Nieśmiertelni - Rozdział IV
Pairing: Kakuzu x Hidan
Trzeba przyspieszyć sprawę.
Kakuzu wyszedł z
ukrycia.
Gdy srebrnowłosy
walczył z jednym z pozostałej dwójki, Kakuzu błyskawicznie pojawił się za
drugim i utwardziwszy swoją rękę, pchnął wyprostowaną dłonią idealnie między
jego żebra, zanim tamten zdążył zareagować. Usłyszał wrzask, który nasilił się,
kiedy ścisnął serce ninjy i zostało ono zgniecione. Wyciągnął swą kończynę z
ciała mężczyzny, a ten upadł na ziemię.
Spojrzał w kierunku
Hidana, który rozprawił się właśnie z ostatnim.
- KAKUZU! Ty
cholerny ateisto!
Uniósł brew,
patrząc, jak zaaferowany wołaniem do niego Hidan nie zauważył, że mężczyzna, z
którym przed momentem walczył, jeszcze żyje. Hidan, zdaniem Kakuzu, dopiero
zorientował się, że coś mu grozi, kiedy usłyszał świst. Kunai tego ninjy
przeciął powietrze w miejscu, gdzie powinna znajdować się głowa jego partnera.
Ten jednak schylił się w ostatnim momencie, a w wyniku tego ruchu tułów miał
niżej od bioder i z takiej pozycji kopnął w klatkę piersiową niedobitego
przeciwnika, który następnie z głośnym gruchotem upadł na ziemię bez sił, by się
podnieść. Hidan odwrócił się gwałtownie w stronę leżącego mężczyzny.
Kakuzu uznał, że
refleks Hidana też jest do przyjęcia, ale on rozegrałby to lepiej. Szybciej i
skuteczniej. Przez te myśli jeszcze bardziej się zniecierpliwił.
- No ja pierdolę! Czy
mógłbyś łaskawie zdechnąć?! – krzyczał na poległego, który jeszcze cicho
stękał. Kakuzu ta scena rozbawiła. – Nie widzisz, że prowadzę konwersację?! –
Zamaskowany zdziwił się, że Hidan zna takie skomplikowane słowa. Spojrzał na
niego z politowaniem. Czy on musi ciągle mówić? Coraz bardziej wkurzało go to
przedstawienie. – Zostałeś sam… – stwierdził kpiąco. Zielonooki wywrócił oczami
na takie pocieszanie przeciwnika. – … więc nie działaj mi dłużej na nerwy i daj
się zabić!
Kakuzu właśnie
pomyślał podobnie o Hidanie.
Patrzył, jak jego
partner dobija mężczyznę, przecinając go kosą.
- A teraz, Kakuzu –
odwrócił się do niego. – Teraz patrz i
mi nie przeszkadzaj – zarządził.
Obserwował go więc,
chociaż jeśli wciąż będą marnować czas, sam to ukróci. Jashinista podszedł do
okręgu, na który Kakuzu wcześniej nie zwrócił uwagi. Zmarszczył brwi na ten
znak. Widział go wczorajszej nocy, kiedy znaleźli z Orochimaru Hidana.
Ależ ten czas wolno mija.
Zamaskowanemu zdawało się, że użera się
z jashinistą już połowę życia. Mógł się jednak założyć, że wiek młodszego to
nawet nie jedna czwarta jego wieku. Kakuzu uznał, że ma on około osiemnastu
lat. Sam miał osiemdziesiąt siedem*. Oczywiste więc, iż Hidan ma mniej
doświadczenia. Dopadło go uczucie, jak gdyby musiał zajmować się dzieckiem.
Patrzył, jak owo
dziecko bawiło się właśnie ludzkim życiem.
Zdziwił się tym, co
stało się ze skórą jego partnera. Co się działo? Nagle zmienił się jej kolor na
czarny! Kakuzu zmarszczył brwi.
Hidan mamrotał coś
pod nosem, kiedy przymknął oczy i zbliżył naszyjnik do ust. Potem wzniósł ręce
do nieba i zaczął wołać tego swojego bożka, jaki to on jest wielki. Kobieta,
jak mógł ocenić Kakuzu, była ledwo żywa przez utratę krwi.
Westchnął, ale
ciekaw był zachowania swojego partnera. Nie spodziewał się czarów. Chciał
zobaczyć moc nieśmiertelnego, sądził, że ten rytuał jest w jakimś stopniu
ważny. Chociaż kiedy widział mozolne ruchy Hidana, miał szczerą ochotę go zabić
i nie obchodziło go to, czy zginie naprawdę czy też nie. Poprzedni jego
partnerzy też działali mu na nerwy, ale dało się ich uciszyć. Ten tutaj wkurzał
go jeszcze bardziej, ale z zabiciem go – na
amen – dodał sarkastycznie Kakuzu, będzie miał prawdopodobnie pewien
problem.
Hidan wkrótce
odwrócił się do kobiety i uśmiechnął szeroko. Kakuzu przyglądał się temu
bacznie, miał dobry widok na obie postaci. Jego partner wziął do ręki czarny,
podłużny, ale krótki pręt z ostrym szpicem i dźgnął siebie w brzuch.
Zamaskowany zmarszczył brwi.
Ten dureń znowu odstawia głupie scenki i
chce zwrócić na siebie uwagę.
Westchnął ciężko,
ale w tym samym momencie usłyszał wrzask kobiety, która ledwo przytomna
trzymała się za swój brzuch. Kakuzu dostrzegł, jak spomiędzy jej drżących, umazanych
ziemią palców płynie krew. Zmrużył oczy, śledząc wydarzenia. Jashinista
postękał chwilę, wznowił te żałosne modły, po czym uprzednio przywoławszy
swojego boga, wbił sobie pręt w serce. Kobieta opadła bez ducha, jej ręce
osunęły się po bokach na ziemię. Przypuszczenia Kakuzu spełniły się. Za to
Hidan również padł, będąc wciąż w środku okręgu z oszczepem w piersi i zaczął
coś mamrotać pod nosem, patrząc w niebo.
Kakuzu podejrzewał,
że diagram, w którym znajdował się Hidan, był czymś w rodzaju łącznika ciała
jego partnera z ciałem ofiary. Zastanawiał się tylko, w jaki sposób to
połączenie powstało: nie mógł przecież zabić jej tylko dlatego, że stał w tym
okręgu. Musiały być jeszcze jakieś dodatkowe reguły. Musiał szybko się ich
dowiedzieć, żeby Hidan przypadkowo
nie pozbawił go serca. Kakuzu prychnął.
Tak jakby mógł ze mną wygrać!
Pomyślał jednak, że
wyczuwał wcześniej chęć zabicia go przez Hidana, a skoro Kakuzu jeszcze żył,
jego partner nie miał warunków, by spełnić swoje pragnienie. Musiał wziąć to
pod uwagę. Musiał dowiedzieć się, czego on potrzebuje, by stworzyć „połączenie”.
Kakuzu zmarszczył
brwi.
- Ile jeszcze
zamierzasz marnować czasu? – zwrócił się do Hidana. Ten zamilkł na moment,
przerywając modły, ale nie spojrzał na niego. To go zirytowało. Nie uzyskał
odpowiedzi. Jashinista z powrotem zaczął bełkotać. Kakuzu podszedł więc do
swojego partnera, wciskając w niego gromiący wzrok. Powtórzył swoje pytanie i
tym razem Hidan zareagował:
- Nie przeszkadzaj,
cholera! Daj mi pół godziny – mruknął i wrócił do tego, co tam sobie robił.
Chyba się modlił, mógł stwierdzić Kakuzu. Wykpił jednak w myślach mamrotanie
pod nosem jako modlitwę. Chwilę później pomyślał, że lepsze mamrotanie niż
wkurzające głośne wołania. Zdaniem Kakuzu to drugie to była pokazówka. Jak on
tego nie lubił!
- Pół godziny?! –
warknął. – Przez twoje bełkotanie spóźnimy się wrócić przed zmrokiem! –
narzekał. Jutro wczesnym rankiem znów wyruszą na misję, nie chciał musieć potem
zwalniać tempa, żeby nie do końca przytomny Hidan mógł nadążyć. Phie! Nie jego
sprawa, jak Hidan spędzi czas wolny. Będzie chciał urządzać jakieś modły w nocy
lub okaleczać się – nie obchodzi go to. Jego partner miał być następnego dnia
gotowy do pracy. Więc jeśli da mu całą noc do wykorzystania na odpoczynek i ten
nazajutrz nie będzie dotrzymywał mu kroku, Kakuzu będzie mógł potem bez
skrupułów zostawić go za sobą.
Ta myśl dała mu
jednak nowy pogląd na sprawę!
Jeśli Hidan nie
wykorzysta odpoczynku i będzie jutro na misji przeszkadzał, Kakuzu będzie mógł
się go pozbyć.
- Dobra. Pół
godziny, nie więcej – zgodził się. Postał chwilę nad Hidanem, który mu nie
odpowiedział, a patrzył w niebo i ledwo poruszał ustami, wydając z siebie
jakieś dźwięki.
Odwrócił się i już
chciał odejść gdzieś, gdzie nacieszy się czasem bez swojego bezmózgiego
partnera, ale jego uwagę przyciągnęła pewna… rzecz? Cóż, czy rzeczą można
nazwać odciętą rękę leżącą sobie ot tak na środku drogi?
To była ręka
Hidana, który nie przejmując się swoim stanem – wykrwawianie się i tak dalej –
odprawiał jakieś modły. Kakuzu miał ochotę wznieść oczy ku niebu, ale by
oszczędzić sobie czasu, postanowił najpierw coś z tym zrobić, dopiero później
narzekać na swojego inteligentnego partnera.
Wyciągnął rękę,
czując, jak nici w jego ciele kumulują się bardziej w kończynie, a zaraz potem
przebijają się przez zaszyte kawałki skóry. Czarne, grube, długie nici
wystrzeliły i objęły tę odłączoną od właściciela rękę wyznawcy Jashina, a
zamaskowany w tym czasie przygotował tak samo swoje drugie przedramię, które
rozciągnęło się przez nici łączące je z ciałem. Chwycił dłonią ramię
srebrnowłosego parę centymetrów nad równo odciętym i krwawiącym obficie
miejscem, po czym przybliżył nici ze swego drugiego ramienia (z którego one się
tylko wydostawały; tylko jego jedna ręka była rozłączona) razem z porzuconą
przez Hidana kończyną i połączył obie te części.
Wtedy Kakuzu
spostrzegł zszokowanie na twarzy swojego partnera; jego wzrok był wbity raz w
niego, raz w swoje ciało i to, co się z nim dzieje. Ale nic nie powiedział.
Niewyobrażalna z tego powodu była radość Kakuzu. Tak wielka, że aż wbił
końcówki nici w skórę Hidana bardziej boleśnie, niż to miał w zwyczaju. Jak się
spodziewał, jashinista warknął i zaczął narzekać, że skoro już mu pomaga, to
mógłby być w tym bardziej subtelny. To zirytowało Kakuzu, więc zmobilizował
się, aby szybciej skończyć ten akt łaski. Obszył ranę dookoła, nici wróciły na
swoje miejsce w ciele zamaskowanego – był to mało przyjemny proces, jednak
Kakuzu przez te wszystkie lata zdążył się przyzwyczaić. Spojrzał chłodno na
Hidana, napotykając jego zainteresowany i wciąż zaskoczony wyraz twarzy.
- Jesteś mi dłużny
kolejne dwieście tysięcy ryou – rzekł jedynie i odszedł. Nie usłyszał żadnych
słów partnera, bo ten właściwie mu nie odpowiedział.
Skierował swe kroki
ku domowi, z którego wyszła obłąkana kobieta i jej kochanek i usiadł na
schodach przed wejściem.
Całe pół godziny
Hidan nie zrobił niczego oprócz leżenia i mruczenia swoich dziwactw. Gdy minął
czas, który Kakuzu dokładnie odmierzał, wstał i ruszył w kierunku, z którego
przyszli.
- Czas minął,
wracamy do organizacji – oznajmił, a Hidan po chwili uniósł głowę, wciąż leżąc,
po czym zawołał do niego:
- Kakuzu! Zaczekaj
na mnie! – Zaczął wyciągać z siebie pręt. – Uch, ała! No, Kakuzu!
Zamaskowany był już
trochę oddalony od małej wioski, kiedy sapiący Hidan dołączył do niego.
- Kurna, Kakuzu,
kiedyś cię zabiję! – warknął, zeźlony.
Skarbnik Akatsuki
zmrużył oczy na te słowa. Wciąż zastanawiały go umiejętności Hidana i to
„połączenie”.
- Czego
potrzebowałeś do tego, by zranić tę kobietę? – zapytał wprost. Nic nie
ryzykował, przecież wciąż był żywy. Podejrzewał, że warunki, by „połączyć”
ciała, były ściśle określone. Musiało tak być, spojrzawszy na to pod kątem
tego, jaką Hidan miał swobodę w
manipulowaniu ludzkim życiem, gdy już osiągał te warunki. Chyba że warunkiem
była też ta jego modlitwa. Taka swoboda i kontrola, to całe „połączenie”
musiało być bardzo ograniczone.
- Mojej broni –
odpowiedział jego partner, widocznie nie rozumiejąc pytania. Kakuzu mógł się
tego spodziewać, powstrzymał się przed zirytowanym warknięciem.
- Chodzi mi o to,
jak raniłeś siebie, a obrażenia otrzymała też ona – wyjaśnił cierpliwie, dążąc
do celu, jakim było uzyskanie informacji.
- Aha! Hm… Krwi –
powiedział wprost. Kakuzu spojrzał na niego pytająco, domagając się
wyjaśnienia. – Musiałem posmakować jej krwi. Krew jest ważnym elementem mojej
religii. Przelewanie jej dla Jashina jest–
- I tylko tyle? –
przerwał mu, przewidując kolejny wykład o wspaniałości tego bożka.
- Cóż… potem muszę
namalować swoją krwią symbol Jashina – kontynuował. Kakuzu nagle zaczął
zastanawiać się, dlaczego on mu opowiada o swoich zdolnościach z taką
łatwością. On nie chwaliłby się tym, co potrafi, komuś, komu nawet nie ufa. Bo
zakładał, że Hidan mu nie ufał, to było dla zamaskowanego oczywiste. A
przynajmniej jego partner powinien mu
nie ufać, jednak Kakuzu mógł stwierdzić, że Hidan nie przejmował się zbytnio
niczym, co nie miało nic wspólnego z jego religią. – Wielka moc darowana mi
przez czcigodnego Jashina działa tylko wtedy, kiedy znajduję się w okręgu.
Kakuzu już o nic
więcej nie pytał. Zaczął myśleć nad nowymi informacjami. Zapamiętał, żeby nigdy
nie dać okazji do dostępu do swojej krwi Hidanowi.
- A tak w ogóle,
nie nadaję się do walczenia z grupą. To nie sprzyja mojemu wyznaniu. Wszystkich
ich musiałbym ofiarować Jashinowi, a przybyli właśnie wtedy, kiedy rytuał z tą
kobietą był prawie gotowy! – narzekał Hidan, a Kakuzu, chcąc nie chcąc, musiał
go słuchać. Udawał, że nie słyszy, ale to nie zachęciło srebrnowłosego do
zamknięcia się. – Chciałem zabić kobietę na początku, przed zabiciem tamtych
ninja, ale wkurzyli mnie. Zmarnowałem tyle ofiar! A mogłem dzisiaj tak bardzo
zadowolić Jashina! Ech… Moja kosa nie służy do zabijania, tylko do ofiarowywania!
– podkreślił. Hidan widocznie miał potrzebę spowiadania się zamaskowanemu z
powodu każdego swojego działania, choćby
jego to cokolwiek obchodziło. – W końcu ofiara trafiła się jedna. I to ta
wariatka. Nie jestem pewny, czy Jashin będzie zadowolony… W ogóle to co to
miało być?! Nie ogarniam tych ludzi! Jakaś chora psychicznie babka i ten kolo,
który… jest chyba jeszcze bardziej chory, bo powiedział, że ją kocha! Jashinie,
pomóż mi to zrozumieć! …Dobra, jednak nie chcę tego rozumieć, to zbyt chore, żebym miał się tym przejmować…
Sam taki normalny nie jesteś… – zadrwił w myślach Kakuzu.
- No i słyszałeś
to, jak on to mówi? Że ją kocha? Kurna, serio, wariat. Jak można kochać kogoś,
kto smaruje się ziemią?! – zawołał głośno Hidan, robiąc dłuższą przerwę w swoim
monologu i wyglądał, jakby nad tym myślał. Kakuzu sądził, że jashinista nie
oczekiwał odpowiedzi, ale i tak mu ją udzielił:
- Cóż, w miłości
ludzie próbują tolerować zainteresowania drugiej osoby, jakiekolwiek by one nie
były – rzekł kpiąco. Hidan spojrzał w jego kierunku z zaciekawieniem i pomyślał
dobrą chwilę nad jego słowami, marszcząc brwi.
- Zainteresowania?
– burknął, skrzywiony, po momencie ciszy. – Chyba dziwactwa! – dodał, krzywiąc się.
Kakuzu nie odpowiedział.
- A tak poza tym,
co ty wiesz o miłości?! – zaczął znów, zapewne chcąc dogryźć czy sprowokować
Kakuzu. – Co ty możesz o niej wiedzieć, co? Założę się, że każda kobieta od
ciebie ucieka!
- I nawzajem –
odparł jedynie, uśmiechając się asymetrycznie pod maską, czego Hidan nie mógł
dostrzec.
- Zamknij się,
Kakuzu! – Hidan dał się złapać w swoją własną drwinę, którą zamaskowany tylko
odbił w jego kierunku.
Jakiż on ułomny – narzekał w myślach
Kakuzu.
Okazując sobie
samemu szacunek, nie odpowiadał i starał się nie słuchać Hidana przez resztę
drogi powrotnej. Oczywiście, gdy dotarli do kryjówki, było już trochę po
zachodzie słońca, jak przewidział zamaskowany. Rozstali się, kiedy tylko weszli
do środka, mimo protestów Hidana, argumentowanych tym, że sam się zgubi.
~*~
- Silny, zwinny,
ale i tak jest głupi. Nie ma doświadczenia, nie umie planować, nie widzi
konsekwencji i swoich czynów, i czynów wroga. Nie czuje potrzeby uniknięcia–
Kakuzu przerwał
swoją wypowiedź, przypomniawszy sobie moment, gdzie Hidan schylił głowę.
Pomyślał jednak, że to co innego, wyjątkowy przypadek, który w pewnym stopniu
go zaciekawił. Nie miał zamiaru brać tego pod uwagę. Postanowił więc mówić
ogólnikowo.
- …Uniknięcia
ciosów, które zadają wiele obrażeń.
Musiałem mu przyszywać rękę.
Pain, siedząc za
swoim biurkiem w majestatycznej pozie, przyglądał się skarbnikowi z
zainteresowaniem i studiował, co Kakuzu mówi poważnie, a co – z powodu własnej
niechęci i w jej wyniku: z wyolbrzymiania wszystkich wad jego partnera.
- Więc trenuj z nim
– zaproponował cierpliwie. Zamaskowany zmrużył na niego oczy, jednak zanim
zdążył coś powiedzieć, lider kontynuował: – Wytłumacz mu to. Jest jeszcze młody
i zbyt pewny siebie, jeśli chodzi o tę jego nieśmiertelność.
- Nie będę z nim
trenował!
Pain skrzywił się
minimalnie na jawne zignorowanie drugiej części jego wypowiedzi.
- Nie mam
cierpliwości do trenowania kogoś!
- Czyżby?
- W rzeczywistości
nawet nie wiem, jak kogoś trenować –
mówił dalej podwładny rudowłosego, nie zważając na jego wtrącenie.
Pain nie
odpowiedział. Patrzył, jak jego towarzysz powoli się uspokaja i kontempluje
możliwość, którą on mu nasunął, a po chwili marszczy brwi.
- Zapłacisz mi?
Lider prychnął, ale
uśmiechnął się przy tym. Od kiedy Kakuzu dołączył do Akatsuki minęło parę lat,
a oni już zdążyli się poznać na podstawie własnych i trzeba przyznać: trafnych
obserwacji. Chciwość zielonookiego była niezmierzona, niezmienna, była
najprawdopodobniej główną motywacją jego działań. Ta jego chciwość – zdaniem
Paina – była imponująca. Wiedział, że może na niej polegać. Rolą lidera było
użycie tej chciwości jako napędu, podporządkowanie sobie jej i zatrzymanie
Kakuzu w organizacji. Jak mógłby zmarnować taki potencjał? Kakuzu najczęściej
dostawał misje, których celem było zdobycie funduszy na rzecz Akatsuki. Musiał
do tego podejść psychologicznie: pragnienie zdobywania pieniędzy wszelkimi
możliwymi sposobami nie oznaczało tego, że chciał je wszystkie wydać lub
zatrzymać dla siebie. Mogła być to sama chęć, świadomość tego, że się je
zdobyło, że się je posiada i ma do nich dostęp. To, na jakie cele były
przeznaczone, z pewnością też było ważne, ale nie zawsze i nie dla każdego w
takim samym stopniu. Poznał Kakuzu. Wiedział, że będzie on lojalny i pójdzie na
ustępstwa, pomimo swojego upartego i kłótliwego charakteru. Wiedział, że mógł
powierzyć mu te pieniądze i zarządzanie nimi. Dlatego wiedział również, że
postąpił dobrze. Ofiarował mu zaufanie i szacunek, które Kakuzu okazał Painowi
w odpowiedzi razem z lojalnością. To była korzystna wymiana. Obaj doskonale
byli tego świadomi.
Tak samo – po
reakcji lidera – Kakuzu był świadom, że za takie usługi, tj. trenowanie, nie
dostanie pieniędzy.
- Zrobisz, jak
będziesz uważał. To nie mój partner. Przypilnuj tylko, żeby był żywy – dodał
ironicznie rudowłosy, unosząc kącik ust. Kakuzu spojrzał na niego poirytowany,
ale ten wzrok miał w sobie iskierki rozbawienia.
- Chyba miałeś na
myśli „cały” – skomentował. Pain uśmiechnął się, zadowolony, że się zrozumieli.
Kakuzu jeszcze nie widział w tym głębszego sensu, ale cel lidera w tej rozmowie
został spełniony. Zasiał ziarno, które być może kiedyś zakiełkuje i wyrośnie, a
wtedy Pain chętnie obejrzy sobie ten duet w akcji.
- Dokładnie to.
~*~
- Igłę?
- I nici, tak.
Hidan obserwował,
jak jego partner marszczył brwi w zastanowieniu. Domyślał się, że Kakuzu szuka
powodu, dla którego jashinista miałby tych rzeczy potrzebować.
- A po co ci?
- To twoje dziwne
em… czarne coś nie będzie się nadawać – uprzedził go Hidan. – Chcę zrobić sobie
w płaszczu skrytkę na broń.
- Chyba nie mówisz
o–
- Mówię o tym… –Hidan
machnął mu czarnym prętem przed twarzą z kpiącym uśmiechem. Zamaskowany chyba
nie myślał, że chce ukryć pod płaszczem kosę…? Hidan parsknął na niezadowolony
wyraz twarzy. Kakuzu chyba tracił cierpliwość, biedak…
- Nie mam ani nici,
ani igły.
Noc minęła Hidanowi
spokojnie, chociaż znów odprawił swój dziękczynny rytuał. Rana zdążyła się
zagoić – w końcu jego nieśmiertelne ciało pomagało mu szybciej uleczyć
skaleczenia niż zwykłemu człowiekowi. Głębokie rozcięcie w jego tułowiu oraz
rany zdobyte na misji były już prawie niewidoczne. Za swój pokój i jego
czystość Hidan jednak nie odpowiadał. Trochę wieczorem zaszalał, przez co
ściany, podłoga i trochę sufitu były umazane od krwi dosyć… intensywnie.
Ale czy to jego
wina?! Czuł się taki zbrukany, tak żałośnie przekonany, że Jashin się na niego
pogniewał. Ta obłąkana kobieta i nieofiarowana dziesiątka shinobich… Ach! Mógł
to inaczej rozegrać! Jakże żałował!
Dlatego
pomieszczenie mu przeznaczone wyglądało tak, jak wyglądało. Zastanawiał się,
jak Kakuzu zareagowałby, widząc ten pokój. Nie było mu jednak dane się tego
dowiedzieć, ponieważ zanim jego partner przyszedł rankiem go obudzić i
powiadomić o wyruszeniu na kolejną misję, Hidan natknął się na niego na
korytarzu. Pomyślał wczesnym rankiem, kiedy już nie mógł spać, o czymś, co
pomoże mu przestać się obwiniać, bo bardzo go to przygnębiało, a przygnębienie
nie sprzyjało wypełnianiu obowiązków sługi Boga. Postanowił zrobić coś
użytecznego – nie miał gdzie schować drugiej broni (pierwszą i zdecydowanie
ważniejszą była kosa, ale ją zawsze mógł przewiesić przez ramię i ograniczyć
jej spadnięcie przez metalową linkę, którą miał pod płaszczem i ciągnęła się
przez rękaw), więc wpadł na pomysł, by doszyć jakiś uchwyt albo kieszeń za
pazuchą, tak by łatwiej było mu ją wyjąć. A do tego potrzebował igły i nici.
- A ma je
ktokolwiek?
Kakuzu spoglądał na
niego zniecierpliwiony, co Hidan zignorował, chcąc dostać to, czego potrzebuje.
Po chwili postawa zamaskowanego wydawała się złagodnieć. Coś podpowiedziało jashiniście, by pozostał czujny.
- Pójdę do Konan,
powinna mieć. – Hidan zdziwił się na tak łatwo ofiarowaną mu pomoc. Zmrużył
podejrzliwie oczy. – Ale dam ci je, jeśli sam wydostaniesz się na zewnątrz.
Kakuzu uśmiechnął
się złośliwie, zanim zniknął z pola widzenia jashinisty, któremu niebezpiecznie
drgnęła powieka. Wiedział, cholera, wiedział, że odstawi coś takiego!
- OCH, NIECH CIĘ
SZLAG, KAKUZU!
*Sasuke miał 7 lat, gdy wydarzyła się masakra klanu Uchiha.
Zaraz po masakrze Itachi dołącza do Akatsuki (był jednym z trzech pierwszych
zwerbowanych członków; oprócz niego jeszcze Orochimaru i właśnie Kakuzu). W drugiej części Sasuke ma 15–16
(różnica od masakry – 8–9 lat), a to waśnie z tej części znamy wiek Hidana i
Kakuzu. Mają oni wtedy Hidan 22 lata, Kakuzu – 91. Załóżmy, że Itachi dołączył
do Akatsuki w tym samym czasie co Kakuzu. Kakuzu musiał mieć 82–83 lata, kiedy
dołączał do Akatsuki. Hidan jest „najświeższym” członkiem organizacji. Tutaj
mogę gdybać, w jakim wieku Hidan dołączył, ale zamierzam poruszyć ten temat i
wybrnąć z tego po swojemu. Tak więc to, w jakim wieku Hidan dołączy, będzie
jedynie moją sugestią i jedynie w tym opowiadaniu – a nie oficjalnie.
Założyłam, że ma koło osiemnastki (Kakuzu założył, no xd). Tak więc lata
spędzone w Akatsuki przez Kakuzu do czasu dołączenia Hidana to około 4
lata. Ale – jak mówiłam – to tylko moje przypuszczenia i możecie mieć inne informacje.
Ja swoje zaczerpnęłam na podstawie informacji z Wikipedii pod hasłami „Sasuke
Uchiha”, „Itachi Uchiha”, „Akatsuki” i wyciągnęłam wnioski.
_________________________________________
Wybaczcie. Tylko o to mogę prosić. Zresztą, sami rozumiecie - zawirowania majowe przed wystawieniem ocen xd" Taaak, to jest to! Przysiadłam dzisiaj tych parę godzin i dokończyłam coś, co zaczęłam zaraz po opublikowaniu poprzedniego "Nieśmiertelnych". Bywa. Mogę mieć tylko nadzieję, że tego nie powtórzę.
Dziękuję za obecność bardzo, bardzo mocno ♥♥♥♥♥
Bosh. Kocham twoje opowiadania <3 Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału
OdpowiedzUsuńDobła. Jak dla mnie najciekawszy z dotychczas wypuszczonych rozdziałów z "Nieśmiertelnych" :P Wreszcie coś tak naprawdę, naprawdę zaczyna się dziać! >D
OdpowiedzUsuńEch. Sprzeczki Kakuzu i Hidana nigdy mi się nie znudzą. Tylko kto by pomyślał, że zaczną się sprzecza? o miłość... Watdefak ;-; Coś ty z nimi zrobiła, Lila! >D
Kurna. Tak sobie myślę. Akurat ci dwaj mają tyle do miłości... Książkę pisać mogą :v
CHYBA ?E WZAJEMNEJ, WTEDY PROPSUJĘ!
Hidan jest nie wiem, jakiś ograniczony, albo co... Ale i tak genialny >D Jego kłótnia (w sumie jednostronna :v) z prawie-trupem zwaliła mnie z nóg >D Śmiechłam tak bardzo.
Wgl. Tak sobie myślę. TEKI TY PEDOFILU. ZNACZY SIĘ, KAKUZU. ALE TY TEŻ. PRAWIE 70 LAT RÓŻNICY JA JEBIĘ. To się w głowie nie mieści, dziecko zdeprawowane :v
Kiedy seksy w końcu? :c :\\\\
A to takie urocze było, kiedy Kaziu przyszył mu rękę <3
Dobra, większość dziewczyn jara się pocałunkami. A ja przyszytą ręką...
NO I AKJADJKASSJLABHN BĘDĄ RAZEM TRENOWAĆ >DDD I KAKUZU NIE MOŻE MIEĆ WYMÓWKI "zapłacą mi za to", EHEHEHEHEH
(Mnie się trzyma w klatce ok :'))
Wgl. "Jakiż on ułomny", płakam tak bardzo XD
No dajesz Hidan. Dalej, dalej! Wyjdziesz z tego labiryntu, pewna jestem. Twojej orientacji w terenie nie ma czego zarzucić. Wbijaj na zewnątrz, imprę robim, igłę i nici dostaniesz! :V
No to ten. Ja się nie pospieszyłam z komentarzem, ale ty się pospiesz z rozdziałem >D Powodzonka~! <3
Witam,
OdpowiedzUsuńten rytuał Hideana pięknie opisałaś, pokazali sobie swoje zdolności...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia