Nieśmiertelni - Rozdział III
Pairing: Kakuzu x Hidan
- Po co? – Hidan i
tak by to zrobił, ale chciał podroczyć się z liderem.
Zapomniał, że ten
potrafi czytać w myślach, więc spotkał się z kpiącym wyrazem twarzy Paina.
Oczywiście rudowłosy powiedział chwilę wcześniej, o co chodzi, tylko jashinista
udawał, że nie słyszał.
Hidan prychnął,
urażony, że nie mógł się podroczyć. Podał mu swój ochraniacz, wyciągnąwszy go z
kieszeni – przez ostatnie dni go nie nosił. Patrzył, jak lider przekreśla
kunaiem poziomo znak jego wioski. Teraz już pewnie byłej wioski. Jashinista
domyślał się, że po tym, co tam zrobił, nie zostałby mile powitany. Ale teraz
nie obchodziła go jego wioska, chroniła go nieśmiertelność, a ją z kolei –
przynależność do Akatsuki. To było dla niego wygodne.
Strzyknął kośćmi w
kręgosłupie.
No, może nie w
dosłownym znaczeniu słowa "wygodne".
Na moment powrócił myślami
do swojego nowego wkurzającego towarzysza. Marszcząc brwi, przypomniał sobie,
jak biegł za nim i wrzeszczał. Ledwo wtedy spostrzegł, że skręca on na kolejnym
zakręcie, więc przyspieszył, a następnie prawie się z nim zderzył. Kakuzu
stanął przed nim i powiedział tylko:
- Zamknij się – co
zadziałało na Hidana jak płachta na byka. Jeszcze głośniej go wyzywał, aż
skończył się mu zasób odpowiednich epitetów. To był moment, w którym dotarli
pod drzwi do gabinetu Paina.
- Każdy z nas ma
swój pierścień. To, na jakim palcu go założysz, też jest ważne. Domyślam się,
że wybrałeś drugi w lewej z przypadku? – Nie czekał na odpowiedź. – Dobrze
trafiłeś. Tam masz go nosić.
Pain opowiedział mu
o znaczeniu tego pierścienia i jego umieszczenia, kiedy członkowie organizacji
będą pieczętować ogoniaste bestie.
Następnie
opowiedział o celach Akatsuki: pieniądze, owe ogoniaste bestie, a po
zrealizowaniu tych punktów: wprowadzenie w życie dalszego planu. Szczerze,
Hidana nie bardzo obchodziła ostatnia część. Pain wyłapał to z jego myśli i
darując sobie upomnienia, przeszedł do omawiania misji. To również nie
interesowało Hidana.
~*~
Hidan poprawił kosę
na swoim ramieniu.
- Ej, Kakuzu,
zawsze dostajesz misje, żeby kogoś zabić?
Jashinista
zauważył, że skarbnik organizacji – o czym odnośnie zamaskowanego dowiedział
się jeszcze w południe – zmarszczył brwi. Nie odpowiedział.
- Ej, Kakuzu! –
warknął Hidan. Żyłka niebezpiecznie pulsowała na jego skroni, choćby i ona
chciała zaatakować jego przecudownego partnera. Westchnął na tę myśl. Kakuzu
okazał się być większym dupkiem, niż srebrnowłosy przypuszczał, że jest.
Nie odpowiadał
Hidanowi, parę razy zdążył go już walnąć bez zapowiedzi, choćby sprawdzał
wytrzymałość jashinisty na ból… Lub cokolwiek, o czym ten durny łeb może sobie
myśleć.
O ile takie tępe, pogańskie pustaki myślą
– dodał Hidan z szyderczym uśmieszkiem i spojrzał z satysfakcją na główną
osobę, która zajmowała mu myśli. Nie, nie miał o niczym innym myśleć po
całodniowej wędrówce – wyczerpały się mu tematy.
Kakuzu dostrzegł
jego wyraz twarzy, ale że nie wiedział, o co temu chodzi, uniósł kpiąco brew.
Hidan zgromił go wzrokiem.
- Masz jakiś
problem, hm?! – zagaił od razu, w nadziei, że może zamaskowany nawiąże
jakąkolwiek rozmowę z nim. Tak się jednak nie stało, więc fuknął pod nosem i
więcej się nie odzywał.
Szli już dosyć
długo i mięśnie u nóg zaczynały boleć Hidana. Nie zrobili ani jednego postoju.
Co chwila wzdychał i próbował ocenić, ile jeszcze będą iść. Zastanawiał się,
czy doszli do celu, gdy przed nimi dostrzegł panoramę doliny, a wcześniej –
strome zbocze. Właściwie gdy spojrzał w dół przy skraju, złym było powiedzenie
o tym jako o zboczu, było ono prawie że pionowo do powierzchni ziemi.
- Wooohooo! –
zawołał Hidan, podpierając dłonie na biodrach. – Jak myślisz, Kakuzu, jak to
jest wysoko? – zagaił go. I co dziwne – usłyszał odpowiedź.
- Ty mi powiedz –
rzekł z nutą złośliwości. Hidan odwrócił się ku niemu, zdziwiony.
Ale grunt spod jego
stóp zniknął.
~*~
Kakuzu patrzył z
satysfakcją, jak popchnięty przez niego mężczyzna spada i wrzeszczy mało
inteligentne epitety w jego kierunku. Sam dzięki chakrze utrzymywał się na
ścianie urwiska i schodził w dół. Dostrzegł, jak Hidan hamuje wbitą w ziemię
kosą, ale ona osuwała się razem z nim, jedynie trochę zmniejszając prędkość, w
jakiej srebrnowłosy spadał. Kakuzu, podśmiewając się pod nosem, zbliżył się do
jashinisty, który upadł ostatecznie z małymi obrażeniami.
- KAKUZU, TY ŁAJZO,
ZABIJĘ CIĘ, DO CHOLERY! JASHIN CIĘ UKARZE! – krzyczał Hidan.
- Nie będzie mnie
karać żaden zmyślony bożek – odpowiedział spokojnie zamaskowany. To oczywiście
rozzłościło jashinistę jeszcze bardziej. Kakuzu odparł atak Hidana. – Idziemy –
zarządził, po czym ruszył ku małej wiosce.
- Ej! Za
znieważanie mojego Boga nie ma ułaskawienia! – Srebrnowłosy podbiegł do niego i
maszerował tuż obok.
- Nie obchodzi mnie
twój Bóg.
- To nie tylko mój
Bóg! To jedyny prawdziwy i najświetniejszy Bóg! – wołał jego partner z żywą
gestykulacją.
- Nie obchodzi mnie
żaden Bóg – poprawił się Kakuzu cierpliwie, chcąc zakończyć rozmowę.
- Cholerny ateista
– podsumował Hidan. Zaraz jednak podjął się innego tematu. – Czemu zepchnąłeś
mnie z tego urwiska, co? Poczekaj, tylko ja cię zepchnę...!
- Żeby było
szybciej – powiedział to tak, choćby to był najbardziej oczywisty powód.
- HA?! – oburzył
się srebrnowłosy. – To niby zaoszczędziło ci czasu?!
- Owszem. Czas to
pieniądz.
- Phie! Masz
dziwaczny system wartości, koleś!
Jego partner mówił
jeszcze przez chwilę, aż dotarli do miejsca, z którego było widać parę domów.
To były jedyne budynki w całej dolinie.
Przeszli obok
jednego z nich. Kakuzu usłyszał jakieś wrzaski, lament i wycie w jednym. Przez
drzwi wypadła kobieta, która poruszała się nerwowo i niezgrabnie przed siebie.
Nie wyglądała na taką, co umie walczyć. Gdy znalazła się kawałek od domu upadła
na kolana i siadła na piętach, nie zważając na obecność dwóch mężczyzn
przypatrujących się jej. Wbiła paznokcie w grunt, wydając z siebie dziwny
odgłos.
- Brzmi jak opętana
– powiedział Hidan na głos myśli zamaskowanego.
Kobieta zagarnęła
ziemię i pełnymi garściami zaczęła smarować się tą ziemią. Zawyła, patrząc w
niebo. Kakuzu przyuważył sceptyczną minę srebrnowłosego, ale jego wzrok zaraz
przykuła inna osoba.
- Torino, nie rób
tego, proszę! – zawołał człowiek, który też nie wyglądał na zdolnego do walki.
Ot, zwykli ludzie na co dzień.
Trochę mniej niż zwykli – pomyślał
Kakuzu, widząc przed sobą tę dziwną scenę.
Mężczyzna od razu
podbiegł do kobiety i próbował ją podnieść.
- Nie! NIE, NIE,
NIE, NIE! – krzyczała kobieta do niego. Wtedy on drgnął i odwrócił się do
członków Akatsuki.
- Wy jesteście...!
Och, nie, ja muszę... – mówił do siebie, jednak po ostatnim słowie zamilkł.
Kobieta znów wydała z siebie dziwne odgłosy, a mężczyzna jakby przypomniał
sobie, że wciąż próbował ją postawić, ciągnąc za jej ramiona. Spojrzał na nią i
następnie na Kakuzu. – Proszę! Nie róbcie jej krzywdy! – wolał z bólem w
głosie. Zamaskowany uniósł brew. Hidan za to zareagował tak, jakby właśnie to
miał ochotę teraz zrobić – ściągnął kosę z pleców i oparł ją na ramieniu,
uśmiechając się niebezpiecznie. – Ja ją kocham, proszę!
- Hę? Tę wariatkę?
– zawołał jego partner do mężczyzny, który szarpał dziewczynę jeszcze mocniej.
– Pff... Ni to ładne, ni to szczupłe... – prowokował Hidan. Tamten jednak się
nie uniósł na te słowa. – Miłość, ha! Nie żartuj! Jak można kochać takie coś?!
Kakuzu uniósł brew.
- Tak jakbyś ty
wiedział cokolwiek o miłości – wykpił jashinistę.
- Ej! – Reakcja
była natychmiastowa. – Nie mów tak, jakbyś mnie znał!
Zamaskowany tylko
spojrzał na niego jak na idiotę.
Bo Hidan jest idiotą – pomyślał
kąśliwie.
- Pierdolony
ateista – burknął mężczyzna z kosą. Odwrócił się do mieszkańców wioski. – Żeby
dostać to, po co przyszliśmy, musimy pozbyć się przeszkód, nie? – srebrnowłosy
zwrócił się do niego, choć wciąż patrzył na swoje przyszłe ofiary. Osobiście,
Kakuzu zlikwidowałby ich, kiedy zaczęliby naprawdę przeszkadzać, aniżeli – jak
Hidan – zrobiłby to wcześniej, zakładając już na początku, że będą to robić.
Ale to też było wyjście.
- Rób, co chcesz –
odpowiedział mu. Patrzył, jak Hidan uśmiecha się z zadowoleniem.
- Proszę, nie
róbcie jej nic! – zawołał zrozpaczony mężczyzna, wciąż ciągnąc swoją ukochaną.
Nie był jakoś szczególnie umięśniony, toteż Kakuzu nie widział skutku w próbach
podniesienia kobiety przez mężczyznę. W dodatku ona się opierała dosłownie rękami
i nogami. – Ma urodzić nasze dzieci! Proszę, ona nic nie zrobiła! – usiłował ją
przekrzyczeć. Zamaskowanego zaczął irytować ten hałas.
- Dobrze – zgodził
się Hidan. Dla Kakuzu jego uśmiech, który wydawał się być przyjaznym, wyglądał
denerwująco nieszczerze.
Aktorzyna się znalazł – skomentował
zachowanie Hidana, domyślając się kolejnej wypowiedzi swojego towarzysza.
- Więc zabiję
ciebie – rzucił spokojnie srebrnowłosy, a Kakuzu niemal wywrócił oczami.
Mężczyzna zaprzestał swych prób podniesienia kobiety i stanął przed nią, choćby
samym tym gestem mógł ją ochronić.
- Ale jej nie
zabijaj – powiedział, jakby coś z Hidanem negocjował.
- Jasne – rzekł
tamten obojętnym tonem. Drugi mężczyzna zmarszczył brwi.
- Nie wierzę ci –
warknął, nagle zmieniając ton głosu. Najnowszy członek Akatsuki prychnął.
- To już problem
trupa – podsumował, wywróciwszy oczami, za to teraz jego rozmówca rozszerzył
swoje.
- Ty bydlaku...!
Ale dalsza część
jego wypowiedzi nie została już wymówiona, ponieważ Hidan jednym zręcznym
ruchem zrzucił kosę z barku, skoczył bliżej mężczyzny i odciął mu głowę.
Kobieta wtedy jakby oprzytomniała, choć wzrok wciąż miała zamglony. Patrzyła,
jak głowa mężczyzny, który ją kochał, odpada od ciała i turla się przez chwilę.
Krzyknęła i szarpnęła za swoje włosy żałośnie.
Kakuzu patrzył na
tę scenę obojętnie. Hidan niepotrzebnie wszystko przedłużał. I robił scenki.
- Rusz się –
rozkazał partnerowi i ruszył dalej ulicą, a raczej wydeptaną szeroką ścieżką.
- Ej, Kakuzu!
Czekaj, aż skończę! – wołał Hidan, ale on nie zatrzymał się. Uśmiechnął się za
to minimalnie i złośliwie pod maską.
Szedł uliczką, gdy
spostrzegł kątem oka jakiś cień za rogiem jednego z paru znajdujących się tam
budynków. Zatrzymał się, a cień zniknął. Kakuzu momentalnie pojawił się w przy
rogu tego samego domu po drugiej stronie, chcąc zajść tę osobę od tyłu.
Kompletnie zaskoczeni jego nagłym pojawieniem się tam dwaj mężczyźni drgnęli i
w pierwszym odruchu zaczęli się cofać. Potem zreflektowali się i chcieli go
zaatakować, ale nim wykonali jakikolwiek ruch ku temu, Kakuzu złapał ich za
szyje i po chwili ich ciała z głośnym łoskotem padły na ziemię. Zamaskowany
obejrzał się czujnie, nikogo nie dostrzegając. Wrócił na ścieżkę i ruszył
dalej. Nikogo więcej nie spotkał.
Dotarł na miejsce.
Wiedział, że to ten budynek, lider wcześniej mu go opisał. Wszedł do niego, w
środku było może z troje ludzi. Kakuzu wyszedł na ulicę ze zwojem, zostawiając
za sobą uśmierconych mężczyzn, z których jeden wyglądał na przywódcę w tej
dziurze.
Wrócił do Hidana.
Jednak nim ten go zobaczył, schował się, by się mu przyjrzeć.
~*~
- Co za wkurzający
ateista! – narzekał Hidan pod nosem. – Co za wkurzająca wariatka!
Kakuzu go zostawił
– w porządku, w końcu jest dupkiem. Hidan sądził, że prędko do niego dołączy.
Ale kiedy chciał pozbyć się już tej kobiety, ta instynktownie, mimo swojego…
stanu psychicznego, zaczęła uciekać i robić uniki. I wychodziło jej to całkiem
nieźle, ponieważ Hidan wciąż nie miał jej krwi na ostrzu.
Kobieta nagle
zatrzymała się. Wtedy Hidan zadał cios, który ją trafił. Zlizał czerwoną posokę
z ostrza z małym skrzywieniem, kiedy dostrzegł, dlaczego kobieta zatrzymała
się. W oddali biegło może dziesięciu ninja. Skąd Hidan był pewien, że to ninja?
Opaski tych ludzi odbijały promienie słońca. Mógł zobaczyć też, że posiadają po
kaburze przypiętej do pasa. Przybiegli na miejsce, stanęli gwałtownie jakieś
dziesięć metrów przed kobietą, do której podszedł jeden z ninja.
- Nic pani nie
jest? – spytał ją. Ona zaczęła wyć i krzyczeć do niego, a on zaskoczony,
odsunął się momentalnie, jednak opanował się i spojrzał w kierunku, w którym
wkrótce wskazała ta wariatka. Czyli na niego.
Na razie nie
rysował okręgu, chciał to zrobić wtedy, kiedy już będzie wiedział, co chcą
zrobić przybyli ninja. Nie chciał gapiów czy szkodników podczas wykonywania
rytuału. Zaprezentowałby im swoją podarowaną przez Jashina moc, ale nie miał
humoru przez tego frajera, Kakuzu.
- Tamaki! – zawołał
mężczyzna przy kobiecie do którejś osoby, która z nim przybiegła.
Hidan obserwował ze
zniecierpliwieniem, jak inny mężczyzna pojawia się obok tamtego, obgadują coś,
po czym zerkają podejrzliwie na niego. Cóż, jashinista mógł stanowić jako taką
atrakcję, gdyż jego ciało zabarwione było na czarno i w niektórych miejscach
miało barwę białą – tam, gdzie były jego kości. On i ta kobieta – pierwsze
osoby, które tamci spotkali – pewnie wyglądali odrobinę niecodziennie. No, może
jedynie on, bo kobieta wyglądała w miarę normalnie – w przeciwieństwie do jej
zachowania, chociaż miała potargane ubrania, brudne ręce i ramiona oraz
krwawiący bok.
- To członek
Akatsuki! – wykrzyknął jeden z tych na tyle, nie mogąc się chyba powstrzymać od
wygłoszenia tej sensacji. Kolejna rzecz, która zirytowała Hidana. Westchnął ciężko.
- Co to jest
Akatsuki? – burknął drugi.
- Oni ostatnio
napadli wioskę mgły! – odpowiedział tamten z przejęciem.
- Czy to prawda? –
zagaił podejrzliwie do Hidana jeden z dwóch mężczyzn stojących obok kobiety.
- A bo ja wiem! –
krzyknął z wyrzutem. Skąd miał to wiedzieć? Był w tej cholernej organizacji
drugi dzień! Wywrócił oczami. Może i Hidan lubił, kiedy ludzie mówili o nim –
przykładowo: dziwiąc się jego niezwykłym, danym od samego Jashina umiejętnościom
– ale nie mógł znieść, jeśli ktoś obgaduje go na inny temat. W dodatku gdy przy
tym nie zważano na jego obecność. Phie!
- Czego tu chcesz?
– warknął drugi.
- Szukam ofiar dla
najznamienitszego Boga! Jashina! – Uniósł ręce wzdłuż tułowia, wskazując na
niebo. – Służyć mu to istny zaszczyt! Pojmujesz to, słabeuszu?! – krzyknął do
niego, tracąc cierpliwość, mimo że doczekał się chwili, w której go wysłuchają.
Chociaż właściwie nie musiał go nikt słuchać, nie zależało mu na tym. Zależało
mu teraz jedynie na dwóch rzeczach: pierwsza – zabić całą tę beznadziejną bandę
i ofiarować ją Jashinowi; druga – odnaleźć Kakuzu i skopać mu tyłek. I potem
zabić. Uśmiechnął się na tę myśl. – Więc bądź grzeczny i daj się poszatkować,
frajerze!
Ruszył na pierwsze
trzy osoby – dwóch mężczyzn i kobietę. Ta upadła, patrząc na niego z
przestrachem. Hidan spojrzał na nią z obrzydzeniem. To wszystko przez nią!
Przez nią Kakuzu go zostawił! Ugh! I musiał teraz się spieszyć, do cholery!
Mężczyźni
odskoczyli; jeden z nich podniósł mieszkankę tej małej wsi i skoczył w tył
razem z nią. Postawił ją gdzieś pod okolicznym drzewem i wrócił bliżej ich
nieokreślonego pola walki. Hidan zatrzymał się; dziesięcioro ninja okrążyło go,
wyciągnąwszy bronie. Ich zdeterminowane miny rozbawiały srebrnowłosego.
Zrobił parę kroków
w przód i zamachnął się kosą, trzej ninja odparli ciosy, krzywiąc się i
zerkając na niebezpieczną broń. Jeden z tych za plecami Hidana – jakże honorowo
– zadał mu cios wąskim ostrzem prosto w serce. Jashinista wypluł krew, która
zaczęła skapywać mu z brody.
- Ty debilu! –
krzyknął Hidan, odwracając się. Nie zwracał uwagi na to, że broń dalej tkwi w
jego tułowiu. Spotkał się ze zszokowanym – och, jak on to lubił – wyrazem twarzy
przeciwnika. Jednego przeciwnika z dziesięciu. – Wiesz, jak to boli?! – Głos
Hidana przybrał wyższy ton. – CHOLERNIE boli!
Machnął swoją
czerwoną kosą z półobrotu i trafił go. Szarpnął nią, tak że przecięła go
poziomo w połowie. Zaśmiał się szaleńczo. Spadające na ziemię ciało gruchnęło
głośno, ale jashinista się nie zatrzymywał. Wykorzystał panikę i zaskoczenie
tych ninja. Najpierw zaatakował stojącą na wprost niego osobę, która poległa
bez walki – nie zdążył, biedak, przyswoić świetności daru Jashina. Reszta
uskoczyła, nie chcąc skończyć jak ich kolega. Tego Hidan się spodziewał.
Zawirował ze swoją kosą, skoczywszy na jedną stronę i zranił czworo z nich. Jeden z nich został
trafiony w szyję. Czerwona posoka pociekła się strumieniami z tego miejsca, po
chwili ninja upadł na kolana i następnie na twarz, tonąc we własnej krwi.
I trzech z głowy –
pomyślał Hidan z satysfakcją. Zbyt prędko się rozluźnił, bo poczuł, jak ktoś
przecina mu całe plecy ostrą bronią na skos. Zasyczał i zacisnął pięść. Rana paliła
i szczypała, ale było to nawet przyjemne, jak stwierdził jashinista po chwili.
Zabrał nóż leżący
obok trupa przed nim. Obrócił się prędko i rzucił w czwartego, który zwalił się
na ziemię z podobnym łoskotem, co jego poprzednicy. Reszta – ci jeszcze żywi i
ledwo żywi – odskoczyli dalej, sapiąc mniej lub bardziej.
Hidan skorzystał z
chwili spokoju i sięgnął dłonią do okaleczonych pleców. Włożył palec w jeden
punkt w podłużnej ranie. Warknął pod nosem, gdy ocenił, że to było dosyć
głębokie cięcie. Przejechał boczną częścią dłoni po małej długości skaleczenia,
wyglądnął rękę przed siebie i z szerokim uśmiechem patrzył, jak czerwona ciecz
skapuje na ziemię przed nim. Rozmył ją butem w znajomy mu diagram. Siedem par
oczu wyraziło zdumienie i zmieszanie zachowaniem Hidana. Parsknął. Ci jak na
zawołanie ruszyli na niego, a on patrzył na nich kpiąco, czekając na ból. Jeden
z napastników przymierzył się do zadania ciosu, który najprawdopodobniej
pozbawiłby srebrnowłosego głowy, więc – kierowany złym przeczuciem – uchylił
się do tyłu, a jego ręce wystrzeliły w górę. Finalnie pozbawiono go jednej ręki
od połowy przedramienia. Reszta ninja pocięła go pojedynczymi ciosami oraz
wbiła mu dwa miecze w brzuch.
- Kurwa – warknął
Hidan. Krew wytrysnęła obficie z ran, a on skrzywił się. Jego uwagę przykuła
leżąca wierzchem do góry ręka.
Mogło być gorzej – pomyślał, gdy
wyobraził sobie sytuację, w której się nie schylił.
Wreszcie usłyszał
przeraźliwy krzyk. Spojrzał w stronę kobiety, mając diabelski wyraz twarzy.
Zaczął chichotać.
- Czujesz, jak
boli?! Czujesz?! HAHAHA! – zaczął się przeraźliwie śmiać, dopóki nie potrafił
złapać oddechu. Westchnął, uspokojony. Znów zwrócił się do niej. – Przyjemnie,
co? Powiedz, że tak – mówił. – Ach, przecież ty nawet nie rozumiesz, co do
ciebie mówię, kaleko!
Znów śmiał się
długo, tym razem niższym, kpiącym głosem.
Ninja wokół niego
nie wiedzieli, co się dzieje. Patrzyli to na niego lub na kobietę, którą
wzgardliwym wzrokiem mierzył on. Kobieta za to całą swoją uwagę skupiła na
ręce, która leżała obok niej, a chwyciła się desperacko kikuta.
Hidan chciał
sprowokować wrogów, dopóki ci nie połapali się w jego zdolności. Wykończą przy
tym tę kobietę, Hidan skorzysta z tego i spróbuje zdjąć paru z nich, a potem
zabierze się za resztę żywych. Uśmiechnął się na kolejny swój plan,
podekscytowany.
- Mam zabić tę
wieśniaczkę, hę? – spytał, odwróciwszy się do jednego z nich.
- Przestań! –
odwarknął mu. Hidan uwielbiał takie potyczki słowne. To te, w których to on ma
przewagę.
- To mnie zmuś –
wymruczał gardłowym głosem. Tamten popatrzył na niego podejrzliwie, a przy tym
spojrzał na leżącą rękę.
Chyba ocenia swoje szanse – pomyślał
Hidan. – Ach, jak bardzo musi się teraz
mylić.
- Co to za
umiejętności? – rzucił tylko, nie poruszywszy się z miejsca. Hidan zirytował
się.
- Dostrzegłeś moc
umiejętności, którą dał swojemu słudze Bóg Jashin? Widzisz teraz, jaki jest
wspaniały?
Mężczyzna chyba się
zniecierpliwił, bo chciał zaatakować Hidana, biegnąc w jego kierunku z zaciętym
wyrazem twarzy. Jashinista, który w końcu się doczekał, wyciągnął z klatki
piersiowej jeden z mieczy, jakie wciąż tam tkwiły, uwierając go. Wbił go
przeciwnikowi między żebra, a on osunął się na niego. Hidan odepchnął go,
widząc, że pozostała piątka szykuje się też do ataku. Pierwszemu zadał cios w
serce drugim mieczem, który drażnił go, gdy wbity był w pierś. Wyjął go jednak,
ponieważ chciał wykorzystać go w kolejnym starciu. Pod jego nogami leżały już
dwa trupy. Następny pojawił się, gdy przykucnąwszy, Hidan uniknął powstaniu
kolejnej rany, wstał szybko i wbił na wylot miecz napastnikowi w środek klatki
piersiowej.
Spojrzał na
pozostałą trójkę. Pokręcił zręcznie bronią między palcami, czekał na ich ruch.
Jeden z nich, stojący po środku, łączył dłonie
w pieczęci. Usłyszał, że jest to jakieś jutsu ognia. Postanowił, że wystarczy
mu stania w miejscu. Rzucił mieczem w wykonującego jutsu, kiedy ten wypuścił z
ust pierwsze płomienie, przez co nie mógł dostrzec ataku Hidana. Nawet nie
oglądając się na tor lotu broni, uskoczył przed kulą ognia w bok, zabrawszy
wcześniej swoją rękę z ziemi. Nie była ta kula duża, a i tak nie rozwinęła się
całkowicie, gdyż – jak zaraz spostrzegł jashinista – wykonawca jutsu poległ. Ostrze
przeszyło jego głowę w miejscu oka.
Hidan był z siebie
zadowolony. Została dwójka. I ta wieśniaczka. Ściągnął kosę z pleców,
zostawioną tam jakiś czas wcześniej, ponieważ postanowił użyć dwóch mieczy.
Pobiegł w kierunku przeciwników. Ci rozproszyli się, stojąc naprzeciwko siebie
w większej odległości. Hidan wybrał tego bliżej niego. Rzucił bronią z trzema
ostrzami, rozwijając metalową linkę, ale ninja łatwo uniknął ataku. Złapał za
długi uchwyt kosy i dotarłszy blisko kolejnego trupa, zaczął wymieniać z nim
ciosy. To było ekscytujące.
~*~
Doskonale ukryty Kakuzu patrzył, jak Hidan
pozbywa się przeciwników – załapał się tylko na oglądnięcie śmierci czterech z
nich. Gdy przyszedł, tyle samo ninja już leżało na ziemi w kałużach krwi, a
jego partner denerwował jednego z (wtedy) żyjących. Po obserwacji mógł ocenić,
że Hidan był bardzo zręczny i – gdy zabił ninję, który zaatakował go ogniem –
nawet pomysłowy, czego szczerze po nim się nie spodziewał. Hidan nie był
jednak zbyt czujny. Powinien zauważyć obecność zamaskowanego, mimo tego, że
Kakuzu był w tym dobry. Doprawdy, kogo lider rekrutuje do organizacji! Dobrze,
zgodził się – rodzaj "nieśmiertelności" srebrnowłosego był bardzo
przydatny i zamaskowany nie doszukałby się w nim słabych punktów, gdyby nie
dostrzegł, że Hidan uniknął ciosu w szyję, która pewnie odcięłaby głowę od
reszty ciała. Zastanawiał się, co wtedy by się stało. Gdyby to był naprawdę tak
słaby punkt tego idioty, że ten by umarł, musiałby się on przecież jakoś przed
tym zabezpieczyć. Ale to był Hidan. Ten wariat nie myśli o takich istotnych
rzeczach, tylko o swoim wielkim Bogu. Co do niego...
Mimo ciekawego pojedynku swojego partnera,
Kakuzu miał dosyć jego irytującego gadania o wielkości Jashina oraz odgłosów,
które ten wydawał przy atakowaniu. W dodatku ten kretyn wykonywał zbyt wiele
niepotrzebnych ruchów. Zniecierpliwił się.
Trzeba przyspieszyć sprawę.
Kakuzu wyszedł z ukrycia.
____________________________________
No to jest trzeci. Trochę dłużej musieliście na niego poczekać, ale jest. Ma najwięcej słów z wszystkich trzech tego opowiadania :D Czwarty rozdział już zaczęty. Nie spodziewajcie się go jednak wcześniej niż w weekend w przyszłym tygodniu - jestem na wycieczce ;)
Dziękuję Memi za tak obfity komentarz pod rozdziałem drugim :D
Spóźnione, ale zawsze - wesołych świąt Wam wszystkim ♥ Zmokliście wczoraj? Ja nie! HAHAHA XD
Spóźnione, ale zawsze - wesołych świąt Wam wszystkim ♥ Zmokliście wczoraj? Ja nie! HAHAHA XD
HAHAHAHA TY SIĘ JUŻ NIE CHWAL, BO NIE MASZ CZYM. Też nie zmokłam. I co, łyso ci frajerze?! :v
OdpowiedzUsuńI tak cię kocham ♥ I wiem, że ze mnie nieogarnięta ciota, która nawet nie potrafi skomentować rozdziału. Nie przejmuj się. Taka natura idiotów.
"Jashinista domyślał się, że po tym, co tam zrobił, nie zostałby mile powitany." NO BO NIE ZABIJA SIĘ ZA CHRUPKI, MATKA NIE WYCHOWAŁA? Pewnie nie zdążyła.
"Domyślam się, że wybrałeś drugi w lewej z przypadku?" No dobrze. Nie wiem, jak dla innych, ale dla Memiś tutaj zaczynają się schody. I to spore, rozumiesz? O KONKRETY PROSZĘ. Drugi w lewej ze strony lewej czy z drugiej lewej? :|
Tekst z pogańskimi pustakami świetny, tylko... Hidan, obawiam się, że to ty jesteś jednostką niemyślącą w tej grupie. Tak cię tylko poinformuję, pozwól :') I sądzę, że właśnie dlatego jak ostatni debil dałeś się zepchnąć z w chuj dużego zbocza. Kakuzu wygrał już kilkakrotnie.
Okej. Wszystko było cudownie, dopóki nie napisałaś o tej kobiecie. Coś ją chyba zdrowo popierdoliło i na jej nieszczęście to nie było nic dobrego :v Ale wiesz, rozmowa Hidana z jej mężem wyszła ci świetnie. "To już problem trupa", mój ukochany tekst ♥
Muszę ci powiedzieć Hidan, że taki słaby to ty nie jesteś. Świetna walka z tymi ninja :D Jestem pewna, że nasz... Twój ukryty Kakuzu ci kibicował :P A dla Tekisi ogromny plus za genialne opisy walk ♥ Zawsze tak chciałam umieć. Kurna, dołujesz mnie, straciłam motywację do pisania :v
Czekam na rozwój wydarzeń. Wygląda na to, że Kaziu chce się wtrącić, a jak Hidaaa go zobaczy, to się pewnie wścieknie :D Szybciej pisaj ;)
I NIGDZIE NIE WYJEŻDŻAJ. MASZ SIEDZIEĆ W TEJ CHOLERNEJ ŁĄCE I ŻADNYCH PRZESUNIĘĆ NAWET O METR PROSZĘ XD
Noszzzzz ... cudnie, cudnie czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńświetnie, dla Kakazu czas to pieniądz, i Hidean złorzeczący na Kakazu rewelacja...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia