Nieśmiertelni - Rozdział IX
Pairing: Kakuzu x Hidan
Wrócili do bazy
dosyć szybko w porównaniu do tego, ile szli. Od razu kiedy dotarli, Sasori
poszedł zdać raport.
Zamaskowany
spojrzał na swoje mokre ramiona. Odłożył do misy szmatkę ubrudzoną od krwi,
która zdążyła w czasie drogi przyschnąć na jego skórze. To nie była jego krew,
tylko pokonanych przeciwników. Dawno nie dostrzegł choćby zadrapań na swoim
ciele. Potrafił tak je utwardzać, że niemożliwym było zrobienie na nim nawet
jednej bruzdy. Chociaż nawet gdyby nie utwardzał, jedynie nieliczni byliby w
stanie go zranić.
Zawiesił wzrok na
szwach, a jego oczy pociemniały. Nie lubił ich.
Do mojego gabinetu – rozbrzmiał w głowie
Kakuzu głos lidera.
Spodziewał się, że
wkrótce to usłyszy.
Podejrzewał, czym
spowodowane było przerwanie jego misji z Hidanem oraz przedłużanie ich pobytu w
bazie. Kakuzu był jednym z tych, którzy byli w organizacji pierwszymi, dlatego
lider został wezwany – lider chciał mieć „zaufane” osoby do jakiejś roboty.
Przypuszczał, że dotyczyć one będą Orochimaru. Ten zresztą też był jednym z
pierwszych, co było nieco kłopotliwe – wiedział wiele o organizacji.
- Niedługo tam będę
– odpowiedział, po czym narzucił siebie płaszcz i ruszył do wyjścia z pokoju.
~*~
- Więcej naszkodzi
tutaj, niż gdyby poszedł z nami.
Itachi spoglądał na
mówcę przenikliwie, ale ten skupiony był całkowicie na Painie.
Lider słuchał
skarbnika, nie odzywając się dłuższy moment po jego wypowiedzi.
Zastanawiał się,
dlaczego zamaskowany tak stanowczo zareagował, kiedy Pain zaproponował, aby
Hidan został w organizacji, gdy ten byłby misji z Itachim. Czyżby tak już się
do niego przywiązał, że nie chciał iść bez niego? Prawie parsknął na tę myśl.
Nie wiedział, co kierowało starszym mężczyzną, ale cieszył się na taki obrót
spraw. Jednak fakt, że Hidan miałby iść z nimi na tę misję, nieco komplikował
sprawę. Chciał do tego ludzi, którzy znali się na cichej robocie. Najnowszy
członek jego organizacji nie wydawał mu się być osobą do tego zdolną. Ani na
nią chętną.
- Obaj wiemy, że
więcej naszkodzi podczas misji – wyraził lider na głos swoje myśli. Te słowa
miały również na celu sprowokowanie Kakuzu do bronienia partnera oraz upieraniu
się przy swoim. Ciekaw był jego motywów. Prawdziwych motywów.
- Nie o to chodzi –
rzekł na to zamaskowany.
- Więc o co? –
spytał lider, marszcząc brwi w zniecierpliwieniu. Po tym, jak zadał to pytanie,
to właśnie zamaskowany wydawał się być poirytowany tym, co chciał powiedzieć.
- On po prostu
naszkodzi wszędzie tam, gdzie mnie nie będzie.
Kakuzu skrzywił
się, widząc jego zadowoloną minę.
- Więc
postanowione – osądził tylko lider.
Potem kazał im
przygotować się do misji i jak najszybciej na nią wyruszyć.
Wzrok Uchihy jak
zwykle był dla niego nieodgadniony. Przeszywał go nim, zapewne zastanawiając
się nad osobą, której dotyczyła rozmowa.
Chciałby zobaczyć
przebieg wspólnego zadania jego podwładnych, ale niestety nie mógł. Wiedział
jednak, że w tej kwestii mógł liczyć na sprawozdanie Zetsu.
~*~
- Nie patrz mu w
oczy – usłyszał Hidan wypowiedziane słowa partnera, które przecięły ciszę. Szli
ku wyjściu z bazy. Srebrnowłosy spojrzał na niego, ale zamaskowany nie odwrócił
wzroku wbitego w ściany tak, choćby chciał je nim zabić. Zastanowił się nad
tymi słowami.
- Czemu?
- Po prostu to
zapamiętaj. I nie wspominaj o tym przy nim – polecił.
Jashinista uniósł
brwi w zadumie.
Pierwsze jego
pytanie brzmiało: „Dlaczego Kakuzu daje mu poradę?”. W tejże sytuacji, w której
ostrzegał Hidana przed innym członkiem Akatsuki, czuł, jakby byli pewnego
rodzaju sojusznikami i to było trochę krępujące dla niego. W porządku – po tych
paru miesiącach przywykli do siebie nawzajem i do dziwactw partnera. W porządku
– w czasie walki nawet czasami sobie pomagali (właściwie to jedynie Hidan był
tym, który czasami jej potrzebował… Ale! I tak bez tego znalazłby przecież
wyjście z sytuacji!). Tylko że… jashinista miał wrażenie, jakoby Kakuzu się o
niego… troszczył.
PF! Jeszcze czego!
Wymazał te słowa z
pamięci czym prędzej. Miał po prostu wrażenie, że zamaskowanego obchodził bardziej niż wcześniej. Tak
jakby znalazł jakiś słaby punkt srebrnowłosego (Może sobie o tym pomarzyć!) i teraz chce go ochraniać, obawiając
się, że poniesie porażkę.
I tutaj zadał on
sobie drugie pytanie: „Dlaczego Kakuzu ocenia wynik jakiegokolwiek starcia
Hidana na jego przegraną, gdy jashinista w ogóle jeszcze nie poznał przeciwnika
(i przeciwnik nie poznał jego)?”. Kakuzu zakładał, że jeśli spojrzy w oczy
tamtej osobie, to srebrnowłosy sobie z tym nie poradzi. Był nieśmiertelny, do
cholery! To znaczy, że nie przegrywa! Jego partner śmieszył go pod tym względem
– miał inne podejście. Idiotyczne podejście. Nie dość, że nie wierzył w
nieśmiertelność (chociaż miał żywy dowód przed sobą oraz samego siebie), to
„wygrana lub przegrana” nie oznaczały dla niego „życia lub śmierci”. Dla Hidana
to było oczywiste, że nie umrze, więc każdy pojedynek może wygrać. A skoro
prawie wszyscy jego przeciwnicy, walcząc, mieli zamiar go zabić – dlaczego on
nie miałby ich zabijać? Wyjątkiem byli jedynie członkowie Akatsuki chcący go
zwerbować w swe szeregi. Dla niego to było oczywiste, że zabijał (innej
możliwości nie było, skoro nie można było go zabić), czyli wygrywał. Dla Kakuzu
nie. Może dlatego, że w rzeczywistości zamaskowany nie był nieśmiertelny?
Srebrnowłosy miał
ochotę warknąć. Dalej nie znał przyczyny rzekomej nieśmiertelności partnera.
Jak on miał z nim pracować, kiedy nie znał jego umiejętności? Irytowała go ta
sytuacja.
Co do samej rady –
zamierzał się do niej zastosować. Bo czemu nie? Postanowił, że będzie patrzył w
miejsce między oczami ich towarzysza podczas rozmowy. Chociaż byłoby lepiej,
gdyby w ogóle nie rozmawiali. Zazwyczaj to właśnie z rozmów jashinista wiele
dowiadywał się o drugiej osobie. Tym razem mógł spróbować poznać go inaczej – z
obserwacji. Nie podejrzewał siebie nigdy o taki krok, ale czuł powiew wyzwania,
by tego dokonać. Był zdeterminowany… Zdeterminowany, by milczeć i obserwować.
Hidan: milczący i obserwujący. O ironio…
- A musimy iść w
ogóle na tę misję? – zmienił świadomie temat, gdy zbliżali się do wyjścia. –
Spać mi się chce – poinformował zamaskowanego. Ten nie wyglądał nawet, jakby
dosłyszał owe słowa. Jashinista prychnął, będąc poirytowanym ignorowaniem go.
Gdy byli już na
korytarzu, w którym znajdowało się przejście, zauważyli, że z przeciwnego
korytarza nadszedł ich tymczasowy partner. Hidan zmierzył go wzrokiem, uważając
na to, by nie patrzeć w jego oczy. Próbował ocenić tego mężczyznę z pierwszego
wrażenia – rozpoczął wyzwanie – ale stwierdził, że ciężko dowiedzieć się
czegoś, gdy ktoś okryty był tak, jak reszta członków tej samej organizacji.
Jedynym, co widział, to górna połowa jego głowy. W tym oczy, w które starał się
nie patrzeć. Skrzywił się, doszedłszy do wniosku, że zmęczył się uważaniem na
to, więc odwrócił wzrok na Kakuzu. Ten właśnie ruszył ku przejściu. Hidan
podążył za nim, nie zwracając już uwagi na nowego towarzysza, lecz którego imię
próbował sobie przypomnieć.
~*~
- Kakuzu… Dawno
kogoś nie zabiłem – zamaskowany został powiadomiony przez swojego partnera.
Miał ochotę
przewrócić oczami, ale tylko westchnął. Setki razy już odbywali taki dialog. Z
tym, że „dawno” oznaczało dla Hidana „przed paroma dniami”. A przynajmniej w
kwestii składania ofiar. Był to temat, który już skarbnika Akatsuki zaczynał
męczyć. Do jashinisty nie docierały jego argumenty.
- Dawno też nie
oberwałeś – odparł, takim samym tonem, łypiąc wzrokiem na srebrnowłosego. Ten
zaśmiał się pod nosem i wydawał się być bardziej zrelaksowany ich wymianą zdań.
Już nie potrafił
powstrzymać chęci wywrócenia oczami, więc zrobił to i przeniósł spojrzenie
nisko nad horyzont – na błękitne niebo. Zamyślił się na moment.
Wiedział, że Uchiha
ich obserwował. Hidan z pewnością też to wyczuł – wnioskował po tym, jak ten
dureń rozluźnił się po ich tradycyjnej wymianie zdań.
Przynajmniej uciszyłem go tym „ostrzeżeniem”
przed wyjściem – pomyślał.
Czarnowłosy
mężczyzna od początku, gdy tylko spotkali się w Akatsuki po raz pierwszy przed
ponad czterema latami, wiedział, że to ktoś, wobec kogo nie miał ochoty się
zmierzyć. Co nie znaczyło, że nie potrafiłby obmyślić dobrego planu na
pokonanie go. Znał swoje możliwości, swoje umiejętności, siłę i wiedzę, znał
częściowo siłę i umiejętności Uchihy. Ale nigdy nie widział, by ten ukazywał
swoje ukryte karty. A nie sądził, by było to coś mało efektywnego. Intuicja
podpowiadała mu, że Itachi Uchiha był w stanie poprowadzić z nim ciekawy
pojedynek. Kakuzu szanował tego człowieka głównie za to, jak bardzo był
inteligentny.
Miał jednak
pewność, że Itachi nie zaatakuje ani jego, ani Hidana. Chciał tylko
srebrnowłosego nastraszyć, zająć tym jego myśli – ostrzeżeniem.
O ile on w ogóle myśli…
Zabawne było
oglądanie Hidana takiego – cichego, myślącego ciężko (To musi być dla niego straszny wysiłek.), ukradkiem spoglądającego
na Itachiego.
Kakuzu już dobrze
wiedział, co mu chodzi po głowie. To znaczy „chyba”. Wciąż nie miał pewności,
że ten używa mózgu; a jak już go używał, to wolał nie mieć pojęcia o tym, do
czego. Ale teraz było inaczej. Domyślał się, że Hidana zastanawiał styl walki
ich kompana. I że chociaż jedyny raz nie wyobrażał sobie walki z kimś bez docenienia
tego kogoś. Planował tę walkę. Myślał o niej. O różnych możliwościach. O
ruchach awaryjnych…
Chociaż nie, Hidan pewnie aż tak daleko się
nie zapędził w tym myśleniu – pomyślał i skrzywił się.
~*~
Wtargnęli na teren
biblioteki niezauważenie. Kakuzu i Hidan rozdzielili się z Itachim. Ten ostatni
miał znaleźć to, co szukali, a oni w tym czasie rozglądnęli się po budynku.
Szli korytarzem. Nikogo nie było w pobliżu. Oprócz członków Akatsuki wyczuwał
obecność paru ludzi, którzy byli prawdopodobnie właścicielami owej biblioteki.
Większy problem mieli, gdy przedostawali się do budynku obok jego strażników.
Dla kogoś, kto nie wiedział, co to była za biblioteka – było ich podejrzanie
wielu. Kakuzu wcześniej obmyślił plan, jak ich minąć. Nie zostali nakryci, a
teraz mogli swobodnie poruszać się po korytarzach. Biblioteka była niewielka.
Mieściła za to książki i zwoje, z których jedna z nich cenniejsza była od
zawartości paru innych bibliotek razem wziętych.
To miejsce było
nieznane i ukrywane dla wszystkich oprócz wysokich rangą ninja i urzędników z
kraju, w którym byli. Lider Akatsuki skądś jednak o niej wiedział i powiedział
o niej im, kiedy mówił o tej misji. Mimo tego, Kakuzu miał pojęcie o jej
istnieniu już od dobrych kilkudziesięciu lat. Kiedyś sam się tu zakradał. I po
odwiedzeniu jej po raz drugi doszedł do wniosku, że z biegiem czasu
zmniejszono w niej ochronę. Na zewnątrz było tak samo jak teraz, ale wewnątrz
również każde pomieszczenie było wtedy strzeżone.
Obeszli większą
część budynku bez żadnego incydentu z nakryciem ich, po czym skierowali się do
miejsca, w którym znajdował się Uchiha. Kakuzu znalazł go chodzącego powoli po
pomieszczeniu i szukającego odpowiedniego zwoju. Zamaskowany postanowił
dołączyć do niego.
- Pilnuj, czy ktoś
nie idzie, Hidan – rozkazał tonem, który mógłby uchodzić za łagodny. Wywołany
spojrzał na niego, zbliżył się do ściany, po czym o nią oparł i zsunął się do
siadu, czuwając. Zamaskowany docenił, że odłożył swoją kosę, uważając, by nie
zrobić przy tym hałasu.
Hidan jest dzisiaj jakiś wyjątkowo… cichy.
Przez myśl przebiegło mu słowo „uległy”,
ale nie przyznałby się do tego na głos.
Pół godziny
szukania później Itachi przywołał go do siebie i podał jeden ze zwoi. Spojrzał
na nagłówek.
„Edo Tensei” – pomyślał, mimowolnie
próbując wyszukać czegokolwiek we wspomnieniach o tej nazwie. Zmarszczył brwi,
gdy nie przypomniał sobie niczego konkretnego.
Zaczął czytać.
~*~
- To jest to, co
planuje Orochimaru? – spytał Kakuzu Uchihę, zaraz gdy skończył. Nie podobało mu
się to, czego się dowiedział. Miał złe przeczucia.
Ten posłał mu
niemożliwe do rozszyfrowania spojrzenie.
- Prawdopodobnie.
- Zastanawia mnie,
jak przywróceni do życia mogliby się z tego uwolnić… - mruknął po chwili,
oddawszy Itachiemu zwój. Ten schował go w rękawie. – Powinniśmy już stąd iść –
osądził i skierował kroki w miejsce, gdzie czuwał jego partner.
Tylko że jego
partner nawet nie wyczuł, że zamaskowany się do niego zbliżył. Zmrużył gniewnie
oczy, tracąc całą cierpliwość. Krew w nim aż buzowała, jednak nie stracił
swojej chłodnej maski. Zsunął rękaw z lewego nadgarstka i utwardził pięść.
~*~
- KUR-MMMH! – Ktoś
zatkał mu usta, gdy krzyknął i zgiął się w pół z bólu wywołanego uderzeniem w
brzuch, ale silna ręka chwyciła go za szczękę i pchnęła jego głową w ścianę.
Usłyszał głuchy odgłos kruszonej czaszki i chciał wrzasnąć, ale znów go
uciszono. Zakwilił żałośnie.
Siedział na
podłodze, chwilowo drżąc przez doznane obrażenia. Złamane dolne żebra wbijały
się w płuca z każdym – teraz niekontrolowanym i przyspieszonym – oddechem.
Poczuł żółć w ustach, ale powstrzymał odruch wymiotny. Wiedział, że żołądek, a
przynajmniej jakaś jego część była zmiażdżona, już nie mówiąc o jelitach. A do
tego myślał, że poskłada się z bólu, gdy dłoń cały czas wciskała stłuczoną
potylicę w ścianę.
Miał ochotę
jednocześnie zapaść się pod ziemię, bo z tego wszystkiego – już nie wliczając
żenujących odgłosów, jakie wydawał – łzy pojawiły się w jego oczach, ale
dzielnie walczył, by nie spłynęły mu po twarzy; oraz zmiażdżyć tego, kto go
zaatakował. Pokazując pojawiające się łzy, uchylił w końcu powieki i spojrzał
zamglonym, nieco nieprzytomnym wzrokiem na…
Cóż, mógł się tego
spodziewać. W końcu zasnął na warcie.
Doszedł do wniosku, że Kakuzu miał prawo do… hm, ukarania go.
Ale, cholera, to będzie się goić z tydzień!
Nawet nie poczuł tego, jak mocno
ściskana była jego szczęka. Zauważył to dopiero wtedy, kiedy skarbnik odchylił
jego głowę tak, by ten spoglądał prosto na niego. Przez mimowolnie rozchylone
usta przedostawał się jego drżący, ciepły oddech na wciąż zakrywającą je dużą i
szorstką dłoń. Wyczuł, jak bardzo był osłabiony, gdy podnosił ręce, by ściągnąć
tę dłoń, ale Kakuzu powstrzymał je obie jednym ruchem wolnej ręki. Wyczerpany
obrażeniami Hidan nie miał sił oponować. Zamaskowany kucał przed nim,
spoglądając na niego z chęcią mordu. Jashiniście przeszło przez myśl, że ten naprawdę mógł go zabić, ale szybko
zganił się za swoją głupotę.
- Boli? – Hidan
usłyszał niski warkot. Zmrużył powieki, a fala nienawiści ogarnęła całe jego
ciało. W rezultacie jego partner jeszcze bardziej ścisnął trzymaną szczękę.
Srebrnowłosy wydał z siebie gniewne buczenie, chociaż zaraz przerodził się ten
dźwięk w westchnienie bólu. Miał dosyć. Poddał się i skupił na swoim „kacie”. –
Nie będziesz mi miał tego za złe, bo dobrze wiesz, co zrobiłeś – rozkazał takim
głosem, jakby chciał go nim zahipnotyzować. Prawie się mu to udało, lecz w
jednej chwili Hidan stęknął wysokim tonem, bo Kakuzu teraz niemalże miażdżył jego
szczękę. Spojrzał na partnera proszącym wzrokiem i już wtedy samego siebie za
to znienawidził. Temu chyba spodobały się emocje widoczne na twarzy
srebrnowłosego, bo Hidan rozpoznał, że zamaskowany uśmiecha się szyderczo.
Ucisk zelżał. – Wstawaj. Idziemy.
Po tych słowach
Kakuzu podniósł się i obejrzał na Uchihę, który wychodził właśnie spomiędzy
regałów.
~*~
Zmuszony był
uciszyć siłą Hidana, bo ten zaczął krzyczeć. Prychnął pod nosem, zdenerwowany
na to, jak długo do jego partnera musiały dochodzić informacje, zanim mógł na
nie zareagować – gdyby działo się to szybciej, mógłby znajdować się wtedy
jeszcze tuż obok Hidana i mieć możliwość uciszenia go na czas. A teraz przez to
wyczuł chakrę osoby krzątająca się niedaleko, która zmierzała powoli w ich kierunku.
Zarzucił
nieprzytomnego srebrnowłosego przez swój bark i przytrzymywał go jedną ręką.
Zazwyczaj ciągnął ciała osób, za które dostawał nagrody, w sposób taki, że były
one oparte o jego plecy i trzymane za kołnierz bądź koszulkę. Ale Hidan musiał na
nim wisieć tak, aby nie zawadzał w ucieczce, dlatego uciążliwa była dla niego
ta pozycja.
Wolną ręką podał
kosę Itachiemu, którą ten przyjął bez komentarza. Uniósł minimalnie brew, gdy
zobaczył coś dziwnego – najwyraźniej czarnowłosy nie podejrzewał, jak ciężka
jest broń Hidana, przez co jego dłoń drgnęła gwałtownie w dół (mimo że na parę
centymetrów – i tak zauważalnie) , gdy przekazali ją sobie z ręki do ręki.
Ciekawe…
Postanowił jednak
zostawić przemyślenia o tym na później.
Ruszył do wyjścia,
kierując się w przeciwnym kierunku do idącej ku nim osoby, a za sobą wyczuł
podążającego za nim Uchihę.
Bez problemu
wydostali się niezauważeni na zewnątrz i po oddaleniu się w milczeniu o parę
kilometrów od budynku zatrzymali się na grubszej gałęzi dębu. Napotkał
beznamiętne spojrzenie, zanim nie przekazano mu z powrotem czerwonej kosy.
- Nie wracasz do
bazy – bardziej stwierdził niż zapytał Itachi, ale i tak kiwnął mu potakująco
głową. Uśmiechnął się kpiąco w duchu na myśl, że jego rozmówca nawet nie
zawracał sobie głowy obecnością osoby wiszącej mu na ramieniu. Biedny Hidan.
- Przekaż liderowi,
że chciałbym, aby się ze mną skontaktował. – Teraz Uchiha skinął głową.
W czasie jednej
sekundy zmienił pozycję Hidana na tę, którą zawsze używał do transportu ofiar.
Upewnił się co do tego, że trzyma kołnierz płaszcza jashinisty wystarczająco
mocno, po czym odbił się od gałęzi i ruszył w kierunku północnym.
Czuł, jak plecy
Hidana uderzały o te jego z każdym szybkim skokiem po gałęziach i pomyślał, że
mógł być może przy tym poturbować jego ciało jeszcze bardziej.
Zastanawiał się,
rozbawiony ironią w tym pytaniu, czy srebrnowłosy mu również to wybaczy.
~*~
Spędził resztę dnia
na pędzeniu pośród koron drzew i unikaniu jakichkolwiek ścieżek czy miejsc, w
których mógł natknąć się na jakieś jednostki ninja. Zbyt dobrze znał tę część
świata, by nie mógł wykorzystać z tej wiedzy, by szybko dotrzeć do celu.
Zapadł zmrok, gdy
zatrzymał się w zaledwie jednej trzeciej całej drogi, jaką planował przebyć do
jutrzejszego wieczora. Położył wciąż nieprzytomnego Hidana na zimnej ziemi,
samemu zajmując miejsce pod ścianą. Oparł się o nią wygodnie.
Tak minęło mu parę
godzin, w czasie których jego wzrok często zatrzymywał się na prawdopodobnie
teraz śpiącym i już nie nieprzytomnym partnerze. Właściwie chyba patrzył na
niego cały czas. W pewnym momencie zatrzymał wzrok na jego klatce piersiowej i
zaobserwował, jak unosi się i opada ona płytko i nierówno. Od dłuższego momentu
przysłuchiwał się już świszczącemu oddechowi, ale ignorował go jak dotąd. Po
chwili wahania podszedł z kwaśną miną do niego. Rozsunął do końca jak zawsze
rozpięty w połowie płaszcz Hidana, przypominając sobie, że nie nosił on
koszulki pod owym płaszczem, co było dla Kakuzu w tej sytuacji wygodniejsze.
Dostrzegł już przez samą skórę parę koślawo i niesymetrycznie zrastających się
żeber wolnych i rzekomych.
Westchnął z utrapieniem na to, co postanowił zrobić, ale nie zawahał się. Dotknął
szorstkimi opuszkami palców jego klatki piersiowej w miejscu tych żeber i
wyszukał miejsc, w których źle zaczęły złączać się kości. Prawdopodobnie z
powodu targania jashinistą przez pół dnia. Zmarszczył brwi, zapamiętując
dokładnie trzy miejsca, które postanowił… zreperować.
Uniósł dłoń i
zamachnął się.
~*~
Było mu strasznie
zimno, ale nie przeszkadzał mu ten chłód. Spał, ale nie śniło mu się nic
konkretnego. Odczuwał pulsujący tępo ból w potylicy i niewygodne gniecenie jego
płuc. Lecz do bólu też się już dawno przyzwyczaił, więc potrafił go bez problemu
zignorować i pogrążyć się w przyjemności, jaką był długo wyczekiwany przez
niego od paru dni sen.
Nie mógł
być jednak obojętny wtedy, gdy poczuł jakiś obcy dotyk na swoim ciele.
Jakkolwiek nie byłby on
przyjemny, nikt wcześniej nie robił tego i nie mógł się po prostu nie obudzić.
Uchylił zaspane powieki, w momencie gdy
dotyk zniknął. Dostrzegł tylko sylwetkę swojego partnera wymierzającego cios w
jego brzuch. Miał cholernie nieprzyjemne uczucie déjà vu.OKURWA
Dwukolorowe beznamiętne oczy spotkały spanikowane fiołkowe.
- KAKU…!
Nie zdążył nawet dokończyć swojego okrzyku protestu na wymierzony cios, gdy ponownie został ogłuszony.
______________________________________
Rozdział niesprawdzony jakoś tak od połowy. Do czwartku się z tym uporam.
Dobranoc i pozdrawiam ♥
Chwilę zajęło mi zabranie się za rozdział, ale kiedy już zaczęłam czytać, to pochłonęłam go w ciągu jakichś dziesięciu minut :D Teki, znowu wracasz do krótkich notek? :/ Czy to ja przeczytałam to tak szybko, że nawet nie zauważyłam XD
OdpowiedzUsuńPamiętam, jak wysłałaś mi fragment z rozmową z Painem, ale i tak mnie to jara. W sumie Kakuzu nie powiedział nic niezwykłego - prawdę - ale sposób, w jaki to ujął, był cudowny <3 I to spojrzenie Itachiego, wyobrażam to sobie :D
Właśnie, Itachi. Jaką niesamowitą osobą musi być, skoro Hidan postanowił analizować go i obserwować. HIDAN. I. OBSERWACJE. Cri, to się nie dzieje.
Omg, Edo Tensei i Orochimaru wplatasz? Coś będziesz rozwijać w tym kierunku nie? Jestem ciekawa, jak się to potoczy.
Dalej uważam, że przesadziłaś ze zdenerwowaniem Kakuzu, tłumaczyłam Ci już dlaczego XD Ale zrobiłaś, jak zrobiłaś. Wewnętrznie zapłakałam nad Hidanem, ale to nic, bo to fajna wstawka w rozdziale.
(chociaż jak mówimy o wstawkach to najbardziej podobał mi się moment przejęcia kosy przez Itachiego i to, jak jego ręka zadrgała :D)
ALE KOŃCÓWKA. OMG. MUSISZ KONTYNUOWAĆ W TEMPIE NAŁ.
dobra, lecę czytać wojnę (nie zabij mnie XD). Kc mocno <3
Omnomnom. Podoba mi sieeee. Ja chce więcej i więcej. Masz super styl, opowiadanie mnie po prostu wciagnelo. Troche brutalne, ale lubię takie klimaty:D. Liczę na szybciutka kontynujace :*
OdpowiedzUsuńOk moj poprzedni komentarz pomijamy. Przeczytałam to drugi raz. DEUGI RAZ, CZYLI PODOBA MI SIE W CHOLERĘ. Tak się składa, ze bardzo lubię czytać historię yaoi z Akatsuki. I ogólnie z całym anime Naruto. Tak juz mam, chyba jestem mianiaczka jesli chodzi o tego typu historie.
OdpowiedzUsuńAkcja jest tutaj fantastyczna. Absolutnie nic nie jest cukierkowe i upiększone. Jestem w stanie z czystym sumieniem stwierdzić, ze jest to jedna z najbardziej wiarygodnych pod katem brutalności fabula jaka czytałam :D. Nikt sie nagle nie nawraca i nie postanawia byc cudownie dobry. To na wielki plus. Ludzie tak łatwo się nie zmieniają, duzo łatwiej uwierzyć mi w gnoizm bohaterów, niż ich nawrócenie.
Bije poklony, za cudownie wykreowanego Paina i Kakuzu, zwłaszcza Kakuzu, ktory kupił sobie mnie juz na początku swoja pewnością siebie i skurczyby
...skurwysyntwem brzmi bardziej poprawnie, ale nie chce tak nieładnie o nim mówić. Polubiłam go...
Zabiłaś mnie rozdziałem, w ktorym Hidan zgwalcil tego biednego chłopca. Jak w ogóle mogłaś? Spalił mi sie mozg. Jego spokojnie bez wyrzutów sumienia mogę nazwać skurwysynem ;). Miałam ochotę go wtedy udusić poduszką w kształcie żaby, ktora leżała obok mnie. Ale...niewazne. Powstrzymalam się.
. Mam nadzieje,ze nie porzucisz opowiadania, ani nic z tych rzeczy, bo będzie mi bardzo smutno. Duzo weny Ci życzę :* i pisz jak najszybciej.
Po pierwsze, bardzo dziękuję za komentarz :)
UsuńStwierdzenie, że fabuła fanficka jest "wiarygodna pod kątem brutalności", mnie trochę zaniepokoiło, heh, ale i cieszę się, bo chciałam to przedstawić jak najbardziej realistycznie.
Też uwielbiam gnidę i twardziela Kakuzu :D
Rozdział z Hidanem i gwałtem jest dodatkiem, w ogóle nie będącym częścią fabuły i właściwie trochę mnie poniosło, że to napisałam :p W każdym razie, chyba dam to niżej w spisie treści i bardziej podkreślę, że to nie należy do ff.
Obiecałam sama przed sobą, że nie spocznę, dopóki tego fanficka nie zakończę i choćbym miała męczyć się z tym do 80. roku życia, zrobię to xD
Bardzo zmotywował mnie twój komentarz, zważywszy na fakt, że nieczęsto ktoś tu coś pisze (oprócz Memi xd). Zdziwiłam się wczoraj i dzisiaj takim skokiem w liczbie wejść na bloga, a tym bardziej miłym komentarzem. Dzięki! :D Od paru tygodni myślę cały czas o tym, co mam do zrobienia innego, a przez co nie mam czasu na pisanie, jednak mogę powiedzieć, że od niedzieli do środy (wolne!) zamierzam skupić się tylko i wyłącznie na tym. Dlatego też można wyczekiwać niedługo kolejnego rozdziału ;)
Pozdrawiam.
Oh jak to miło być motywacją :). Sporo tych wejść to pewnie ja, bo co chwile tu zaglądałam :D. No sama sie zdziwiłam, ze tak malo osób cokolwiek u ciebie komentuje, a przecież opowiadania sa cudowne i aż trzeba pochwalić.
UsuńW każdym razie trzymam kciuki za Twoje samozaparcie i motywacje do dokończenia opowiadań. Duzo weny. I żebyś w wolne miała jej najwięcej :)) pozdrawiam
Witam,
OdpowiedzUsuńHidean niegadający toż to niezwykły widok ;] i och Kakazu trochę go poturbował...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Podejrzenie cichy Hidan, to przerażający Hidan. Te kminy Kakuzu na temat mózgu jashinisty to złoto. Damn, ale mu wpierdziel zafundował Kuzu xD
OdpowiedzUsuń