Strony

1

2

3

12 sierpnia 2015

Nieśmiertelni – Rozdział VIII


Nieśmiertelni - Rozdział VIII

Pairing: Kakuzu x Hidan



   - Przepraszam za spóźnienie, un! – Hidan usłyszał głos zdyszanego nieco Deidary. Uniósł brew w wyrazie pogardy i odwrócił głowę. Nie zauważył przez to, że ten przyglądnął mu się przez to w zamyśleniu. Spostrzegł za to kątem oka spojrzenie partnera blondyna taksujące owego nowo przybyłego. Zastanowił się nad tym.
   Usłyszał chrapliwe prychnięcie Sasoriego. Obok niego stał Kakuzu. Patrzył on na Deidarę pełnym poirytowania wzrokiem. Hidan wiedział, co zamaskowany sobie pomyślał.
   Nie dość, że mamy im pomóc w misji, to jeszcze się spóźnia i marnuje mój czas, a czas to pieniądz – ukazujący rozdrażnienie, parodiowany głos skarbnika rozbrzmiał w jego głowie. Chciał się zaśmiać na tę myśl. Tak bardzo przyzwyczaił się do odzywek Kakuzu, że już sam mógł je przewidzieć. Spojrzał na niego rozbawiony. Zamaskowany, jakby to wyczuwając, zwrócił wzrok ku niemu i zmrużył oczy.
   Acha! Właśnie zapomniał o tym, co go zdenerwowało i wyładowałby swoją złość na mnie, gdyby nie to, że był to początek wędrówki i dlatego nie chciał tak szybko psuć sobie humoru. Więc powie…
   Hidan wybuchnął śmiechem, kiedy Kakuzu powiedział prawie dokładnie to, co myślał, że ten powie:
   - Nieważne, tracimy czas. Pospieszcie się i chodźcie – rozkazał, a Sasori zamiast oburzyć się (jak zrobiłby to Hidan) na pełen przesadnej wyrozumiałości i jednocześnie wszystkowiedzący ton skarbnika, podszedł prędko do zamaskowanego i obaj ruszyli pierwsi, narzucając tempo. Wcześniej jeszcze Hidan dostał od nich obu srogie spojrzenia chyba spowodowane jego głośnym śmiechem. Patrzył na nich przez moment, będąc obrażonym. Teraz miał dwóch zgredów jako towarzyszy.
   Dzień wcześniej Pain ni z tego, ni z owego rozkazał im wrócić do bazy, do której i tak już wracali, po czym zarządził, że będą partnerować tej dwójce. Mieli to robić, ponieważ artyści podejrzewali, że tropiła ich większa grupa ninja i istniała duża możliwość, że zaatakują, a do tej misji, jak to powiedział lider, „potrzebowali spokoju”. Czyli po prostu dostali z Kakuzu brudną robotę. Robili to ponoć przy okazji, bo po niej rozdzielali się od tamtej dwójki i ruszali, by ukończyć swoje przerwane zadanie. Nie było owe zadanie jakieś skomplikowane czy ważne. Zaś misja z innymi członkami organizacji polegała na tym, że Sasori miał spotkać się ze swoim informatorem, a oni po prostu towarzyszyć im w drodze do miejsca spotkania. Informator ten był pomocnikiem Orochimaru i miał dużą wiedzę na temat tego, czym członek organizacji zajmuje się w swojej skrytce znajdującej się niedaleko jednej z baz.
   Normalnie Hidan nie zainteresowałby się szczegółami misji, ale dotyczyła ona mężczyzny, do którego żywił jakieś nieokreślone, jednak przede wszystkim negatywne uczucia. Nie wiedział, czym Orochimaru tak go do siebie przekonał. To znaczy – źle przekonał. Czyli nie przekonał właściwie wcale. Może jashinista po prostu nie lubił ludzi, których głos brzmiał, jakby byli wężami? Czy to było równoznaczne z tym, że Hidan nie lubił węży? Cóż, nigdy nie myślał o zwierzętach w kategoriach – czy je lubił, czy nie. To było dla niego bez znaczenia.
   - Ruszamy? – odezwał się blondyn, podszedłszy do niego. Srebrnowłosy zmarszczył brwi i poszedł za ich partnerami, nie odpowiadając mu.
   Deidara był jego zachowaniem zaskoczony, a tak wywnioskował, bo wyczuwał wbijające się w jego plecy uważne spojrzenie.
   Phie! Co on się tak dziwi? Powinien dobrze wiedzieć, co zrobił nie tak.
   Był na niego obrażony i nie zamierzał robić nic w kierunku, by ich znajomość naprawić.
   Wędrowali jakiś czas i Hidan nie zwracał uwagi na kroczącego obok niego i milczącego blondyna.
   - Czy ty jesteś na mnie zły, un? – przerwał ciszę Deidara. Jashinista prychnął, za to drugi mężczyzna westchnął na jego reakcję. – Za to, że powiedziałem Painowi? – zgadł. – Un, ty wiesz, jak śmierdziało w połowie bazy? – zaczął się tłumaczyć, żywo gestykulując. To było dla srebrnowłosego nawet zabawne. – Choćby jakiś trup leżał, un, w twoim pokoju. Od razu wiedziałem, że to przez ciebie tak wali albo że z twojego pokoju. Żebyś ty jeszcze tam był, un i sam w tym smrodzie siedział, ale, un, byłeś na misji od dłuższego czasu, jak się dowiedziałem. I to nam kazałeś to wąchać. Un, no wiesz! – burzył się blondyn. Hidan próbował ukryć uśmieszek. – Musiałem to zgłosić, bo się, un, nie dało wytrzymać. Co ty tam robiłeś, co, un? Nawet mistrz Sasori się przeniósł do innej części bazy. A potem, jak już, un, się ten smród rozniósł dalej, chciał wcześniej wyruszyć na misję, żeby nie musieć siedzieć tam dalej – wyobrażasz to sobie, un?
   Hidan spojrzał na Deidarę. Jakaś część niego wciąż była obrażona, ale inna, ta rozbawiona, zwyciężyła, widząc, że mógłby mieć dobrego towarzysza chociaż na tę jedną misję.
   - Mistrz Sasori? – powtórzył jashinista słowa blondyna. Ten, słysząc, że jashinista zareagował, ożywił się bardziej i już wiedział, że Hidan mu w pewnym stopniu odpuścił. Ale zaraz odwrócił wzrok, a srebrnowłosy ze zdziwieniem zaobserwował, jak twarz blondyna ciemnieje na czerwonawy kolor. – Ej, ej, nie mów mi, że…
   …Że darzysz szacunkiem tego gbura!
   - Nieważne – uciął mu w połowie zdania Deidara, nadymając policzki w śmieszny sposób. – Un, nie lubi czekać – zaczął mówić, a Hidan początkowo nie wiedział, o co mu chodziło. Następnie zamyślił się na tę bezsensowną zmianę tematu. Przecież nie o tym mówili.
   - Ale czy wszystko z nim w porządku? To, jak na ciebie patrzył, jak przyszedłeś… - podjął jashinista ostatecznie. Spojrzał na dwójkę ich towarzyszy idących przed nimi wystarczająco daleko, żeby nie mogli ich usłyszeć.
   - Jesteśmy razem, un.
   - Aha.
   Dopiero po chwili doszedł do wyznawcy Jashina sens tych słów. Spojrzał na Deidarę, który patrzył na niego kątem oka i sprawdzał reakcję. Dawno już jego brwi nie były tak wysoko uniesione.
   - COOO… - wyznawca Jashina odezwał się znowu, ostatecznie zamierając. Po chwili wznowił wędrówkę u boku blondyna, który zagryzał wargi.
   - No co, un? – Jego głos zabrzmiał jak małego, obrażonego dziecka.
   - Nic, nic… - odparł Hidan. Z wciąż podniesionymi brwiami, spoglądał na niego z ukosa i powstrzymywał się od zagryzienia wargi.
   A to ciekawe…
   Milczeli. Srebrnowłosy spojrzał na mężczyzn przed nimi, na Sasoriego. Kim był naprawdę? Cóż, Deidara wydawał się być normalny, ale przecież nikt w tej organizacji taki nie był – oprócz niego samego – więc czemu się dziwił?
   Zwrócił wzrok na wysokiego zgreda, który zwał się jego partnerem. Skrzywił się na wyobrażenie takiego rodzaju relacji pomiędzy tym popaprańcem i sobą.
   Deidara prawdopodobnie źle odczytał jego wyraz twarzy. A raczej czym był ten grymas spowodowany.
   - Ale to bardziej formalny związek, un – przyznał. – Ni… Niczego nie robiliśmy – wyjaśnił, mając przy tym nieodgadniony wyraz twarzy. Hidan spostrzegł zdystansowane i oceniające spojrzenie blondyna w kierunku chłopaka ów ninjy. Zamruczał z zainteresowaniem i ukrywaną pogardą.
   - Co z tego masz? – spytał.
   - Z czego, un? – Deidara nie zrozumiał jego słów.
   - Z tego związku. Sądząc po twojej minie, albo ty nie ufasz jemu, albo on tobie – wyjawił swoje przemyślenia. Jego towarzysz wydawał się być zmieszany tymi słowami. - Ha! Nie ma czegoś takiego jak miłość bez korzyści... – Zastanowił się. – Poza tym, sytuacja może się odwrócić i wtedy już nie będziesz dobrze z nim współpracował, by przybliżyć Akatsuki ku spełnieniu wyznaczonych celów.
   Blondyn zmarszczył brwi w pytającym geście.
   - Co jeśli skoncentrujesz się na tym, co jest między wami, a nie na tym, co trzeba, będąc na misji lub nawet podczas walki? Albo inaczej. Co jeśli „jest z tobą”, bo chce cię do czegoś wykorzystać? – pytał Hidan, patrząc na Deidarę z chytrym uśmieszkiem. – Niekoniecznie seksualnie – dodał złośliwie. Towarzysz wysłał mu gromiące spojrzenie. – Więc osobiście wyznawałbym zasadę, że trzeba być ostrożnym… Tylko że nie muszę, bo jestem nieśmiertelny! – Roześmiał się.
~*~
   Hidan był takim idiotą, że mało nie pokusił się o próbę morderstwa.
   Kakuzu i Sasori, który szedł obok niego, słyszeli wszystko.
   Kiedy Deidara przyznał, że jego i Sasoriego łączyło coś więcej, rzucił przeszywające spojrzenie temu drugiemu, nie odwracając jednak głowy. Lalkarz, jakby na to czekając, odwzajemnił je od razu. Tak właśnie przez parę chwil oceniali się wzajemnie.
   Domyślił się, że ten mężczyzna zdawał sobie sprawę z tego, jak nieostrożne i nieodpowiednie były tego rodzaju więzi z partnerem. I teraz termin „partner” nabierał głębszego znaczenia. Zmarszczył brwi, zniesmaczony, kiedy pomyślał w ten sposób o Hidanie. Odrzucił od siebie tę idiotyczną myśl i skupił ponownie na analizowaniu lalkarza. Czy mogło mu chodzić, jak powiedział jashinista hipotetycznie, o wykorzystanie Deidary? Zmrużył oczy. Wątpił w to przypuszczenie. Znał trochę mistrza marionetek i nie posądziłby go o takie zachowanie. Chociaż nigdy nie mógł być nikogo pewnym. Jak stwierdził zaskakująco trafnie Hidan – musiał być zawsze ostrożnym.
   Jashinista zirytował go tym przechwalaniem się, że był nieśmiertelny. I tym, że nie musiał być ostrożny z tego powodu.
   Wymyślanie teorii na temat swojej niezniszczalności i filozofowanie o tym, że jest nieśmiertelny – jeszcze chwila i Hidan skończy martwy.
   Prychnął. Zachowanie srebrnowłosego było okropne. Miał go serdecznie dosyć już wtedy, kiedy był jedynym jego towarzyszem, ale okazało się, że w większym gronie był jeszcze gorszy, a i tak Kakuzu musiał go znosić.
   Poza tym, jest bardzo obeznany w komplikacjach związku… Phie! – parsknął w myślach, nabijając się z partnera.
   W południe dotarli na miejsce, w którym trójka z nich została, a Sasori opuścił ich w wiadomym celu.
   Lalkarz ponoć spotykał się z informatorem co jakiś czas, by sprawdzić członka Akatsuki. Oczywiście na rozkaz Paina. Nie ufał on swojemu podwładnemu. Kakuzu się temu nie dziwił. Sam nie przepadał za tym mężczyzną. Zastanawiał się, co Orochimaru zrobiłby, gdyby lider nie miał nad nim wystarczającej kontroli. Zamaskowany miał informacje, że został on przestępcą i wygnańcem, ponieważ przeprowadzał eksperymenty na ludziach. Krzywił się na tę myśl, ilekroć przypominał to sobie. Trafił im się wariat do organizacji. Cóż, każdy z nich był w jakiś sposób niebezpieczny, ale Orochimaru był z nich najgorszy pod względem etycznym. Chociaż można było jeszcze w tej sprawie dyskutować… Oceniał go, chociaż wiedział, że w temacie moralności przestępców można daleko popłynąć. Dał więc sobie spokój z roztrząsaniem tego.
   Deidara i Hidan przekomarzali się. Wrócił myślami do „związku” tego pierwszego z Sasorim. Czy Pain o tym wiedział? Nie sądził. Owa wiedza lidera na ten temat zależała od tego, ile to trwa i jak się oni z tym kryją. A skoro, co przyznał Deidara, do niczego zbytnio nie doszło, nie było to jakieś naglące miłosne wyznanie przed misją, w której mieli umrzeć. Nie spieszyli się z tym. Chyba właściwie stali w miejscu, ale Kakuzu nie chciał wgłębiać się w szczegóły. Naprawdę, zamaskowany po prostu rozmyślaniem o tym zbijał czas w oczekiwaniu na powrót lalkarza, chociaż nie mógł się za bardzo skupić na tej czynności, ponieważ jego towarzysze wcale nie ukrywali się ze swoim położeniem przed potencjalnymi przeciwnikami i nie byli w ogóle czujni, prawie krzycząc w środku lasu.
   - Głupcy… - skomentował już lekko gwałtowną wymianę zdań dwójki obecnych z nim członków Akatsuki. Obaj spojrzeli na niego; Deidara – groźnie i z gotowością do odparcia jego argumentów, a Hidan westchnął tylko i patrzył to na niego, to na blondyna z ciekawością.
   - O czym mówisz, un? – dopytał nastroszony Deidara. Kakuzu złożył ramiona; biła z niego pewność siebie.
   - To pieniądze są jedyną rzeczą na tym świecie, na której można polegać – osądził monotonnym tonem.
   - Co? – warknął blondyn. Do uszu zamaskowanego doszło ciche, rozbawione prychnięcie jashinisty. – Wszyscy wiedzą, że to sztuka jest najważniejsza, un! – krzyknął. Hidan postanowił wtrącić się do rozmowy:
   - Śmieszni jesteście. Wiara to coś, co nadaje życiu sens! A nie jakieś głupie pieniądze czy, phie!, sztuka. – Skarbnik wywrócił oczami na wszystkowiedzącą jak i lekceważącą postawę srebrnowłosego.
   - Jak można być takim ignora-
   Wypowiedź blondyna przerwał Kakuzu:
   - Szkoda mojego czasu, by was uświadomić o tym, co rzeczywiście napędza świat.
   Odwrócił się i odszedł kawałek, by usiąść pod drzewem i spróbować nie słuchać ich ciągnącej się dalej kłótni.
~*~
   - Hidan… - odezwał się po jakimś czasie, a wywołany spojrzał na zamaskowanego od razu, tym samym przerywając swoją rozmowę z Deidarą. Rzucił mu długie spojrzenie, wstając. Hidan bez słowa zrobił to samo, a Kakuzu zaczął się rozglądać. Blondyn, idąc śladem towarzyszy, również podniósł się ze swojego miejsca obok srebrnowłosego.
   - Co się dzieje? – zapytał artysta, nie rozumiejąc poruszenia wśród tamtej dwójki. Zamaskowany napiął mięśnie, wytężając wszystkie zmysły. Zmrużył wzrok, patrząc w gęstwinę lasu.
   - Zamknij się – upomniał Deidarę, który zmarszczył brwi, ale Kakuzu już nie zwrócił na to uwagi.
   - Ktoś tu jest – rzucił w pewnej chwili jashinista. Kakuzu prychnął pod nosem, nie kontrolując swojego rozdrażnienia.
   - Nie. Ktoś nadchodzi. Jakaś duża grupa. A teraz ucisz się, Hidan – uciął znowu.
   Ktokolwiek się ku nim skradał – robił to bardzo umiejętnie. Słyszał minimalne, nienaturalne szelesty wśród krzewów i koron drzew wokół nich. Dla niewyszkolonych w tropieniu czy skradaniu się ninja, były te dźwięki nierozpoznawalne w porównaniu do tych, które słyszeli przez ostatnich parę godzin w tym miejscu. Hidan zachowywał pozory, jakoby miał te umiejętności, ale Kakuzu wiedział, że wyznawca Jashina po prostu dostosowywał się do jego czujnego zachowania. Deidara za to początkowo nie wiedział, dlaczego towarzysze tak zareagowali i na co, ale pewnie się domyślił. Chociaż nie zrobił tego wystarczająco szybko, jak skarbnik osądził. Miał ochotę znowu prychnąć, by wyładować swe poirytowanie tą dwójką.
   Nie czekał na pierwszy ruch ze strony skradających się napastników i zrzucił z siebie płaszcz, zamierając w pochylonej pozycji. Kątem oka dostrzegł zaciekawiony nim wzrok już kompletnie nie zwracającego uwagi na otoczenie jashinisty, gdy nagle na plecach i ramionach przeszył go niemożliwy do opisania ból, który wstrząsnął jego ciałem. Zawarczał, chcąc takim sposobem zdusić w sobie krzyk, ale ten dźwięk zagłuszyły szorstkie odgłosy rozpruwania się nici scalających pociętą skórę na ów częściach ciała. Na powierzchnię wydostały się cztery ciemne stwory i jedynym, co wszystkim ludziom oprócz niego samego pomagało im je od siebie odróżnić – bo Kakuzu wyczuwał ich chakry i rozróżniał natury tych chakr – były białe maski zwierząt. Skóra zamaskowanego na powrót została zszyta nićmi, które pozostały w jego ciele.
   Zignorowawszy ciężkie odgłosy tupania stworów, mógł usłyszeć, że grupa przeciwników była już właściwie przed nimi. Spojrzał na dwóch towarzyszących mu członków Akatsuki. Deidara patrzył zdeterminowany przed siebie, trzymając ręce w kaburach przy pasie, na co uśmiechnął się minimalnie i zaraz zwrócił wzrok w stronę Hidana. Srebrnowłosy wpatrywał się w niego szeroko otwartymi oczami, a raczej w poszytą skórę na jego plecach, po czym ogarnął spojrzeniem ciemne masy za zamaskowanym i znowu wrócił do oglądania jego pleców. W ręku trzymał nieco wbitą w ziemię dwoma górnymi ostrzami kosę.
   Kakuzu zmarszczył brwi, ale nie chciał marnować czasu i być nieostrożnym w razie niespodziewanego ataku, więc nie zganił partnera za jego nieuwagę. Przygotował się na niewątpliwie nadchodzące starcie.
~*~
   Hidan był zafascynowany tym, co działo się z Kakuzu, kiedy, hm… kiedy czarne coś wychodziło z niego. Na dźwięk rozpruwania tych jego nici ogarnął go przyjemny dreszcz i po prostu nie mógł się błogo nie uśmiechnąć. To było silniejsze od niego.
   To przez ten odgłos… Och, Jashinie! To było niesamowite.
   Plecy zamaskowanego zaszywały się z powrotem z cichym szemraniem, choćby słyszał naciągające się ostre żyłki. Mruknął na ten widok i dźwięk.
   - Hidan, zamierzasz tak stać? – zawołał Deidara, wytrącając jashinistę z otępienia, kiedy skradający się ludzie wokół nich nie kryli się już ze swoją obecnością. Po prostu nie chcieli pokazać swej dokładnej lokalizacji, dlatego wciąż się maskowali w gęstwinie lasu.
   - Huh? – odwrócił głowę w jego kierunku. Zobaczył, jak blondyn robi coś ze swoimi dłońmi i dostrzegł na ich wewnętrznej stronie coś dziwnego. Postanowił, że zapyta o to nowego towarzysza po walce. – Tak, zamierzam – odparł.
   No co? Przecież nikt się jeszcze nie pokazał! Może mam biegać i wymachiwać moją kosą na krzaki?
   Deidara posłał mu poirytowane spojrzenie, ale zaraz skupił się na przestrzeni przed sobą, gdzie wyrzucił coś białego z rąk, zamachnąwszy się. Hidan spojrzał na Kakuzu, który obserwował ów białe coś, po czym odskoczył nieco do tyłu wraz z potworami, które rozpierzchły się wokół zamaskowanego. Srebrnowłosy natomiast nie ruszył się za jego przykładem.
   Moment później nastąpiła eksplozja, która spowodowała, że Hidan zachwiał się, ale utrzymał równowagę. Zakrył twarz ręką, w którą – jak i w resztę jego odsłoniętego ciała – przez materiał płaszcza wbiły się odłamki drewna. Popatrzył przed siebie, jednak dostrzegł tam tylko tak jakby bardzo dużą dziurę w środku lasu, gdzie przy ziemi wystawały ostatnie kawałki pni drzew; jedne były mniejsze, drugie – większe. A między nimi stali (lub też leżeli) ukrywający się wcześniej napastnicy.
   Kakuzu przystąpił do działania – albo raczej te dziwne stworzenia – ponieważ jedno z nich wytworzyło ogromny wiatr, który połamał wiele ostałych po pierwszym ataku drzew. Większość kryjących się w tamtych rejonach ninja została poturbowana, a niektórzy się nawet już nie podnieśli.
   Właśnie wtedy Hidan wkroczył do akcji, ignorując drobne rany spowodowane odłamkami drzew. Ruszył na tych paru szczęściarzy, którzy przetrwali dwa ataki o wielkim polu rażenia. Za swoimi plecami słyszał kolejny huk wybuchu, więc Deidara również wznowił bombardowanie przeciwników.
   Wymachiwał kosą, dobiegłszy do jednego z nich i po krótkiej chwili pomyślał, że byli to dosyć dobrze wykwalifikowani ninja. Ewentualnie ten jeden. Opierał się on jego atakom, póki nie zahaczył o wystający korzeń i to wystarczyło jashiniście, by mógł wykonać śmiertelny cios. Mężczyzna z głośnym stęknięciem uderzył o ziemię, która moment później zaczęła barwić się na czerwono.
   Hidan oblizał suche usta i rozglądnął się. Kakuzu walczył… Cóż. Walczył na parę frontów, jeśli mógł tak powiedzieć. Czarne potwory atakowały indywidualnie różnymi technikami, a sam zamaskowany zajęty był wymienianiem ciosów z – jak stwierdził z podziwem jashinista – bardzo zwinnym i widocznie wyćwiczonym w taijutsu ninją. Tym bardziej Hidan zaskoczony był, że Kakuzu mu dorównywał.
   Skoczył na jeden z wyższych, oderwanych od korony drzewa pni, by móc się mu bardziej przyjrzeć. Kucnął, bo tak było mu wygodniej i oparł łokcie na rozszerzonych kolanach. Uśmiechał się z zadowoleniem.
   Jego partner blokował niemal każdy cios (niemal każdy, bo reszty zdołał uniknąć), jaki zadał mu przeciwnik i szybko przechodził do kontrataku. Szli cios za ciosem i srebrnowłosy ledwo nadążał za ich ruchami. Kakuzu wydawał się być wolniejszy, ale widać po nim było, że mógł pochwalić się dużym doświadczeniem. Również oprócz tego zamaskowany jakby górował nad drugim mężczyzną, nie tylko dzięki swojemu wzrostowi, ale całemu znaczeniu „wielkości ciała”. Hidan widział, jak duże mięśnie jego partnera napinają się z każdym ruchem i miał wrażenie, że jego przeciwnik, czując się osaczony przez zamaskowanego, wycofuje się. To pozwoliło Kakuzu całkowicie przejąć kontrolę nad pojedynkiem, który zakończył się chwilę później, a wygrany zajął się kolejną walką.
   Gdy ktoś obok niego krzyknął, spojrzał przez ramię i w tym właśnie momencie dostrzegł – niestety, za późno, by go uniknąć – nadchodzący atak. Jego twarz, jedno ramię i połowa pleców została umazana jakąś lepką, ciepłą cieczą, która zaczęła stygnąć. Hidan próbował ją z siebie zmyć, ale ledwo zdołał odzyskać sklejoną z nią momentalnie dłoń. W przypływie gniewu i również z powodu tego, że właściwie nie widział innego wyjścia, zaatakował kosą grupkę ninja, którzy ochraniali wykonawcę tej techniki. Machał kosą, a oni cofali się, czekając jakby na coś. Zabolały go miejsca, na jakich ta maź się przykleiła, ponieważ – co zauważył z przerażeniem – zaczęła ona jeszcze szybciej twardnieć, by przemienić się w coś przypominającego szkło. Jashinista już od dłuższego czasu wstrzymywał oddech, ale nie był w tym dobry. Jeszcze moment i przeczuwał, że będzie źle.
   Wtedy przez przezroczystą, zeschniętą na jego twarzy substancję dostrzegł jednego z tych potworów Kakuzu. Przyczaił się on za tą grupką i zaatakował ich powietrzem pod dużym ciśnieniem. Hidan również znalazł się w polu rażenia. Właściwie to chyba on sam był głównym celem ciemnego stwora. Stał więc w miejscu, czekając na nieuniknione. Zaparł się nogami i pochylił do przodu, kiedy ostry podmuch trafił w jego twarz i korpus. Nie dość, że brakowało mu powietrza w płucach, przez atak uciśnięte została jego klatka piersiowa i czuł, jakby za chwilę miał paść nieprzytomny z braku dotlenienia, ale w tym momencie szkło na twarzy ugięło się pod naciskiem i rozpadło na kawałki. Technika trafiła go niespodziewanie w nieosłoniętą już twarz oraz klatkę piersiową i odrzuciła go do tyłu. Machał rękami i krzyczał, aż nie wylądował na ziemi.
   Był cały brudny i "rozwiany". Wstał, po czym odwrócił wzrok w stronę swojego partnera z niechęcią, ukazując rozdrażnienie i chcąc mu przekazać, że ten jednak trochę przesadził. Dostał w odpowiedzi szydercze i też rozbawione spojrzenie. Kakuzu patrzył na niego podczas swojego pojedynku, w którym przeciwnik mężczyzny był ustawiony tyłem do jashinisty.
   Wiedział jednak, że zamaskowany naprawdę mu pomógł, co było dużym – jeżeli mógł tak stwierdzić – skokiem w ich relacji. Chociaż nie tyle dużym, co po prostu niespodziewanym. Kiwnął w podzięce głową partnerowi, ostatecznie odganiając upór, ale srebrnowłosy wątpił, by ten to dostrzegł, bo na powrót zajął się walką.
   - Phie – prychnął, obrażony. – A wal się, Kakuzu – burknął.
   Hidan także zainteresował się przeciwnikami na „swojej” części pola walki.
~*~
   Sasori wrócił na krótko po tym, jak rozprawili się z ostatnimi napastnikami. Nawet nie skomentował całego tego bałaganu, podszedł tylko do nich prędko.
   - Deidara, przetransportuj nas szybko do organizacji – zarządził. Blondyn uniósł brwi.
   - Myślałem, że tego nie lubisz, un – stwierdził z rozbawieniem, wkładając jedną rękę do kabury. Kakuzu usłyszał tylko ciche warknięcie ze strony niskiej postaci i w tym momencie postanowił się wtrącić:
   - Nie zatrzymujemy się na noc? – dopytał.
   - Nie – odparł prędko lalkarz. Zamaskowany zmrużył oczy w oczekiwaniu na wyjaśnienia. Sasori mu ich nie udzielił.
   Czekał, aż blondyn stworzy i powiększy gliniane zwierzę, po czym wszyscy na nie wskoczyli przy akompaniamencie podekscytowanych komentarzy i pytań Hidana. Kakuzu wywrócił oczami na zachowanie partnera. Stanął obok lalkarza, kiedy jashinista zaczął zagadywać Deidarę, który po chwili rozmowy pokazał mu swoje dłonie. Zielonooki odwrócił się do Sasoriego, jednak nic nie powiedział. Tym sposobem skupił na sobie jego uwagę. Milczeli, dopóki nie odezwał się partner blondyna:
   - Dowiedziałem się czegoś bardzo interesującego – stwierdził tajemniczo. Spojrzenie Kakuzu stało się bardziej intensywne i żądne wytłumaczenia. – Czegoś, o czym lider natychmiast musi się dowiedzieć.
   Zamaskowany miał przeczucie, że Sasori był skłonny wyjaśnić mu, o co chodzi, wpierw jednak czekał na jakiś odzew z jego strony. Zastanowił się, czego ten mężczyzna mógł się dowiedzieć, że tak pilne było doniesienie o tym Painowi.
   - Co takiego? – dopytał więc.
   Lalkarz nie mówił przez chwilę, patrząc na niego uważnie, ale potem odpowiedział:
   - Orochimaru przygotowuje swoją własną strategię na nadchodzącą wojnę.






__________________________

Tym razem z tygodniowym poślizgiem, za który przepraszam, ale w zamian poinformuję Was, iż jest to najdłuższy rozdział Nieśmiertelnych ma ponad 3,5 tysiąca słów :D
Dalej nie mam internetu i moja cierpliwość w związku z tym się kończy. Jak Orochimaru przygotowuję się na wojnę w salonie u operatora sieci. Aż przeczytałam całą umowę i znaczną część regulaminu, a wierzcie, nie lubię czytać takich pisemek xD.
Cieszę się, że codziennie tylu Was tu zagląda. To bardzo zachęca mnie do pisania! Dziękuję za Waszą obecność <3

4 komentarze:

  1. AKLFSJFNFKLJKSDKJNFDNKFDL dla mnie najciekawszy rozdział do tej pory ;__; Serio, to było zajebiste. A jak się przy tym ryłam, ooo masakraaa xD
    Dokładnie, jak Hidan wyobrażał sobie, co Kakuzu powie w sytuacji, gdy przyszedł Deidara, tak samo i ja xD Znaczy, ten głos Kakuzu też mi rozbrzmiał w głowie xD W ogóle, to Kakuzu ma taki charakterystyczny głos. Głosu Hidana już nie pamiętam, ale Kakuzu... Hmm :P Taki zajebiście mocny i chrapliwy, omg ♥
    Dalej rozmowa z Deidarą. Cóż, Hidan. Dla ciebie te tłumaczenia wydały się zabawne? Ja miałam ochotę go zadusić za to ciągłe "un" :') Dei, czy ty wiesz, jakie to irytujące? Pozbądź się tego nawyku :<
    "- Jesteśmy razem, un.
    - Aha".
    Hidan jest jak "I don't care, róbcie w łóżku co chcecie, pełna tolerancja, żadnego fu, jestem przyjacielski dla gejów" :o Prędzej spodziewałabym się "O TY PIERDOLONY PEDALE, WYJDŹ Z MOJEJ ZIEMI" w sumie XD A tu tylko zwykłe "cooo?" xd
    "Skrzywił się na wyobrażenie takiego rodzaju relacji pomiędzy tym popaprańcem a sobą" - tolerancja sto pro, ale #nohomo!
    Kurna, Hidan, nie strasz biednego Deidary xD To, że ty może wszędzie widzisz podstępy i nie ufasz innym "górującym" partnerom, bo twój jest chujem, nie znaczy, że Sasori chce Deia jedynie wykorzystać xD
    ... ALE JAK TO NIE SEKSUALNIE, JA CHCĘ SEKSUALNIE XD
    "Hidan był takim idiotą, że mało nie pokusił się o próbę morderstwa.
    Kakuzu i Sasori, który szedł obok niego, słyszeli wszystko." Zakrztusiłam się śmiechem XDD Ech, Hidan, Dei, weźcie o takich sprawach szeptajcie, albo co, a nie kurna połowa lasu was słyszy, cioty xD To, że ja idąc sobie lasem, chciałabym posłuchać o współżyciu Deidary i Sasoriego, nie znaczy, że inni też by chcieli! xD
    Ej, ale to, jak Kakuzu też się zaczął nad tym zastanawiać XDD Padam XDD Tylko biedny, że musi pracować z takimi debilami, którzy są obeznani w komplikacjach związku, nie? :c
    Nie martw się, Kakuzu, też nie przepadam za Orochimaru xD Ale pomyślałeś, że jest najgorszy pod względem etycznym... Hmm... Generalnie to te rytuały Hidana też nie są jakieś normalne xD
    "Czy Pain o tym wiedział?" A WŁAŚNIE. WŁĄCZYŁA MI SIĘ LAMPKA. KURWA, DEI, CO TY ROBISZ, PRZECIEŻ TY Z PAINEM JESTEŚ XDD
    " - Głupcy..." - już wiedziałam, że zacznie się kłótnia o wartości XD Swoją drogą, to było niezłe, prawie się popłakałam na nastroszonego Deidarę XDD
    "Rzucił mu długie spojrzenie, wstając. Hidan bez słowa zrobił to samo (...)" - rozumieją się bez słów <3 Podoba mi się to <3 No, może oprócz tego "Hidan", ale to tylko jedno... xD
    Deidara wiecznie nieogarnięty xd Chociaż bardziej, niż Hidan... Tak, biegaj po tych krzakach z kosą, może ściąłbyś kilka głów :<
    LAJFNELAEWFONKSDJSK TO, JAK HIDAN PATRZYŁ SIĘ NA PLECY KAKUZU I NIE CHCIAŁ PRZESTAĆ <3
    Walka jak zawsze zajebiście opisana ;_; Kurna, też chcę tak umieć XD Już któryś raz ją opisujesz i dalej wychodzi ci fajnie, bo nieschematycznie XD Tylko kurna, nie mogę sobie wyobrazić tej mazi, co zamieniała się w szkło xD" Ale dobrze, że Kakuzu go uratował :D To też było takie typowe "Awww ♥", no, pomijając, że trochę przesadził xD
    JAK ŚMIESZ TAK KOŃCZYĆ, PO WZBUDZENIU MOJEJ CIEKAWOŚCI X10000 ;____; Weny, bo musisz napisać dalej! ;_;

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, czekam na następną część z niecierpliwością : )

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    droga autorko, postanowiłam coś skrobnąć tutaj.... jak zapewne zauważyłaś od dawna nic nie komentuje tutaj, ale nie martw się nie zamierzam znikać... po prostu mam brak czasu i kilka problemów... dlatego czytanie opowiadań, rozdziałów jest na drugim miejscu...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    zastanawia mnie co to była za technika, która walnęła w Hideana, walka wspaniała...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy