Strony

1

2

3

30 maja 2015

Nieśmiertelni – Rozdział IV


Nieśmiertelni - Rozdział IV

Pairing: Kakuzu x Hidan




   Trzeba przyspieszyć sprawę.
   Kakuzu wyszedł z ukrycia.
   Gdy srebrnowłosy walczył z jednym z pozostałej dwójki, Kakuzu błyskawicznie pojawił się za drugim i utwardziwszy swoją rękę, pchnął wyprostowaną dłonią idealnie między jego żebra, zanim tamten zdążył zareagować. Usłyszał wrzask, który nasilił się, kiedy ścisnął serce ninjy i zostało ono zgniecione. Wyciągnął swą kończynę z ciała mężczyzny, a ten upadł na ziemię.
   Spojrzał w kierunku Hidana, który rozprawił się właśnie z ostatnim.
   - KAKUZU! Ty cholerny ateisto!
   Uniósł brew, patrząc, jak zaaferowany wołaniem do niego Hidan nie zauważył, że mężczyzna, z którym przed momentem walczył, jeszcze żyje. Hidan, zdaniem Kakuzu, dopiero zorientował się, że coś mu grozi, kiedy usłyszał świst. Kunai tego ninjy przeciął powietrze w miejscu, gdzie powinna znajdować się głowa jego partnera. Ten jednak schylił się w ostatnim momencie, a w wyniku tego ruchu tułów miał niżej od bioder i z takiej pozycji kopnął w klatkę piersiową niedobitego przeciwnika, który następnie z głośnym gruchotem upadł na ziemię bez sił, by się podnieść. Hidan odwrócił się gwałtownie w stronę leżącego mężczyzny.
   Kakuzu uznał, że refleks Hidana też jest do przyjęcia, ale on rozegrałby to lepiej. Szybciej i skuteczniej. Przez te myśli jeszcze bardziej się zniecierpliwił.
   - No ja pierdolę! Czy mógłbyś łaskawie zdechnąć?! – krzyczał na poległego, który jeszcze cicho stękał. Kakuzu ta scena rozbawiła. – Nie widzisz, że prowadzę konwersację?! – Zamaskowany zdziwił się, że Hidan zna takie skomplikowane słowa. Spojrzał na niego z politowaniem. Czy on musi ciągle mówić? Coraz bardziej wkurzało go to przedstawienie. – Zostałeś sam… – stwierdził kpiąco. Zielonooki wywrócił oczami na takie pocieszanie przeciwnika. – … więc nie działaj mi dłużej na nerwy i daj się zabić!
   Kakuzu właśnie pomyślał podobnie o Hidanie.
   Patrzył, jak jego partner dobija mężczyznę, przecinając go kosą.
   - A teraz, Kakuzu – odwrócił się do niego.  – Teraz patrz i mi nie przeszkadzaj – zarządził.
   Obserwował go więc, chociaż jeśli wciąż będą marnować czas, sam to ukróci. Jashinista podszedł do okręgu, na który Kakuzu wcześniej nie zwrócił uwagi. Zmarszczył brwi na ten znak. Widział go wczorajszej nocy, kiedy znaleźli z Orochimaru Hidana.
   Ależ ten czas wolno mija.
   Zamaskowanemu zdawało się, że użera się z jashinistą już połowę życia. Mógł się jednak założyć, że wiek młodszego to nawet nie jedna czwarta jego wieku. Kakuzu uznał, że ma on około osiemnastu lat. Sam miał osiemdziesiąt siedem*. Oczywiste więc, iż Hidan ma mniej doświadczenia. Dopadło go uczucie, jak gdyby musiał zajmować się dzieckiem.
   Patrzył, jak owo dziecko bawiło się właśnie ludzkim życiem.
   Zdziwił się tym, co stało się ze skórą jego partnera. Co się działo? Nagle zmienił się jej kolor na czarny! Kakuzu zmarszczył brwi.
   Hidan mamrotał coś pod nosem, kiedy przymknął oczy i zbliżył naszyjnik do ust. Potem wzniósł ręce do nieba i zaczął wołać tego swojego bożka, jaki to on jest wielki. Kobieta, jak mógł ocenić Kakuzu, była ledwo żywa przez utratę krwi.
   Westchnął, ale ciekaw był zachowania swojego partnera. Nie spodziewał się czarów. Chciał zobaczyć moc nieśmiertelnego, sądził, że ten rytuał jest w jakimś stopniu ważny. Chociaż kiedy widział mozolne ruchy Hidana, miał szczerą ochotę go zabić i nie obchodziło go to, czy zginie naprawdę czy też nie. Poprzedni jego partnerzy też działali mu na nerwy, ale dało się ich uciszyć. Ten tutaj wkurzał go jeszcze bardziej, ale z zabiciem go – na amen – dodał sarkastycznie Kakuzu, będzie miał prawdopodobnie pewien problem.
   Hidan wkrótce odwrócił się do kobiety i uśmiechnął szeroko. Kakuzu przyglądał się temu bacznie, miał dobry widok na obie postaci. Jego partner wziął do ręki czarny, podłużny, ale krótki pręt z ostrym szpicem i dźgnął siebie w brzuch. Zamaskowany zmarszczył brwi.
   Ten dureń znowu odstawia głupie scenki i chce zwrócić na siebie uwagę.
   Westchnął ciężko, ale w tym samym momencie usłyszał wrzask kobiety, która ledwo przytomna trzymała się za swój brzuch. Kakuzu dostrzegł, jak spomiędzy jej drżących, umazanych ziemią palców płynie krew. Zmrużył oczy, śledząc wydarzenia. Jashinista postękał chwilę, wznowił te żałosne modły, po czym uprzednio przywoławszy swojego boga, wbił sobie pręt w serce. Kobieta opadła bez ducha, jej ręce osunęły się po bokach na ziemię. Przypuszczenia Kakuzu spełniły się. Za to Hidan również padł, będąc wciąż w środku okręgu z oszczepem w piersi i zaczął coś mamrotać pod nosem, patrząc w niebo.
   Kakuzu podejrzewał, że diagram, w którym znajdował się Hidan, był czymś w rodzaju łącznika ciała jego partnera z ciałem ofiary. Zastanawiał się tylko, w jaki sposób to połączenie powstało: nie mógł przecież zabić jej tylko dlatego, że stał w tym okręgu. Musiały być jeszcze jakieś dodatkowe reguły. Musiał szybko się ich dowiedzieć, żeby Hidan przypadkowo nie pozbawił go serca. Kakuzu prychnął.
   Tak jakby mógł ze mną wygrać!
   Pomyślał jednak, że wyczuwał wcześniej chęć zabicia go przez Hidana, a skoro Kakuzu jeszcze żył, jego partner nie miał warunków, by spełnić swoje pragnienie. Musiał wziąć to pod uwagę. Musiał dowiedzieć się, czego on potrzebuje, by stworzyć „połączenie”.
   Kakuzu zmarszczył brwi.
   - Ile jeszcze zamierzasz marnować czasu? – zwrócił się do Hidana. Ten zamilkł na moment, przerywając modły, ale nie spojrzał na niego. To go zirytowało. Nie uzyskał odpowiedzi. Jashinista z powrotem zaczął bełkotać. Kakuzu podszedł więc do swojego partnera, wciskając w niego gromiący wzrok. Powtórzył swoje pytanie i tym razem Hidan zareagował:
   - Nie przeszkadzaj, cholera! Daj mi pół godziny – mruknął i wrócił do tego, co tam sobie robił. Chyba się modlił, mógł stwierdzić Kakuzu. Wykpił jednak w myślach mamrotanie pod nosem jako modlitwę. Chwilę później pomyślał, że lepsze mamrotanie niż wkurzające głośne wołania. Zdaniem Kakuzu to drugie to była pokazówka. Jak on tego nie lubił!
   - Pół godziny?! – warknął. – Przez twoje bełkotanie spóźnimy się wrócić przed zmrokiem! – narzekał. Jutro wczesnym rankiem znów wyruszą na misję, nie chciał musieć potem zwalniać tempa, żeby nie do końca przytomny Hidan mógł nadążyć. Phie! Nie jego sprawa, jak Hidan spędzi czas wolny. Będzie chciał urządzać jakieś modły w nocy lub okaleczać się – nie obchodzi go to. Jego partner miał być następnego dnia gotowy do pracy. Więc jeśli da mu całą noc do wykorzystania na odpoczynek i ten nazajutrz nie będzie dotrzymywał mu kroku, Kakuzu będzie mógł potem bez skrupułów zostawić go za sobą.
   Ta myśl dała mu jednak nowy pogląd na sprawę!
   Jeśli Hidan nie wykorzysta odpoczynku i będzie jutro na misji przeszkadzał, Kakuzu będzie mógł się go pozbyć.
   - Dobra. Pół godziny, nie więcej – zgodził się. Postał chwilę nad Hidanem, który mu nie odpowiedział, a patrzył w niebo i ledwo poruszał ustami, wydając z siebie jakieś dźwięki.
   Odwrócił się i już chciał odejść gdzieś, gdzie nacieszy się czasem bez swojego bezmózgiego partnera, ale jego uwagę przyciągnęła pewna… rzecz? Cóż, czy rzeczą można nazwać odciętą rękę leżącą sobie ot tak na środku drogi?
   To była ręka Hidana, który nie przejmując się swoim stanem – wykrwawianie się i tak dalej – odprawiał jakieś modły. Kakuzu miał ochotę wznieść oczy ku niebu, ale by oszczędzić sobie czasu, postanowił najpierw coś z tym zrobić, dopiero później narzekać na swojego inteligentnego partnera.
   Wyciągnął rękę, czując, jak nici w jego ciele kumulują się bardziej w kończynie, a zaraz potem przebijają się przez zaszyte kawałki skóry. Czarne, grube, długie nici wystrzeliły i objęły tę odłączoną od właściciela rękę wyznawcy Jashina, a zamaskowany w tym czasie przygotował tak samo swoje drugie przedramię, które rozciągnęło się przez nici łączące je z ciałem. Chwycił dłonią ramię srebrnowłosego parę centymetrów nad równo odciętym i krwawiącym obficie miejscem, po czym przybliżył nici ze swego drugiego ramienia (z którego one się tylko wydostawały; tylko jego jedna ręka była rozłączona) razem z porzuconą przez Hidana kończyną i połączył obie te części.
   Wtedy Kakuzu spostrzegł zszokowanie na twarzy swojego partnera; jego wzrok był wbity raz w niego, raz w swoje ciało i to, co się z nim dzieje. Ale nic nie powiedział. Niewyobrażalna z tego powodu była radość Kakuzu. Tak wielka, że aż wbił końcówki nici w skórę Hidana bardziej boleśnie, niż to miał w zwyczaju. Jak się spodziewał, jashinista warknął i zaczął narzekać, że skoro już mu pomaga, to mógłby być w tym bardziej subtelny. To zirytowało Kakuzu, więc zmobilizował się, aby szybciej skończyć ten akt łaski. Obszył ranę dookoła, nici wróciły na swoje miejsce w ciele zamaskowanego – był to mało przyjemny proces, jednak Kakuzu przez te wszystkie lata zdążył się przyzwyczaić. Spojrzał chłodno na Hidana, napotykając jego zainteresowany i wciąż zaskoczony wyraz twarzy.
   - Jesteś mi dłużny kolejne dwieście tysięcy ryou – rzekł jedynie i odszedł. Nie usłyszał żadnych słów partnera, bo ten właściwie mu nie odpowiedział.
   Skierował swe kroki ku domowi, z którego wyszła obłąkana kobieta i jej kochanek i usiadł na schodach przed wejściem.
   Całe pół godziny Hidan nie zrobił niczego oprócz leżenia i mruczenia swoich dziwactw. Gdy minął czas, który Kakuzu dokładnie odmierzał, wstał i ruszył w kierunku, z którego przyszli.
   - Czas minął, wracamy do organizacji – oznajmił, a Hidan po chwili uniósł głowę, wciąż leżąc, po czym zawołał do niego:
   - Kakuzu! Zaczekaj na mnie! – Zaczął wyciągać z siebie pręt. – Uch, ała! No, Kakuzu!
   Zamaskowany był już trochę oddalony od małej wioski, kiedy sapiący Hidan dołączył do niego.
   - Kurna, Kakuzu, kiedyś cię zabiję! – warknął, zeźlony.
   Skarbnik Akatsuki zmrużył oczy na te słowa. Wciąż zastanawiały go umiejętności Hidana i to „połączenie”.
   - Czego potrzebowałeś do tego, by zranić tę kobietę? – zapytał wprost. Nic nie ryzykował, przecież wciąż był żywy. Podejrzewał, że warunki, by „połączyć” ciała, były ściśle określone. Musiało tak być, spojrzawszy na to pod kątem tego, jaką Hidan miał swobodę w manipulowaniu ludzkim życiem, gdy już osiągał te warunki. Chyba że warunkiem była też ta jego modlitwa. Taka swoboda i kontrola, to całe „połączenie” musiało być bardzo ograniczone.
   - Mojej broni – odpowiedział jego partner, widocznie nie rozumiejąc pytania. Kakuzu mógł się tego spodziewać, powstrzymał się przed zirytowanym warknięciem.
   - Chodzi mi o to, jak raniłeś siebie, a obrażenia otrzymała też ona – wyjaśnił cierpliwie, dążąc do celu, jakim było uzyskanie informacji.
   - Aha! Hm… Krwi – powiedział wprost. Kakuzu spojrzał na niego pytająco, domagając się wyjaśnienia. – Musiałem posmakować jej krwi. Krew jest ważnym elementem mojej religii. Przelewanie jej dla Jashina jest–
   - I tylko tyle? – przerwał mu, przewidując kolejny wykład o wspaniałości tego bożka.
   - Cóż… potem muszę namalować swoją krwią symbol Jashina – kontynuował. Kakuzu nagle zaczął zastanawiać się, dlaczego on mu opowiada o swoich zdolnościach z taką łatwością. On nie chwaliłby się tym, co potrafi, komuś, komu nawet nie ufa. Bo zakładał, że Hidan mu nie ufał, to było dla zamaskowanego oczywiste. A przynajmniej jego partner powinien mu nie ufać, jednak Kakuzu mógł stwierdzić, że Hidan nie przejmował się zbytnio niczym, co nie miało nic wspólnego z jego religią. – Wielka moc darowana mi przez czcigodnego Jashina działa tylko wtedy, kiedy znajduję się w okręgu.
   Kakuzu już o nic więcej nie pytał. Zaczął myśleć nad nowymi informacjami. Zapamiętał, żeby nigdy nie dać okazji do dostępu do swojej krwi Hidanowi.
   - A tak w ogóle, nie nadaję się do walczenia z grupą. To nie sprzyja mojemu wyznaniu. Wszystkich ich musiałbym ofiarować Jashinowi, a przybyli właśnie wtedy, kiedy rytuał z tą kobietą był prawie gotowy! – narzekał Hidan, a Kakuzu, chcąc nie chcąc, musiał go słuchać. Udawał, że nie słyszy, ale to nie zachęciło srebrnowłosego do zamknięcia się. – Chciałem zabić kobietę na początku, przed zabiciem tamtych ninja, ale wkurzyli mnie. Zmarnowałem tyle ofiar! A mogłem dzisiaj tak bardzo zadowolić Jashina! Ech… Moja kosa nie służy do zabijania, tylko do ofiarowywania! – podkreślił. Hidan widocznie miał potrzebę spowiadania się zamaskowanemu z powodu każdego swojego działania, choćby jego to cokolwiek obchodziło. – W końcu ofiara trafiła się jedna. I to ta wariatka. Nie jestem pewny, czy Jashin będzie zadowolony… W ogóle to co to miało być?! Nie ogarniam tych ludzi! Jakaś chora psychicznie babka i ten kolo, który… jest chyba jeszcze bardziej chory, bo powiedział, że ją kocha! Jashinie, pomóż mi to zrozumieć! …Dobra, jednak nie chcę tego rozumieć, to zbyt chore, żebym miał się tym przejmować…
   Sam taki normalny nie jesteś…  – zadrwił w myślach Kakuzu.
   - No i słyszałeś to, jak on to mówi? Że ją kocha? Kurna, serio, wariat. Jak można kochać kogoś, kto smaruje się ziemią?! – zawołał głośno Hidan, robiąc dłuższą przerwę w swoim monologu i wyglądał, jakby nad tym myślał. Kakuzu sądził, że jashinista nie oczekiwał odpowiedzi, ale i tak mu ją udzielił:
   - Cóż, w miłości ludzie próbują tolerować zainteresowania drugiej osoby, jakiekolwiek by one nie były – rzekł kpiąco. Hidan spojrzał w jego kierunku z zaciekawieniem i pomyślał dobrą chwilę nad jego słowami, marszcząc brwi.
   - Zainteresowania? – burknął, skrzywiony, po momencie ciszy. – Chyba dziwactwa! – dodał, krzywiąc się.
   Kakuzu nie odpowiedział.
   - A tak poza tym, co ty wiesz o miłości?! – zaczął znów, zapewne chcąc dogryźć czy sprowokować Kakuzu. – Co ty możesz o niej wiedzieć, co? Założę się, że każda kobieta od ciebie ucieka!
   - I nawzajem – odparł jedynie, uśmiechając się asymetrycznie pod maską, czego Hidan nie mógł dostrzec.
   - Zamknij się, Kakuzu! – Hidan dał się złapać w swoją własną drwinę, którą zamaskowany tylko odbił w jego kierunku.
   Jakiż on ułomny – narzekał w myślach Kakuzu.
   Okazując sobie samemu szacunek, nie odpowiadał i starał się nie słuchać Hidana przez resztę drogi powrotnej. Oczywiście, gdy dotarli do kryjówki, było już trochę po zachodzie słońca, jak przewidział zamaskowany. Rozstali się, kiedy tylko weszli do środka, mimo protestów Hidana, argumentowanych tym, że sam się zgubi.
~*~
   - Silny, zwinny, ale i tak jest głupi. Nie ma doświadczenia, nie umie planować, nie widzi konsekwencji i swoich czynów, i czynów wroga. Nie czuje potrzeby uniknięcia–
   Kakuzu przerwał swoją wypowiedź, przypomniawszy sobie moment, gdzie Hidan schylił głowę. Pomyślał jednak, że to co innego, wyjątkowy przypadek, który w pewnym stopniu go zaciekawił. Nie miał zamiaru brać tego pod uwagę. Postanowił więc mówić ogólnikowo.
   - …Uniknięcia ciosów, które zadają wiele obrażeń.  Musiałem mu przyszywać rękę.
   Pain, siedząc za swoim biurkiem w majestatycznej pozie, przyglądał się skarbnikowi z zainteresowaniem i studiował, co Kakuzu mówi poważnie, a co – z powodu własnej niechęci i w jej wyniku: z wyolbrzymiania wszystkich wad jego partnera.
   - Więc trenuj z nim – zaproponował cierpliwie. Zamaskowany zmrużył na niego oczy, jednak zanim zdążył coś powiedzieć, lider kontynuował: – Wytłumacz mu to. Jest jeszcze młody i zbyt pewny siebie, jeśli chodzi o tę jego nieśmiertelność.
   - Nie będę z nim trenował!
   Pain skrzywił się minimalnie na jawne zignorowanie drugiej części jego wypowiedzi.
   - Nie mam cierpliwości do trenowania kogoś!
   - Czyżby?
   - W rzeczywistości nawet nie wiem, jak kogoś trenować – mówił dalej podwładny rudowłosego, nie zważając na jego wtrącenie.
   Pain nie odpowiedział. Patrzył, jak jego towarzysz powoli się uspokaja i kontempluje możliwość, którą on mu nasunął, a po chwili marszczy brwi.
   - Zapłacisz mi?
   Lider prychnął, ale uśmiechnął się przy tym. Od kiedy Kakuzu dołączył do Akatsuki minęło parę lat, a oni już zdążyli się poznać na podstawie własnych i trzeba przyznać: trafnych obserwacji. Chciwość zielonookiego była niezmierzona, niezmienna, była najprawdopodobniej główną motywacją jego działań. Ta jego chciwość – zdaniem Paina – była imponująca. Wiedział, że może na niej polegać. Rolą lidera było użycie tej chciwości jako napędu, podporządkowanie sobie jej i zatrzymanie Kakuzu w organizacji. Jak mógłby zmarnować taki potencjał? Kakuzu najczęściej dostawał misje, których celem było zdobycie funduszy na rzecz Akatsuki. Musiał do tego podejść psychologicznie: pragnienie zdobywania pieniędzy wszelkimi możliwymi sposobami nie oznaczało tego, że chciał je wszystkie wydać lub zatrzymać dla siebie. Mogła być to sama chęć, świadomość tego, że się je zdobyło, że się je posiada i ma do nich dostęp. To, na jakie cele były przeznaczone, z pewnością też było ważne, ale nie zawsze i nie dla każdego w takim samym stopniu. Poznał Kakuzu. Wiedział, że będzie on lojalny i pójdzie na ustępstwa, pomimo swojego upartego i kłótliwego charakteru. Wiedział, że mógł powierzyć mu te pieniądze i zarządzanie nimi. Dlatego wiedział również, że postąpił dobrze. Ofiarował mu zaufanie i szacunek, które Kakuzu okazał Painowi w odpowiedzi razem z lojalnością. To była korzystna wymiana. Obaj doskonale byli tego świadomi.
   Tak samo – po reakcji lidera – Kakuzu był świadom, że za takie usługi, tj. trenowanie, nie dostanie pieniędzy.
   - Zrobisz, jak będziesz uważał. To nie mój partner. Przypilnuj tylko, żeby był żywy – dodał ironicznie rudowłosy, unosząc kącik ust. Kakuzu spojrzał na niego poirytowany, ale ten wzrok miał w sobie iskierki rozbawienia.
   - Chyba miałeś na myśli „cały” – skomentował. Pain uśmiechnął się, zadowolony, że się zrozumieli. Kakuzu jeszcze nie widział w tym głębszego sensu, ale cel lidera w tej rozmowie został spełniony. Zasiał ziarno, które być może kiedyś zakiełkuje i wyrośnie, a wtedy Pain chętnie obejrzy sobie ten duet w akcji.
   - Dokładnie to.
~*~
   - Igłę?
   - I nici, tak.
   Hidan obserwował, jak jego partner marszczył brwi w zastanowieniu. Domyślał się, że Kakuzu szuka powodu, dla którego jashinista miałby tych rzeczy potrzebować.
   - A po co ci?
   - To twoje dziwne em… czarne coś nie będzie się nadawać – uprzedził go Hidan. – Chcę zrobić sobie w płaszczu skrytkę na broń.
   - Chyba nie mówisz o–
   - Mówię o tym… –Hidan machnął mu czarnym prętem przed twarzą z kpiącym uśmiechem. Zamaskowany chyba nie myślał, że chce ukryć pod płaszczem kosę…? Hidan parsknął na niezadowolony wyraz twarzy. Kakuzu chyba tracił cierpliwość, biedak…
   - Nie mam ani nici, ani igły.
   Noc minęła Hidanowi spokojnie, chociaż znów odprawił swój dziękczynny rytuał. Rana zdążyła się zagoić – w końcu jego nieśmiertelne ciało pomagało mu szybciej uleczyć skaleczenia niż zwykłemu człowiekowi. Głębokie rozcięcie w jego tułowiu oraz rany zdobyte na misji były już prawie niewidoczne. Za swój pokój i jego czystość Hidan jednak nie odpowiadał. Trochę wieczorem zaszalał, przez co ściany, podłoga i trochę sufitu były umazane od krwi dosyć… intensywnie.
   Ale czy to jego wina?! Czuł się taki zbrukany, tak żałośnie przekonany, że Jashin się na niego pogniewał. Ta obłąkana kobieta i nieofiarowana dziesiątka shinobich… Ach! Mógł to inaczej rozegrać! Jakże żałował!
   Dlatego pomieszczenie mu przeznaczone wyglądało tak, jak wyglądało. Zastanawiał się, jak Kakuzu zareagowałby, widząc ten pokój. Nie było mu jednak dane się tego dowiedzieć, ponieważ zanim jego partner przyszedł rankiem go obudzić i powiadomić o wyruszeniu na kolejną misję, Hidan natknął się na niego na korytarzu. Pomyślał wczesnym rankiem, kiedy już nie mógł spać, o czymś, co pomoże mu przestać się obwiniać, bo bardzo go to przygnębiało, a przygnębienie nie sprzyjało wypełnianiu obowiązków sługi Boga. Postanowił zrobić coś użytecznego – nie miał gdzie schować drugiej broni (pierwszą i zdecydowanie ważniejszą była kosa, ale ją zawsze mógł przewiesić przez ramię i ograniczyć jej spadnięcie przez metalową linkę, którą miał pod płaszczem i ciągnęła się przez rękaw), więc wpadł na pomysł, by doszyć jakiś uchwyt albo kieszeń za pazuchą, tak by łatwiej było mu ją wyjąć. A do tego potrzebował igły i nici.
   - A ma je ktokolwiek?
   Kakuzu spoglądał na niego zniecierpliwiony, co Hidan zignorował, chcąc dostać to, czego potrzebuje. Po chwili postawa zamaskowanego wydawała się złagodnieć. Coś podpowiedziało jashiniście, by pozostał czujny.
   - Pójdę do Konan, powinna mieć. – Hidan zdziwił się na tak łatwo ofiarowaną mu pomoc. Zmrużył podejrzliwie oczy. – Ale dam ci je, jeśli sam wydostaniesz się na zewnątrz.
   Kakuzu uśmiechnął się złośliwie, zanim zniknął z pola widzenia jashinisty, któremu niebezpiecznie drgnęła powieka. Wiedział, cholera, wiedział, że odstawi coś takiego!
   - OCH, NIECH CIĘ SZLAG, KAKUZU!

  



*Sasuke miał 7 lat, gdy wydarzyła się masakra klanu Uchiha. Zaraz po masakrze Itachi dołącza do Akatsuki (był jednym z trzech pierwszych zwerbowanych członków; oprócz niego jeszcze Orochimaru i właśnie Kakuzu). W drugiej części Sasuke ma 15–16 (różnica od masakry – 8–9 lat), a to waśnie z tej części znamy wiek Hidana i Kakuzu. Mają oni wtedy Hidan 22 lata, Kakuzu – 91. Załóżmy, że Itachi dołączył do Akatsuki w tym samym czasie co Kakuzu. Kakuzu musiał mieć 82–83 lata, kiedy dołączał do Akatsuki. Hidan jest „najświeższym” członkiem organizacji. Tutaj mogę gdybać, w jakim wieku Hidan dołączył, ale zamierzam poruszyć ten temat i wybrnąć z tego po swojemu. Tak więc to, w jakim wieku Hidan dołączy, będzie jedynie moją sugestią i jedynie w tym opowiadaniu – a nie oficjalnie. Założyłam, że ma koło osiemnastki (Kakuzu założył, no xd). Tak więc lata spędzone w Akatsuki przez Kakuzu do czasu dołączenia Hidana to około 4 lata. Ale – jak mówiłam – to tylko moje przypuszczenia i możecie mieć inne informacje. Ja swoje zaczerpnęłam na podstawie informacji z Wikipedii pod hasłami „Sasuke Uchiha”, „Itachi Uchiha”, „Akatsuki” i wyciągnęłam wnioski.


_________________________________________
Wybaczcie. Tylko o to mogę prosić. Zresztą, sami rozumiecie - zawirowania majowe przed wystawieniem ocen xd" Taaak, to jest to! Przysiadłam dzisiaj tych parę godzin i dokończyłam coś, co zaczęłam zaraz po opublikowaniu poprzedniego "Nieśmiertelnych". Bywa. Mogę mieć tylko nadzieję, że tego nie powtórzę.
Dziękuję za obecność bardzo, bardzo mocno ♥♥♥♥♥

3 komentarze:

  1. Bosh. Kocham twoje opowiadania <3 Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobła. Jak dla mnie najciekawszy z dotychczas wypuszczonych rozdziałów z "Nieśmiertelnych" :P Wreszcie coś tak naprawdę, naprawdę zaczyna się dziać! >D
    Ech. Sprzeczki Kakuzu i Hidana nigdy mi się nie znudzą. Tylko kto by pomyślał, że zaczną się sprzecza? o miłość... Watdefak ;-; Coś ty z nimi zrobiła, Lila! >D
    Kurna. Tak sobie myślę. Akurat ci dwaj mają tyle do miłości... Książkę pisać mogą :v
    CHYBA ?E WZAJEMNEJ, WTEDY PROPSUJĘ!
    Hidan jest nie wiem, jakiś ograniczony, albo co... Ale i tak genialny >D Jego kłótnia (w sumie jednostronna :v) z prawie-trupem zwaliła mnie z nóg >D Śmiechłam tak bardzo.
    Wgl. Tak sobie myślę. TEKI TY PEDOFILU. ZNACZY SIĘ, KAKUZU. ALE TY TEŻ. PRAWIE 70 LAT RÓŻNICY JA JEBIĘ. To się w głowie nie mieści, dziecko zdeprawowane :v
    Kiedy seksy w końcu? :c :\\\\
    A to takie urocze było, kiedy Kaziu przyszył mu rękę <3
    Dobra, większość dziewczyn jara się pocałunkami. A ja przyszytą ręką...
    NO I AKJADJKASSJLABHN BĘDĄ RAZEM TRENOWAĆ >DDD I KAKUZU NIE MOŻE MIEĆ WYMÓWKI "zapłacą mi za to", EHEHEHEHEH
    (Mnie się trzyma w klatce ok :'))
    Wgl. "Jakiż on ułomny", płakam tak bardzo XD
    No dajesz Hidan. Dalej, dalej! Wyjdziesz z tego labiryntu, pewna jestem. Twojej orientacji w terenie nie ma czego zarzucić. Wbijaj na zewnątrz, imprę robim, igłę i nici dostaniesz! :V
    No to ten. Ja się nie pospieszyłam z komentarzem, ale ty się pospiesz z rozdziałem >D Powodzonka~! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    ten rytuał Hideana pięknie opisałaś, pokazali sobie swoje zdolności...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy