Strony

1

2

3

18 kwietnia 2015

Wojna – Rozdział III

   Parę dni później lało. Dobrze, że wziąłem parasol z domu. Spoko - woda nie gniecie, ale to nie był deszczyk, a ulewa. Upewniwszy się, że Hisashi też ma swój (w końcu jest taki słodki, że mógłby się rozpuścić), wyruszyłem w przygodę. To jest przygoda o tytule: "Zdobyć Naosia". Nie przepadam za grami przygodowymi, wolę akcję, jatki, walki i inne, ale podobne. Szachy też nie są złe. Lecz ta gra zapowiada się ciekawie. Wsiadłem do auta i złożyłem parasol. Westchnąłem. Podwiózłbym Hisashiego, ale ma na później i nie dał się wyciągnąć z łóżka.
   Dotarłem pod szkołę, ale miałem kawałek do tych szklanych drzwi wejściowych, więc (chociaż ze złożonym parasolem w ręku) dobiegłem do nich. Skrzywiłem się, czując wilgoć na włosach. Przeczesałem je palcami i ruszyłem do odpowiedniej sali. Uśmiechnąłem się jednak na widok Naokiego, który jak co dzień zajmował się czymś na telefonie. Czym? Jestem w trakcie ustalania tego. Ale jak dotąd nie odkryłem tej zagadki, bo za nic nie pozwala mi na spojrzeć... Albo po prostu to mnie ciężko coś ujrzeć. Zawsze, kiedy chcę to zrobić, skupiam się na jego osobie całkowicie, nie na jego telefonie, więc o tym zapominam.
   - Hej, Naoki - przywitałem się grzecznie i oklapłem na miejsce obok z cichym westchnieniem. Zapowiadał się długi, a do tego deszczowy dzień. Dałem Hisashiemu mój plan, żeby wiedział, kiedy wrócę. Ja też mam jego. Dziś niestety nie będę w stanie zrobić mu obiadu, bo wracam przed dziewiętnastą.
   Nie doczekałem się odpowiedzi, więc podjąłem rozmowę. Obserwowałem go przy tym uważnie. Zresztą, zawsze to robiłem, kiedy nie musiałem robić czegoś innego, jak na przykład słuchania nauczyciela. Teraz nawet nie podniósł na mnie wzroku, nic, nawet nie kiwnął głową.
   - Zapowiada się długi dzień, co? Ale mamy dziś wszystkie zajęcia razem, więc... Na pewno minie nam interesująco. - Przy tym zdaniu mój słuchacz (przymusowo czy też nie...) uniósł brew.
   - Komu minie, temu minie - odparł. Przyzwyczaiłem się do tego, toteż uśmiechnąłem się na tę reakcję.
   - Ale ten deszcz wkurzający, nie? - kontynuowałem.
   - Lubię deszcz - powiedział. Khm...
   - Ach, czyli lubisz skakać po kałużach jak na filmach i biegać ze złożoną parasolką? - Zaśmiałem się cicho.
   - Czasami.
   - Och? - Zdziwiłem się trochę. Moja poprzednia wypowiedź była trochę ironiczna. - Powiedz mi, co jest w tym fajnego, może spróbuję - zagaiłem.
   Ale nie otrzymałem odpowiedzi.
   - To może mi pokażesz? - znów zacząłem.
   I wtedy on podniósł pochyloną wcześniej głowę i spojrzał mi w oczy. Czekałem zaciekawiony na to, co powie. Byłem też zafascynowany jak zawsze, kiedy mogłem patrzeć w jego cholernie jasnoniebieskie oczy.
   - To był żart - mruknął, po czym spojrzał poniżej linii moich oczu, gdzieś na klatkę piersiową, jakby był obrażony. Acha! Tak jest, bo jeszcze minimalnie zacisnął usta.
   Zacząłem się śmiać. Po części z tego, jak słodko wygląda, a po części - z siebie.
   - No to mnie nabrałeś! - zawołałem, chichocząc wciąż. A on uśmiechnął się pod nosem. Uniosłem brwi. To było takie niespodziewane - ten uśmiech, a jednak sprawiło, że dzień minął mi szybciej, niż sądziłem.

   Po ostatnich zajęciach zatrzymałem przy naszej ławce Naokiego.
   - Może chcesz podwózkę? - zaproponowałem, po czym dodałem, by go zachęcić: - Pada.
   - Nie, dzięki.
   - Pójdziesz taki kawał drogi? Bez parasolki?
   Naoki powiedział mi wczoraj, że nie mieszka blisko - nie określił dokładniej. A o parasolkę spytałem jeszcze na poprzednich zajęciach.
   - Dam sobie radę - odparł, uparciuch jeden.
   - Na pewno? - Spojrzał na mnie, wyglądając na poirytowanego i zarazem zniecierpliwionego.
   - Tak, dam sobie radę w dojściu do domu - powiedział złośliwie. Skrzywiłem się.
   - Dobrze - odpowiedziałem.
   A on poszedł.
   - Do jutra! - rzuciłem za nim jeszcze, ale nie zareagował, choć dosłyszał na pewno.

   Ja go wcale nie prześladuję! Tylko... Tylko śledzę. Czy to coś złego? Po prostu siedzę w samochodzie i patrzę, co robi. Nigdzie za nim nie pojechałem. On nawet nie wie, że to mój samochód. Przez ostatnie dni nie kończyliśmy w tym samym czasie, więc nie widział, jak do niego wsiadam. A kiedy dziś miałem okazję się nim pochwalić i go podwieźć - przy okazji też zobaczyć, gdzie mieszka - on woli iść sam. Ugh.
   Marszczę brwi. Na kogo on czeka? Cały czas wpatruje się w ten telefon. Ale inaczej niż zwykle, no. Potem go odebrał i z kimś zaczął rozmawiać. Ta rozmowa trwała może parę sekund, bo powiedział chyba jedno słowo i - uwaga! - schował telefon do kieszeni. Zdziwiłem się.
   Po chwili jeszcze bardziej się zdziwiłem, widząc jednego kolesia, który przeszedł akurat przed moim autem z parasolką w dłoni i zaraz potem podszedł do Naokiego. Kurna, ale wielki. Nie wysoki - WIELKI. Kurna, wzrostem był może dziesięć centymetrów nade mną, ale długość jego rąk, nóg, tułowia - jakbym widział jakiegoś sportowca z ekstraklasy. Tam właśnie takich biorą.
   Koleś stanął pod daszkiem i opuścił parasol. Wtedy jeszcze bardziej się zdziwiłem. On miał białe włosy. Nie, nie białe. Chwila, jednak białe, ale... kurna, zielony? Kto robi zielone pasemka do białych włosów? W ogóle kto ma białe włosy?! Spoko, albinosi, staruszki i dziadkowie, ale żeby koleś, który wygląda na sportowca z ekstraklasy?! Jednak moje zdziwienie na ubarwienie jego włosów było niczym, w porównaniu do tego, na co potem musiałem się dziwić. Mianowicie - Naoki się uśmiechnął... Nie tak, jak do mnie - minimalnie, asymetrycznie, kpiąco, wrednie - a tak szeroko i szczerze, kurna mać...
   CO TO JEST ZA KOLEŚ?!
   Wiecie, nawet przy kimkolwiek mającym coś do Hisy nie byłem taki zazdrosny. Tak, przyznaję się, bo ukrywanie tego byłoby żałosne. Mniej żałosny jest sam fakt, że rzeczywiście jestem zazdrosny. Choć w dalszym ciągu to żałosne jest...
   Chłopak z Naokim wymienili parę zdań - z tego, co zauważyłem - i poszli razem pod tą parasolką białowłosego.
   Zacisnąłem dłonie na udach. Iść za nimi czy nie?

   Myślicie, że poszedłem za nimi i skradałem się, aż nie doszli do jakiegoś domu oddalonego od uczelni o dwadzieścia minut drogi? Khm... Dobrze myślicie.
   Przegrałem ze swoją własną ciekawością, ale to była moja własna ciekawość, więc właściwie nie przegrałem (nigdy nie przegrywam przecież!). Całą drogę powrotną gnębiła mnie ta sprawa z tym chłopakiem. Białowłosym. Czy tu chodzi o włosy? Czy moje czarne włosy Naokiego wkurzają? Hm...
   Swoje głupie myśli usprawiedliwiłem tym, że była już późna pora, a od nocy nie miałem w rękach konsoli. Tak, teraz tylko o tym marzę. Żeby się odstresować i przemyśleć, co dalej zrobić w sprawie mojej przygody.
   Ta "przygoda" brzmi tak, jakby to miała być przygoda w sensie noc po imprezie czy coś... Nie! Nie o to chodzi! Ja po prostu lubię podchody i gry, i w ogóle...
   Wróciłem do samochodu, rzuciłem ociekający wodą parasol na tył i ruszyłem do domu. Gdy dotarłem pod blok i zaparkowałem moją bryczkę, powędrowałem schodami pod mieszkanie, które było otwarte. Znaczy, drzwi były otwarte; nie uchylone, po prostu nie zamknięte na klucz. To nie było w stylu Hisashiego. Zwykle zamykał dom, mówił, że może się wtedy odizolować przed szkodnikami. Nie chcę doszukiwać się w tym aluzji, bo to nie byłoby fajne. Zmarszczyłem nos i wszedłem do środka. Dostrzegłem jakieś inne - żadnego z nas - buty na dywaniku przy wejściu i dopadło mnie mroczne przeczucie, że nie spodoba mi się tożsamość gościa, kiedy już ją odkryję.
   Przeszedłem przez kuchnię, mały hol i wszedłem do salonu, gdzie paliło się nikłe światło. Tak, było już ciemno, w końcu mamy październik, godzinę dwudziestą. Uchyliłem drzwi, które cicho skrzypnęły i zaglądnąłem do środka. Kanapa stała do mnie tyłem. Zobaczyłem czyjąś głowę, która wystawała zza oparcia. Hisashi nie ma ciemnych włosów. Mrużąc oczy, podszedłem w bezpiecznej odległości do mebla, na którym nieznajomy - czy znajomy? - przebywał.
   Haruki Nagase. Jak ten chłopak mnie wkurza. Szczególnie, że Hisashi leży na jego kolanach.
   CHWILA. CO?!
   - Hisashi! - zawołałem, kiedy zorientowałem się w sytuacji.
   Mój najukochańszy kuzyn leżał na poduszce na kolanach tego łosia, cały okryty kocami. Pochrapywał cicho, niespokojnie i nieregularnie. Spostrzegłem jego czerwone policzki.
   - Ciiiiiicho - szepnął głośno niebieskowłosy, który się chyba przebudził z drzemki. - On śpi.
   Skrzywiłem się do niego.
   - Nie wiedziałem, że jestem ślepy - syknąłem. Szybko przeniosłem wzrok na blondyna. Podszedłem do kanapy i klęknąłem przy nim.
   - Jestem tu od południa, wtedy było najgorzej - zaczęła mówić chłopaczyna od siedmiu boleści. Tylko o czym on mówił?!
   - Co?! - syknąłem szeptem. - O co chodzi?
   - Hisashi miał gorączkę, wymiotował, kaszlał i był prawie nieprzytomny - wyliczył bez mrugnięcia okiem, patrząc na obiekt naszej rozmowy.
   - Co takiego...? - zdziwiłem się. - Czemu do mnie nie zadzwonił? - pytałem sam siebie.
   - Mówił, że nie chce cię niepokoić - wyjaśnił Nagase, chociaż wcale tego nie oczekiwałem. - Już kiedy po niego przyszedłem, był w kiepskiej formie. Przeszliśmy kawałek, aż nie zaczął się kiwać i wtedy się wróciliśmy. Zadzwoniłem po lekarza, a on przyjechał i powiedział, że ma odpoczywać. Wypisał też receptę na tabletki. - Kiwnął głową w stronę stolika, na którym stały białe buteleczki. - Kupiłem, kiedy zasnął w miarę spokojnie.
   Skinąłem głową, trawiąc to wszystko. Dotknąłem wierzchem dłoni jego czoła i potem mojego. Zmarszczyłem brwi.
   - Gorączka i tak już mu spadła, wcześniej był o wiele bardziej rozpalony.
   - Mhm...
   Zamyśliłem się, przeczesując palcami włosy kuzyna. Haruki obserwował moje ruchy w ciszy.
   Po chwili wstałem i ostrożnie wziąłem Hisashiego na ręce. Mały to on nie jest, no ale ja też nie.
   - Ej, co robisz?
   - Cicho! - szepnąłem, kiedy blondyn się poruszył. Poszedłem z nim do jego pokoju i ułożyłem na łóżku. Haruki poszedł za mną i obserwował moje poczynania. Trochę mi to działało na nerwy, ale Hisashi był ważniejszy. Opatuliłem go kołdrą i zarzuciłem jeszcze dodatkowo dwa koce. Odgarnąłem mu włosy z czoła i ruszyłem z powrotem do salonu po leki, tak żeby Hisashi miał je potem obok. W progu zmierzyłem się z poirytowanym wzrokiem Harukiego, ale mało mnie to obchodziło.
   - Dzięki, że się nim zająłeś - zawołałem do niego tak, aby tylko on to usłyszał, a też żeby nie obudzić kuzyna. Haruki podążył za mną, nie odpowiedział mi jednak. - Powinieneś już iść.
   Cóż, tak trochę bezczelnie go wyprosiłem, ale co mnie to obchodziło. Jak już wspominałem - Hisashi najważniejszy. Haruki pomógł, ale to dlatego, że ja nie byłem wstanie, bo nawet o tym nie wiedziałem.
   Haruki spojrzał na mnie spod byka, ale zignorowałem to. Odprowadziłem go do drzwi i nawet się nie pożegnaliśmy. Nie żeby mnie to ruszyło. Zamknąłem na klucz i pognałem do pokoju Hisashiego. Patrzyłem na niego przez moment.
   Dlaczego nie chciał mnie niepokoić, co? Głupek. Cały dzień tu leżał bez mojego obiadku, bez mojego niańczenia. Tylko z tym Harukim. Tyle dobrze, że zadzwonił po lekarza. Byle to nie był jakiś podrobiony, bo normalnie go zatłukę. Muszę sprawdzić w necie, co to za leki i czy rzeczywiście to są one... Nigdy nic nie wiadomo.
   Tylko dlaczego nie zadzwonił? Niepokoić mnie, niepokoić, pfff! Wolę taki niepokój, kiedy coś się dzieje, niż kiedy już z niczym nie mogę pomóc. Tak po fakcie. To frustrujące.
   Trzeba mu będzie uświadomić, że ja LUBIĘ być przez niego niepokojony. No dobra, nie chodzi o to, że chcę, żeby częściej był chory. Po prostu chcę wiedzieć, jeśli coś mu się stanie, jeśli coś będzie nie tak. Chcę mu pomóc i być mu wsparciem. Przecież nie na darmo jestem jego Sekretnym Kochankiem. Wiadomo.
   Zamknąłem cicho drzwi i poszedłem pod prysznic. Gdy skończyłem, zajrzałem raz jeszcze do Hisashiego i poszedłem się ubrać. Zrobiłem sobie kawę i zasiadłem w fotelu w pokoju Hisashiego z telefonem i grałem w jakieś gierki. Chciałem być blisko niego w razie czegoś.
    Pomyślałem o jutrzejszym dniu. Oczywiście nie pójdę na uczelnię. Mam nadzieję, że Naoki mi to wybaczy. W końcu powiedziałem "do jutra", a pewnie nie zobaczymy się do poniedziałku...
    Hm... Kanapki, ciepła herbatka, tabletki. Cały dzień będę się nim zajmował! Hah, czyli cały dzień będzie dla mnie. Czy tam ja dla niego. W końcu to ja będę mu pomocą. Tylko żeby mi znowu nie powiedział, że "nie chce mnie niepokoić", phie!
   Trzeba mu będzie uświadomić, że zawsze jestem dla niego.


__________________________________
Jest Wojna. Od grudnia, lolz xD Myślę, że będę wstawiać Nieśmiertelnych i właśnie Wojnę na zmianę. To drugie miało trzy głosy, Nieśmiertelni - sześć. No ale mam nawet wenę na Wojnę, więc będzie gnało do przodu :D Myślę, że niedużo będzie rozdziałów tego opowiadania, na pewno mniej niż Zakład. Tak przewiduję. Ale wróżką nie jestem xD
Trzy głosy miało "obojętne, byle coś piszesz, mendo", a skoro są nowe notki mniej więcej co dwa tygodnie, jestem zadowolona, że udaje mi się tego trzymać i mam nadzieję, że również Wam to odpowiada :D
Pięć głosów miały "inne moje opka". I tu jest pytanie. Pytanie dosyć skomplikowane jak na kolejną ankietkę, ale i tak ją wlepię. Zapraszam więc do głosowania tych, którzy to zaznaczyli i mogliby wyjaśnić (sama sobie namieszałam, dając taką opcję, no ale XDD). Prosiłabym też, żebyście wyjaśnili w komentarzach, jeśli nie pasuje Wam żadna opcja z ankiety - chociażby z anonima (chyba jest taka opcja, nie? xD) - co mieliście na myśli.
To chyba tyle. Następna notka będzie z Nieśmiertelnych, tak sądzę.

2 komentarze:

  1. CZEKAJ, BO MÓJ MÓZG PRZESTAŁ PRACOWAĆ, KIEDY PRZYSZEDŁ TETSIAK. O CO KURNA CHODZI XD JAKIE TETSIAKNAŁO, JA CHCĘ CHOCOTETSIAK I SHIGUNAŁO XD
    To się Shigure musiał zdziwić no xD Jeszcze Nao się przy Tetsiaku tak bezczelnie, szczęśliwie uśmiechnął, niewyobrażalne no xD Nało, co ty odpierniczasz gościu xdd
    Wgl, Apple wygląda jak sportowiec? Miałam nadzieję, że jest uroczym chłopcem ej XD" A co do Tetsiaka: "Kurna, ale wielki. Nie wysoki - WIELKI. Kurna, wzrostem(...)" te dwa "kurna" obok siebie były celowe?
    Ale jeeeeej ♥ W końcu zaczęli do siebie trochę gadać, a nie tylko monolog Shigure :D I to było takie urocze, kiedy Nao się naburmuszył >D No po prostu genialne, uwielbiam cię za takie sytuacje <3
    Biedny Hisashi :c No się rozchorował :c A widzisz, gdybyś dał się podwieźć Shigure, to by do niczego nie doszło. Cóż, przynajmniej spędziłeś więcej czasu z Haruczkiem...
    Szkoda, że na wymiotowaniu, ale to nic, to pomijamy... :')
    No i ten. Bardzo cię proszę, ja cię pani proszę wyjaśniam, że chcę Misję. Proszte jak drut. Jak rura Hoodie'go, o. Hehehe.
    I MNIE ZDENERWOWAŁAŚ, BO NIE MAM WYOBRAŻENIA ILE TO 1982 ZNAKI. MYŚLAŁAM, ŻE WIĘCEJ. DO TAK KRÓTKIEJ NOTKI NIE DA SIĘ ROZPISAĆ DŁUGIEGO KOMENTARZA, PHI. TO PONAD MOJE MOŻLIWOŚCI.
    Kocham cię, pisz mi więcej ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,
    no ciekawe kim jest ten znajomy Naokiego, niech Haruki przychodzi codziennie...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy