Strony

1

2

3

15 marca 2016

Nieśmiertelni - Rozdział IX


Nieśmiertelni - Rozdział IX

Pairing: Kakuzu x Hidan



   Wrócili do bazy dosyć szybko w porównaniu do tego, ile szli. Od razu kiedy dotarli, Sasori poszedł zdać raport.
   Zamaskowany spojrzał na swoje mokre ramiona. Odłożył do misy szmatkę ubrudzoną od krwi, która zdążyła w czasie drogi przyschnąć na jego skórze. To nie była jego krew, tylko pokonanych przeciwników. Dawno nie dostrzegł choćby zadrapań na swoim ciele. Potrafił tak je utwardzać, że niemożliwym było zrobienie na nim nawet jednej bruzdy. Chociaż nawet gdyby nie utwardzał, jedynie nieliczni byliby w stanie go zranić.
   Zawiesił wzrok na szwach, a jego oczy pociemniały. Nie lubił ich.
   Do mojego gabinetu – rozbrzmiał w głowie Kakuzu głos lidera.
   Spodziewał się, że wkrótce to usłyszy.
   Podejrzewał, czym spowodowane było przerwanie jego misji z Hidanem oraz przedłużanie ich pobytu w bazie. Kakuzu był jednym z tych, którzy byli w organizacji pierwszymi, dlatego lider został wezwany – lider chciał mieć „zaufane” osoby do jakiejś roboty. Przypuszczał, że dotyczyć one będą Orochimaru. Ten zresztą też był jednym z pierwszych, co było nieco kłopotliwe – wiedział wiele o organizacji.
   - Niedługo tam będę – odpowiedział, po czym narzucił siebie płaszcz i ruszył do wyjścia z pokoju.
~*~
   - Więcej naszkodzi tutaj, niż gdyby poszedł z nami.
   Itachi spoglądał na mówcę przenikliwie, ale ten skupiony był całkowicie na Painie.
   Lider słuchał skarbnika, nie odzywając się dłuższy moment po jego wypowiedzi.
   Zastanawiał się, dlaczego zamaskowany tak stanowczo zareagował, kiedy Pain zaproponował, aby Hidan został w organizacji, gdy ten byłby misji z Itachim. Czyżby tak już się do niego przywiązał, że nie chciał iść bez niego? Prawie parsknął na tę myśl. Nie wiedział, co kierowało starszym mężczyzną, ale cieszył się na taki obrót spraw. Jednak fakt, że Hidan miałby iść z nimi na tę misję, nieco komplikował sprawę. Chciał do tego ludzi, którzy znali się na cichej robocie. Najnowszy członek jego organizacji nie wydawał mu się być osobą do tego zdolną. Ani na nią chętną.
   - Obaj wiemy, że więcej naszkodzi podczas misji – wyraził lider na głos swoje myśli. Te słowa miały również na celu sprowokowanie Kakuzu do bronienia partnera oraz upieraniu się przy swoim. Ciekaw był jego motywów. Prawdziwych motywów.
   - Nie o to chodzi – rzekł na to zamaskowany.
   - Więc o co? – spytał lider, marszcząc brwi w zniecierpliwieniu. Po tym, jak zadał to pytanie, to właśnie zamaskowany wydawał się być poirytowany tym, co chciał powiedzieć.
   - On po prostu naszkodzi wszędzie tam, gdzie mnie nie będzie.
   Kakuzu skrzywił się, widząc jego zadowoloną minę.
    - Więc postanowione – osądził tylko lider.
   Potem kazał im przygotować się do misji i jak najszybciej na nią wyruszyć.
   Wzrok Uchihy jak zwykle był dla niego nieodgadniony. Przeszywał go nim, zapewne zastanawiając się nad osobą, której dotyczyła rozmowa.
   Chciałby zobaczyć przebieg wspólnego zadania jego podwładnych, ale niestety nie mógł. Wiedział jednak, że w tej kwestii mógł liczyć na sprawozdanie Zetsu.
~*~
   - Nie patrz mu w oczy – usłyszał Hidan wypowiedziane słowa partnera, które przecięły ciszę. Szli ku wyjściu z bazy. Srebrnowłosy spojrzał na niego, ale zamaskowany nie odwrócił wzroku wbitego w ściany tak, choćby chciał je nim zabić. Zastanowił się nad tymi słowami.
   - Czemu?
   - Po prostu to zapamiętaj. I nie wspominaj o tym przy nim – polecił.
   Jashinista uniósł brwi w zadumie.
   Pierwsze jego pytanie brzmiało: „Dlaczego Kakuzu daje mu poradę?”. W tejże sytuacji, w której ostrzegał Hidana przed innym członkiem Akatsuki, czuł, jakby byli pewnego rodzaju sojusznikami i to było trochę krępujące dla niego. W porządku – po tych paru miesiącach przywykli do siebie nawzajem i do dziwactw partnera. W porządku – w czasie walki nawet czasami sobie pomagali (właściwie to jedynie Hidan był tym, który czasami jej potrzebował… Ale! I tak bez tego znalazłby przecież wyjście z sytuacji!). Tylko że… jashinista miał wrażenie, jakoby Kakuzu się o niego… troszczył.
   PHIE! Jeszcze czego!
   Wymazał te słowa z pamięci czym prędzej. Miał po prostu wrażenie, że zamaskowanego obchodził bardziej niż wcześniej. Tak jakby znalazł jakiś słaby punkt srebrnowłosego (Może sobie o tym pomarzyć!) i teraz chce go ochraniać, obawiając się, że poniesie porażkę.
   I tutaj zadał on sobie drugie pytanie: „Dlaczego Kakuzu ocenia wynik jakiegokolwiek starcia Hidana na jego przegraną, gdy jashinista w ogóle jeszcze nie poznał przeciwnika (i przeciwnik nie poznał jego)?”. Kakuzu zakładał, że jeśli spojrzy w oczy tamtej osobie, to srebrnowłosy sobie z tym nie poradzi. Był nieśmiertelny, do cholery! To znaczy, że nie przegrywa! Jego partner śmieszył go pod tym względem – miał inne podejście. Idiotyczne podejście. Nie dość, że nie wierzył w nieśmiertelność (chociaż miał żywy dowód przed sobą oraz samego siebie), to „wygrana lub przegrana” nie oznaczały dla niego „życia lub śmierci”. Dla Hidana to było oczywiste, że nie umrze, więc każdy pojedynek może wygrać. A skoro prawie wszyscy jego przeciwnicy, walcząc, mieli zamiar go zabić – dlaczego on nie miałby ich zabijać? Wyjątkiem byli jedynie członkowie Akatsuki chcący go zwerbować w swe szeregi. Dla niego to było oczywiste, że zabijał (innej możliwości nie było, skoro nie można było go zabić), czyli wygrywał. Dla Kakuzu nie. Może dlatego, że w rzeczywistości zamaskowany nie był nieśmiertelny?
   Srebrnowłosy miał ochotę warknąć. Dalej nie znał przyczyny rzekomej nieśmiertelności partnera. Jak on miał z nim pracować, kiedy nie znał jego umiejętności? Irytowała go ta sytuacja.
   Co do samej rady – zamierzał się do niej zastosować. Bo czemu nie? Postanowił, że będzie patrzył w miejsce między oczami ich towarzysza podczas rozmowy. Chociaż byłoby lepiej, gdyby w ogóle nie rozmawiali. Zazwyczaj to właśnie z rozmów jashinista wiele dowiadywał się o drugiej osobie. Tym razem mógł spróbować poznać go inaczej – z obserwacji. Nie podejrzewał siebie nigdy o taki krok, ale czuł powiew wyzwania, by tego dokonać. Był zdeterminowany… Zdeterminowany, by milczeć i obserwować. Hidan: milczący i obserwujący. O ironio…
   - A musimy iść w ogóle na tę misję? – zmienił świadomie temat, gdy zbliżali się do wyjścia. – Spać mi się chce – poinformował zamaskowanego. Ten nie wyglądał nawet, jakby dosłyszał owe słowa. Jashinista prychnął, będąc poirytowanym ignorowaniem go.
   Gdy byli już na korytarzu, w którym znajdowało się przejście, zauważyli, że z przeciwnego korytarza nadszedł ich tymczasowy partner. Hidan zmierzył go wzrokiem, uważając na to, by nie patrzeć w jego oczy. Próbował ocenić tego mężczyznę z pierwszego wrażenia – rozpoczął wyzwanie – ale stwierdził, że ciężko dowiedzieć się czegoś, gdy ktoś okryty był tak, jak reszta członków tej samej organizacji. Jedynym, co widział, to górna połowa jego głowy. W tym oczy, w które starał się nie patrzeć. Skrzywił się, doszedłszy do wniosku, że zmęczył się uważaniem na to, więc odwrócił wzrok na Kakuzu. Ten właśnie ruszył ku przejściu. Hidan podążył za nim, nie zwracając już uwagi na nowego towarzysza, lecz którego imię próbował sobie przypomnieć.
~*~
   - Kakuzu… Dawno kogoś nie zabiłem – zamaskowany został powiadomiony przez swojego partnera.
   Miał ochotę przewrócić oczami, ale tylko westchnął. Setki razy już odbywali taki dialog. Z tym, że „dawno” oznaczało dla Hidana „przed paroma dniami”. A przynajmniej w kwestii składania ofiar. Był to temat, który już skarbnika Akatsuki zaczynał męczyć. Do jashinisty nie docierały jego argumenty.
   - Dawno też nie oberwałeś – odparł, takim samym tonem, łypiąc wzrokiem na srebrnowłosego. Ten zaśmiał się pod nosem i wydawał się być bardziej zrelaksowany ich wymianą zdań.
   Już nie potrafił powstrzymać chęci wywrócenia oczami, więc zrobił to i przeniósł spojrzenie nisko nad horyzont – na błękitne niebo. Zamyślił się na moment.
   Wiedział, że Uchiha ich obserwował. Hidan z pewnością też to wyczuł – wnioskował po tym, jak ten dureń rozluźnił się po ich tradycyjnej wymianie zdań.
   Przynajmniej uciszyłem go tym „ostrzeżeniem” przed wyjściem – pomyślał.
   Czarnowłosy mężczyzna od początku, gdy tylko spotkali się w Akatsuki po raz pierwszy przed ponad czterema latami, wiedział, że to ktoś, wobec kogo nie miał ochoty się zmierzyć. Co nie znaczyło, że nie potrafiłby obmyślić dobrego planu na pokonanie go. Znał swoje możliwości, swoje umiejętności, siłę i wiedzę, znał częściowo siłę i umiejętności Uchihy. Ale nigdy nie widział, by ten ukazywał swoje ukryte karty. A nie sądził, by było to coś mało efektywnego. Intuicja podpowiadała mu, że Itachi Uchiha był w stanie poprowadzić z nim ciekawy pojedynek. Kakuzu szanował tego człowieka głównie za to, jak bardzo był inteligentny.
   Miał jednak pewność, że Itachi nie zaatakuje ani jego, ani Hidana. Chciał tylko srebrnowłosego nastraszyć, zająć tym jego myśli – ostrzeżeniem.
   O ile on w ogóle myśli…
   Zabawne było oglądanie Hidana takiego – cichego, myślącego ciężko (To musi być dla niego straszny wysiłek.), ukradkiem spoglądającego na Itachiego.
   Kakuzu już dobrze wiedział, co mu chodzi po głowie. To znaczy „chyba”. Wciąż nie miał pewności, że ten używa mózgu; a jak już go używał, to wolał nie mieć pojęcia o tym, do czego. Ale teraz było inaczej. Domyślał się, że Hidana zastanawiał styl walki ich kompana. I że chociaż jedyny raz nie wyobrażał sobie walki z kimś bez docenienia tego kogoś. Planował tę walkę. Myślał o niej. O różnych możliwościach. O ruchach awaryjnych…
   Chociaż nie, Hidan pewnie aż tak daleko się nie zapędził w tym myśleniu – pomyślał i skrzywił się.
~*~
   Wtargnęli na teren biblioteki niezauważenie. Kakuzu i Hidan rozdzielili się z Itachim. Ten ostatni miał znaleźć to, co szukali, a oni w tym czasie rozglądnęli się po budynku. Szli korytarzem. Nikogo nie było w pobliżu. Oprócz członków Akatsuki wyczuwał obecność paru ludzi, którzy byli prawdopodobnie właścicielami owej biblioteki. Większy problem mieli, gdy przedostawali się do budynku obok jego strażników. Dla kogoś, kto nie wiedział, co to była za biblioteka – było ich podejrzanie wielu. Kakuzu wcześniej obmyślił plan, jak ich minąć. Nie zostali nakryci, a teraz mogli swobodnie poruszać się po korytarzach. Biblioteka była niewielka. Mieściła za to książki i zwoje, z których jedna z nich cenniejsza była od zawartości paru innych bibliotek razem wziętych.
   To miejsce było nieznane i ukrywane dla wszystkich oprócz wysokich rangą ninja i urzędników z kraju, w którym byli. Lider Akatsuki skądś jednak o niej wiedział i powiedział o niej im, kiedy mówił o tej misji. Mimo tego, Kakuzu miał pojęcie o jej istnieniu już od dobrych kilkudziesięciu lat. Kiedyś sam się tu zakradał. I po odwiedzeniu jej po raz drugi doszedł do wniosku, że z biegiem czasu zmniejszono w niej ochronę. Na zewnątrz było tak samo jak teraz, ale wewnątrz również każde pomieszczenie było wtedy strzeżone.
   Obeszli większą część budynku bez żadnego incydentu z nakryciem ich, po czym skierowali się do miejsca, w którym znajdował się Uchiha. Kakuzu znalazł go chodzącego powoli po pomieszczeniu i szukającego odpowiedniego zwoju. Zamaskowany postanowił dołączyć do niego.
   - Pilnuj, czy ktoś nie idzie, Hidan – rozkazał tonem, który mógłby uchodzić za łagodny. Wywołany spojrzał na niego, zbliżył się do ściany, po czym o nią oparł i zsunął się do siadu, czuwając. Zamaskowany docenił, że odłożył swoją kosę, uważając, by nie zrobić przy tym hałasu.
   Hidan jest dzisiaj jakiś wyjątkowo… cichy.
   Przez myśl przebiegło mu słowo „uległy”, ale nie przyznałby się do tego na głos.
   Pół godziny szukania później Itachi przywołał go do siebie i podał jeden ze zwoi. Spojrzał na nagłówek.
   Edo Tensei” – pomyślał, mimowolnie próbując wyszukać czegokolwiek we wspomnieniach o tej nazwie. Zmarszczył brwi, gdy nie przypomniał sobie niczego konkretnego.
   Zaczął czytać.
~*~
   - To jest to, co planuje Orochimaru? – spytał Kakuzu Uchihę, zaraz gdy skończył. Nie podobało mu się to, czego się dowiedział. Miał złe przeczucia.
   Ten posłał mu niemożliwe do rozszyfrowania spojrzenie.
   - Prawdopodobnie.
   - Zastanawia mnie, jak przywróceni do życia mogliby się z tego uwolnić… - mruknął po chwili, oddawszy Itachiemu zwój. Ten schował go w rękawie. – Powinniśmy już stąd iść – osądził i skierował kroki w miejsce, gdzie czuwał jego partner.
   Tylko że jego partner nawet nie wyczuł, że zamaskowany się do niego zbliżył. Zmrużył gniewnie oczy, tracąc całą cierpliwość. Krew w nim aż buzowała, jednak nie stracił swojej chłodnej maski. Zsunął rękaw z lewego nadgarstka i utwardził pięść.
~*~
   - KUR-MMMH! – Ktoś zatkał mu usta, gdy krzyknął i zgiął się w pół z bólu wywołanego uderzeniem w brzuch, ale silna ręka chwyciła go za szczękę i pchnęła jego głową w ścianę. Usłyszał głuchy odgłos kruszonej czaszki i chciał wrzasnąć, ale znów go uciszono. Zakwilił żałośnie.
   Siedział na podłodze, chwilowo drżąc przez doznane obrażenia. Złamane dolne żebra wbijały się w płuca z każdym – teraz niekontrolowanym i przyspieszonym – oddechem. Poczuł żółć w ustach, ale powstrzymał odruch wymiotny. Wiedział, że żołądek, a przynajmniej jakaś jego część była zmiażdżona, już nie mówiąc o jelitach. A do tego myślał, że poskłada się z bólu, gdy dłoń cały czas wciskała stłuczoną potylicę w ścianę.
   Miał ochotę jednocześnie zapaść się pod ziemię, bo z tego wszystkiego – już nie wliczając żenujących odgłosów, jakie wydawał – łzy pojawiły się w jego oczach, ale dzielnie walczył, by nie spłynęły mu po twarzy; oraz zmiażdżyć tego, kto go zaatakował. Pokazując pojawiające się łzy, uchylił w końcu powieki i spojrzał zamglonym, nieco nieprzytomnym wzrokiem na…
   Cóż, mógł się tego spodziewać. W końcu zasnął na warcie. Doszedł do wniosku, że Kakuzu miał prawo do… hm, ukarania go.
   Ale, cholera, to będzie się goić z tydzień!
   Nawet nie poczuł tego, jak mocno ściskana była jego szczęka. Zauważył to dopiero wtedy, kiedy skarbnik odchylił jego głowę tak, by ten spoglądał prosto na niego. Przez mimowolnie rozchylone usta przedostawał się jego drżący, ciepły oddech na wciąż zakrywającą je dużą i szorstką dłoń. Wyczuł, jak bardzo był osłabiony, gdy podnosił ręce, by ściągnąć tę dłoń, ale Kakuzu powstrzymał je obie jednym ruchem wolnej ręki. Wyczerpany obrażeniami Hidan nie miał sił oponować. Zamaskowany kucał przed nim, spoglądając na niego z chęcią mordu. Jashiniście przeszło przez myśl, że ten naprawdę mógł go zabić, ale szybko zganił się za swoją głupotę.
   - Boli? – Hidan usłyszał niski warkot. Zmrużył powieki, a fala nienawiści ogarnęła całe jego ciało. W rezultacie jego partner jeszcze bardziej ścisnął trzymaną szczękę. Srebrnowłosy wydał z siebie gniewne buczenie, chociaż zaraz przerodził się ten dźwięk w westchnienie bólu. Miał dosyć. Poddał się i skupił na swoim „kacie”. – Nie będziesz mi miał tego za złe, bo dobrze wiesz, co zrobiłeś – rozkazał takim głosem, jakby chciał go nim zahipnotyzować. Prawie się mu to udało, lecz w jednej chwili Hidan stęknął wysokim tonem, bo Kakuzu teraz niemalże miażdżył jego szczękę. Spojrzał na partnera proszącym wzrokiem i już wtedy samego siebie za to znienawidził. Temu chyba spodobały się emocje widoczne na twarzy srebrnowłosego, bo Hidan rozpoznał, że zamaskowany uśmiecha się szyderczo. Ucisk zelżał. – Wstawaj. Idziemy.
   Po tych słowach Kakuzu podniósł się i obejrzał na Uchihę, który wychodził właśnie spomiędzy regałów.
~*~
   Zmuszony był uciszyć siłą Hidana, bo ten zaczął krzyczeć. Prychnął pod nosem, zdenerwowany na to, jak długo do jego partnera musiały dochodzić informacje, zanim mógł na nie zareagować – gdyby działo się to szybciej, mógłby znajdować się wtedy jeszcze tuż obok Hidana i mieć możliwość uciszenia go na czas. A teraz przez to wyczuł chakrę osoby krzątająca się niedaleko, która zmierzała powoli w ich kierunku.
   Zarzucił nieprzytomnego srebrnowłosego przez swój bark i przytrzymywał go jedną ręką. Zazwyczaj ciągnął ciała osób, za które dostawał nagrody, w sposób taki, że były one oparte o jego plecy i trzymane za kołnierz bądź koszulkę. Ale Hidan musiał na nim wisieć tak, aby nie zawadzał w ucieczce, dlatego uciążliwa była dla niego ta pozycja.
   Wolną ręką podał kosę Itachiemu, którą ten przyjął bez komentarza. Uniósł minimalnie brew, gdy zobaczył coś dziwnego – najwyraźniej czarnowłosy nie podejrzewał, jak ciężka jest broń Hidana, przez co jego dłoń drgnęła gwałtownie w dół (mimo że na parę centymetrów – i tak zauważalnie) , gdy przekazali ją sobie z ręki do ręki.
   Ciekawe…
   Postanowił jednak zostawić przemyślenia o tym na później.
   Ruszył do wyjścia, kierując się w przeciwnym kierunku do idącej ku nim osoby, a za sobą wyczuł podążającego za nim Uchihę.
   Bez problemu wydostali się niezauważeni na zewnątrz i po oddaleniu się w milczeniu o parę kilometrów od budynku zatrzymali się na grubszej gałęzi dębu. Napotkał beznamiętne spojrzenie, zanim nie przekazano mu z powrotem czerwonej kosy.
   - Nie wracasz do bazy – bardziej stwierdził niż zapytał Itachi, ale i tak kiwnął mu potakująco głową. Uśmiechnął się kpiąco w duchu na myśl, że jego rozmówca nawet nie zawracał sobie głowy obecnością osoby wiszącej mu na ramieniu. Biedny Hidan.
   - Przekaż liderowi, że chciałbym, aby się ze mną skontaktował. – Teraz Uchiha skinął głową.
   W czasie jednej sekundy zmienił pozycję Hidana na tę, którą zawsze używał do transportu ofiar. Upewnił się co do tego, że trzyma kołnierz płaszcza jashinisty wystarczająco mocno, po czym odbił się od gałęzi i ruszył w kierunku północnym.
   Czuł, jak plecy Hidana uderzały o te jego z każdym szybkim skokiem po gałęziach i pomyślał, że mógł być może przy tym poturbować jego ciało jeszcze bardziej.
   Zastanawiał się, rozbawiony ironią w tym pytaniu, czy srebrnowłosy mu również to wybaczy.
~*~
   Spędził resztę dnia na pędzeniu pośród koron drzew i unikaniu jakichkolwiek ścieżek czy miejsc, w których mógł natknąć się na jakieś jednostki ninja. Zbyt dobrze znał tę część świata, by nie mógł wykorzystać z tej wiedzy, by szybko dotrzeć do celu.
   Zapadł zmrok, gdy zatrzymał się w zaledwie jednej trzeciej całej drogi, jaką planował przebyć do jutrzejszego wieczora. Położył wciąż nieprzytomnego Hidana na zimnej ziemi, samemu zajmując miejsce pod ścianą. Oparł się o nią wygodnie.
   Tak minęło mu parę godzin, w czasie których jego wzrok często zatrzymywał się na prawdopodobnie teraz śpiącym i już nie nieprzytomnym partnerze. Właściwie chyba patrzył na niego cały czas. W pewnym momencie zatrzymał wzrok na jego klatce piersiowej i zaobserwował, jak unosi się i opada ona płytko i nierówno. Od dłuższego momentu przysłuchiwał się już świszczącemu oddechowi, ale ignorował go jak dotąd. Po chwili wahania podszedł z kwaśną miną do niego. Rozsunął do końca jak zawsze rozpięty w połowie płaszcz Hidana, przypominając sobie, że nie nosił on koszulki pod owym płaszczem, co było dla Kakuzu w tej sytuacji wygodniejsze. Dostrzegł już przez samą skórę parę koślawo i niesymetrycznie zrastających się żeber wolnych i rzekomych.
   Westchnął z utrapieniem na to, co postanowił zrobić, ale nie zawahał się. Dotknął szorstkimi opuszkami palców jego klatki piersiowej w miejscu tych żeber i wyszukał miejsc, w których źle zaczęły złączać się kości. Prawdopodobnie z powodu targania jashinistą przez pół dnia. Zmarszczył brwi, zapamiętując dokładnie trzy miejsca, które postanowił… zreperować.
   Uniósł dłoń i zamachnął się.
~*~


   Było mu strasznie zimno, ale nie przeszkadzał mu ten chłód. Spał, ale nie śniło mu się nic konkretnego. Odczuwał pulsujący tępo ból w potylicy i niewygodne gniecenie jego płuc. Lecz do bólu też się już dawno przyzwyczaił, więc potrafił go bez problemu zignorować i pogrążyć się w przyjemności, jaką był długo wyczekiwany przez niego od paru dni sen.
   Nie mógł być jednak obojętny wtedy, gdy poczuł jakiś obcy dotyk na swoim ciele. Jakkolwiek nie byłby on przyjemny, nikt wcześniej nie robił tego i nie mógł się po prostu nie obudzić.
   Uchylił zaspane powieki, w momencie gdy dotyk zniknął. Dostrzegł tylko sylwetkę swojego partnera wymierzającego cios w jego brzuch. Miał cholernie nieprzyjemne uczucie déjà vu.

   OKURWAKURWAKURWA

   Dwukolorowe beznamiętne oczy spotkały spanikowane fiołkowe.

   - KAKU…!

   Nie zdążył nawet dokończyć swojego okrzyku protestu na wymierzony cios, gdy ponownie został ogłuszony.


 ______________________________________
Rozdział niesprawdzony jakoś tak od połowy. Do czwartku się z tym uporam.
Dobranoc i pozdrawiam ♥

6 komentarzy:

  1. Chwilę zajęło mi zabranie się za rozdział, ale kiedy już zaczęłam czytać, to pochłonęłam go w ciągu jakichś dziesięciu minut :D Teki, znowu wracasz do krótkich notek? :/ Czy to ja przeczytałam to tak szybko, że nawet nie zauważyłam XD
    Pamiętam, jak wysłałaś mi fragment z rozmową z Painem, ale i tak mnie to jara. W sumie Kakuzu nie powiedział nic niezwykłego - prawdę - ale sposób, w jaki to ujął, był cudowny <3 I to spojrzenie Itachiego, wyobrażam to sobie :D
    Właśnie, Itachi. Jaką niesamowitą osobą musi być, skoro Hidan postanowił analizować go i obserwować. HIDAN. I. OBSERWACJE. Cri, to się nie dzieje.
    Omg, Edo Tensei i Orochimaru wplatasz? Coś będziesz rozwijać w tym kierunku nie? Jestem ciekawa, jak się to potoczy.
    Dalej uważam, że przesadziłaś ze zdenerwowaniem Kakuzu, tłumaczyłam Ci już dlaczego XD Ale zrobiłaś, jak zrobiłaś. Wewnętrznie zapłakałam nad Hidanem, ale to nic, bo to fajna wstawka w rozdziale.
    (chociaż jak mówimy o wstawkach to najbardziej podobał mi się moment przejęcia kosy przez Itachiego i to, jak jego ręka zadrgała :D)
    ALE KOŃCÓWKA. OMG. MUSISZ KONTYNUOWAĆ W TEMPIE NAŁ.
    dobra, lecę czytać wojnę (nie zabij mnie XD). Kc mocno <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Omnomnom. Podoba mi sieeee. Ja chce więcej i więcej. Masz super styl, opowiadanie mnie po prostu wciagnelo. Troche brutalne, ale lubię takie klimaty:D. Liczę na szybciutka kontynujace :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ok moj poprzedni komentarz pomijamy. Przeczytałam to drugi raz. DEUGI RAZ, CZYLI PODOBA MI SIE W CHOLERĘ. Tak się składa, ze bardzo lubię czytać historię yaoi z Akatsuki. I ogólnie z całym anime Naruto. Tak juz mam, chyba jestem mianiaczka jesli chodzi o tego typu historie.
    Akcja jest tutaj fantastyczna. Absolutnie nic nie jest cukierkowe i upiększone. Jestem w stanie z czystym sumieniem stwierdzić, ze jest to jedna z najbardziej wiarygodnych pod katem brutalności fabula jaka czytałam :D. Nikt sie nagle nie nawraca i nie postanawia byc cudownie dobry. To na wielki plus. Ludzie tak łatwo się nie zmieniają, duzo łatwiej uwierzyć mi w gnoizm bohaterów, niż ich nawrócenie.
    Bije poklony, za cudownie wykreowanego Paina i Kakuzu, zwłaszcza Kakuzu, ktory kupił sobie mnie juz na początku swoja pewnością siebie i skurczyby
    ...skurwysyntwem brzmi bardziej poprawnie, ale nie chce tak nieładnie o nim mówić. Polubiłam go...
    Zabiłaś mnie rozdziałem, w ktorym Hidan zgwalcil tego biednego chłopca. Jak w ogóle mogłaś? Spalił mi sie mozg. Jego spokojnie bez wyrzutów sumienia mogę nazwać skurwysynem ;). Miałam ochotę go wtedy udusić poduszką w kształcie żaby, ktora leżała obok mnie. Ale...niewazne. Powstrzymalam się.
    . Mam nadzieje,ze nie porzucisz opowiadania, ani nic z tych rzeczy, bo będzie mi bardzo smutno. Duzo weny Ci życzę :* i pisz jak najszybciej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze, bardzo dziękuję za komentarz :)
      Stwierdzenie, że fabuła fanficka jest "wiarygodna pod kątem brutalności", mnie trochę zaniepokoiło, heh, ale i cieszę się, bo chciałam to przedstawić jak najbardziej realistycznie.
      Też uwielbiam gnidę i twardziela Kakuzu :D
      Rozdział z Hidanem i gwałtem jest dodatkiem, w ogóle nie będącym częścią fabuły i właściwie trochę mnie poniosło, że to napisałam :p W każdym razie, chyba dam to niżej w spisie treści i bardziej podkreślę, że to nie należy do ff.
      Obiecałam sama przed sobą, że nie spocznę, dopóki tego fanficka nie zakończę i choćbym miała męczyć się z tym do 80. roku życia, zrobię to xD
      Bardzo zmotywował mnie twój komentarz, zważywszy na fakt, że nieczęsto ktoś tu coś pisze (oprócz Memi xd). Zdziwiłam się wczoraj i dzisiaj takim skokiem w liczbie wejść na bloga, a tym bardziej miłym komentarzem. Dzięki! :D Od paru tygodni myślę cały czas o tym, co mam do zrobienia innego, a przez co nie mam czasu na pisanie, jednak mogę powiedzieć, że od niedzieli do środy (wolne!) zamierzam skupić się tylko i wyłącznie na tym. Dlatego też można wyczekiwać niedługo kolejnego rozdziału ;)
      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Oh jak to miło być motywacją :). Sporo tych wejść to pewnie ja, bo co chwile tu zaglądałam :D. No sama sie zdziwiłam, ze tak malo osób cokolwiek u ciebie komentuje, a przecież opowiadania sa cudowne i aż trzeba pochwalić.
      W każdym razie trzymam kciuki za Twoje samozaparcie i motywacje do dokończenia opowiadań. Duzo weny. I żebyś w wolne miała jej najwięcej :)) pozdrawiam

      Usuń
  4. Witam,
    Hidean niegadający toż to niezwykły widok ;] i och Kakazu trochę go poturbował...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy