- Haruki! - Rzuciłem się ku niemu, odtrącając Nawasakiego. - Co ty odpierdalasz?!
- Walę go po pysku, nie widać?! - warknął w moją stronę zielonooki, starłszy wierzchem dłoni krew z kącików ust. Przyglądnąłem się mu. Miał opuchnięte wargi, przekrwione lewe oko i zadrapania w wielu miejscach.
- Uspokój się!
Postawiłem go na nogi i wyciągnąłem nieco dalej od tłumu, który przypatrywał nam się ciekawie.
- Zostaw mnie! - krzyknął i spróbował się wyrwać, krzywiąc się mocno. - Jeszcze mam z nim do pogadania! - Wściekły grymas wstąpił na jego twarz.
Mhm, już widzę, jak wyglądałoby to gadanie.
- Kurwa, ogarnij się. - Trzepnąłem nim raz jeszcze i dotknąłem palcami okolic oka, które robiły się powoli sine i opuchnięte. Strącił moją rękę.
- Nie wtrącaj się, Hisashi, on musi dostać jeszcze po mordzie!
To do niczego, cholera, nie doprowadzi. Wciąż trzymając ramię fioletowowłosego, spojrzałem na rozchodzącą się widownię. Przynajmniej ich miałem z głowy.
- O co wam poszło?
- Nie twoja sprawa!
Nie takiej odpowiedzi się spodziewałem. Przecież mógłby mi powiedzieć. Zmarszczyłem brwi i ścisnąłem ramię mocniej.
- Jak to nie moja?
Spojrzał na mnie spode łba z wkurwem na twarzy. Dosłownie! Jakby miał to wypisane na czole. Stał pod słońce, więc nie wiedziałem, czy gniewne marszczenie brwi spowodowane było frustracją na mnie, czy na słońce. Podejrzewam, że to pierwsze. Szkoda, że wścieka się na mnie, a bił z Nawasakim.
- Normalnie, do cholery - warknął. Mówił, że to nie moja sprawa, ale w jego oczach widziałem coś innego.
- Taaa? - Teraz to mnie wkurzył. - Przecież widzę! Gadaj, o co chodzi! - puściły mi nerwy. Jemu najwyraźniej też, bo wyszarpnął się z uścisku mojej dłoni i cofnął o krok.
- Nie będę ci się tłumaczył!
- No to świetnie!
- Świetnie!
- Wspaniale!
- Wspaniale, kurwa!
Zamilkłem; wpatrywałem się w niego, chcąc go rozszarpać. Jezu, jaki on był wkurzający...! Jak ja mogłem z nim wytrzymać do tej pory?! Nienawidzę, kiedy ktoś nie mówi mi czego, co mnie dotyczy. Warknąłem cicho pod nosem.
- Mów! - zażądałem, skapitulowawszy. Nie mogłem już wytrzymać tego napięcia i braku wiedzy.
- A spierdalaj na bambus - odburknął, odwrócił się na pięcie i odszedł najprawdopodobniej w stronę domu.
Aż przytupnąłem nogą ze złości. Uspokoiłem się jednak, obserwując wciąż oddalającą się sylwetkę. Miałem cichą nadzieję, że wróci tu i wytłumaczy, o co chodzi. I wtedy opanowany będę patrzył na niego pogardliwym wzrokiem. Ale tak się nie stało. I gniew wezbrał we mnie na nowo.
- Niech cię szlag! - warknąłem. Odwróciłem się i poszedłem do domu.
Po drodze wstąpiłem do sklepu. Było już późne popołudnie, gdy odciągnąłem myśli od Nagase, który nie chciał nic powiedzieć. Jeśli nie chce mówić - proszę bardzo, mnie to już nie obchodzi! Phie!
- Walę go po pysku, nie widać?! - warknął w moją stronę zielonooki, starłszy wierzchem dłoni krew z kącików ust. Przyglądnąłem się mu. Miał opuchnięte wargi, przekrwione lewe oko i zadrapania w wielu miejscach.
- Uspokój się!
Postawiłem go na nogi i wyciągnąłem nieco dalej od tłumu, który przypatrywał nam się ciekawie.
- Zostaw mnie! - krzyknął i spróbował się wyrwać, krzywiąc się mocno. - Jeszcze mam z nim do pogadania! - Wściekły grymas wstąpił na jego twarz.
Mhm, już widzę, jak wyglądałoby to gadanie.
- Kurwa, ogarnij się. - Trzepnąłem nim raz jeszcze i dotknąłem palcami okolic oka, które robiły się powoli sine i opuchnięte. Strącił moją rękę.
- Nie wtrącaj się, Hisashi, on musi dostać jeszcze po mordzie!
To do niczego, cholera, nie doprowadzi. Wciąż trzymając ramię fioletowowłosego, spojrzałem na rozchodzącą się widownię. Przynajmniej ich miałem z głowy.
- O co wam poszło?
- Nie twoja sprawa!
Nie takiej odpowiedzi się spodziewałem. Przecież mógłby mi powiedzieć. Zmarszczyłem brwi i ścisnąłem ramię mocniej.
- Jak to nie moja?
Spojrzał na mnie spode łba z wkurwem na twarzy. Dosłownie! Jakby miał to wypisane na czole. Stał pod słońce, więc nie wiedziałem, czy gniewne marszczenie brwi spowodowane było frustracją na mnie, czy na słońce. Podejrzewam, że to pierwsze. Szkoda, że wścieka się na mnie, a bił z Nawasakim.
- Normalnie, do cholery - warknął. Mówił, że to nie moja sprawa, ale w jego oczach widziałem coś innego.
- Taaa? - Teraz to mnie wkurzył. - Przecież widzę! Gadaj, o co chodzi! - puściły mi nerwy. Jemu najwyraźniej też, bo wyszarpnął się z uścisku mojej dłoni i cofnął o krok.
- Nie będę ci się tłumaczył!
- No to świetnie!
- Świetnie!
- Wspaniale!
- Wspaniale, kurwa!
Zamilkłem; wpatrywałem się w niego, chcąc go rozszarpać. Jezu, jaki on był wkurzający...! Jak ja mogłem z nim wytrzymać do tej pory?! Nienawidzę, kiedy ktoś nie mówi mi czego, co mnie dotyczy. Warknąłem cicho pod nosem.
- Mów! - zażądałem, skapitulowawszy. Nie mogłem już wytrzymać tego napięcia i braku wiedzy.
- A spierdalaj na bambus - odburknął, odwrócił się na pięcie i odszedł najprawdopodobniej w stronę domu.
Aż przytupnąłem nogą ze złości. Uspokoiłem się jednak, obserwując wciąż oddalającą się sylwetkę. Miałem cichą nadzieję, że wróci tu i wytłumaczy, o co chodzi. I wtedy opanowany będę patrzył na niego pogardliwym wzrokiem. Ale tak się nie stało. I gniew wezbrał we mnie na nowo.
- Niech cię szlag! - warknąłem. Odwróciłem się i poszedłem do domu.
Po drodze wstąpiłem do sklepu. Było już późne popołudnie, gdy odciągnąłem myśli od Nagase, który nie chciał nic powiedzieć. Jeśli nie chce mówić - proszę bardzo, mnie to już nie obchodzi! Phie!
Oparłem
się o blat w kuchni, wzdychając. Wziąłem
potrzebne rzeczy i zszedłem piętro niżej. Zapukałem, otworzył mi Yuu.
-
Siemka! Robimy ciasteczka? - zawołałem i wparowałem do mieszkania, a on zaśmiał
się.
-
Hisa... - westchnął, kręcąc głową, a jednocześnie się uśmiechając. Poszliśmy do
kuchni.
-
Hm? - Nie, Yuu nie ma sobie równych, Ozawa przy nim to dno i wodorosty. Nie
odpowiedział. Wyszczerzyłem się i rozłożyłem potrzebne produkty na blacie. Co
do Ozawy...
-
Staruszek kazał powiedzieć, że jak przyjdziesz do szkoły, masz się do niego
zgłosić; da ci materiały na jakiś konkurs. - Yuu kiwnął głową. - Tak a propos -
co to za konkurs?
-
Językowy - mruknął, spoglądając na jedzenie.
-
Co tam będziesz miał? - Podwinąłem rękawy. - Gdzie miska?
-
W dolnej szafce po lewej. No nie wiem jeszcze, dopiero mam do niego iść, nie?
-
Hah! No tak...
-
Wymieszać to? - spytał, podszedłszy do mnie.
-
Poradzę sobie.
Przysiadł
więc na blacie obok. Uniosłem brew.
-
Co dziś robiłeś? - spytałem. - Dalej źle się czujesz?
-
Nie, lepiej. Właściwie, jestem już zdrowy. - Wystawił mi język. No tak, a ja
się zamartwiam jego stanem zdrowia pół dnia. Chociaż tak naprawdę część tego
była przeznaczona na obserwowanie Staruszka. Pokręciłem głową z udawaną dezaprobatą.
-
To kiedy przychodzisz do szkoły?
-
Chyba w czwartek.
-
Chyba. Czyli jak ci się zachce? Okej, to teraz zostawić w lodówce na pół
godziny.
Chłopak
wziął ode mnie misę i zrobił, co poleciłem, spoglądając na czas.
-
W czwartek, bo jutro pogrzeb - mruknął. Szlag, Hisashi, ty to jesteś taktowny,
no po prostu...
-
Wybacz. Jechać z tobą? - Umyłem ręce w zlewie.
- Nie, nie trzeba - prędko zapewnił.
Westchnąłem
cicho, odczuwając skruchę. Spojrzałem na niego ukradkiem. W dresach też
prezentował się słodko. Nalał soku do dwóch szklanek i stawił je na stole, przy
którym zasiedliśmy. Słońce chyliło się ku zachodowi. Okno wpuszczało do
pomieszczenia ciepłe promienie, które oświetlały ślicznie twarz Yuu; nie było
jednak bardzo gorąco. Przynajmniej na razie, bo jeśli będę tak na niego patrzył
dłużej... Ciszę przerwał czerwonowłosy.
-
Jak tam nauka z Harukim?
Nauka...
Z Harukim...? A no tak!
O
cholera!
-
Dobrze, a jak ma być? - Byłem z siebie dumny; głos mi nie zadrżał.
-
Nie wiem, ty mi powiedz. - Uniósł brew, uśmiechając się krzywo. Ale słodko
wyglądał!
-
Już ci powiedziałem przecież - parsknąłem i zmierzwiłem jego czuprynę. Była
miękka i milusia.
-
No tak. - Pokazał mi język. Nie mam pojęcia dlaczego, ale to było bardzo
dwuznaczne. Przynajmniej dla mnie. Oooch, Hisa, przestań!
Wyciągnąłem
misę z lodówki i wtedy zaczęła się zabawa. Robiliśmy ciasteczka, czyli mąka
wszędzie, ciasto wszędzie, a ciastek parę. Świetnym doświadczeniem było
oglądanie Yuu w białym proszku.
-
Co robisz? - spytał zaskoczony, kiedy pacnąłem palcem jego nosem.
-
Brudzę.
Roześmiałem
się i zacząłem uciekać przed Yuu, który gonił mnie z ubabranymi rękami z mąki i
ciasta. Śmiał się razem ze mną. W końcu udało mi się zwiększyć dystans i
skryłem się za oparciem kanapy. Słyszałem, jak czerwonowłosy krąży po
pomieszczeniu, plaskając gołymi stopami o podłogę. Chichotał przy tym słodko.
Przeszedł do sypialni i wtedy zdecydowałem się kontratakować. Och, to będzie
wojna! Podkradłem się z salony i umazałem mąką. W tym momencie usłyszałem kroki
i westchnięcie.
-
Hisashi! - zawołał zrezygnowany, że nie udało mu się mnie odnaleźć. - Chodź
już, trzeba zrobić te ciastka.
Szybko
ukryłem się przy wejściu za drzwiami tak, by mnie nie zauważył, kiedy
przyszedł. Rozglądnął się zapewne po kuchni. Skrzypnęły drzwi.
-
Wahahaha! - zaryczałem i rzuciłem się na niego, ocierając dłonie na jego
twarzy.
-
Hisa-! - pisnął, odskakując. Rechotał i uciekał, a ja, w momencie kiedy się
odwrócił, objąłem go ramionami i smarowałem mąką po twarzy. Przycisnąłem go do
stołu tak,że nie mógł się wyrwać. Byłem już pewny wygranej. To było oczywiste.
Mój głos wibrował w powietrzu na wzór cichego mruczenia.
-
I co teraz?
Spojrzałem
na niego spod półprzymkniętych powiek, uśmiechając się szeroko. Oddech owinął
szyję błękitnookiego; zauważyłem, jak przez niego włoski zjeżyły się odrobinę.
Poruszył się w moich ramionach i podniósł wzrok na mnie.
-
Chciałbym, żebyś to ty wygrał - powiedział ni stąd, ni zowąd.
-
Co?
Ja?
Żebym ja... Wygrał?
-
...Co? - powtórzyłem. A Yuu uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-
Ale wtedy nie byłoby zabawnie.
Zbyt
zszokowany, by zareagować, pozwoliłem mu się wyrwać. Wrócił do robienia
ciastek, jak gryby nigdy nic. Nie
skomentowałem jego wywodu. Nie wiedziałem, co o tym myśleć.
Tak,
chciałem zostać u Yuu na noc, ale... nie mógłbym oprzeć się jego urokowi! A
drugim powodem było to, że musiałem jeszcze coś zrobić. Możecie się ze mnie
śmiać - ja sam chcę się z siebie śmiać (mhm, histerycznie) - ale to nie daje mi
spokoju. Jeszcze gdy byłem u mojego aniołka, napisałem do Risy. Przypuszczałem,
że od Harukiego i tak nic nie wyciągnę. Spytałem ją, czy aby nie wie, gdzie
mieszka Nawasaki. Tak, przypuszczałem, że pewnie nie, bo po co niby, ale
mogłaby spytać koleżanek. Ale to ona miała adres. Aż się zdziwiłem. Dlatego
teraz idę uliczką, oglądając się wokół, na nieznane mi peryferia miasta. Mam
nadzieję, że dam radę wrócić do domu. Moja orientacja w terenie nie jest
najlepsza. Spojrzałem jeszcze raz na SMS-a. Tak, to tu. Zadzwoniłem na dzwonek.
Otworzyła mi jakaś czarnowłosa, starsza kobieta, zapewne jego matka.
O
kurwa, a jak on ma na imię?! Chyba nie powiem na niego po nazwisku?! Brunetka
patrzyła na mnie chwilę, czekając, aż coś powiem.
-
E... Bry wieczór. Ja do kolegi, chciałem pogadać.
Pięknie,
Hisa, nic innego powiedzieć nie mogłeś, nie? I gdzie ta wena twórcza? Gdzie żarówka
nad głową?! Prawie zajechałeś slangiem i myślisz, że na to pójdzie.
-
Ach, więc do Tetsu? - Uśmiechnęła się. Wow. Poszła na to.
-
Tak, do Tetsu.
No,
chyba że on ma brata. Mam nadzieję, że to będzie on. To był on. Skrzywił się,
kiedy tylko mnie zobaczył.
-
Czego chcesz? - spytał.
-
Tak, ciebie też miło widzieć - sarknąłem. Nie patrzył na mnie tak, jakby chciał
powiedzieć to samo. - Porozmawiać.
Westchnął.
Zauważyłem, jak napiął mięśnie. Był w samej czarnej bokserce i jakichś luźnych
spodenkach. Mniemam, iż pod spodem miał bieliznę. Wyglądał, cóż... Pociągająco,
nie powiem, ale jeśli hetero - to hetero; nie tykam, póki nie chce.
Jego
głos był szorstki i nieuprzejmy, jednak nie zrobiło to na mnie większego
znaczenia.
-
No to słucham.
Oparł
się o futrynę drzwi i założył ręce na piersi. Jasne. "Proszę, wejdź do
środka. Herbatki? Kawki? Czekaj, przyniosę ciasteczka." Mhm. Czuję się tu
jak żebrak przed wejściem do pałacu. Boże. Kiedy tak upadłem, że porównuję się
do żebraka?
-
Chodzi o Harukiego.
-
Zdążyłem się domyślić - burknął trochę zbyt ostro, patrząc na mnie krzywo. Ja
mu dam zaraz... Przestanę być miły, oj, przestanę.
-
Och! Doprawdy? Nie podejrzewałbym cię o taką błyskotliwość - sarknąłem. Zdawało
mi się, że mój głos był suchy jak źródło wody na środku pustyni. Wzdrygnął się
i już nie wyglądał tak pewnie. - Dlaczego się biliście?
-
Jego spytaj, to nie moja sprawa - prychnął.
-
Ha! Zapytany dlaczego się bił, mówił, że nie jego sprawa. Ta logika... -
Obdarzyłem go ironicznym spojrzeniem. Przewrócił oczami.
-
Idź, jego się spytaj i nie truj mi dupy - powiedział i skrzywił się. Przestąpił
z nogi na nogę. - Ja ci nic nie powiem.
-
Niby czemu?
-
Bo nie w moim interesie, żeby cię o tym informować.
...Ja
już niczego nie rozumiem.
-
To... Okej.
-
Mhm - mruknął zniecierpliwiony. Kultura - poziom: hard.
-
A i jeszcze - dzwoniłem do ciebie - rzuciłem niemalże z wyrzutem. - Nie
odbierałeś.
-
Hm... - On wyciągnął telefon z KIESZENI tych swoich spodenek i spojrzał na
wyświetlacz. Myślałem, że mu wpierdolę. - Chyba się rozładowała.
No,
kurwa, co ty...? Ma szczęście, bo gdyby działała, to bym mu ją do dupy wsadził
i to nie byłaby gra wstępna! Opanowałem się, nim zadrżała mi ręka. Ale tak świerzbiła,
żeby go chlasnąć...!
-
Dobra, nieważne. To cześć.
-
Nara.
Odwróciłem
się i odszedłem. Pół godziny! Pół godziny zmarnowane na dojście tutaj, bo ten
bęcwał nie raczył załadować komórki! A teraz wracać pół godziny. Zadzwoniłem do
Harukiego, kiedy słońce już zachodziło.
-
Co? - usłyszałem zmarnowany głos.
-
Byś powiedział: "hej, Hisuś, no co tam, czemuż dzwonisz?", a nie
"co" - burknął zeźlony. Ugh. Kultury to w tym świecie już żadnej nie
ma. Usłyszałem ciche westchnięcie.
-
Nie mam czasu - oznajmił znów tym samym tonem.
-
Pff...
Na
mnie każdy ma czas! Co to ma znaczyć...?!
-
Ale jeśli chcesz... Hej, Hisuś, co tam u ciebie, czemu dzwonisz, kotku? -
sarknął, a ja przewróciłem oczami, czego, rzecz jasna, zobaczyć nie mógł. No i
dodał to głupie "kotku", wstrętny fagas. - Hm? - dopytał, kiedy
dłużej nie odpowiadałem.
-
Przewróciłem oczami, tak dla twojej wiadomości.
-
Bez niej bym oczywiście nie przeżył...
Oghwwwr!
Ja go zabiję, poćwiartuję, usmażę na grillu i zjem, kurna. Albo bez zabijania,
będzie więcej zabawy. Mhroczny śmiech rozległ się w mojej główce.
-
Zamknij się już. Byłem u Nawasakiego...
-
Lol, na ile ty frontów jedziesz, co...? - przerwał mi. Skrzywiłem się i
kopnąłem jakiś śmietnik dla rozgrzewki. Niech no go spotkam, niech go tylko
zobaczę, cholera...!
-
Pytałem go, o co wam poszło - warknąłem chyba trochę za ostro, bo nie odzywał
się dłuższą chwilę.
-
Ta? To daj mi spokój, nie będę ci się tłumaczył - burknął.
-...I powiedział, że mam iść z tym do ciebie. Że to nie jego sprawa.
-
Jak nie jego, kiedy to on dostał po ryju? - spytał z jadem w głosie. Hah, mówi,
że on dostał po ryju, a że oddał - to już nie, udany. - Co za idiota.
Oho!
A dziś rano go tak chwalił!
-
W każdym razie... Czy mogę się w końcu dowiedzieć, o co wam chodzi?
Wpatrywałem
się w chodnik przed sobą tak uporczywie, jakbym miał go zaraz przenieść
wzrokiem. Ludzie mijali mnie i gapili się, jak warczę do telefonu. Choćbym za
moment miał gryźć.
-
Nie mam czasu.
-
Wiem, że masz i nie ględź. Chcę to wiedzieć. Już!
Westchnienie.
Cisza.
-
Dobra, ale nie chcę o tym gadać przez komórkę.
-
Hm? Czemu?
-
Bo takie mam życzenie dla mojej złotej rybki.
Mam
nadzieję, że ja tą rybką nie jestem.
-
A tak serio?
-
To nie jest rozmowa na telefon.
-
To już słyszałem. Ale dlaczego?
Nie
uśmiechało mi się iść na drugi koniec miasta, gdy już byłem koło domu. Dobrze, że nie musiałem się znów wracać.
-
Bo, cholera, lubię. Bo jakaś mafia może nagrać naszą rozmowę. Bo skończy ci się
kasa na fonie...
-
Mam na abonament.
-...No
to będziesz dużo płacił. Bo...
-
Moi rodzice płacą.
-
Jeden kij!...
-
Zapewniam, że moi rodzice to nie jeden kij. - Brew drgnęła mi z rozbawienia.
-
Hisa...! Przyłaź tu, o ile chcesz wiedzieć albo spadaj! - warczał.
-
Nie denerwuj się tak, słońce. Złość piękności szkodzi.
Byłem
tak rozbawiony, że nie panowałem nad tym, co mówię. I oprzytomniałem dopiero po
chwili ciszy po drugiej stronie połączenia.
-
Cz-czy ty powiedziałeś do mnie "słońce"?
Przełknąłem
ślinę. On zaraz z czymś wyjedzie, mówię wam! Zaraz, cholera, do czegoś dojdzie,
a ja nie chcę nawet wiedzieć, do czego... Khm. Nie chcę nawet widzieć, do czego
i jak dojdzie. - Nazwałeś mnie pięknym?
Chyba
usłyszałem pociąganie nosem.
-
Wzruszyłem się!
Mało
co nie dojebałem w znak drogowy.
-
To tylko powiedzenie, tak dla przestrogi. - Przerywało mi bodajże dmuchanie
nosa w chusteczkę. - Gdybyś myślał sobie, że jesteś piękny.
-
Co mówiłeś? Znowu, że jestem piękny? - Słyszałem nadzieję w jego głosie. -
Jestem taki szczęśliwy!
Jakby
dać dziecku lizaka i spróbować odzyskać. Niemożliwe.
-
Taa... - poddałem się.
-
Ach!
-
Idę.
-
Dobrze, moja rybeńko!
-
Nie mów tak na mnie, pierwotniaku!
-
A jak ty mówisz na mnie, co? - spytał tonem, jaki miał przed tą całą błazenadą.
-
Jak do pierwotniaka. Czyli adekwatnie. Co się czepiasz?
Prychnął
i rozłączył się.
ON
się rozłączył? ON?! To ja się pierwszy rozłączam, co to ma być?! Kopnąłem w
kamień z krzywym uśmiechem.
-
Idę, idę.
Coś
się ociągał z otwieraniem drzwi. Nie ma żadnego odwlekania tej rozmowy. Muszę
się dowiedzieć. Nie na darmo chodziłem pół dnia - dobra, przesadzam - żeby
dowiedzieć się czegoś o sobie. Czegoś,
czego nikt nie raczy mi łaskawie powiedzieć. Na dworze już prawie ciemno,
godzina dwudziesta pierwsza, a ja stoję i czekam na idiotę przed jego domem.
Szczęk zamka i już przede mną stoi. On! Stoi jako chłopak. Nie mój. Ale jako
chłopak! Ludzie...!
- Wchodź.
-
Mh.
Zdjąłem
buty i postawiłem tam, gdzie ostatnio, gdy u niego byłem. To nieszczęsna zeszła
noc... I przytulenie... Pokręciłem głową, chcąc odegnać te myśli. Skup się na
cwelu, pfu! Skup się na celu, Hisa. Spojrzałem więc na Harukiego.
Zawędrowałem za nim do kuchni i usiedliśmy przy stole. No fajnie - rozmowa nie
na telefon, a rozmawia za to w kuchni, gdzie wszyscy mogą wejść.
-
Nie ma nikogo, jesteśmy sami - uprzedził moje pytanie. Jak dla mnie, to
zabrzmiało niemal jak groźba. Albo obietnica. Albo obie opcje naraz.
Khm...
-
Przejdź do rzeczy - zignorowałem jego wypowiedź.
W
końcu muszę się dowiedzieć, no! To jest ten moment! Spuścił
lekko głowę i potarł niezręcznie dłonie.
-
Bo chodzi o to...
No!
Szybciej, szybciej!
-
Bo chodzi o ciebie...
No,
tego sam się domyśliłem.
-
I jaki to ma związek, że ty się z nim biłeś?
Spojrzał
w końcu na mnie z zaciętością wypisaną na twarzy.
-
On cię obrażał.
Uniosłem
brew.
-
Obrażał cię za to, kim jesteś.
Hę?
-
Jak to - za to, kim jestem?
-
Mówi, że jesteś gejem.
-
No i co w tym obraźliwego? Przecież to prawda.
-
Nie mówił tego tak przyjaźnie - skrzywił się. Nawasaki to homofob?
-
I...? - dopytałem.
-
I stanąłem w twojej obronie. Zaczęliśmy się kłócić i resztę już znasz.
Podniósł
się z krzesła.
-
Coś do picia?
-
Nie, dzięki. - Wodziłem za nim wzrokiem. Doskonale widoczne były teraz jego
zadrapania i to limo pod lewym okiem... Odwrócił się do lady. On naprawdę ma
fajny tyłek. Roześmiałem się. - A czemu nie przyszedł mi tego powiedzieć w
twarz?
Odwrócił
się nagle, a ja ledwo zdążyłem przenieść spojrzenie w inne miejsce. Za to on
przeleciał wzrokiem moją sylwetkę.
-
Obrażać w twarz? On? Ciebie? - Uśmiechnął się kpiąco.
Mnie.
No tak, mnie nie można obrażać, nie jest co obrażać. Jestem idealny.
-
Mnie? - spytałem jednak.
-
Takie chucherko miałoby podskoczyć tobie?
Chucherko?
Widziałem przecież wyraźnie zarys jego mięśni, nie był taki zły. Wcale. Musiał
cos trenować. Świadczy to więc o tym, że albo Haruki próbuje się
dowartościować, bo nazywa go "chucherkiem" po wymienieniu paru
sierpowych, albo...
- Czy ja ci wyglądam na jakiegoś przepakowanego gangstera? - spytałem z groźbą w
spojrzeniu. Haruki wrócił do stołu i przed sobą, i przede mną postawił szklanki
soku. Nie skomentowałem tego. W zamian upiłem łuk, patrząc wciąż na niego.
Parsknął śmiechem.
-
Nie, ale... Cóż. Po prostu nie wyglądasz na takiego, który dałby sobie wygarnąć,
jaki to nie jest i zaraz by odpuścił.
No...
Tego się nie spodziewałem.
-
Ta... Jaki więc on honorowy i odważny.
Zaśmiał
się cicho.
-
No co? - spytał oburzony. Spojrzałem wymownie na siny ślad na jego twarzy. Wywrócił
oczami. - Miał szczęście - zapewnił święcie o tym przekonany.
-
Oczywiście - sarknąłem poważnym tonem. Dał mi z łokcia jak już parę razy
dzisiaj.
Wyszliśmy
do salonu i rozsiedliśmy się na kanapie. Pokój ładnie urządzony, przytulny,
elegancki, w ciepłych kolorach, ale więcej dopatrzeć się nie mogłem - było już
ciemno. Oglądaliśmy jakiś film. Nudny, toteż Haruki zasnął w jego połowie, co
zauważyłem dopiero wtedy, gdy jego głowa opadła mi na ramię. W pierwszym
odruchu chciałem się przesunąć, lecz po chwili wahania oparłem też swoją głowę o
jego. Pachniał malinami i leśnym wiatrem. Fioletowe włosy smagały mój kark,
brodę i policzek; przymknąłem powieki, ułożywszy się wygodniej.
-
Hisa! Hisashi! - To wołanie dochodziło do mnie jakby z daleka.
-
Co? - usłyszałem swój niewyraźny głos. Poruszyłem się i otworzyłem oczy.
-
Zasnąłeś.
-
Tak? Czemu mnie nie obudziłeś? - spytałem, ziewając i zasłaniając usta dłonią.
Miałem wrażenie, jakby wszystkie mięśnie były niezdolne do pracy.
-
Trzeba było nie zasypiać, a teraz cię budzę, bo sam zasnąłem, czepiasz się -
buczał pod nosem, przecierając wierzchem dłoni prawe oko.
-
Która godzina? - Przeciągnąłem się. Haruki spojrzał na zegar.
-
Przed północą.
-
Będę się zbierać - wstałem, a przed oczami miałem ciemne plamki skaczące
dookoła.
- Chodź na górę; nie idziesz do domu, jest późno. - Też wstał i wyłączył dotąd
oświecony telewizor.
-
Nie jestem panienką, którą trzeba odprowadzać pod drzwi domu, żeby nikt jej nie
porwał. - Skrzywiłem się.
- Więc nie muszę ci pokazywać, które drzwi są do mojego pokoju? Sam dojdziesz?
Muszę do toalety.
Nic
sobie nie robił z moich uwag. Skierował się powoli zapewne do łazienki.
-
Ta. Dojdę sam.
Odwrócił
się zdziwiony i zaczerwieniony, ale zaraz zniknął gdzieś bez słowa. Wszedłem po
schodach. Musiałem chwycić się poręczy, żeby nie upaść. Kręciło mi się w
głowie, ale jakoś dotarłem do jego pokoju. Wdrapałem się na to prymitywne łóżko
i próbowałem zasnąć. Pulsujący ból w czaszce wciąż się nasilał. W końcu
przyszedł i Nagase. Ułożył się obok, po czym zaobserwowałem, a raczej wyczułem,
że się przebrał. Usłyszałem ciche chrapnięcie i jego ramię otoczyło mnie
ciasno. No pięknie! On to chyba ma taki odruch bezwarunkowy. Wkurzający odruch
bezwarunkowy.
Ciekawe,
co u Yuu. Nadal nie wiem, dlaczego powiedział tak dziwnie o naszym zakładzie.
Nie wiem, czy chcę się dowiadywać. Ale gnębiło mnie to jeszcze jakiś czas, nim
zasnąłem.
________________________________
Dobra, jestem~. Jak widać, rozdział jest dłuższy. Taki prezencik. Miało być tydzień temu, więc... A i tak gotowe miałam w... środę? Coś koło tego. Gomeen~ x"3
Nie poprawiałam rozdziału, więc jeśli zobaczycie jakieś błędy/literówki/inne, proszę napisać :3
Następny rozdział... nie wiem kiedy. Trochę się zacięłam :p. Aaale~ mam parę niedokończonych one-shotów, więc postaram się je przygotować ;3
Basia: Nic się nie stało, tylko trochę mnie zdezorientowałaś, nie powiem xD Hm... No, coś tam może jest między nimi, nie? :D
"Wyciągnąłem misę z lodów(...)"... nie z "lodówki"...? Kurczę, gdzieś jeszcze był błąd - zmieniłaś literkę - ale nie mogę go teraz znaleźć xD
OdpowiedzUsuńNo więc... khem. Khem. Khem. Boże. KOCHAM NOTKĘ XD SERIO XD Jak zawsze zabawnie i zajebiście <3
Eeej, wiesz co... a ja naprawdę polubiłam Nawasakiego... a ty z niego homofoba robisz?! :< A gościu wydawał się taki seksowny, inteligentny, silny... jak ideał, dla geja <333 A TY CO?! A TY JAK ZWYKLE RUJNUJESZ MOJE MARZENIA, IDEAŁY I WYOBRAŻENIA, MENDO.
Ale i tak cię kocham, bo Haruki stanął w obronie Hisy <3 O boże, omgfuckyeaaaa <3
I to, jak Nawasaki mówił, że to nie jest jego sprawa XDD JEBŁAM XD
Teeen... myślałam, że tu kissy będą :< Najpierw z Yuu taka hoott sytuacja, a potem ta akcja z Harukim <3 A tu kolejne, jedne wielkie BUU :<
Dobra, sorry, nieogarniętam. Wiesz, jak zawsze, cusz.
Ten. Koń Rafał mnie rozjebał doszczętnie XDD
Pozdrowieniaaa :* WENY <3 (Na Drarry~! *^*)
Hejhej kochana! <3 Dawno mnie tu nie było, no cóż. Przynajmniej nie komentowałam, ale musisz wiedzieć, że za każdym razem czytałam i popadałam w coraz to większy zachwyt! *.*
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie jest cudowne, uwielbiam je. Jak dla mnie, nowe rozdziały mogłoby pojawiać się codziennie i nigdy, ale to nigdy się nie kończyć! Rozważ to,naprawdę byłabym przeszczęśliwa. XD
Podobnie jak osóbka powyżej, błędy jakieś wyłapałam, ale że czytałam parę dni temu, za cholerę nie mogę ich teraz znaleźć, choć próbowałam. ;___;
Rozdział cudowny, taki lekki, zabawny. Poprawił mi nastrój! Zatem kooocham Cię, o bogini. ;_; ♥
Wenywenyweny!
Pozdrawiam, Inhu.
Witam,
OdpowiedzUsuńcudowny rozdział, co za spsychoterapia, od jednego do drugiego, no ale się przespacerował, zażył trochę świeżego powietrza... żaden wkurzający odruch bezwarunkowy tylko bardzo miły odruch bezwarunkowy ;] wyszły im chociaż jakieś ciasteczka, bo się ganiali po mieszkaniu..
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Jak wspomniałam w komentarzu pod inną notką, zupełnie zapomniałam tu skomentować! przepraszamprzepraszamprzepraszam. I błagam na kolanach o wybaczenie, bo, cholerka, już sporo czasu minęło, odkąd opublikowałaś. A rozdział jest taki prawdziwie zajebisty! <33
OdpowiedzUsuńO mamuńciu, Yuu jest taki słodki! <3 Kurde kocham kolesia. W ogóle to mam wrażenie, że odrobinkę zmienił mu się charakter. Ale chyba na taki fajnowszy (wiem, że nie ma takiego słowa) xd
ten tekst: "- Chciałbym, żebyś to ty wygrał - powiedział ni stąd, ni zowąd." To chyba najważniejszy tekst ever dla mnie! Kurcze, jakbym chciała, żeby oni byli razem. Hisa by o niego dbał, a Yuu wciąż byłby samym cukrem i założyliby razem cukiernię XD dobra, to ostatnie zignoruj ;p
a to: "Ozawa przy nim to dno i wodorosty." rozbawiło mnie do cna (tak się chyba nie mówi, ale co mnie to obchodzi xd) weź, w ogóle, było dużo zabawnych tekstów, ale nie sposób je tu wszystkie przenieść. Koment byłby wówczas ciut długi ;p
i to: "- Ta. Dojdę sam." też mnie rozwaliło. Mój zboczony umysł podsunął myśl: biedny Hisa... xD
a tak w ogóle, miło ze strony Harukiego, że wstawił za Hisę i to wyszło całkiem słoodkie... ale wciąż nie widzę ich razem. Yuu forever <3
Czekam ze zniecierpliwieniem na kolejny rozdział. Dłuższy xDD
weny, skarbie ;*