Strony

1

2

3

22 marca 2015

Nieśmiertelni – Rozdział II


Nieśmiertelni - Rozdział II

Pairing: Kakuzu x Hidan



    Hidan zatracił się w przyjemności. Wyciągnął tkwiący w szyi szpic z cichym jękiem. Podniósł się do siadu na przedramionach. Zastanawiał się, czy mógł już mówić. Czuł ostre drapanie w gardle, ale uśmiechnął się.

    Wkrótce się zagoi.

    Wyszedł z pomieszczenia z postanowieniem, aby wziąć kąpiel. Swój pręt też musiał umyć – był cały we krwi. Trzymając go w ręce, stanął przed niedomkniętymi drzwiami na korytarzu i zastanowił się, w którą stronę powinien się udać. Pomyślał, że dobrze będzie, jeśli oznaczy drzwi do swojego pokoju.

    Włożył kciuk do dziury w barku po drugiej stronie korpusu. Była to świeża rana, Hidan skrzywił się z bólu, ale uśmiech na jego ustach pozostał. Z rannego miejsca popłynęła czerwona posoka po ścieżkach z zaschniętej już krwi. Przyłożył palec do drzwi i narysował znajomy diagram. Zapatrzył się w swoje dzieło z zadowoleniem, po czym ruszył w którąś stronę.

    Otwierał wszystkie drzwi po kolei. Najpierw pukał – chciał być uprzejmy, ale później oszczędził sobie czasu na tej dodatkowej czynności. Zdawało mu się, że już chodzi tak godzinami, gdy po otwarciu jednego z pomieszczeń zapiekł go brzuch. Kiedy spojrzał w dół, zobaczył metalową broń rozcinającą mu skórę poziomym ruchem. Krew wypłynęła z płytkiej rany.

    - Ach! Ale piecze! – zawołał, sycząc. Jego głos wrócił do normalności. – Trucizna? – mruknął do siebie. Zaraz jednak przemówił z entuzjazmem: – Zawsze chciałem spróbować smaku trucizny.

    Przesunął palcem wskazującym wzdłuż rany i włożył go w usta. Skrzywił się. Mocna woń krwi zacierała każdy inny zapach, tak samo smak. W ogóle nie czuł tej trucizny.

    - Kim jesteś? – usłyszał z głębi niski, męski głos. Jashinista zirytował się i postanowił puścić mimo uszu zadane pytanie.

    - Jak mogę dojść do toalety?

    Mężczyzna chyba się zdenerwował, bo połyskująca w ciemności broń tym razem znalazła się ostrzegawczo tuż przy ranie w krtani.

    Jeśli stan jego krtani się pogorszyłby się, Hidan nie mógłby znowu mówić. Zastanowił się z niepokojem, czy Jashin zinterpretuje jego milczenie jako ignorowanie Go.

    - Jasne, jasne! Sam sobie poradzę – powiedział z wyrzutem w głosie. Westchnął obojętnie i wycofał się za próg.

    Jakimś sposobem znalazł łazienkę. Choć wyglądała bardziej na łaźnię. Była bardzo jasno oświetlona i przestrzenna. W powietrzu kłębiła się para. Po lewej stronie pomieszczenia zamontowane były natryski bez żadnej zasłony, po prawej zaś – umywalki i jedno duże lustro. Dostrzegł nagą postać, stojącą tyłem do niego, na którą spływała parująca woda. Hidan miał prawie pewność, iż była to kobieta. Prawie, bo coś w jej sylwetce mu nie pasowało. Wzruszył ramionami, rozebrał się i wszedł pod prysznic niedaleko drugiej osoby. Puścił wodę.

    Wyznawca Jashina miał wrażenie, że rany go palą, szczególnie ta najświeższa. Dziura w krtani wciąż dawała o sobie znać, mówił z trudem. Do okaleczonej dłoni już się przyzwyczaił; często dźgał w nią w celu narysowania rytualnego diagramu. Woda mieszała się z krwią, która na nowo zaczęła płynąć ze wszystkich ran oraz zmywała tę przyschniętą. Powietrze zaczynało nasiąkać metalicznym zapachem.

    Wyczuł nagły ruch po swojej prawej stronie, w miejscu, gdzie była druga osoba. Napięła mięśnie, gotując się do obrony, ale zamarła, gdy tylko spostrzegła krew oraz skaleczenia. Hidan spojrzał na swojego towarzysza; ta osoba była mężczyzną.

    - Masz jakiś problem? – spytał srebrnowłosy. Nie żeby w stosunku do kobiety zareagował inaczej.

    - Spójrz na siebie! Kto tu ma problem, hm?! – odparował zaraz mocnym, twardym głosem z dziwnym akcentem, ocenił Hidan.

    Hidan prychnął i zignorował frajera.

    Schylił głowę, by spłukać pianę z włosów i doszedł do wniosku, iż nie był to dobry pomysł, bo pieczenie w dziurze na karku nasiliło się, a w dodatku woda do niej wpływała, co było drażniące. Szybko umył włosy, opłukał się i wyszedł, niezadowolony. Od paru minut odczuwał małe odrętwienie kończyn, które nieco ograniczało jego ruchy. Czuł się bardziej zmęczony po tym gorącym prysznicu. Westchnął.

    - Pożyczysz mi ręcznik? – spytał blondyna wciąż obecnego w pomieszeniu. Ten nie zareagował, dalej przeczesywał włosy, patrząc w swoje odbicie w lustrze. – Dobra, słuchaj. Wiem, że byłem nieznośny, ale...

    Ale to nie Hidan gapił jak na niego jak na zombie. Co właściwie nie było takie dalekie od prawdy, ale i tak – wkurzające.

    - ...ale nie jestem w humorze i trochę mnie pieką te rany – skłamał jashinista.

    Tak naprawdę to skłamał tylko częściowo, bo rany naprawdę go piekły. Za to w humorze był dobrym – nie licząc tego pieczenia i odrętwienia, które prawdopodobnie było spowodowane trucizną. Hidan zdziwił się, że w ogóle coś mu zrobiła.

    Blondyn od razu się ożywił; najwyraźniej przegrał z ciekawością. Czyli po prostu chciał byle jakich przeprosin, by zachować dumę.

    - Trochę cię pieką, hm?! Koleś, czemu ty w ogóle jeszcze żyjesz! – powiedział, gestykulując dynamicznie. – Deidara jestem! Ale nieważne – mów, kto ci to zrobił!

    Przy tempie wypowiedzi Deidary Hidan musiał chwilę analizować jego słowa, by złapać sens pytania.

    - Hm… Tę – wskazał na brzuch. – Jakiś koleś, którego wkurzyłem. – Wygiął wargi w parodii uśmiechu na widok skrzywionej miny drugiego mężczyzny. – A te – wskazał na szyję i rękę. – Sam.

    - Sam?!

    Hidan tylko kiwnął głową, nic nie mówiąc. Deidara przypatrzył się jego szyi z przymrużonymi powiekami.

    - Jesteś nienormalny – stwierdził po krótkiej kontemplacji.

    - Może. – Hidan odsłonił zęby w szerokim uśmiechu. – To mogę ten ręcznik?

    - Hm, tak, jasne! – otrząsł się Deidara i podał mu drugi, jaki ze sobą miał. Hidan otarł się szybko, ale na materiale zostały plamy krwi. Pomyślał chwilę, czy powinien go wyprać.

    - Wyrzuć to – rzucił Deidara, widząc konsternację na jego twarzy. Hidan cisnął więc ręcznik gdzieś na posadzkę, ubrał się i przemył szpikulec. Potem ruszył do wyjścia wraz z blondynem.

    - Pewnie nie wiesz, jak dojść do mojego pokoju, nie? – spytał, pocierając ramię, bo już prawie nie czuł palców. Deidara zmrużył podejrzliwie oczy.

    - Chcesz, żebym do ciebie przyszedł?

    - Nie, sam chciałbym tam trafić – odparł Hidan.

    Deidara roześmiał się. Jemu zaś nie było tak wesoło; westchnął męczeńsko.

    - Niestety, musisz poradzić sobie sam. – Blondyn rozłożył ręce w geście bezradności. – I poleciłbym ci jeszcze jakoś opatrzyć te rany... – Skrzywił się, zerknąwszy na szyję Hidana.

    - Ta... – mruknął srebrnowłosy. – To na razie – pożegnał się. Deidara coś mu odpowiedział, ale nie bardzo się na tym skupił.

    Odszedł w drugą stronę i zaczął znów swoją wędrówkę. Oczywiście – zgubił się. Czuł się ociężały i naprawdę zmęczony. Zaczynało mu być zimno w klatkę piersiową, jako że nie miał żadnej koszulki, a płaszcz zostawił przecież w pokoju, rzucony gdzieś w kąt przed rytuałem.

    Jakże się zdziwił, gdy za jednym zakrętem spostrzegł znajomą sylwetkę. Kakuzu opierał się o ścianę z założonymi rękami niedaleko niego w głębu korytarza. Hidan ruszył w jego kierunku. Zamaskowany jak zwykle marszczył brwi.

***

    Kakuzu zmierzył wzrokiem nowego członka Akatsuki. Nie miał założonego płaszcza, dlatego od razu mógł dostrzec ranę na brzuchu, w szyi i dłoni. Poza tymi obrażeniami też źle wyglądał; poruszał się dosyć powolnie i wkurzająco przy tym stękał.

    - Kakuzu, co tu robisz? – spytał, nie patrząc mu w oczy, zaś wlepiając je ze śmiesznym rozczuleniem w namalowany krwią znak na drzwiach obok zamaskowanego. Już wcześniej przyjrzał się im ze skrzywieniem. Pogardzał zachowaniem srebrnowłosego. Obserwował jak ten właśnie wszedł do pomieszczenia i zostawił dla niego otwarte drzwi. Zamaskowany podążył więc za nim, nie udzielając odpowiedzi. Hidan od razu rzucił się na łóżko z głębokim westchnieniem ulgi.

    Zielonooki przypatrzył mu się chwilę, stanąwszy na środku pokoju. Zastanawiał się, ile mógłby od niego wziąć za zszycie ran. Jedna z nich, w krtani, na pewno wymagała opatrzenia. Ta na brzuchu wyglądała na płytką, a w ręce – jakby szybko miała się zagoić. Zmrużył oczy. Wyciągnął prawą rękę przed siebie, a nici wysunęły się spod jego rękawa i zaczęły zszywać pokaleczone miejsca.

    - Nie ruszaj się – polecił srebrnowłosemu.

    Hidan oczywiście musiał się ruszać przy tym, przez co działał mu na nerwy. Wyglądał, jakby miał stracić za moment przytomność. Kakuzu zirytował się na stan, do jakiego doprowadził się ten idiota. Uspokoił narastający gniew myślą, że rozkazy są ważniejsze.

    - Teraz jesteś mi dłużny dwieście tysięcy ryou... A przyszedłem, żeby cię poinformować, że jutro rano lider chce znów z tobą porozmawiać. W południe ruszymy na misję. Szczegółów dowiesz się na spotkaniu – dodał po ocenie skupienia na jego słowach Hidana. Prychnął, widząc ledwo potakujące ruchy durnego wyznawcy. – To wszystko.

    Czekał jeszcze chwilę na reakcję ze strony Hidana.

    - Taaa... Dobra – zdołał powiedzieć.

    Kakuzu odwrócił się do wyjścia.

    - Ej, Kakuzu! – zawołał za nim. – Coś mi się... coś mi się stało – powiedział. Zielonooki spojrzał na niego przez ramię. – Jakiś koleś mnie zatruł czymś silnym... Silnym bardzo, bo przecież nie powinno działać, haha... – sapnął srebrnowłosy. Kakuzu zastanowił się, jakie miałby korzyści z kolejnej pomocy srebrnowłosemu. – Zrób coś z tym. – Po tym zdaniu jednak wszystkie jego chęci zniknęły; zirytował go ton, w jakim powiedział to Hidan.

    - To nie moja sprawa – rzekł oschle i wyszedł.

    - Kakuzu! Ej...

    Ale wtedy zamknął drzwi i już nie usłyszał, co ma do powiedzenia ten bezczelny dzieciak.

***

    - To robota Sasoriego – powiedział Kakuzu godzinę później. Siedzący na swym miejscu za biurkiem Pain myślał chwilę nad relacją zamaskowanego ze spotkania z Hidanem. – Hidan wyglądał i zachowywał się jak pod wpływem środków odurzających. – Prychnął.

    - Z tego, co słyszałem, ta trucizna ma inne skutki – stwierdził rudowłosy, rozważając jego spostrzeżenia. Wyglądał na znudzonego i niezbyt zaskoczonego spekulacjami na temat jashinisty, jakie Kakuzu mu przekazał, jednak znikoma nuta zaciekawienia zabrzmiała w głosie lidera.

    - Za to z tego, co ja słyszałem, Hidan jest nieśmiertelny – przypomniał mu bezczelnie.

    Kakuzu sceptycznie podchodził do rzekomej nieśmiertelności Hidana, ale skoro ten tak się nią szczycił, to przecież niech sobie radzi sam. Chciał zobaczyć, jak jego nowy partner ginie, a wraz z nim jego brednie.

    Pain nie zareagował, więc Kakuzu kontynuował:

    - Gdyby zginął ot tak od trucizny, to...

    - Idź do Sasoriego po odtrutkę – przerwał mu lider.

    - Co takiego? – zdziwił się. – Przecież on jest nieśmiertelny. – Prychnął. – Po co miałby ją dostawać?

    Pain spojrzał na niego władczo, pewien swego polecenia.

    - Widzisz skutki tej trucizny na nim. Może to potrwać dłużej, a chcę go jutro widzieć w normalnym stanie. Taki też musi ruszyć na misję – zarządził tonem nieznoszącym sprzeciwu. Kakuzu skrzywił się.

    - Czyż to nie byłaby dla niego odpowiednia kara za wtargnięcie do pokoju Sasoriego? Nie zaprzeczaj, liderze, to oczywisty powód – spróbował jeszcze. Pain nie zamierzał jednak temu zaprzeczać. Zamiast tego cierpliwie wytłumaczył:

    - Mógł się zgubić, Kakuzu. To normalne, że zaglądał do każdego po kolei.

    - Ale i tak dał się zaatakować. Powinien być na to przygotowany. Każdy z nas jest wystarczająco szybki, by się uchylić. Hidan jest zbyt pewny przez tę swoją nieśmiertelność, więc tkwi w myśli, że tym samym jest nietykalny. Dlatego nie unika ciosów – żalił się Kakuzu zażarcie. Drażniło go lekceważące zachowanie jego nowego partnera.

    - Może – odparł Pain.

    - Nie uniknął też tego ciosu, więc mógłby trochę pocierpieć. – Kakuzu uśmiechnął się pod maską złożecznie.

    - Nie. Idź po tę odtrutkę i mu ją podaj – nakazał tamten. Kakuzu zmrużył powieki w irytacji, że jego argument nie przyniósł oczekiwanego rezultatu.

    - Zrozumiałem – rzekł jednak posłusznie. Wyszedł, odprowadzony uważnym spojrzeniem Paina.

    Wolnym krokiem skierował się do pomieszczenia zajętego przez lalkarza. Zapukał cicho. Otworzył mu Sasori i bez słowa podał fiolkę z jakąś cieczą. Pewnie lider go o tym uprzedził.

    Kiwnął mu głową i odszedł w kierunku pokoju Hidana.

***

    Co za dupek, drań, cholerny poganin! Byli partnerami, więc czemu mu nie pomógł?! Ha! Idiota.

    Ułożył się wygodniej, choć niewiele to dało; bardzo skostniały mu stawy, a mięśnie bolały i ledwo dał radę nimi poruszyć. Hidan jęknął. Nie mógł zasnąć.

    Usłyszał pukanie. Odburknął coś, nie potrafiąc wykrztusić z siebie nic więcej z racji na fakt, że dziura w krtani nie chciała się tak szybko uleczyć, a do tego – mięśnie twarzy też było ciężko ruszyć.

    - Kakuzu? – spytał zaskoczony. – Co ty tu...

    Ale przerwał, bo poczuł wbijającą się igłę w ramię.

    - Ej! Co robisz?! – wkurzył się.

    Kakuzu nie odpowiedział. Prędko wyszedł, trzaskając drzwiami mocniej, niż było to konieczne.

    Jashinista po chwili uspokoił się, czując kojące i odprężające działanie specyfiku, jaki wstrzyknął mu zamaskowany. Zasnął po chwili.

***

    Pierwsze wrażenie, jakie zrobił Hidan na liderze Akatsuki, nie zmieniło się. Był to według niego narwany, bezczelny młody mężczyzna, którego bez jego szczególnej umiejętności prawdopodobnie nie przyjąłby do organizacji. Lecz był jedynym możliwym kandydatem na stanowisko partnera Kakuzu.

    Resztę – pomyślał Pain – da się w nim poprawić.

    Po pierwsze – język Hidana. Rudy przewidywał, że Kakuzu sobie z tym poradzi. Skarbnik był cierpliwy – ale do czasu. Mógł w jakimś stopniu sobie podporządkować Hidana. Oprócz tego zawsze wypełniał jego polecenia – nie musiał martwić się o niewykonywanie rozkazów przez Hidana, Kakuzu uśmierci ewentualny bunt srebrnowłosego w zarodku. Poza tym, Hidan ma wiele plusów z należenia do Akatsuki. Nie powinien naruszać pewnych niepisanych, ale oczywistych zasad.

    Po drugie – jego nadmierna pewność siebie. Uwagi Kakuzu na temat drugiego nieśmiertelnego mężczyzny były bardzo trafne, zajęło mu chwilę przemyślenie ich. Jeśli Hidan będzie przyjmował każdy cios, chcąc się pochwalić, zaskoczyć przeciwnika lub z pobudek jeszcze bardziej prymitywnych – Pain nie będzie oszczędzał w środkach i pokaże mu skutki tego, gdyby to on go zaatakował. Pain uśmiechnął się na tę myśl. Wtedy też Hidan doceniłby umiejętności Kakuzu oraz jego partnerstwo, ewentualną pomoc.

    Po trzecie – zdolności Hidana. Srebrnowłosy był nieśmiertelny, ale co z tego? Przez to nadawał się na towarzysza skarbnika, ale poza tym ten fakt jedynie zmniejsza prawdopodobieństwo przegranej. Tylko zmniejszał, bo Pain sądził, że i tak może dla przykładu dać uciec naczyniu dla ogoniastej bestii, przez co stanie się tak bezużyteczny, jak każdy, kto nie spełnia jego poleceń. Dlatego pierwsza misja Hidana będzie tak łatwa – Kakuzu będzie mógł ocenić dzięki niej jego podstawowe umiejętności – siłę, szybkość, wytrzymałość.

    Po czwarte – Hidan w oczach Kakuzu. Minął jeden dzień, a Kakuzu już był poirytowany nowym towarzyszem. Niby nic nowego, ale w końcu ten jest idealny – też nieśmiertelny, więc Pain liczył, że może to coś zmieni w relacji Kakuzu – jego partner. Tak jednak się nie stało. Lider doszedł więc do wniosku, że tu również chodzi o wrażenie, jakie sprawia Hidan. Ten człowiek nie ma zbyt wiele cech wspólnych z zamaskowanym. Oprócz nieśmiertelności.

    Pain zamyślił się na moment. Nieśmiertelność obydwu wydawała się mu kluczem do relacji między tymi mężczyznami. Dzięki niej powstała z nich drużyna oraz – byli jedynymi ludźmi, którzy na dłużej mogą ze sobą wytrzymać.

    Tylko w kontekście fizycznym – jedynie tego mógł być pewien. Obaj byli przestępcami, obaj zabijali – nie zrobiłoby im różnicy, gdyby któryś z nich chciał zabić drugiego.

    Pain uśmiechnął się z zadowoleniem.

    Ale nie mogli się nawzajem zabić. I wszystko byłoby idealne, gdyby nie tak różniące się zachowania.

    Potrzebują się do siebie przyzwyczaić, to kwestia czasu. A on będzie zmuszał ich do swojego towarzystwa.

    Jako że lepsze stosunki miał ze skarbnikiem organizacji, pomyślał, że to jemu współczuje w tej sytuacji. Choć zastanowił się nad tym głębiej, gdy Kakuzu stał bez partnera przed jego biurkiem ze spokojem i czekał na jego słowa.

    Było południe, Hidan wciąż nie dotarł do jego biura. Domyślał się, iż prawdopodobnie się zgubił.

    - Przyprowadź go tu – rozkazał. Kakuzu odszedł bez słowa.

    Wiedział, że Kakuzu obdarza go szacunkiem – Pain był z tego zadowolony – ale nie toleruje, kiedy ktoś inny lekceważy lidera.

    Dlatego był ciekaw kondycji, w jakiej Kakuzu przyprowadzi Hidana.

***

    Hidanowi spało się dobrze. Domyślał się, że przez parę kolejnych dni ból będzie mu jeszcze towarzyszyć, bo co chwilę musiał się przeciągać. Nie przeszkadzało mu to jednak we śnie.

    Przeciągał się również wtedy, gdy ktoś zapukał, a następnie wszedł do jego pokoju. Podniósł się do siadu i przetarłszy powieki, spojrzał w kierunku przybysza, ale wtedy coś z wielką siłą uderzyło go w twarz, aż walnął głową o ścianę. Otrząsnął się, otarł dłonią krew lecącą z nosa i spojrzał na sprawcę.

    - Ej! – krzyknął, wkurzony, ale ten nie dał mu powiedzieć nic więcej.

    - Miałeś przyjść do lidera rano – podkreślił ostatnie słowo ten jego towarzysz od siedmiu boleści (Hidan podejrzewał, że to stwierdzenie stanie się niedługo bardzo trafne w sensie dosłownym – a jest już południe.

    - Haha, serio? – zaśmiał się. Jego złość minęła; nadeszły za to chęci, aby w odwecie podokuczać mężczyźnie. – Tak mi się przyjemnie spało, że jakoś nie poszedłem...

    Uśmiechnął się prowokująco, a zamaskowany prychnął niskim tonem, marszcząc brwi coraz bardziej. Hidan przyglądał mu się dalej, czekając na jego wybuch, jednak ten nie nastąpił. Patrzył na jego ruchy, powoli tracąc pewny siebie wyraz twarzy.

    Kakuzu w końcu złapał go za szyję jedną ręką, a Hidan skrzywił się, bo rana przypomniała o sobie. Zaskoczony, wyleciał w powietrze, po czym uderzył z hukiem o twardą podłogę. Po tym Kakuzu puścił go.

    Stęknął, podnosząc się do siadu. Teraz jeszcze oprócz krwawiącego nosa czerwona ciecz wypływała mu z ust. Wstał i strzyknął kośćmi w kręgosłupie, prostując się i wypychając biodra do przodu.

    Zauważył wgłębienie w posadzce. Normalny człowiek nie potrafiłby już chodzić do końca życia.

    Kakuzu patrzył na niego, jak się podnosi i staje przed nim. Potem ruszył do wyjścia, nie czekając na Hidana.

    - Ej, czekaj, Kakuzu! – zawołał za nim, dobiegając do niego. – Ach! – zwolnił i zgarbił się. – Ała, ała! – Poruszał kręgosłupem, tak że kręgi wskoczyły na swoje miejsce, po czym wyprostował się. Zamaskowany nawet się nie odwrócił, za to ruszył jeszcze szybciej. – No poczekaj! – Kakuzu zniknął za rogiem. – Kakuzu! No ja pierdolę! – wrzasnął i puścił się za nim biegiem.

    Ten cholerny poganin!


____________________________________
Szybko, nie? Też się zdziwiłam. Dobra, nie zdziwiłam się. Już poznałam się na mojej podjarce KakuHida xD Wiecie, 'all day, all night' :3 Ale cieszę się :D To jest... motywujące. Po prostu nie mogę przestać myśleć o tym, co napiszę w następnej scenie, rozdziale, choćby akapicie :>
W ogóle, akcja z tych dwóch rozdziałów + kawałek trzeciego - to miało być wszystko w jednym. Tak, tak się właśnie rozpisuję. I po takim rozpisywaniu się mogę stwierdzić, że opowiadanie będzie dwa razy dłuższe, niż przewidywałam na początku... Tak!, tym też się jaram XDD Dwa razy więcej czasu z tym opowiadaniem! Tylko żebym nie zeszła na złą drogę... xD Więc~! Motywujcie, kochani, motywujcie~! ♥
Dziękuję Ani i Memory za cenne opinie pod poprzednią notką ♥

2 komentarze:

  1. No siema ;-; Co tam, wiesz, wgl, ładna pogoda, kocham cię, przepraszam za zwłokę, jak ci się żyje? :'D
    "– Hashh… – Odchrząknął. – Hashynhe…!
    Jashinie, mój jedyny Boże!"
    Jashinie, mój jedyny Boże, spraw proszę, bym przestał się okaleczać. Pokaż mi, że świat jest piękny; daj mi zauważyć cudowność przyrody i wspaniałą umiejętność stopniowej, spokojnej ingerencji człowieka w środowisko. Pomóż mi pokochać ludzi takimi, jakimi są i pozwól im dostrzec we mnie kogoś niezwykłego, z kim zechcą zaznajomić się i pozostać w takowej relacji na całe życie.
    Tylko zabij proszę moimi rękoma połowę tego świata, bo nie jestem w stanie z nimi wytrzymać.
    Sasori jak zawsze czujny. Brawo brawo, cały on :D I truciznaaa <333
    Oj Deidara. Weź ty coś ze sobą zrób, bo nawet gej widzi w tobie dziewczynę... Halo... I przestań się martwić niczym Orihime Inoue, błagam, to nie ty XDD
    Pisałam ci już - tekst o pokoju epicki xD
    Tekiś... proszę cię... Nie rób Kazia takiego oddanego Painowi XD Ja rozumiem, że on go słucha, ale to raczej nie przez szacunek wynikający z jego stopnia, a z wspólnych korzyści xD Wie, że musi go słuchać, by zarobić więcej xD
    Wgl Kakuzu to chuj xd Nie lubię go xd Niech się zrobi fajniejszy albo przeleci już Hidana, bo jest nudny! :< Chociaż nie powiem, że te stopniowe dążenie do uczucia nie jest zajebiste <3 Podsyca ciekawość :D
    Motywuję! Pisz mi ,__,
    Nie stać mnie na nic normalniejszego. Staczam się.
    Na saaam dóóół
    weny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,
    o tak Sasori potraktował Hidena trucizną, która zaczęła go paraliżować, ojć tak towarzysz od siedmiu boleści to było dobre...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy