Strony

1

2

3

17 marca 2015

Nieśmiertelni – Rozdział I


Pairing: Kakuzu x Hidan
Ostrzeżenia: wulgaryzmy, sceny tortur, sceny okaleczania się, sceny +18

*Rozdział poprawiony dnia 22.05.2023*

 Nieśmiertelni - Rozdział I

Nie wiedział, ile tak leżał rozłożony na swoim rytualnym kręgu z wbitym oszczepem w pierś, gdy usłyszał kroki. Nie chciało mu ruszyć się i choćby spoglądnąć, kto tym razem chce go zabić. Patrzył z przymrużonymi powiekami na bezchmurne, choć powoli szarzejące niebo. Słońce jakiś czas temu zaszło, więc teraz mógł obserwować wschodzący księżyc. Twarda broń drażniła delikatne tkanki. Westchnął i ostrożnie wyjął z siebie oszczep.

Ból w klatce piersiowej był przyjemny - czuł, że Jashin jest z niego dumny. Złożył tego wieczoru tak wiele ofiar! Wyznawcy Jashina oddali przelali dziś dla swojego Boga własną krew, czy to nie piękne? Zresztą tak jak on, tylko akurat on już nie mógł umrzeć. Ci, którym nie podobało się jego zachowanie po uzyskaniu nieśmiertelności, chcieli go zabić. Cały czas ich przybywało i nie wiedział, skąd się biorą. Nigdy nie interesował się innymi wyznawcami, dla niego zawsze liczył się tylko Jashin. W kaplicy było wiele kręgów rytualnych namalowanych krwią, ale mniej niż zwłok leżących to tu, to tam. Ach, co to było za wydarzenie! Stał się prawdziwym wyznawcą! Wtedy poczuł tę moc, siłę, która pchała go ku jeszcze większemu niż dotychczas oddaniu Jashinowi – miał rany, które się goiły, nawet śmiertelne, a on i tak żył i dzięki uzyskaniu nieśmiertelności mógł po wieczność składać hołd swojemu Bogu! Co z tego, że pierwszymi ofiarami byli sami wyznawcy Jashina? Pomógł im przecież zjednoczyć się z ich Bogiem, prawda? Po prostu byli zazdrośni, że wypełnia wolę Jashina zgodnie z przykazaniami, lepiej niż oni! Był teraz w blasku Jego chwały! A oni nie! Hahaha!

Dźwignąwszy się z brudnej ziemi, uśmiechnął się szeroko na widok pobojowiska, które powstało. Zachichotał gardłowo, sięgając po swoją kosę. Oparł ją na ramieniu i drugą ręką podparł biodro. Rozglądnął się, aż dostrzegł dwie sylwetki za sobą, więc odwrócił się do nich. To ich kroki usłyszał. Wygiął lekko brew w zastanowieniu – nie wyglądali ani na ludzi z wioski, ani na zwolenników Jashina, którzy chcieli się go pozbyć.

- Hidan z Yugakure? – spytał jeden z nich. Jego głos brzmiał jednocześnie jak syczenie węża i charczenie. Hidan skrzywił się na ten dźwięk.

- Bo co? – odparł butnie. W odpowiedzi usłyszał syk, który przypominał śmiech.

- Naprawdę jessst taki bezczelny, na jakiego wygląda... – rzucił ten sam człowiek do swoich towarzyszy. Zignorowanie jego obecności w tym stwierdzeniu zirytowało Hidana. Prychnął.

Mężczyzna zwrócił się w końcu do niego:

- Dołącz do Akatsuki.

Hidan znów prychnął. Już wiedział, że nie polubi tego mężczyzny. Spuścił kosę z ramienia i ruszył na niego z obłąkańczym śmiechem. Zamachnął się bronią, a przybysze odskoczyli na bezpieczną odległość. Hidan, nie zatrzymując się, pobiegł w kierunku "syczącego" mężczyzny z uśmiechem, który odkrywał jego zęby. Śmiał się głośno, kiedy ten unikał jego ciosów.

- Dalej, dalej! Tylko na tyle cię stać?! – krzyczał do niego Hidan, szczerząc się. – Pobaw się ze mną trochę, zanim ofiaruję cię mojemu Bogu!

Mężczyzna nie odpowiedział, co znów zirytowało Hidana. Wybił się mocniej i skoczył parę kroków przed nim. Zamachnął kosą z półobrotu, a kiedy tamten schylił się, by uniknąć ciosu, sam też schylił się i podciął mu nogi. Przeciwnik Hidana jednak wykorzystał ten ruch i obracając się w tył oraz podpierając rękami, odskoczył od niego bez zadraśnięcia. Jego atak poszedł na daremno. Hidan jęknął przeciągle.

- Ach, a to była taka fajna kombinacja!

Gdy tylko skończył swoją wypowiedź, musiał uskoczyć przed kulą wiatru. Z drugiej strony zaatakował go ogniem drugi z mężczyzn, który miał już ściągnięty czarny płaszcz. Hidan zauważył w porę atak i zrobił parę fikołków, by go uniknąć. Wtedy obie kule – wiatru i ognia – połączyły się, tworząc jedną wielką i zapewne mocniejszą. Dosięgła ona Hidana, który zamiast uskoczyć, podziwiał z szalonym uśmiechem ten atak – miał bardzo duży zasięg, taki że mógł zniszczyć wszystko dookoła. Wielka kula pochłonęła Hidana, aż zadrżał z przyjemności, a po chwili zmieniła się ona w dym, z którego Hidan wyskoczył, atakując jednego z nich – zamaskowanego. Hidan parę razy przeciął powietrze swoją czerwoną kosą, ale jego przeciwnik zdołał uniknąć ciosów. Później walczyli jeszcze przez chwilę, wymieniając kopniaki, dopóki Hidan nie użył swojej kosy i zamachnął nią mocno. Tamten znowu tego uniknął, więc wyznawca Jashina ponownie spróbował go kopnąć. Zamaskowany wykorzystał to, chwycił go za kostkę i rzucił z półobrotu w stronę lasu. Hidan zrobił parę niekontrolowanych fikołków w powietrzu, ale zahaczył umyślnie kosą o pień drzewa, a ona wbiła się w nie głęboko, co pozwoliło mu opanować swój lot. Wylądował w kuckach na gałęzi drzewa, a łokcie oparł na szeroko rozstawionych kolanach.

– Ufff... Było blisko! – Otarł czoło grzbietem dłoni w teatralnym geście. Przed nim pojawili się jego przeciwnicy. Stanowili dla niego ciekawe wyzwanie, ale niestety nie wyglądali, jakby chcieli kontynuować pojedynek.

- Wygląda na to, że sssłowa przywódcy były prawdą – zasyczał do towarzyszy ten, który „przywitał się” jako pierwszy. Hidan zignorował tę mało mu mówiącą uwagę.

- Ej, nawet do czegoś się nadajecie. Do złożenia w ofierze! – Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. Mężczyzna ponownie postanowił zignorować wypowiedź Hidana, bo spytał go:

- Myślałeś już o nassszej propozycji, Hidan?

- Ha! Nie obchodzi mnie to całe Akatsuki! Dopóki mogę zabijać, niczego więcej mi nie trzeba. Jestem wolny! – Rozłożył ręce szeroko w potwierdzeniu swoich słów. – Zabijam jako wyznawca Jashina. Wciąż składam ofiary naszemu Bogu. I już zawsze...

- Zamknij się – odezwał się po raz pierwszy zamaskowany mężczyzna, tym samym przerywając Hidanowi.

- Ech?

- Nie przybyłem tutaj, żeby słuchać religijnego bełkotu – wyjaśnił. – Chcę zobaczyć moc nieśmiertelnego.

- Ha? Ej, ty, powiedziałeś "bełkotu"? – zmrużył oczy, ale wciąż się uśmiechał. Jego rozmówcy natomiast byli bardziej poważni.

- Co jest złego w nazywaniu rzeczy po imieniu?

Hidan śmiał się długo i głośno. Mężczyźni cierpliwie czekali na to, co ma do powiedzenia.

- Człowieku... – zaczął, kiedy uspokoił już oddech. – Sławienie jashinizmu nazywasz "bełkotem", tak? To niewybaczalny grzech, niezależnie od okoliczności. Jashinie, popatrz! – Wskazał na nich. – Popatrz, jak w mgnieniu oka zmiażdżę tego głupca!

Hidana uwagę odwrócił syczący śmiech. Skrzywił się.

- Jest w nim coś sssympatycznie groźnego.

- Ciekawe... – rzucił natomiast zamaskowany, ale Hidana już nie obchodził sens tych słów. Wyciągnąwszy wbitą w nie kosę, zbiegł z drzewa. Ten zamaskowany koleś… Jak on wkurzył Hidana! Jeszcze bardziej pewnie wkurzył Jashina.

- Niewierny psie, pora umrzeć!


***


Hidan szedł w towarzystwie dwóch mężczyzn w nieznanym mu kierunku. Trzeci, z którym w ogóle nie walczył, wsiąkł gdzieś i zniknął. Dosłownie wsiąkł! To był taki dziwny widok…

Co do walki – mężczyźni niesprawiedliwie przyznali swoje zwycięstwo. Przecież on nie był martwy! Potem zaczęli mu pieprzyć o tym, że musi do nich dołączyć. Ha! Oczywiście, że Hidan protestował, ale mężczyzna o syczącym głosie przedstawił mu całkiem logiczne argumenty.

- Słuchaj, mówiłem już, że nie dbam o twoją organizację. Chcę tylko rozrywać wszystko na sztuki! – powiedział wtedy Hidan.

- To niemożliwe – zaprzeczył.

- Czemu nie?

- Jeśli po prostu wpadniesz w szał i zaczniesz siać zniszczenie, ssstaniesz się celem. Pięć wielkich narodów nałoży cenę na twoją głowę i ucieczka nie będzie możliwa. – Pokazał Hidanowi jakąś pieczęć. – A nawet jeśli nie umrzesz, zostaniesz uwięziony za pomocą pieczęci... I nie będziesz mógł składać ofiar ssswojemu ukochanemu Jashinowi. – Hidan skrzywił się na tę wiadomość. – Jeśli jednak dołączysz do Akatsuki, dostaniesz naszą ochronę i będziesz mógł robić to, co lubisz najbardziej. Ponadto, mamy w Akatsuki kogoś, kogo można nazwać pionierem nieśmiertelności. Uważam, że to bardzo korzyssstny dla ciebie układ, nie sądzisz?

Jakże Hidan się zdziwił, że owym „pionierem nieśmiertelności” okazał się być ten wkurzający, zamaskowany poganin! Który zresztą na nawet grzeczne słowa Hidana: „A więc ty też jesteś nieśmiertelny” wydał z siebie dźwięk oscylujący pomiędzy prychnięciem i potwierdzeniem, odwracając głowę. O co chodziło temu kolesiowi? Jakiś debil…

Kiedy więc przedstawione zostału mu te dość mocne argumenty, po krótkim przemyśleniu przez jashinistę korzyści i strat, zgodził się dołączyć.

A teraz szli niewiadomo gdzie i Hidan zastanawiał się, czy rzeczywiście podjął dobrą decyzję. Bo w czym on ma im niby pomagać? Oczywiście, jako posłuszny wyznawca Jashina – nie będzie robił nic wbrew swojej religii.

Jashin jest najważniejszy.

Uniósł wysoko głowę, patrząc z góry na idących przed nim mężczyzn oceniającym wzrokiem. Nie podobała mu się ta sytuacja, ale choćby z czystej ciekawości, jak się potoczy dalej, podążał za nimi.

Dotarcie do celu zajęło im dosyć długo, zatrzymali się dopiero późnym wieczorem. Hidanowi chciało się już spać, zważywszy na fakt, że wcale dziś nie odpoczywał. Ziewnął, w czasie gdy mężczyzna o syczącym głosie wykonał parę znaków, a pod nimi pojawiła się dziura.

Wskoczyli do środka i wylądowali jakieś pięć metrów pod ziemią. Mężczyźni ruszyli w głąb tunelu, a Hidan podążył za nimi. Ciemność przełamywało jedynie światło pochodni zawieszonych co pewien odcinek drogi. Podłoga i ściany były równe, z kamienia, a sufit dość wysoki, ponad dwa metry nad posadzką, więc przynajmniej nie czuł się jak w klitce. Szli wystarczająco długo, żeby Hidan zdążył dojść do wniosku, że ci dziwaczni ludzie go wykiwali i chcą go jakoś wykorzystać – okup, ofiara, eksperymenty… Ale wtedy zatrzymali się przed drzwiami niczym niewyróżniającymi się od innych, które mijali wcześniej. Hidan też się zatrzymał. Zamaskowany zapukał i wszedł, nie czekając na odpowiedź.

- Wejdźcie – rozległ się głęboki głos z głębi pomieszczenia. Jego właściciel wyszedł ku światłu i przyjrzał się Hidanowi, kiedy ten wszedł do pokoju jako ostatni. – Moje imię to Pain i jestem liderem Akatsuki – przedstawił się jashiniście, nie wykonując żadnego gestu. Hidan uniósł brew. Normalnie ludzie podają sobie dłonie lub wykonują jakiś gest, a on tylko patrzył swoimi dziwacznymi oczami na srebrnowłosego i wyczekiwał czegoś. Hidan nie odpowiedział, żeby go trochę podrażnić w zamian za brak uprzejmości – kto jak kto, ale on też chciałby trochę szacunku od bufona, który ma być niby jego przywódcą. Lider Akatsuki zmarszczył brwi, nie doczekawszy się reakcji. – Hidan z Yugakure, tak? – powiedział już mniej przyjemnym tonem, o ile wcześniejszy można było jeszcze takim nazwać.

- Ta – odparł Hidan.

Usłyszał, jak zamaskowany dupek prycha wzgardliwie. Jashinista odwrócił się do niego i mrużąc oczy, już chciał go sprowokować, ale uprzedził go Pain:

- Dobrze się spisaliście, Orochimaru, Kakuzu. Zetsu wrócił wcześniej i złożył raport z przebiegu misji. Możesz już więc odejść, Orochimaru. – Hidan zauważył, jak mężczyzna o syczącym głosie skinął głową. A więc tak się nazywał... Jashinista zanotował w pamięci imiona obu mężczyzn, z którymi się już raczej nie polubi. – Kakuzu, ty również, ale wezwę cię, gdy skończę – Hidan zmrużył oczy, rozważając znaczenie tych słów – więc pozostań w gotowości.

Obaj mężczyźni, którzy przyprowadzali Hidana, wyszli z pomieszczenia. Pain wtedy siadł za biurkiem i gestem kazał mu spocząć na krześle przed nim.

- Usiądź – dodał jeszcze Pain, kiedy Hidan już zbliżał się do krzesła. Skrzywił się, modląc się do Jashina o cierpliwość. Czy ten koleś musiał tak to przedłużać? Przecież zrozumiał wcześniej, co ten ma na myśli. Oparłszy swoją kosę o ramię krzesła, Hidan usiadł, buntowniczo składając ramiona na piersi. Kątem oka dostrzegł, jak ponad jego ramieniem ostrza broni połyskują lekkim blaskiem wśród panującego półmroku. Pain zerknął na kosę, po czym niewzruszony wrócił wzrokiem do jashinisty. – Zgodziłeś się dołączyć do Akatsuki, prawda?

- Ta – powtórzył się Hidan. Zauważył, że lider patrzył teraz na niego nie tyle oceniająco, co karcąco. To spojrzenie jeszcze dodatkowo wkurzyło Hidana.

- Żądam od ciebie, abyś jako nowy członek mojej organizacji – podkreślił zaimek – zachowywał się mniej bezczelnie w stosunku do mnie – oznajmił mocnym głosem.

- To organizacja ucząca dobrych manier? – Hidan prychnął.

- Nie, ale przez twoje beznadziejne i niekulturalne odpowiedzi tracę tylko swój czas.

Hidan pomyślał, że i jemu nie pasuje marnowanie czasu w towarzystwie rudowłosego, więc nie skomentował tego, a prychnął jedynie – tak dla ukojenia swojej dumy. Już wystarczająco ją zszargał, będąc zmuszonym do przyporządkowywania się temu palantowi, który boi się mu nawet podać rękę.

- Cieszę się, że się uspokoiłeś… – Hidan mógł przysiąc, że przez moment mógł dostrzec na jego twarzy wykrzywiony uśmiech. – I tak dla jasności, twoja duma mnie nie obchodzi.

Hidan początkowo nie pojął znaczenia słów lidera. Chwilę później wytrzeszczył na niego oczy i otworzył usta, by coś powiedzieć, ale te dźwięki zostały zagłuszone przez kolejne słowa rudowłosego.

- Tak – odparł na niewypowiedziane pytanie Hidana. – I nie powinna cię moja umiejętność dziwić, nieśmiertelny Hidanie. – Użył tego terminu, by wytknąć Hidanowi jego własne, też, lekko mówiąc, wyjątkowe zdolności.

A więc lider umie czytać w myślach... Hidan uznał, że to bardzo przydatna umiejętność, kiedy jest się przywódcą. Po tym spostrzeżeniu Jashinista mógł zobaczyć pozostający tym razem na dłuższy moment zadowolony uśmieszek na twarzy Paina i skrzywił się w odpowiedzi na niego.

- Przestań. To wkurzające – zażądał Hidan, prawie obrażony na to naruszenie prywatności. Miał ochotę ofiarować rudego swojemu Bogu.

Pain wygiął brew na słowa jashinisty lub może na pojawiające się w jego myślach mordercze chęci, Hidan nie był pewien, ale zaraz potem lider sięgnął do szuflady i wyciągnął na blat biurka jakiś przedmiot. Hidan się mu zbytnio nie przyglądnął, czekając niecierpliwie na słowa przywódcy. Chciał mieć już tę rozmowę z głowy.

- Akatsuki posiada teraz łącznie ze mną dziesięciu członków. Działamy w dwuosobowych drużynach. Ja przyznaję misje i obowiązkiem wybranych przeze mnie drużyn jest je wypełniać. Nie toleruję nieposłuszeństwa. – Po ostatnim zdaniu zmrużył oczy i czekał, aż Hidan przyswoi informacje. Albo po prostu wzmianka o nieposłuszeństwie miała być dla srebrnowłosego jakąś formą groźby i czekał na reakcję z jego strony. – To należy od teraz do ciebie. – Pain wskazał spojrzeniem na przedmiot, który przed chwilą wyciągnął z biurka. – Załóż na palcu wskazującym u lewej dłoni – poinstruował go, jakby to miało jakieś znaczenie. Hidan zaśmiał się w duchu na tę szopkę. – Twoim partnerem jest Kakuzu. Nie będzie żadnych zmian – dodał szybko, nim Hidan zdążył zaprotestować. Przypomniał sobie bowiem, że Kakuzu to ten dupek, który obrażał jego Boga. Jashinista warknął coś pod nosem w gniewie, kiedy rozległo się znajome pukanie i do środka weszła osoba, o której właśnie wspomniał lider.

- W samą porę, Kakuzu. Daj Hidanowi strój, a potem pokaż mu jego pokój. Niech przez resztę dnia odpocznie i przyswoi nowe informacje. – Hidan mógłby przysiąc, że słyszał w głosie Paina złośliwą nutę. Za to Kakuzu na ostatnią uwagę przywódcy uniósł brew.

Hidan sięgnął po kosę, po czym wziął pierścień i założył go zgodnie z wymaganiami. W tej kwestii się nie sprzeczał – prawa ręka była jego dominującą, a więc podczas walki byłaby większa prawdopodobność, że go zgubi, na lewej zaś nie będzie przeszkadzać. Przyglądnął się ozdobie z obojętnym wyrazem twarzy. Kątem oka dostrzegł zadowolony uśmieszek lidera, ale nie zwrócił na to uwagi. Sam zaś zmarszczył nos z niesmakiem, rzucając oceniające spojrzenie na zamaskowanego. Jego nowego partnera. Kakuzu wciąż stał bez reakcji, również mierząc Hidana wzrokiem. Moment napięcia minął, kiedy Pain wstał i zarządził, że powinni już iść. Tak więc zrobili. Stanęli jednak za drzwiami, wymieniając krótkie spojrzenia.

- Chodź – rzekł lakonicznie Kakuzu i podążył w głąb korytarza. Hidan, wywróciwszy oczami, pomaszerował za nim. Naprawdę był już zmęczony, a poprzednie i aktualne towarzystwo nie poprawiało mu samopoczucia. Że też musiał wylądować wśród jakichś dupków, bufonów i wsiąkających w ziemię dziwacznych ludzi. Sapnął, na co zamaskowany odwrócił się w jego kierunku i zmierzył ostrym spojrzeniem. Nic jednak nie powiedział i kontynuował wędrówkę. Jedynymi dźwiękami, które im wtedy towarzyszyły, były stuknięcia butów o powierzchnię, ich echo i stęknięcia Hidana co paręnaście sekund.

- Zamknij się, Hidan – rzekł Kakuzu, chociaż ten nic nie powiedział.

- Przecież nic nie mówię.

- Ale stękasz.

- Co z tego, że stękam?

- Przeszkadza mi to.

- Och, jakże mi przykro – rzucił sarkastycznie Hidan.

- Zamknij się albo cię zabiję.

Ta groźba śmierci ubawiła jashinistę, wydała mu się być śmiesznym, choć śmiertelnie nudnym żartem.

- Tak jakby to było możliwe... – odpowiedział ze śmiechem. Kakuzu już więcej się nie odezwał. Zatrzymali się w końcu przy drzwiach, przez które zamaskowany wszedł do środka, zostawiając dla Hidana otwarte drzwi. Srebrnowłosy podążył za nim, Kakuzu w tym czasie zdążył podejść do jakiejś zadbanej skrzyni i wyciągnąć z niej parę rzeczy.

- Przymierz – rozkazał. Hidan, ciekaw tych przedmiotów, nie odpowiedział. Podszedł do wysokiego mężczyzny i wziął od niego ubrania. Rozebrał się, jego naszyjnik zsunął się na metalowych koralikach z cichym brzękiem. Trzymając przed sobą lekką koszulkę uszytą w kratkę, oceniał ją chwilę.

- Nie chcę tego – powiedział i odłożył materiał. – Nie lubię nosić takich koszul – dodał, jakby chciał się usprawiedliwić. Sięgając po spodnie, zagadnął jeszcze, jakby dopiero sobie to uświadomił: – W ogóle nie lubię nosić koszulek...

Kakuzu nie skomentował wyznań Hidana. Patrząc gdzieś w kąt pomieszczenia, stał z założonymi rękami i westchnął jedynie w wyrazie zniecierpliwienia.

Hidan założył spodnie, które miały jasnofioletowy kolor, sięgały mu za kolano, a potem były wszyte w białe skarpety bez palców, które były zaciągane za spód granatowych butów. Strój – lub jego połowa – był przewiewny i lekki, a zarazem z solidnego, giętkiego materiału. Hidan stwierdził w myślach, że jest bardzo wygodny.

Kakuzu zmierzył go wzrokiem i otworzył większą szafę, w której wisiały czarne płaszcze. Podał jeden z nich Hidanowi.

- Ten będzie pasować – stwierdził, pewny swojego wyboru. I rzeczywiście – kiedy go ubrał, pasował idealnie.

- Niezły – ocenił Hidan.

Obejrzał się za siebie, podparł boki, po czym chwycił za fałdy materiału i machnął nimi wokół siebie na próbę. Był z tego samego materiału, co reszta stroju. Odkrył z zadowoleniem, że nawet nie wkładając rąk do rękawów, swobodnie będzie nimi poruszał pod zapiętym płaszczem. Mając swoją nową szatę zapiętą, włożył finalnie ramiona do rękawów i okręcił się wokół własnej osi. Sprawdził wytrzymałość zamka. Nie znalazł tylko kieszeni z zewnątrz, ale to wydawało mu się nieistotnym minusem przy reszcie aspektów.

- Bardzo niezły – ocenił na koniec i spojrzał na Kakuzu, który marszczył brwi w lekkiej irytacji, obserwując go.

- Cóż za elokwencja – wykpił.

- Zamknij się, Kakuzu! – odwarknął Hidan, który od razu stracił ledwo przywrócony dobry humor i zmęczenie na nowo dało mu się we znaki. Kakuzu prychnął, zamknął szafę i skrzynię, po czym podążył do wyjścia.

- Pospiesz się i chodź – rzucił do niego swoim niezmiennie mało przyjemnym tonem. Hidan wziął położoną wcześniej na podłogę kosę oraz złożony w jedną część metalowy szpikulec. Dobiegł do niego, chcąc wreszcie dostać chwilę spokoju i tym samym nie musieć spędzać z tymi wszystkimi wkurzającymi ludźmi więcej czasu, niż musi.

Kakuzu zaprowadził go do jakiegoś pokoju i zostawił samego.

- O tak! – jęknął Hidan, gdy tylko Kakuzu zamknął za sobą drzwi, wychodząc. Zrzucił płaszcz, który tak mu się spodobał, gdzieś w kąt pomieszczenia. Wyciągnął swój oszczep, rozłożył i wbił go sobie w dłoń. Wzniósł głowę do sufitu, przymykając z przyjemności powieki i czekał, aż krew spłynie na posadzkę. Rozsmarował ją butem, powoli i starannie rysując rytualny kształt. Kółko, potem trójkąt. Uśmiechnął się błogo, po czym ugodził się w krtań. Ledwo był myślami przy tym, żeby nie pobrudzić nowego stroju wylewającą się krwią. Położył się na podłodze, w środku okręgu.

Nowe informacje są nieistotne, liderze. To Jashin jest najważniejszy.

W pomieszczeniu rozbrzmiał szept modlitwy.




________________________________________
Siedziałam dzisiaj do trzeciej w nocy i pisałam (w końcu się zabrałam za realizowanie najbardziej rozpisanego i poukładanego planu opowiadania ze wszystkich, jakie napisałam).
Dziękuję za obecność wszystkim, którzy tu bywali przez te trzy i pół miesiąca nieodzywania się ♥
Taaak się rozkręciłam! :D
Kto razem ze mną kocha KakuHida? ♥
U góry wstawiam ankietkę, proszę o parę kliknięć C:

3 komentarze:

  1. To jest wyczepiste! Czekam na więcej! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. HUEHUEHUEHUE PRZYBYWAM
    Ty żesz ty, już prędzej opublikowałaś napisany od nowa rozdział niż - ponoć - napisany shot z Jeffem! A idź!
    A tak serio, to nie idź xD Mam ci kilka spraw do powiedzenia xD
    Dzięki ci za KuzuHida <3 Wprawdzie nie fazuję na ich punkcie (moim OTP znowu Jearco, przyzwyczajaj się, niedługo notka, myślę xD), ale ich lubię i coś z nimi bazgrzę, czego w sumie nie mam wgl zaplanowanego, tylko ogólny pomysł, ale... Widząc twoją motywację, może i ja się do czegoś zmuszę? W końcu - biorąc pod uwagę nasz zakładzik - moja kolej chyba ,n,
    Zacznijmy więc.
    Już od początku mamy do czynienia z samobójcą i masochistą, który został tak naprawdę wychowany w religijnej rodzinie, ale powiedział mamie, że jest ateistą i mama go wydziedziczyła. Stworzył więc sobie fikcyjnego boga, ponieważ żaden mu nie pasował i morduje ludzi w jego imieniu. Zaczął od rodziny, bo nie dali mu chrupków. Historia pełna emocji i naprawdę, jeśli jeszcze jej nie znacie, to poznajcie, prawdziwy wyciskacz łez
    Na szczęście nasz główny bohater się nie poddaje i dalej wierzy w coś, czego nie ma. Wkrótce znajduje takich samych popierdoleńców jak on! How lovely! Ale - że ma coś nie tak z głową - próbuje ich zabić. Zostaje więc siłą zaciągnięty do podziemi, gdzie odprawiają rytuały i robią gejowskie ćwiczenia, przy których męczą się bardziej, niż przy biegu na dystans 40km.
    Nie zapominajmy o Painie. Uosobienie dobra, sprawiedliwości, cierpliwości, bóg seksu, deszczu, Konan, Deidary, khem...
    Zwyczajnie w świecie bóg. Konkurujący z wytworem wyobraźni zwanym Jashinem! Oh gud end madarfakar! Tak tego nie zostawimy! Za karę będziemy bezczelni i nie damy sobie łatwo wyprzeć swoich racji. Eheh, w ogóle nie damy.
    Nawet seksowne ciało Kakuzu, z tyłu przyozdobione pięknymi czteroma maskami (nie słyszeliście, że noszenie masek na twarzy jest takie paseł, niemodne, fu i w ogóle? Dzieci internetu...) i mające od chuja szram na ciele, nie będzie nas w stanie przekonać. ONO NIE ZŁAMIE NASZEGO OPORU.
    ... Dopóki nas nie rozdziewiczy.
    Ale to jeszcze nie ten moment, więc wyjdź Kaziu :I Czas na... Rytuał! Zdziwieni jesteście na pewno. Nie wiedziałam, co Hidan może robić sam na sam ze swoją rąsią w pokoju... Cóż... Wbijać nią pręt w szyję! :'D
    A żeby podkreślić, że to nie Pain tu rządzi, należy nie zbierać informacji. I w ogóle mieć go w dupie. Bo kim on niby jest? :I
    HE! A ja byłam sprytna i w górnej ankietce zaznaczyłam "inne twoje opka". BO CHCĘ W KOŃCU MISJĘ I CHOCOAPPLE KURNA CZY TAK TRUDNO ZGADNĄĆ JSASNASCDVASLAJH
    (w pierwszej chwili chciałam zaznaczyć "obojętne, za dużo trzeba czekać, nie czytam już"...)
    Ale jak nie ma Misji, to mogą być Nieśmiertelni. Weny ci na nich ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    dobrze jest wrócić do tematyki Naruto, walka wspaniale opisana, Hidena wkurzanie boskie….
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy