Nieśmiertelni - Rozdział VI
Pairing: Kakuzu x Hidan
Hidan podniósł ciężkie powieki z cichym
jękiem. Z każdym oddechem czuł wielki ból, więc przymknął oczy z powrotem,
próbując przyzwyczaić się do niego.
- …nienormalny –
Hidan zdołał odróżnić wśród bełkotu, którego skazany był słuchać. Westchnąwszy
cicho, otwarł minimalnie oczy i zlustrował półprzytomnym wzrokiem okolicę.
Nieopodal stali dwaj mężczyźni, ninja, jak mógł wywnioskować po ich strojach.
Chyba za zadanie mieli go pilnować, chociaż właśnie w tym momencie sobie
gawędzili na jego temat. Znowu jacyś nieznani ludzie mówili o nim. Wkurzyło go
to. Zmarszczył na nich brwi i nadstawił uszu. – …co z nim chcą zrobić.
Podejrzewają, że się regeneruje. Może to wcale nie jest człowiek?
- Kto wie… – odparł
ten drugi, całkowicie niezainteresowany. – Skoro się regeneruje, czemu go nie
dobiją? Może nam zagrażać, przecież zabił ponoć wszystkich cywili...
Och? To byli wszyscy mieszkańcy, którzy nie
umieją walczyć? Co za traf!
- Pewnie chcą się
czegoś o nim dowiedzieć, nie jesteś ciekawy? – spytał. Hidan dostrzegł, jak ten
tylko rzucił mu poirytowane spojrzenie, a zaraz ziewnął. – Haha, zapomniałem,
że stoisz tu od świtu. Zaraz cię pewnie zmienią. Ale i tak, nie jesteś ciekawy?
- Nie.
I na tym ich
rozmowa się skończyła, bowiem ten pierwszy najwyraźniej uznał, że nie ma z kim
podzielić się swoją ekscytacją, a drugi – zasypiał na stojąco.
Chwila. „Od świtu”?
Hidan popatrzył na ich cienie. Z zaskoczeniem dostrzegł, że było południe. Uch,
Kakuzu musiał być uradowany, że mógł
go zostawić.
Dupek.
Moment! Przyjrzał
się otoczeniu.
Co jest, kurwa…
Hidan próbował powiedzieć te słowa, ale
żaden dźwięk nie wydobył się z jego krtani. Ostry ból dał o sobie znać, jednak
prawie nie zwrócił na to uwagi. Bardziej skupił się na tym, co właśnie
zauważył.
Był w klatce. W
cholernej klatce! Jak jakieś zwierzę!
Spojrzał na swoje
nadgarstki. Nie był skuty, ale to nie zmieniało faktu, że nie czuł się wolny.
Spróbował warknąć, ale nie mógł. Przypomniał sobie ostatnie wydarzenia, zanim
stracił przytomność. Jacyś ninja prawie odcięli mu głowę. Hidan nigdy nie czuł takiego
bólu, więc odpłynął – bardziej z powodu zaskoczenia tym bólem, niż nim samym. A
potem – w kontynuacji tego, że stracił przytomność – spał, bo przecież cały
poprzedni dzień wędrowali bez przerwy, a w nocy jashinista uganiał się za
ofiarami po całej wiosce. O tak, to było świetne, ale Hidan powinien teraz
pomyśleć o czymś innym. Jak miał się wydostać? Nie miał swojej kosy.
Zdenerwował się. Zabrali mu jego broń,
tak potrzebną do rytuału! Dobrze, może aż tak nie była potrzebna – każda o
dużym zasięgu ataku była w porządku, ale do tej się bardzo przywiązał. Miał ją
już tak długo! Była idealna, doskonale się nią nauczył posługiwać.
- Ty, patrz,
obudził się! – krzyknął ten podekscytowany, a ta jego ekscytacja urosła wraz z
odkryciem tego faktu jeszcze bardziej, jak Hidan sądził po głosie. – Powiadom
ich! – rzucił do towarzysza, który bez słowa sprzeciwu ruszył, zapewne chcąc
już skończyć robotę.
Hidan był
obserwowany przez ninję wzrokiem dziecka wpatrującego się w zabawkę na wystawie
sklepowej. Skrzywił się. Mężczyzna zauważył to oczywiście i uśmiechnął szerzej,
choćby owe dziecko zobaczyło, jak zabawka ożyła. Chwila, czemu Hidan porównywał
sam siebie do zabawki? Ach, mniejsza, powinien skupić się na planowaniu… Tylko
że jashinista nie za bardzo potrafił.
- Jesteś
nieśmiertelny? – spytał ten, co go pilnował. Nie doczekał się odpowiedzi; Hidan
czuł, jak jego rana powoli leczy się od wewnątrz w stronę skóry, przewidywał,
że ten proces będzie trwał jeszcze trochę, także nie zamierzał znowu tego psuć
przez próby powiedzenia czegoś. Zależało mu na czasie. Jak mogłoby mu na nim
nie zależeć, skoro siedział zamknięty w jakiejś durnej klatce i nie wie, co
durni ludzie chcieli mu zrobić. Ugh.
Po chwili pojawili
się inni ninja, obserwowali go, rozmawiali między sobą i pytali się go o coś,
widząc, że jest już przytomny. Nie odpowiadał. Jedna osoba coś notowała, ale
wciąż nie otwarli klatki. A później poszli i zostawili jakiegoś nowego
wartownika razem z tym podekscytowanym. Okazało się, że tamten podzielał jego ciekawość.
Hidan chciałby móc ich nie słyszeć. Ich spekulacje na jego temat bardzo go
irytowały.
Ale mogli
dostarczyć mu nieświadomie jakichś informacji, dzięki którym mógłby się
wydostać lub dzięki nim coś zaplanować. Dlatego musiał słuchać, a sam wciąż się
nie odzywał, chociaż tamci czasami odwracali się do niego i pytali o coś.
Zamknął oczy, chcąc się odprężyć, póki miał ku temu sposobność.
Hidan pomyślał, że
wolałby już liczyć te przeklęte drzewa, niż siedzieć tu i słuchać ich bełkotu.
~*~
Zamaskowany od paru
dni nie był tak uradowany, o ile on
kiedykolwiek taki był. Po prostu ta cisza i samotność poprawiały mu nastrój.
Szedł już w
kierunku, z którego przyszli z Hidanem, chociaż trochę skręcił i zmierzał do
wioski, do której wczorajszego dnia jego partner tak ochoczo pobiegł. Był
ciekaw, co go zatrzymało.
Takim sposobem
skarbnik znów zaczął rozmyślać o jashiniście. Wczoraj go obserwował, a dzisiaj
nie mógł. Nie musiał. To nie było
tak, że Kakuzu nagle wpadł na pomysł, żeby przyglądać się jego zachowaniu, bo
przyniesie mu to takie czy inne korzyści. Nie, a przynajmniej nie całkiem. To
Pain mu to zasugerował, a skoro
zamaskowany już wcześniej odmówił trenowania Hidana, pomyślał, że na to zgodzić
się może. Chociaż niezbyt entuzjastycznie. Właściwie nie odpowiedział liderowi
w tym temacie. Po prostu milczał, ale rudy i tak wiedział, co mu chodzi po
głowie, więc Kakuzu nie miał ochoty tak otwarcie zgadzać się z tą głupią
sugestią.
Kiedy wkroczył do
wioski, zauważył w cieniu jakichś ninja, którzy, gdy tylko się mu przyjrzeli,
popędzili w kierunku centrum. Zatrzymał się i zastanowił nad tym. Miał
przeczucie, że…
Nagle ktoś skoczył
ku niemu i zaatakował; odparł ten atak momentalnie. Paru ninja było jeszcze w
okolicy – dopiero w tym momencie to wyczuł. Przez tę chwilę, w której dostrzegł
tamtych, co uciekli, nie zauważył obecności tych, co zostali.
Jedni informują wioskę, drudzy już atakują.
W porządku… – podsumował. Wiedział, że i tak ich wszystkich pokona.
Pewnym krokiem
podążył przed siebie, zostawiając za sobą trzech zamordowanych ninja. Kolejni
atakowali go zewsząd, nie tworząc żadnego szyku – najprawdopodobniej próbując
go powstrzymać lub opóźnić jego przyjście tam, skąd i oni nadbiegali. Sami więc
kierowali Kakuzu do miejsca, w którym go nie chcieli, głupcy. Miał już dość tej
uroczej zabawy, dlatego złapał kolejnych dwóch, ukrytych i najprawdopodobniej
czekających na swoją kolej, po czym udusił ich. Jego przedramiona wróciły na
swoje miejsce, wcześniej rozciągnięte nićmi. Wtedy do jego uszu dobiegły ciche
powarkiwania i po chwili zza budynków wybiegła reszta, oburzona, że zniszczył
ich plan. To, że teraz na niego wszyscy ruszyli, było kolejnym powodem, by mógł
z nich szydzić. Było ich około dziesięciu. Kakuzu nie patyczkował się z nimi,
zresztą, nie byli jakoś specjalnie wyszkoleni – chyba wiedzieli, że idą na
pewną śmierć. Pomyślał, że pewnie chcieli ochronić kogoś wysoko postawionego,
kto będzie czekał na końcu jego drogi.
Parsknął na widok
tego kogoś uwięzionego w klatce. Na środku drogi. Jak na wystawie.
Kakuzu podszedł
spokojnie do krat, patrząc z jawną prowokacją oraz z politowaniem na Hidana
siedzącego w środku. Jego wzrok przykuła rana partnera – kolejna rana, która
powodowałaby śmierć zwykłego człowieka.
- Idiota – wyraził
na głos swoje zdanie.
Srebrnowłosy przez
cały ten czas go chyba nie zauważył ani nawet nie wyczuł; miał zamknięte oczy i
nie zareagował w żaden sposób na jego przybycie. Po słowach zamaskowanego
uchylił powieki i poruszył się gwałtownie w zaskoczeniu. Tak jak spodziewał się
Kakuzu, wcześniej go nie zauważył.
- Idiota –
powtórzył, tym samym jeszcze bardziej drażniąc partnera, chociaż może byłego partnera. Albo nie. Raczej
partnera w zawieszeniu… albo separacji. Zamaskowany zmarszczył nos na te myśli.
- Wydostań mnie
stąd – wyczytał z ruchu warg partnera, ponieważ żaden dźwięk nie wydobył się z
jego gardła. Kakuzu spojrzał na jego szyję. Przez ruchy szczęk Hidana, rana się
nieco otworzyła i nowa krew polała się małym strumyczkiem po jego klatce
piersiowej i znikała pod płaszczem.
- Sam się w to
wpakowałeś, więc sam się wydostań – odpowiedział mu spokojnym głosem. Po chwili
prychnął cicho, nieco wyniośle i ruszył, by minąć klatkę i wędrować dalej,
jednak nim to zrobił, przerwał mu Hidan. Walnął pięścią w bok, w kratę, chcąc
zatrzymać Kakuzu, przyciągnąć z powrotem jego uwagę, by coś „powiedzieć”.
- Jesteś cholernym,
ateistycznym gnojkiem, który – tylko tyle zamaskowany sobie wyczytał z tego, co
srebrnowłosy chciał rzec, ponieważ wyczuł za plecami czyjąś obecność – oprócz
Hidana – kogoś żywego, trzeba było dodać, ponieważ wokół klatki dzięki niemu
leżały dwa trupy. Odwrócił się, dostrzegając przed sobą mężczyznę w średnim
wieku w stroju lekarskim.
- Taemaru Kinochi z
wioski Mgły – rozpoznał. – Kto by pomyślał, że ukryjesz się tutaj… – stwierdził
zielonooki, zadowolony z takiego obrotu sprawy. Mógł przy okazji zarobić.
- Och, znasz mnie?
Wybacz, ja ciebie niezbyt – odparł z arogancją w głosie. Trzymał ręce w
kieszeniach kitla. – Ale mogę wnioskować, że przybyłeś tu po swojego
przyjaciela – mruknął z uśmieszkiem. Kiedy dostał pełne politowania spojrzenie
od Kakuzu, nieco się zmieszał, spoważniał. – Macie ten sam strój – wyjaśnił
swoje przypuszczenia. – Jakaś organizacja?
- Skoro i tak będziesz
za chwilę martwy, nie będę mówił tego niepotrzebnie. Ważne, że wzbogacimy się o
piętnaście milionów ryou, które jest warta twoja głowa – po jego głosie można
było poznać, że się niebezpiecznie uśmiecha. Zaatakował pierwszy.
~*~
Hidan patrzył, jak
ten dupek się pojedynkuje, zamiast mu pomóc. Kakuzu nie wykazał się zbytnio
swoimi umiejętnościami, nawet chyba się nie rozgrzał, jak sądził Hidan, a już
pokonał przeciwnika. Szkoda, bo lubił przyglądać się walkom z bliska.
Zastanawiał się, skąd to jego partner wie tak dużo o tym człowieku. Chciał się
dowiedzieć, ale zamaskowany go zignorował i sam się odezwał.
- Ani ja nie będę
cię niańczyć, ani Akatsuki tego nie będzie robić. Sam sobie poradź – orzekł i
poszedł sobie ze swoją zdobyczą przewieszoną przez ramię. Jashinista wściekł
się.
~*~
Kakuzu śmiał się
pogardliwie w myślach ze srebrnowłosego. A raczej z sytuacji, w której się
znalazł. Nie był już tak rozbawiony, kiedy pomyślał, że Hidan miał być jego
partnerem i tak się zachowywał, czyli doprowadzał do takich sytuacji.
Trenuj z nim – wspomniał słowa Paina i
zaraz się na nie skrzywił.
Nie będzie z nim
trenował i nie zmieni zdania.
Zastanawiał się czy
to dlatego, że niesie zdobycz, czy z powodu przeczucia, że jego partner
niedługo za nim podąży, szedł o wiele wolniej niż zazwyczaj. Westchnął,
odtrącając te myśli, by móc nacieszyć się spokojem, a nie – irytować na swoje
własne zachowanie.
Przyspieszył trochę
z wyrazem irytacji na twarzy. A potem znów nieświadomie zwolnił.
~*~
Hidan nie czekał
długo, aż poczuł, że rana w większości się zagoiła. Rozcięty poziomo przełyk
złączył się z powrotem, jak i reszta tych… tego, co mieściło się w szyi. Mimo
to, miał obawy, że rana na powrót może się rozszerzyć, ale przed tym miał ostrzeżenie
– ból, więc zareaguje w odpowiednim momencie, by do tego nie doszło. Oby.
Jedną ręką trzymał
się za szyję, by być pewnym, że nic nie grozi jej uszkodzeniem, drugą sięgał do
kieszeni cholernego, już nie podekscytowanego, bo martwego wartownika. Szukał
kluczy. Ktoś powinien je mieć, a ten typ był tu od rana.
- No ja pierdolę! –
warknął, ponieważ kieszeń była pusta. Przyciągnął za ubrania mężczyznę, by móc
sięgnąć do drugiej. Tam także nic nie znalazł. Walnął pięścią w ziemię ze
złości i ryknął. Spojrzał dziko na jego ubrania. Szarpnął za kurtkę, w wyniku
czego odsłonił pasek od spodni, do których przyczepiona była metalowa obręcz z
kluczami. – Tu żeś to schował, chytrusie… – mruknął i zaczął otwierać zamek.
Wyszedł z tej
głupiej klatki i przeciągnął się.
- O nie –
powiedział i zastygł w bezruchu w pozycji z wyciągniętymi ramionami do góry.
Prędko chwycił się za szyję i dotknął rany, by sprawdzić, czy się nie otwarła.
Uspokojony, że nic
się jednak z rozcięciem nie stało, podparł dłonie na biodrach, zamyślając się.
Najpierw chciał
odzyskać kosę. A potem powyrzynać wszystkich tych kretynów, którzy kazali go
zamknąć.
- Panie Kinochi! –
usłyszał czyjś głos. Spojrzał w tamtą stronę. Akurat w tym samym momencie
nawołujący chłopak zatrzymał wzrok na nim i zapatrzył się w niego z rosnącym
przerażeniem.
O tak, Hidan lubił
tę ekspresję na twarzach ofiar. Chociaż słowo „ekspresja” nieprzyjemnie
skojarzyło mu się z trajkoczącym przez całe południe strażnikiem klatki. Ruszył
wolnym krokiem w jego stronę. Chłopak cofnął się, nie spuszczając z niego oczu.
Nie ruszył się dopóki, dopóty jashinista nie podszedł do niego.
- Gdzie jest moja
broń? – spytał niskim, nieznoszącym sprzeciwu tonem. Nastolatek wskazał na
budynek za sobą trzęsącą się ręką. – Dzięki.
- Gdzie jest pan
Kinochi? – zapytał tamten, przełykając gulę.
Chyba długo się zbierał, by coś
z siebie wykrztusić.
- Nie żyje –
odpowiedział Hidan i wszedł do budynku, nie oglądając się za siebie.
Wszedł do ciasnego
korytarza, zauważając z zaskoczeniem, że jego broń stała oparta o ścianę w
pokoju po prawej. Zabrał ją, stwierdziwszy, że było dziwnie pusto i cicho.
Wyszedł z pomieszczenia i zobaczył, jak na końcu korytarza idzie jakaś kobieta
w białym stroju lekarskim i wpatruje się w kartkę trzymaną w dłoniach. Jakby
wyczuwając spojrzenie srebrnowłosego, spojrzała w jego stronę i zamarła.
Odwróciła się całkowicie w jego stronę, kartka wypadła jej z dłoni. Pisnęła, a
Hidan warknął. Jak on nie lubił takich kobiet! Zaraz zaczęła krzyczeć, co było
przynajmniej mniej nieprzyjemne dla uszu.
Zaraz potem
usłyszał tupot. Kobieta spojrzała w lewo, po czym wskazała na niego dłonią, nic
nie mówiąc. Zza rogu wybiegło paru mężczyzn, którzy, widząc go, wyciągnęli
bronie.
Hidan wypadł z
budynku, zatrzymując się jednak przy wejściu. Takim sposobem z sytuacji, gdzie
miałby mniejsze szanse ze swoją bronią, znalazł się w lepszej. Było tak,
ponieważ atakujący go ludzie mieli mało miejsca, by mogli grupą przemieścić się
szybko na zewnątrz, gdzie czekał już on w gotowości.
Mężczyźni wpadli w
pułapkę i padali jeden po drugim. Było ich paru. Zaraz nadciągnęli następni,
którzy nie mieli okazji nauczyć się na błędach poprzedników i wybiegli z
budynku wprost pod ostrza czerwonej broni. Hidan poczekał moment na kolejnych i
w tym czasie zauważył, że pod ścianą budynku, daleko od wejścia, siedzi skulony
chłopiec i patrzy na Hidana uważnie z tymi swoimi rozkosznie rozszerzonymi
oczami. Hidan pomyślał, że jest uroczy. Uśmiechnął się do niego, ale tamten chyba
zinterpretował to inaczej, ponieważ jashinista w momencie wykonywania tego
gestu odwracał się już w kierunku ryczących swój okrzyk bojowy mężczyzn.
Dostrzegał wciąż w końcu korytarza tę irytującą kobietę. Westchnął.
Dowódca z niej jakiś, czy co? – pomyślał
ironicznie.
Znudziło mu się
machanie bronią w jedną i druga stronę. Postanowił urozmaicić sobie zabawę.
Zaśmiał się wesoło.
Prawą ręką
zakołysał kosą, by nadać prędkość obrotom. Za chwilę obie dłonie obracały kosę,
po czym znów robił to jedną kończyną, tylko że już tą drugą niż wcześniej.
Wolną dłonią rozciągnął i chwycił metalową linkę, do której była doczepiona
jego broń. Podbiegł bliżej wejścia i kucnął tam niczym drapieżca w gotowości do
ataku, jednocześnie przemieszczając lewą dłoń tak, że kosa robiła kręgi nad
jego głową. Jako że broń miała duży zasięg, więc zdjął w ten sposób dwóch
mężczyzn. Następnie przesunął lewą stopę do tyłu i sam zrobił obrót o trzysta
sześćdziesiąt stopni w tym kierunku, puszczając kosę, która wciąż była w ruchu,
za to zacieśniając uścisk na lince. Hidan uśmiechał się szeroko. Ostrza dotarły
do następnych trzech przeciwników. Kosa zatoczyła krąg. Kiedy linka zderzyła
się miękko z jego plecami, złapał w prawą dłoń uchwyt broni. Uśmiechnął się.
Dawno nie wykonywał tej kombinacji.
Pobiegł szybko znów
w głąb budynku, by dopaść kobietę. Chyba straciła wszystkie wojska. Miał małe
pole do manewru, by użyć kosy, więc puścił ją wolno, a zaczęła ciągnąć się po
ziemi za linkę z przyjemnym brzękiem. Kobieta być może sądziła, że się poddał,
ale i tak była wystraszona. Cofnęła się pod ścianę za sobą. Hidan złapał ją za
szyję i pchnął, aż usłyszał głuchy trzask, gdy rozbiła głowę. Wyciągnął
zręcznie szpikulec, który był w jego spodniach po boku, trzymany za pasek.
Hidan nie miał go gdzie dać, a ci, co go zamknęli w klatce, nie zauważyli tej
broni. Na plus dla niego. Jednym płynnym ruchem wbił w kobietę szpic, a ona
osunęła się na ziemię, kiedy już od niej odszedł. Wyszedł spokojnym krokiem na
zewnątrz i spojrzał na tamtego chłopaka. Zmrużył oczy, a uśmiech nie schodził z
jego twarzy.
Dotknął swojej
szyi, zauważając, że rana nieco się otworzyła. Syknął.
Kierował się powoli
w stronę, w którą odszedł Kakuzu. Budynek, który za sobą zostawiał, ozdobiony
był krwią przy wejściu i w miejscu, w którym siedział dzieciak.
~*~
Hidan musiał przyznać
Kakuzu rację. Sam się w to wpakował i sam miał jakoś temu zaradzić. Ach, ciekaw
był reakcji partnera na jego powrót. Pewnie powiedziałby to swoje: "A
teraz rusz się, bo się spóźnimy".
Syknął, kiedy poczuł
ból w szyi. Mimo to, skoczył na następną gałąź. Takim sposobem chciał nadrobić
drogi. Odepchnął się znowu jedną nogą, a w locie dostrzegł osobę, która stała i
go obserwowała. Hidan zeskoczył z drzewa i podszedł do zamaskowanego.
- Wróciłem! - zawołał
z lekkim uśmiechem. Kakuzu w tym momencie odwrócił się i kontynuował wędrówkę.
Jashinista, nieco zdezorientowany, podążył za nim.
Korzystając z ciszy,
w jakiej szli, zastanawiał się nad zachowaniem towarzysza. Przypomniał sobie,
jak był obserwowany wczorajszego wieczora. Nie wiedział, co to miało na celu i
niezbyt to Hidana interesowało. Za to nie uszedł jego uwadze fakt, że Kakuzu
powinien być już o wiele dalej. Przypuszczał, że trochę zwolnił i zaciekawiło
go to, dlaczego tak było. Wyznawca Jashina miał swoje przypuszczenia, ale nie
zamierzał na razie denerwować partnera.
Następnie rozmyślał
nad tym, co tego dnia się wydarzyło. Hidan wybił ponoć wszystkich cywili oraz
jakichś ludzi, którzy chcieli się czegoś dowiedzieć o jego
"przypadłości", a Kakuzu pozbył się większości ninja. Ciekaw był, czy
ktoś się ostał.
Niestety, te
rozważania musiał zostawić na potem, ponieważ niemal czuł, jak rusza się jego
szyja w dosyć... nienormalny sposób. Zawył cicho pod nosem i zatrzymał się.
Najwyraźniej skakanie po drzewach nie było wskazane w jego stanie. Dotknął
palcami rany i wyczuł pod nimi świeżo wypływającą krew po ścieżkach tej
zaschniętej. Zauważył, że Kakuzu też się zatrzymał, po czym odwrócił do niego.
Hidan spojrzał na zamaskowanego najbardziej poważnym wzrokiem, na jaki było
go stać.
- Kakuzu... -
Przełknął ślinę z bólem. - Zszyjesz mi szyję? - spytał. Nie dostrzegł żadnej
zmiany w mimice twarzy towarzysza. A raczej na jej połowie. - Proszę.
Zamaskowany uniósł
brwi. To była właściwie jego pierwsza reakcja od kiedy Hidan dołączył do niego
parędziesiąt minut temu. Nastąpiła chwila napiętej ciszy, podczas której Hidan
zmrużył oczy, siłą powstrzymując się od jęknięcia z bólu.
Kakuzu zaskoczył go,
kiedy znów bez słowa wyciągnął lewe ramię przed siebie, a przy tym podwinął mu
się rękaw. Po chwili jashinista poczuł znajome przy zakładaniu szwów
nieprzyjemne uczucie, które znienawidził tym razem jeszcze bardziej, bo rana
była długa i we wrażliwym miejscu. Jednak zaraz dostrzegł plus swojego
cierpienia. Przestał krwawić i wreszcie mógł zacząć żartować, że miał dzisiaj
prawie urwanie głowy.
- Dzięki - rzekł
srebrnowłosy, uśmiechając się szczerze.
Kakuzu na powrót
znowu nie zareagował, co zirytowało Hidana. Jego partner chyba nie wszedł
jeszcze w tryb "zamknij się, bo przeszkadzasz mi w milczeniu" z trybu
"jestem sam i dobrze mi z tym". Postanowił pomóc w tym zamaskowanemu.
- Hej, Kakuzu,
specjalnie szedłeś tak wolno, bo wiedziałeś, że przybędę? - spytał z
rozbawieniem w głosie. - Jak ty we mnie wierzysz... - Westchnął sztucznie.
Brzęk ostrza
rozbrzmiał, kiedy Hidan zatrzymał bronią cios skarbnika. Uśmiechnął się
chytrze. Wreszcie dostał jakąś porządną reakcję.
Za moment znowu szli
swoim zwyczajem od paru dni - Kakuzu zmierzał przed siebie jednostajnym
krokiem, a Hidan, nie patrząc pod nogi, założył ręce na kark i podążał parę
kroków za nim.
- Tak, za bardzo
tęskniłem za twoim gadulstwem - stwierdził zamaskowany całkowicie poważnie. Po chwili
doszło do jego rozmówcy, że to była odpowiedź na wcześniejsze pytanie i zdziwił
się nią. Dopiero gdy Kakuzu spojrzał na niego zza ramienia, zorientował się, że
ten zażartował.
Hidan śmiał się
głośno. Nie wiedział, że jego partner potrafi coś takiego.
_________________________________
Dotrzymuję słowa i wklejam rozdział, ale dosyć drastycznymi środkami, bo w kafejce z wifi na nowym telefonie, przez aplikację i ledwo ogarniam. Nie mam internetu przez zerwane linie u sąsiada, a całą środę nie miałam prądu. Co do notki: nie wiem, dlaczego w środku jest podkreślony i niebieski tekst (mam nadzieję, że to nie jest hiperłącze, które planowałam - dodatek do rozdziału). Niepokoi mnie też rozmiar czcionki. Zamierzam naprawić wszystkie te szkody, jak tylko będę mieć internet. Wtedy też dam Wam ukończony dodatek (teraz ma ponad trzy strony w Wordzie :D).
Dotrzymuję słowa i wklejam rozdział, ale dosyć drastycznymi środkami, bo w kafejce z wifi na nowym telefonie, przez aplikację i ledwo ogarniam. Nie mam internetu przez zerwane linie u sąsiada, a całą środę nie miałam prądu. Co do notki: nie wiem, dlaczego w środku jest podkreślony i niebieski tekst (mam nadzieję, że to nie jest hiperłącze, które planowałam - dodatek do rozdziału). Niepokoi mnie też rozmiar czcionki. Zamierzam naprawić wszystkie te szkody, jak tylko będę mieć internet. Wtedy też dam Wam ukończony dodatek (teraz ma ponad trzy strony w Wordzie :D).
Pozdrawiam ciepło <3
Super rozdział :)
OdpowiedzUsuńDopiero trafiłam na twojego bloga ale strasznie mi się podobają twoje opowiadania ^^
"drugi – zasypiał na stojąco." Ja też zasypiam, na siedząco, ale spokojnie, nie dlatego, że jest nudne xD
OdpowiedzUsuńWgl, co oni robią z tym biednym Hidanem ;-; Jak oni mogą go przetrzymywać ;-; A wgl to jak Hidan mógł dać się złapać... Ech, Hidan, jesteś kooompleeetnyyym cieniasem! :P
O, właśnie, Kakuzu. Ech, Kakuzu, jesteś bez serca... Znaczy, masz ich pięć, ale... Mogłeś jednak go poszukać! Co za niemiłe zachowaniee :c
Hidan, ty - mrrrrr... - zabawko ^^ Uważaj się dla Kakuzu za takową~
Ej, ale czytając o tym Hidanie zamkniętym w klatce i o ludziach wokół niego, nie mogłam pozbyć się wrażenia, jakoby Hidan był jakimś zwierzakiem w zoo, czy coś... XD Kurna, zachwycali się nim, jakby jakieś akrobacje wyczyniał xd"
"Zamaskowany od paru dni nie był tak uradowany" HAHAHAH, WIZJA ŚMIEJĄCEGO SIĘ RADOŚNIE KAKUZU MNIE ZABIŁA XDDD Szczególnie, że sobie facet teraz w mojej głowie skacze po łączce z kwiatuszkami :v
O, I SE POKICAŁ DO HIDANA, NAJS XD
"I tak ich wszystkich pokona." Hidan też tak myślał, skarbeńku :D ... O, pokonał.
"Pomyślał, że pewnie chcieli ochronić kogoś wysoko postawionego, kto będzie czekał na końcu jego drogi." ZAKRZTUSIŁAM SIĘ ZE ŚMIECHU XDDD
Nawet nie waż się go zostawiać, Kakuzu! On jest bardzo ważną personą! :| Nie godzi się ignorować osoby jakby królewskie, wysoko postawione, siedzące w klatce niczym niewolnik! ^^
Kiedy napisałaś o tym kitlu, automatycznie pomyślałam o Shinrze xD Ale ten twój ma gorsze imię i nazwisko, sorka XD
KAKUZU, TY PIERDOLONY CHAMIE. A WŁAŚNIE, ŻE MASZ ROBIĆ ZA TĘ PIERDOLONĄ NIAŃKĘ DLA TEGO PIER... KHEM, HIDANA. "Przyspieszył trochę z wyrazem irytacji na twarzy. A potem znów nieświadomie zwolnił." Jesteś głupią babą w ciąży, staruchu.
"Tu żeś to schował, chytrusie…" Ej, przeczytałam "chrystusie" i się zastanawiam, czemu Hidan mówi, albo czemu w ogóle zna inną religię XD Ogółem, to ciekawe... Ciekawe, czy w uniwersum Naruto jest jakaś inna wiara, niż Jashinizm :v Nie przypominam sobie, może pominęłam...?
Fajnie, że opisujesz bardziej szczegółowo te walki ^^ Przynajmniej Hidana. Bo Kakuzu to jest "rozciągnął ręce i zabił" :v No ale wiadomo, Kakuzu jest taki idealny, że zabija samym wzrokiem chyba...
"Hidan złapał ją za szyję i pchnął, aż usłyszał głuchy trzask, gdy rozbiła głowę." Weź, bo rzygnę xD
"wreszcie mógł zacząć żartować, że miał dzisiaj prawie urwanie głowy." OCH, HIDAN, TY ŚMIESZKU XD
"Jego partner chyba nie wszedł jeszcze w tryb "zamknij się, bo przeszkadzasz mi w milczeniu" z trybu "jestem sam i dobrze mi z tym". " Kakuzu, plz, ogarnij się ty "forever alone" :v Znajdź se jakąś kobietę/Hidana i pochędoż, czy co :v
"zwyjaczem" ZWYJACZEM XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD zwyczajem chyba xD
OJEJ, TO POD KONIEC <3 KAZIU, PRAWIE JAK WYZNANIE MIŁOŚCI, TY ROMANTYKU <3333
Pisz mi więcej <3 I mimo wszystko i tak popraw tę czcionkę XD
Witam,
OdpowiedzUsuńoch wspaniale, czyżby naprawdę Kakazu zabrakło nagle Hideana?
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia