jashinie! To ile ty masz lat? Pięćdziesiąt? Sześćdziesiąt? – wymieniał Hidan, będąc całkowicie zaskoczonym.
   Nie, żeby wcześniej sądził, iż Kakuzu jest jedynie parę lat starszy od niego. Ale skoro ta historia wydarzyła się trzydzieści lat wcześniej, to on przecież nie mógł być wtedy sześcioletnim przestępcą, prawda? Gdyby założyć, że miał w tamtym czasie dwadzieścia lat, to i tak… Pięćdziesięcioletni Kakuzu?
   Spoglądał na niego niewidzącym wzrokiem i zatopiony w swoich przemyśleniach nie zauważył, że tamten patrzy na niego jeszcze bardziej wrogo, niż rankiem tego samego dnia, tuż po tym, gdy Hidan wydarł się na prawie pół lasu. Gdy po chwili zdał sobie z tego sprawę, Kakuzu już na niego nie patrzył i przyspieszył kroku, oddalając się od jashinisty. Albo, co było bardziej prawdopodobne, to Hidan zwolnił, myśląc tak intensywnie. Nie zamierzał jednak podejść znów tak blisko towarzysza, żeby i swojego humoru nie spieprzyć.
~*~
   - Ej, Kakuzu… - zaczął Hidan, zastanawiając się, jak długo jeszcze ten zamierza się na niego denerwować. Nie zareagował, więc jashinista mówił dalej: – Właściwie to nie powiedziałeś mi gdzie i po co idziemy, a mieliśmy porozmawiać…
   Czekał jeszcze chwilę, patrząc na partnera, ale ten nawet nie rzucił mu ani jednego spojrzenia. Westchnął.
   - Wiesz, rano cały czas bujałeś gdzieś w obłokach, teraz znowu. Mógłbyś już z tym skończyć, bo jak ktoś nas zaatakuje, to nie zdążysz zareagować, a ja nie zamierzam cię ratować… – powiedział, starając się przyciągnąć uwagę towarzysza.
   - Odezwał się ten, co zawsze jest ostrożny i wcale nie myśli tylko o swoim bożku – zripostował, ale nie dodał nic więcej.
   - Byłbym bardziej ostrożny, gdybym wiedział, że ktoś może nas zaatakować, wiesz? Więc mi o tym powinieneś powiedzieć – odparł srebrnowłosy, uśmiechając się zawadiacko. – Czekam.
   Kakuzu posłał mu poirytowane spojrzenie, ale nie odezwał się.
   - No dobra! To ty w takim razie będziesz mnie ratował… Ach, zapomniałem, przecież jestem nieśmiertelny i nie potrzebuję ratunku – stwierdził, po czym zaśmiał się na swoje własne słowa i spojrzał na zamaskowanego. Ten już zdążył odwrócić wzrok, jawnie go ignorując. Hidanowi zrzedła mina. Patrzył przez chwilę na towarzysza z przymrużonymi z irytacji oczyma.
   Przecież tak się starał podtrzymać rozmowę… Czy Kakuzu nie mógłby tego docenić i w końcu powiedzieć mu to, co chciał on wiedzieć?
   - Widzę, że już nie pamiętasz, kto kogo prosił o pomoc, gdy zamknięto cię w klatce - odezwał się jednak skarbnik, ale nie były to słowa, jakie jashinista chciał usłyszeć.
   - Och, daj spokój, kiedy to było… - fuknął w odpowiedzi i wywrócił oczami.
   Piętnaście minut później zapadł zmierzch, a oni trwali w ciszy – Hidan zrezygnowany, a Kakuzu rozdrażniony. W końcu ten drugi chyba skapitulował.
   - Jesteśmy blisko terenów, w których możemy spotkać wartowników Góry.
   - Góry? – przerwał mu srebrnowłosy.
   - To zapomniana wioska, której mieszkańcy żyli w jaskiniach tej góry – wskazał wzrokiem na miejsce przed nimi, nieco na lewo. – Teraz ich tam nie ma, prawie wszyscy zostali zabici; ci, co przeżyli, pilnują tego miejsca i nie ujawniają, że stamtąd pochodzą. Od połowy wieku również nikt z zewnątrz o niej nie mówi. – Milczał przez chwilę. – Idziemy tam. Jeśli spotkamy wartowników, nie odzywaj się. – Hidan skrzywił się, ale kiwnął głową. – Wiem, jak z nimi rozmawiać i nie potrzebuję w tym twojej pomocy – nawiązał tymi słowami do ich poprzedniej rozmowy, a jashinista prychnął.
   Srebrnowłosy spojrzał raz jeszcze w tamtą stronę i zmrużył oczy.
   - Ale przecież tam nic nie ma…
   Nie spojrzał na zamaskowanego, dlatego nie zobaczył też, jak ten wywraca oczami. Nie usłyszał odpowiedzi od niego.
   Hidan skrzywił się, widząc jedynie parusetmetrowe wzniesienie, które na szczycie pokrywały ogromne skały i zdawałoby się, że cała góra się z nich składała. Jednak jednocześnie z tym, jak obniżał wzrok ku jej podstawie, coraz gęściej między nimi rosły jakimś cudem drzewa, które sukcesywnie dołączały do gęstwiny lasu wokół owej góry. Cienie, które te dawały, kontrastowały z jasnoszarymi skałami, nagrzanymi przez słońce, a te z kolei swoim odcieniem odróżniały się od ciemniej zieleni drzew, zaś wtapiały w odcień chmur na horyzoncie. Może dlatego Hidan początkowo nie zwrócił uwagi na to, że znajdowała się w tymże rejonie jakaś góra. Właściwie to i tak by nie przykuł do tego uwagi, bo zwykle nie chodzili z Kakuzu w góry.
   Sam jej widok nie zrobił na jashiniście wrażenia, bo przecież co było interesującego w stercie skał i paru drzewach? Lecz to, czego nie dostrzegł, sprawiło, że zastanowił się nad pewną kwestią. Myślał przez chwilę i postanowił spytać o to kompana.
   - A jak my tam wejdziemy i w ogóle gdzie wejdziemy, skoro nie ma żadnej ścieżki?
   Tym razem jednak zdołał spostrzec jedno z tych spojrzeń skarbnika, które mówiły: „Wiem, że jesteś idiotą, ale żeby aż tak?” i właściwie nic nie wyjaśniały.
   Dlatego nieusatysfakcjonowany i obrażony teraz Hidan kroczył niedaleko partnera z naburmuszoną miną, zastanawiając się nad kolejną nierozwiązaną kwestią, a mianowicie nad tym, po co tam szli.
   Potarł twarz, czując się sennym być może przez ciepłe promienie zachodzącego słońca. Ziewnął.
   I w tym momencie zauważył, że przy Kakuzu stało dwoje ninja w dobrej pozycji, by zamaskowanego unieszkodliwić. Uśmiechnął się litościwie na ten widok, mając w głowie wyobrażenie tego, jak szybko to Kakuzu unieruchomiłby ich, ale zaraz zorientował się, że jego sytuacja nie wyglądała inaczej od tej partnera.
   - Co to ma niby być, do cholery? – zaczął zrzędliwym, zmęczonym głosem, patrząc na dwójkę tuż przy nim. – Czy ja to jest napad rabunkowy? Daję słowo, tak to wygląda – stwierdził, po czym westchnął. – W ogóle czy ja wam wyglądam na kogoś, kto ma pieniądze?
   - Hidan – warknął skarbnik Akatsuki, a wywołany spojrzał na niego i skrzywił się.
   - Co? – zapytał zaraz, nie mając pojęcia, o co partnerowi chodzi.
   Wtedy dostrzegł kątem oka kogoś jeszcze wyłaniającego się z lasu. Kakuzu popatrzył w tamtą stronę, jashinista zrobił to samo.
   - Po cóż tu przybywacie? – zapytał prawdopodobnie dowódca grupy, ten, który właśnie przybył, patrząc to na niego, to na zamaskowanego.
   - W odwiedziny do pana Makudy – odparł jego partner, co zdezorientowało srebrnowłosego.
   Że co, kurna?
   Hidan zmarszczył nos, ale nim zdążył się odezwać, zrobił to rozmówca Kakuzu.
   - Pan Kakuzu? – zdziwił się, po czym uśmiechnął szeroko. – Rozumiem! Proszę tędy. – I wskazał, rozentuzjazmowany, na las za sobą.
   Jashinista przeżył właśnie chwilę, w czasie której widział kilkusekundową zmianę człowieka z „ponurego, sztywnego dowódcy” w „dziecko, które dostało ulubione cukierki”. Doszedł do wniosku, iż było to bardzo przerażające doświadczenie. Nie mógł sobie wyobrazić, żeby taki Kakuzu nagle przemienił się w serdecznego dowcipnisia z wiankiem na głowie. Stłumił parsknięcie, bo jednak zdołał sobie taki widok zobrazować, jakkolwiek surrealistyczny widok to był.
   Zobaczył przeszywający wzrok obiektu jego rozmyślań, a wzrok ten mówił tyle, co: „Chodź i nie odzywaj się.” Zamaskowany podążył za znikającym w gęstwinie lasu dowódcą, a on zaś dołączył do obserwującego go partnera, który – jak dla Hidana – wyglądał na usatysfakcjonowanego, że ten zrozumiał jego przekaz.
   Uśmiechnął się, zamyślony.
   Właściwie to całkiem dobrze odczytywał już humory partnera, rozróżniał jego spojrzenia i całą resztę składającą się na język ciała. Oczywiście w zakresie tego, co miał okazję dotychczas ujrzeć.
   Jednak pomimo że dowiedział się tego dnia czegoś o przeszłości Kakuzu, miał wrażenie, że znał go jeszcze mniej niż wcześniej. Teraz, zamiast jednego pytania: „Jaka jest przeszłość jego partnera?”, narodziło się ich więcej, a jednocześnie nie dostał odpowiedzi na poprzednie.
   Hidan, podsumowawszy wszystkie te przemyślenia, uświadomił sobie, jak mało wiedział na temat zamaskowanego i dlatego zgubił się w swojej własnej opinii o nim.
   Kim ty, do cholery, jesteś, Kakuzu?



____________________________________
Udało się, czterdziestu paru słów brakuje do trzech tysięcy - jestem zadowolona :D Dziękuję za wszystkie komentarze i maile, jesteście kochani ♥ To było ogromne wsparcie dla mnie i mobilizacja i uwaga: pobiłam chyba swój rekord, bo w niedzielę napisałam około dwóch tysięcy słów, chociaż kiedyś wena mi padała po jednym. To mile zaskakujące wydarzenie to Wasza zasługa! ♥
Chciałabym w większości skupić się na tym opowiadaniu, tak w 1/4 uwagę poświęcać Wojnie, dlatego zastanawiam się nad wyglądem bloga. Tym bardziej, że ciężko się czyta na telefonie, bo nie widać liter. Co sądzicie?
Postaram się nie wystygnąć zbytnio, żeby mi wena nie uciekła i zacząć pisać kolejny rozdział C:
Tymczasem życzę dobrej nocy ♥

6 komentarzy:

  1. Powiem Ci...ŻE PIERWSZA JESTEM. DZIEKUJE, ŻE WYSŁUCHUJESZ MYCH MODLITW (dotarły do Twojej głowy, ne?) I DODAJESZ ROZDZIAŁY ;D
    ODBIEGAJĄC. Kochana. Nigdy się nie czepiam o błędy (no chyba, że już inaczej się nie da), Twojego bloga czyta mi się wręcz znakomicie. ALE... dzisiaj mam malusie uwagi. A mianowicie styl. Aż mnie te stylistyczne mendy po oczach pomerdały... Parę tego było, ale końcowki mi się jakoś nie zgadzają i no coś nie gra i nie piszczy, powtorzenia się też wkradły.
    A tutaj "ale zwykł już do tej atmosfery między nimi" to nie powinno być przywykł? Albo zwykł przyzwyczaić się? Bo zwykł to takie...zwykle chyba. Sama nie jestem pewna, ale coś mi tu nie pasi.
    Takie drobiazgidosłownie, ale po prostu zwracam uwagę , bo odrobinę gorzej mi się czytało. Może to być spowodowane też tym, że jest prawie 1 w nocy. Oczywiście, polonistką nie jestem, Boże broń, po prostu grzecznie informuję o odkryciu :D Nie jest tego dużo, ale pewne zdania musiałam czytać po dwa razy, bo nie wiedzialam, czy dobrze rozumiem... Ale spokojnie, jest cudownie, w ogóle mega się cieszę ze coś dodałaś ;), miło z Twojej strony.
    W ogóle rzeczywiście bardzo to długie, aż się zdziwiłam. Jakiś taki rozgadamy ten mój kochany Kakuzu dzisiaj, lubi się chwalić, czy co? :D Ajaaja intrygujący jest ten zlośnik heh. Czekam na ciąg dalszy, pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie, zwykł to nie zwykle, ale dalej coś nie pasuje

      Usuń
    2. W stylistyce zawsze kuleję, co jakieś wypracowanie kiedyś (z nauczycielką, co sprawdzała pisownię bardzo uważnie i wgl całą resztę), to przynajmniej dwa błędy stylistyczne, frazeologiczne i składniowe xd Wiem, robię błędy, ale dążę do perfekcji, także dzięki za poprawkę; przejrzę ten rozdział dokładnie jutro wieczorkiem i zanalizuję każde zdanie xd Serio xd No chyba że to wypowiedzi Hidana, to czasami może się coś zapomnieć xd
      W ogóle "zwykł: mieć określony zwyczaj" na sjp.pl; czyli jednak niepoprawne zastosowanie, bo w zdaniu łatwo można określić, że powinno być "przywykł".
      Drobiazgi, ale widzisz, nauczyłam się czegoś! :D Dzięki ♥
      No właśnie Kakuzu coś się trochę otworzył, ale nieśmiałkiem przecież nie jest xD
      Czy ja wiem, czy on się chwali? Chociaż w sumie tak xD Że mu się poszczęściło i fajnie zarobił. Ale po co by mu było chwalić się przed Hidanem XD
      Pozdrawiam również :D

      Usuń
  2. No, w końcu przybyłam! Wiem, że mnie nienawidzisz XD Ale ja cię kocham mocno i za Nieśmiertelnych jeszcze mocniej <3
    " - Kurwa, czy ty mógłbyś mnie chociaż raz w życiu uprzedzić, zanim mi przywalisz, do cholery?!" NO JUŻ TO WIDZĘ HIDAN XD Kakuzu "Uwaga Hidan, licząc od teraz za trzy sekundy cię uderzę", śmieszek z ciebie Tekiś
    Hidan nazwał Kakuzu kretynem, przecież to on tu jest największym debilem XD Ale k, nic nie mówię
    "KOŚCI CI SIĘ ŹLE ZRASTAŁY, TRZEBA BYŁO ZNOWU ZŁAMAĆ" XDDDDD PIZGAM Z TEGO
    "Podniósł wzrok i przyłapał towarzysza na przypatrywaniu się mu (...)" hohoho, wiedziałam Kakuzu, że jednak coś tam masz do Hidana, a łamanie mu 1237826934 razy kości jest oznaką miłości
    Och Kakuzu, ty jak chłopiec z przedszkola, jak poderwać to ciągniemy za warkocz <3 W bardziej brutalnym wydaniu.
    Kurde, Kakuzu, tak się rozgadałeś na temat tej akcji, nie wierzę, że byłeś aż tak cierpliwy, żeby wszystko tłumaczyć Hidanowi XD Kurna, przecież HidaHida zadał mu tyle pytań a ten...xd Przyznaj się Kaku, chciałes się pochwalić gdzie to nie byłeś, czego nie zrobiłeś, kogo nie zabiłeś i ile nie zarobiłeś hehe, taki szpan przed gówniarzem, co by szacunek do ciebie miał
    Tylko z tym szacunkiem ci coś nie wyszło, ale spoczi luz, to się nigdy nie naprawi
    Ouuuu Hidan, trafiłeś w czuły punkt z tym wiekiem? Kakuzu boli fakt, że już mu tak ładnie i szybko nie staje, że już mu (generalnie logicznie rzecz biorąc nie powinno XD) w ogóle nie staje i że nie może cię szybko i boleśnie przelecieć, bo zanim w ciebie wejdzie to już się zmęczy pięć razy
    ^ kurde jakie długie zdanie XD"
    "Czy ja to jest napad rabunkowy? (...) W ogóle czy ja wam wyglądam na kogoś kto ma pieniądze?" ahahahah XDDDD czemu mnie to śmieszy
    I oczywiście Hidan nie umie się nie odzywać nie? W sumie to nie dziwię się, że Kakuzu tak się na niego denerwuje XD
    "Nie mógł sobie wyobrazić, żeby taki Kakuzu nagle przemienił się w serdecznego dowcipnisia z wiankiem na głowie." O NIE, TO MNIE ZABIŁO, DZIĘKUJĘ, I'M OUT XDDDD

    Ej, opowiadanie jest głównie z punktu widzenia Hidana, skąd on zna takie mądre słowa jak np. surrealistyczny? :v
    Jezu kocham to opowiadanie XD Oni dwaj są tacy śmieszkowi XD No nie da się ich nie lubić ;-;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie nie wiem, czy to dobrze, że kochasz mnie mniej niż moje opowiadanie ♥
      AHAHAHAH XDDD Ja mam serio jakieś przerażające w skutkach przeskoki z jednej osobowości na drugą - z Hidana na Kakuzu - kiedy piszę z ich perspektywy. Nawet nie pomyślałam, jak to zdanie jest idiotyczne :V ALE WIDZISZ! Tak by powiedział Hidan, mówię ci, moja intuicja też xd.
      Też pizgam, cokolwiek to znaczy xD Myślałam, że może komuś pizgać, ale żeby ktoś pizgał xdd (dobra, nabijam się xd).
      JEZU NO XD To, że się mu przypatruje, nie znaczy, że zarywa xD Memi, gdybyś tak bardzo kochała Nieśmiertelnych, to byś sobie przypomniała, jak parę rozdziałów temu Kakuzu go bacznie obserwował (podpowiem jeszcze, że siedział pod drzewem, a Hidan kombinował z kieszenią xd). Dlatego mam wątpliwości co do tego, jak bardzo i czy w ogóle mnie kochasz xD
      Wgl przeczytałam "KuzuHida zadał mu tyle pytań" i takie wut XDDD
      Oj Memi, jeszcze brakuje ci parudziesięciu razy oglądania odcinków z nimi, żeby dopatrzeć się, że jednak jakoś Hidan Kakuzu tam szanuje xD Jakkolwiek to okazuje... xD
      Rozbrajasz mnie z tą koncepcją o jego problemach z erekcją XD
      Ej, serio nie dałam tam przecinka...? O luju :V Jutro koniecznie sprawdzam OOO:
      Hidana też by to wyobrażenie zabiło, gdyby przecież nie był nieśmiertelny.

      "Śmieszkom" i "wariatom" zdarza się czasami znać jakieś "mądre słowa", tak samo jak mogą prosić o uprzedzanie ich o tym, że zostaną uderzeni xD Odpowiadając, jego pytaj C: ♥

      Usuń
  3. Witam,
    och Kakazu ma tyle tajemnic, Hidean musi być bardzo sfrustrowany...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy