Nieśmiertelni - Rozdział XVII
Pain nie zwlekał z przejściem do konkretów, kiedy tylko drzwi zamknęły się z cichym łaskotem.
– Zacznę od ciebie, Kakuzu.
Zamaskowany zmarszczył brwi, gdyż mógł z pewnością stwierdzić, że sprawa zdrajcy była pilniejsza.
– Zdrada Orochimaru wcale nie jest pilniejsza – lider pozwolił sobie podglądnąć jego myśli. – Słuchaj uważnie.
Itachi stał obok niego bez słowa, ale Kakuzu wyczuwał od niego taki sam poziom skupienia na liderze – najwyraźniej użytkownika sharingana też zaintrygowała ta „pilniejsza sprawa”. Uchiha brał udział w misji, po której wyszła na jaw zdrada Orochimaru, a bardzo możliwe było, że Pain przewidział i przygotowywał się na to od dłuższego czasu – miało więc dla niego duże znaczenie. A jednak... skoro to wcale nie była pilniejsza sprawa, co nią było?
– Przebywamy w obecnej bazie dosyć krótko, zajęci byliśmy misją w Kamieniu, a wtedy przeniesienie dokumentów mogło poczekać – zaczął od podsumowania sytuacji. – W poprzedniej zaś mamy intruza.
– Intruza? Jak się tam dostał? – rzucił od razu Kakuzu. – Jak w ogóle znalazł kryjówkę?
– Jeszcze się nie dostał, dał się złapać w moje genjutsu, jedną z pułapek, które zastawiam na niechcianych gości. Na niedługo przed tym, jak zwołałem zebranie, otrzymałem sygnał jej aktywacji. Godzinę temu.
– Więc jest tam jeszcze? – dopytał, już domyślając się, jakie zadanie go czeka.
– Tak. Nie mogę przewidzieć, kiedy wydostanie się z genjutsu. Zabierz partnera i wyruszcie od razu.
– Co zrobić ze szczurem?
– Zlikwiduj – rzucił bez wahania Pain, po czym dodał: – Oczywiście, kiedy wyciągniesz z niego, skąd wiedział o kryjówce i czego tam szukał. Ruszaj.
– Zrozumiano.
Kakuzu przekręcił się na pięcie zamaszystym ruchem, aż płaszcz owinął się wokół jego kostek. Wyszedł z pomieszczenia, nie oglądając się za siebie. Przymknął oczy, koncentrując zmysły na aurze partnera. Znalazł go. Skierował się w tamtą stronę pospiesznie.
Jedno musiał przyznać – szczur buszujący w poprzedniej kryjówce to dosyć duże zagrożenie. Odkąd dołączył do Akatsuki, było tylko parę przypadków, kiedy ktoś przypałętał się do bazy albo był w pobliżu ukrytego wejścia i uruchomił pułapki. Nikt jednak nie próbował się tam dostać w momencie, kiedy dopiero odkrył wejście – wtedy zazwyczaj zbierano jednostkę tropiącą i szykowali wtargnięcie do środka. Pain oczywiście wiedział już o pierwszej wizycie niechcianego gościa, zatem był przygotowany na atak i likwidował zebranych śmiałków. Zamaskowany nigdy wcześniej nie był przydzielony do tego zadania.
Wyrwał się z zamyślenia, kiedy usłyszał znajomy głos wypowiadający jego imię.
– ...raz przyłożył? No i co? Ale czemu on w ogóle miałby się wkurzyć?
Korytarz ciągnął się na parędziesiąt metrów, a rzadko rozstawione pochodnie pozostawiały go w półmroku. Nie widział właścicieli głosów, które odbijały się echem z daleka.
– Biorąc pod uwagę jego krótki temperament, to nie jest coś zadziwiającego – brzęczący nisko głos dołączył do poprzedniego.
– Właśnie, un.
Potrzebował jedynie paru sekund na zrozumienie wymiany tych zdań. Mówili o nim, choć nie uważał, żeby miał krótki temperament i że był on powodem pewnych jego zachowań, po prostu... Nie, nie zamierzał tego tłumaczyć przed samym sobą, cholera.
Zawsze zadziwiało go, jak ludzie, obserwując kogoś z boku, mogli z taką łatwością przypisywać mu pewne cechy, kiedy tak naprawdę nie znali jego motywów. Jakkolwiek było to zabawne, to jeden z wielu powodów, dla któych opinia publiczna w ogóle Kakuzu nie interesowała. Gdyby wysłuchiwał tych słów, sam zacząłby siebie określać tak, jak o nim mówiono, gubiąc swoje wartości i zdolność do samodzielnej oceny samego siebie. Nie widział sensu w tłumaczeniu swoich zachowań, skoro mało kto wkładał wysiłek, by zrozumieć go, nie oceniając ze swojej perspektywy. Nie czuł obowiązku udowadniać, że ktoś mylił się w tej ocenie – bo jakiż ta osoba miała wpływ na jego życie? Nie miał bliskich, by szukać ich akceptacji. Zresztą, nawet ich akceptacja bywa złudna. Zdążył się o tym przekonać niejednokrotnie.
Z zamyślenia wyrwał go znajomy głos.
– To jak z naszym spaaaringiem, kumplu?
Kakuzu uniósł brwi, zastanawiając się, czy się nie przesłyszał.
– Może chcesz wcześniej wrócić do formy, po spotkaniu z naaaszym uroczym byłym kolegą?
Byłym kolegą... Orochimaru? Wrócić do formy po spotkaniu z Orochimaru... Chodziło o Hidana.
Jego przypuszczenia potwierdziło prychnięcie srebrnowłosego, jakie ten tak często z siebie wydawał. Natomiast drugi głos był na tyle charakterystyczny, że nie musiał w ogóle rozważać, do kogo należy.
Zbliżył się już na tyle blisko, by widzieć tę dwójkę w towarzystwie artystów. Doprawdy, co za osobliwe zebranie.
– Mogę dać ci fory – ciągnął Kisame.
Kakuzu dotarł na miejsce.
– Ja już jestem w formie! – oświadczył Hidan.
– Doskonale – wtrącił się, zaskakując całą czwórkę swoją obecnością. – Wyruszamy zaraz na misję. Za pięć minut przy wejściu.
– Co?! Ale my chcemy zrobić sparing! Nigdzie nie idę!
Kakuzu skrzywił się pod maską okropnie, przeklinając osobę, która wpadła na ten genialny pomysł.
– Rozkaz lidera – uciął ostro, tracąc cierpliwość. – Nie będzie dziś żadnego sparingu.
Hidan naburmuszył się i odwrócił wzrok, a zamaskowany przeniósł swój na lalkarza. Ten zrozumiał przekaz.
– Deidara, idziemy.
Został jeszcze jeden do oddelegowania. Hidan oglądnął się oburzony na oddalające się sylwetki.
– Nie będziesz mi mówił, co mam robić! – skierował ku niemu te słowa, próbując jeszcze dopiąc swego.
Marne jego wysiłki.
– Dopiero co wróciliśmy z jednej misji, nie idę nigdzie teraz!
Już miał się odezwać, ale zainterweniował Kisame, chyba wyczuwając mordercze intencje Kakuzu.
– Kuuumplu, przełóżmy to na kiedy indziej, skoro masz nowe zadanie. – Wyszczerzył się i dodał: – Pogadamy następnym raaazem.
I odszedł, zostawiając śledzącego go wzrokiem jashinistę.
Gdyby zamaskowanemu pozwoliła na to duma, prychnąłby, obserwując tę sympatyczną wymianę zdań kumpli.
Kumplu. Bogowie, co za idiotyczne określenie.
– Kisame, ty gnojku!
– Pięć minut – przypomniał chłodno i oddalił się po swój ekwipunek.
***
Kakuzu i krótki temperament.
Chcąc nie chcąc, rozmyślał nad słowami artystów, wciąż obrażony maszerując za zamaskowanym.
Czy mógł zgodzić się z tym określeniem? Krótki temperament – czyli że wybuchał, kiedy coś go zdenerwowało? Przez myśl przeszły jashiniście wszystkie te momenty, kiedy Kakuzu mu przyłożył, gdy się zdenerwował. Cóż, nie mógł całkowicie zaprzeczyć... Ale przecież przemoc była stałym elementem ich relacji.
Poznali się – walczyli. Drugiego dnia znajomości – Kakuzu mu przyłożył. Hidan przeszkadzał mu przy liczeniu pieniędzy – ten go poćwiartował (za to jeszcze się odpłaci). Szli na misję – dogryzali sobie. Odpoczywali przed snem – kłócili się o cokolwiek dla rozrywki (przynajmniej tak to widział Hidan). Wędrowali – jashinista zaczepiał partnera do walki.
Gdy to podsumował, przemoc była tak naprawdę ich odpowiedzią na nudę i rozwiązaniem sporów. Czy przemoc ich dzieliła i pogarszała relację między nimi? Wprost przeciwnie. Hidan przywykł już do tego i mógł stwierdzić, że każda konfrontacja z Kakuzu go relaksowała. Jak nawyk, bez którego odczuwał niepokój. Znał parę czułych punktów partnera, dzięki którym Hidan mógł wywołać u niego większą reakcję, a przecież nie wybuchał na każdą zaczepkę. Srebrnowłosy jednak znał granicę, kiedy to mogło się wydarzyć, kiedy Kakuzu skutecznie był sprowokowany – jak właśnie wtedy, kiedy go poćwiartował. Ugh... Choć powoli, to poznał zamaskowanego. Kto by nie stracił kontroli, będąc skutecznie sprowokowanym? Każdy ma swoje granice. Czy gdyby Kakuzu miał krótki temperament, łatwo byłoby go sprowokować?
– Kakuzu – zaczął, zrównując się krokiem z partnerem, ten zerknął na niego obojętnie. – Jak bardzo stary jesteś?
Czerwono-zielone oczy zmrużyły się w ostrzeżeniu, ale wyraźniejszej reakcji Hidan się nie doczekał.
Kakuzu nie miał krótkiego temperamentu. Zdecydowanie.
Skoczył na kolejne drzewo, wyginając jeden kącik ust w półuśmiechu i świętując w duszy ten mały triumf.
– Nie ociągaj się – rzucił po chwili Kakuzu, jak gdyby Hidan zwolnił choć trochę.
– No przecież biegnę za tobą! – odparł cierpiętniczym tonem, samemu dając się sprowokować.
– I cicho bądź, zbliżamy się – dodał znowu jego partner i tym samym też przecież nie był cicho.
Hidan spojrzał na jego plecy zmęczonym wzrokiem. Były momenty, kiedy nie mógł zdzierżyć matkującego tonu partnera. Zwrócił spojrzenie przed siebie, przeskoczywszy na kolejną gałąź i wypatrywał wejścia do kryjówki.
Do bazy dostał się szpieg. To była nowość. Jashinista nie mógł się doczekać konfrontacji z tą osobą. Bo kogo interesują jakieś papiery i rachunki? Jeśli to będzie kolejny Kakuzu, naprawdę się zawiedzie. Miał nadzieję spotkać w końcu wymagającego przeciwnika, nawet gdyby miał się go w starej kryjówce trochę naszukać.
Zauważył, że Kakuzu minął gałąź i rozpędzony zmierzał w kierunku ziemi, a Hidan podążył za nim. Byli na miejscu; przynajmniej sądząc po uszkodzonej barierze, która pierwotnie sprawiała, że wejście do bazy nie różniło się niczym od otaczającego ich lasu. Wskoczyli do środka i Hidan od razu pognał w jednym kierunku.
– Hidan, do cholery! – usłyszał partnera za nim, ale nie wyczuł, aby za nim podążył.
Uważał, że tym lepiej, że się rozdzielili. To oznaczało więcej zabawy dla niego!
Z entuzjazmem wpadał do każdego pomieszczenia po kolei, co przywołało mu wspomnienie z jego pierwszego dnia w bazie, kiedy szukał toalety; gdyby nie ślady po aktywowanych wcześniej pułapkach. Wybrał dobry kierunek.
Otwarł kolejne drzwi, tym razem do pomieszczenia, które chyba było biurem lidera. Nikogo nie wyczuł. Wydało się to Hidanowi dziwne, biorąc pod uwagę, że to pewnie tutaj mieściły się jakiekolwiek istotne dla włamywacza informacje. Ale ten być może wpadł tylko skorzystać z toalety. Przecież ciężko było ją znaleźć.
Zawrócił na pięcie i ruszył do wyjścia. Miał skręcić wzdłuż korytarza, ale dostrzegł tylko swoje ciało, wypadające z pomieszczenia z impetem i lądujące na środku korytarza. Zobaczył błysk linki, zawieszonej nad sobą w miejscu, gdzie przed chwilą jeszcze stał.
Och.
W duchu westchnął, przygotowując się na kolejne zrzędzenie Kakuzu.
Jego głowa spadła na kamienną posadzkę, a odgłos łamanej kości potylicy był ostatnim, co zarejestrował, zanim stracił przytomność.
***
Kakuzu, starając się nie zaprzątać sobie głowy lekkomyślnością partnera, dotarł do pomieszczenia, z którego wyczuwał czyjąś obecność. Archiwum było jednym z miejsc, do których często zaglądał, przebywając w bazie. To stąd mieli zabrać wszystkie dokumenty. Westchnął, nie znalazłszy nic oprócz bałaganu, który z pewnością wydłuży ich pobyt tutaj. Lecz czego innego się mógł spodziewać? Nie wiedział.
Kto włamywałby się do kryjówki organizacji będącej zbieraniną najgorszych przestępców klasy S, tym bardziej w pojedynkę i jeszcze nie wezwawszy posiłków? Jedynie ktoś nieświadomy albo wprost przeciwnie – ktoś, kto zna się na swojej robocie. Choć i tak niewystarczająco, biorąc pod uwagę, że wciąż tu przebywał. Tak jakby specjalnie chciał się dać przyłapać. Czyżby misja samobójcza?
Mimo wszystko musiał przyznać, że lokowanie swojej aury w miejscu, w którym już nie było fizycznie ciała, to zaawansowana sztuka. Nie zawsze praktyczna, ale skuteczna, jeśli użyta właściwie.
Wyciągnął ramię w kierunku ściany i ta napotkała niewidzialną przeszkodę. Dodatkowe zabezpieczenie techniki – sprawienie, aby przedmiot, w którym umieszczona jest chakra, był niewidoczny gołym okiem. Chwyciwszy podłużny przedmiot, dostrzegł go. W jego dłoni znalazła się włócznia, której oba końce miały ostrza. Czarna rękojeść z szarymi zdobieniami miała jedno zastosowanie – nie wyróżniać się w cieniu. Ta broń była niepraktyczna w małych pomieszczeniach bazy, więc porzucenie jej tutaj było racjonalną decyzją. Dostrzegł błysk dwóch szklanych koralików zawieszonych na jednym końcu przy ostrzu, a za nimi podążył ledwo słyszalny dźwięk przesypywanego piasku.
Dobrze znał tę broń.
Wiedząc, że musi czym prędzej znaleźć Hidana, wyskoczył na korytarz. Głuchy odgłos porzuconej włóczni podążył za nim echem.
W biegu zauważył pozostawione ślady po uruchomionych pułapkach. Tak oczywista zmyłka, a drugą była włócznia. Mimo to ich autor znajdował się na końcu pozostawionych śladów. Tym sposobem wpierw pozbędzie się słabszych przeciwników, ułatwiając sobie zadanie.
Widocznie Shagra wcale się nie zmienił.
Przystanął, wyczuwając ruch. Obserwował z niedowierzaniem, jak bezgłowe ciało Hidana wpada na korytarz przed nim i zamiera.
Jakim cudem Hidan znowu i tym bardziej już dał się obezwładnić? Czy on się nigdy nie nauczy? Przecież spuścił go z oczu na zaledwie parę minut. Krew w nim zawrzała, ale zdawał sobie sprawę, że w tym momencie niewiele to da, jeśli jakkolwiek zareaguje.
Wyczuł kolejny ruch. Zza framugi wyłoniła się głowa – nie Hidana. Wypłowiałe jasne kosmki włosów zawisły zwiewnie, a uważne spojrzenie czarnych oczu spoczęło na Kakuzu, ożywiając się, gdy Shagra go rozpoznał.
Zamaskowany zareagował, zanim ten zdążył cokolwiek powiedzieć. Rozciągnął dłoń, próbując go schwytać, ale włamywacz jednak zniknął w głębi pomieszczenia z chichotem zdradzającym rozbawienie.
– Dalej to robisz? – zagaił Kakuzu. – Węszysz nie tam, gdzie trzeba?
Usłyszał stłumiony przez odległość śmiech. Kakuzu spokojnym krokiem wszedł do środka, dostrzegając nieprzytomnego Hidana, a raczej jego nieprzytomną głowę. Minął ją, uznając, że nawet jeśli jest w polu rażenia, to i tak nie ma gorszego stanu, w którym głowa Hidana może się znaleźć. Dawnego znajomego znalazł zaś spoczywającego na biurku lidera z założoną nogą na nogę. Uniósł brew, prychając.
– Widzę, że się nie zmieniłeś – kontynuował Kakuzu. Spojrzenie, jakim obdarował go Shagra, było ostre. Wiedział, że ten miał przygotowaną jakąś mowę i tylko czekał na odpowiedni moment, aby ją wygłosić. Shagra już otwierał usta, aby coś powiedzieć, ale Kakuzu nie zamierzał dawać mu ku temu okazji.
W okamgnieniu znalazł się tuż przed nim i utwardzoną pięścią wymierzył cios. Rzucony tak samo szybko kunai przeciął jego lewą skroń, a za nim podążyła cienka linka, której koniec dzierżył jego przeciwnik. Shagra skoczył w przeciwną stronę za niego, chcąc wykorzystać zaczepioną w ścianie broń i przeciąć go wpół. Kakuzu uchylił się, samemu łapiąc za linkę i mocnym szarpnięciem pociągnął do siebie szatyna, ale ten zaatakował go drugim kunai. To też wykorzystał, łapiąc jego nadgarstek. Ścisnął go, dopóki nie usłyszał chrzęstu kości i cichego syknięcia przeciwnika, który wyzwolił się z jego chwytu i oddalił ku drzwiom.
– Ja się nie zmieniłem? Spójrz na siebie! – Shagra wreszcie mógł powiedzieć to, czego nie zaczął. – W ogóle cię nie poznaję.
Kakuzu nie zamierzał się trudzić i zastanawiać, czy to dobry znak czy zły.
Westchnął. Kątem oka dostrzegł, że Hidan odzyskał przytomność, ale jeszcze nie zdążył wydać z siebie żadnego dźwięku, bo chyba słowa Shagry zaskoczyły go i zaczął nasłuchiwać:
– Nie jesteś już tym człowiekiem, którego znałem.
Kakuzu nie był zadowolony z tej sytuacji. Co było w przeszłości, zostaje w przeszłości i nie uśmiechałoby mu się, gdyby Hidanowi zachciałoby się ją rozkopywać. Przynajmniej nic nie widział, ocenił zamaskowany, bo jedynym, co jashinista mógł widzieć, to półka, podłoga, drzwi i skrawek jego własnego ciała spoczywającego na korytarzu. Jego głowa leżała w kałuży krwi, która również wydobywała się z czaszki, więc Kakuzu pomyślał, że spadając, pewnie nieco ją stłukł o tę kamienną posadzkę i teraz doskwiera mu ból.
Dobrze mu tak. Choć dla Hidana, stwierdził w duchu, nawet zbieranie konsekwencji za swoją głupotę i pozwolenie komuś na odcięcie jego głowy nie będzie wystarczającą nauczką.
– Ach tak? – odrzekł w końcu intruzowi.
– Pierdol się, Kakuzu! – odwarknął tamten.
Zamierzał ukrócić tę rozmowę do minimum.
– Co tu robisz? – przeszedł do sedna.
– Jak to co, szukam cię! – Ton głosu wyrażał zniecierpliwienie.
Kakuzu zmarszczył brwi. Nie wiedział, w jakim celu ten miałby go szukać. Ich sprawa z przeszłości była już dawno rozwiązana i nie miał ochoty do tego wracać. Miał do wypełnienia misję. A teraz Shagra zmusił go do rozprawienia się z nim. Może o to chodziło? Kakuzu nie dał mu wyboru wcześniej, to ten zrobił to samo? Rzeczywiście, samobójcza misja.
– Po co?
– „Po co, po co” – przedrzeźniał tamten. – Byliśmy wspólnikami. – W jego stwierdzeniu wybrzmiała pretensja, że musi mu o tym przypominać. – A teraz co? Widzisz, kim się stałeś? Służysz komuś! – prychnął. – Złamałeś swoje zasady. Gdzie się podziała twoja lojalność?
– Jest tam, gdzie być powinna – odparł spokojnie Kakuzu.
– Czyżby?
– Nigdy tak do końca nie zrozumiałeś, czym się kieruję, więc nie pleć mi kazań na temat lojalności, bo była na swoim miejscu, kiedy traciłeś rozum, dziecko.
– Nie wiesz, o czym mówisz, Kakuzu! – rzucił gorliwie, po czym dodał niczym obrażony dzieciak: – I nie nazywaj mnie dzieckiem. Trochę lat minęło.
Zachowujesz się jak dzieciak, to tak cię traktuję. Widzę, że to ty się nie zmieniłeś, więc nie przerzucaj tego na mnie. Nigdy tak naprawdę mnie nie poznałeś i chyba szkoda, że w ogóle – dodał kąśliwie, czując narastającą wrogość wobec Shagry. W dalszym ciągu nie rozumiał, co chciał osiągnąć. – Moja lojalność jest na swoim miejscu i również nią się kierowałem, ratując ci życie.
– Brednie! Odebrałeś mi miłość mojego życia! – Za to głos nieznajomego zaczął się łamać. Kakuzu to nie poruszyło. Odparł beznamiętnie:
– Ta dziewucha sama ściągnęła na siebie ten los. Moja lojalność nie pozwoliła jej pociągnąć cię za sobą. Tylko to możesz mieć mi za złe. Ale z jej śmiercią nie mam nic wspólnego.
– Gówno prawda!
Hidan wciąż milczał, choć już chyba doszedł do siebie. Kakuzu nie szczędził mu więcej spojrzenia i nie zamierzał też przedłużać tej farsy.
Kakuzu nie poczuwał się do tego, aby odpowiedzieć. Męczyła go ta rozmowa. Męczyło go bezcelowe wspominanie tych wydarzeń.
Shagra był jednym z informatorów Kakuzu. Poznał go ponad dwadzieścia lat temu, kiedy jeszcze jako nastolatek szybko wyrobił sobie fach i renomę wśród tych, którzy mogą zapłacić za szpiegowanie i informacje.
Dzieciak przylepił się do niego w pewnym momencie po tym, jak Kakuzu się z nim skontaktował. Chciał się od niego uczyć, ale zamaskowany nie miał czasu ani ochoty kogokolwiek nauczać. Ilekroć Kakuzu zostawiał go w tyle, Shagra zdołał go odnaleźć, nawet jeśli zajęło to miesiące. Pozostawał w towarzystwie Kakuzu i nawiązała się między nimi koleżeńska więź. Dopóki był nieszkodliwy, Kakuzu pozwalał mu na to, a ten czas był całkiem przyjemny. Młodzieniec był nieco obłąkany i zdeterminowany, by się zbliżyć, ale miał w sobie skruchę i okazywał mu szacunek, więc koniec końców po kilku latach jego natrętnego wskakiwania w towarzystwo Kakuzu, przyzwyczaił się do jego chaotycznego stylu bycia i pojawiania się od czasu do czasu.
Zmieniło się to jednak, gdy pewnego spotkali się i Shagra opowiedział mu o kobiecie, która widocznie omotała go wokół palca, chcąc wydobyć informacje na temat lokalizacji informatora, z którym Kakuzu był w kontakcie. Dlatego zresztą się z nim spotkał. Kakuzu odmówił mu pomocy, ale Shagra miał swoje sposoby, więc wkrótce dziewucha dostała to, czego chciała. Konsekwencją tego była śmierć wieloletniego informatora Kakuzu. Dzieciak nie dostrzegał w tym niczego złego, łaknąc jej uwagi. Kakuzu natomiast nie wnikał w to, co się między nimi działo ani czym ta kobieta się kierowała. Zareagował jednak wtedy, gdy Shagra opowiedział mu o jej przekonaniach, iż „twoja śmierć definiuje twoje życie”. Dzięki temu bzdurnemu motto, młodszy mężczyzna dał się przekonać, że wspólna śmierć będzie świadczyć o ich wielkiej miłości. Kakuzu nie mógł nadziwić się, że dzieciak okazał się być takim idiotą.
Kakuzu żywił lojalność do osób mu biskich, wtedy nielicznych, a obecnie nieistniejących. Cóż, przyznałby niechętnie, może oprócz Hidana. Dzieciak do nich się wtedy zaliczał. Kierowany lojalnością i przywiązaniem, powstrzymał go siłą od popełnienia samobójstwa.
Wkrótce do Kakuzu doszły informacje, że dziewucha miała swoje za uszami i nie miała dokąd wrócić. Nie miała też pewnie po co wracać, a jako że Shagra, choć zdolny w odnajdywaniu informacji, w życiu jako przykładny obywatel niezbyt się odnajdywał, a co dopiero mówić o życiu uciekiniera. Kakuzu coś o tym wiedział. Shagra nie poradził się go, choć conieco słyszał o przeszłości zamaskowanego. Młodzieniec w swym zauroczeniu podążał za tą kobietą jak mały szczeniak. Nie mógł oferować jej komfortu i pewności w sprawie ich wspólnej przyszłości, jaką mężczyzna powinien się wykazywać, więc to ona zdecydowała, że powinni zakończyć swoje życie, dopełniając to durne motto. Kakuzu w odwecie za śmierć dawnego znajomego i sądząc, że wszystkim to wyjdzie na dobre, zdecydował się na jedno z tych nielicznych zabójstw, za które nikt mu nie zapłacił. Młodzieniec zdradził mu termin „zdefiniowania życia wspólną śmiercią”, więc to wykorzystał. Zabił ją, a Shagra wpierw zwyzywał Kakuzu, a następnie oświadczył, że zamierza „dołączyć do niej w śmierci”. Zamaskowany stwierdził więc, że nic tam po nim, a dzieciak już dorósł i jeśli jest tak głupi, to niech robi, co chce. W końcu nie był jego niańką. Więc odszedł,; nie chciał być świadkiem tego przedstawienia – ale jak widać, przedstawienie wróciło do niego.
Drogi Shagry i Kakuzu skrzyżowały się jeszcze tylko raz, gdy Kakuzu chciał się spotkać w sprawach biznesowych, jednak ten spotkał się z Kakuzu tylko po to, by oznajmić, że się zemści.To rozbawiło zamaskowanego, bo wpierw mówił, że przecież do niej dołączy. Dzieciak pozostał dzieciakiem i robił ze swojego życia teatrzyk. To był moment, w którym Kakuzu stwierdził, że ma dość. Zamaskowany dał sobie spokój z tą relacją i tylko z sentymentu go nie zabił. Być może to był jego błąd. Zrobił jeden wyjątek, który potwierdził regułę – sentyment w niczym nie pomaga.
– Bez niej jestem nikim!
– To co tu robisz? – zapytał zamaskowany, poddając się i czekając, aż młodszy mężczyzna przedstawi swoje motywy.
– Kakuzu, to twoja śmierć definiuje, jakie było twoje życie i co było najważniejsze – rzucił wreszcie. A zamaskowany tylko uniósł brwi.
– Dosyć dziwna ta twoja droga nindo. Więc wszystko ci wolno, bo jedyne, co się liczy, to to, jak umrzesz? Oczekujesz, że cały świat będzie na ciebie wtedy patrzył? – Prychnął.
– Ty nie zrozumiesz... – powiedział Shagra. – Nie wiesz, jak to jest... jak ci na kimś zależy.
Nie, wcale.
Cała wrogość i złość na tę sytuację wyczerpała jego limit reakcji i zastąpiło je zrezygnowanie.
– Naprawdę muszę się powtarzać? – rzekł w końcu.
Ten prychnął, uparty, a Kakuzu westchnął. Zmierzył jego sylwetkę wzrokiem. Shagra trzymał się dobrze, powodziło mu się, jednak ogień w jego oczach irytująco przypominał determinację, w przeciwieństwie do szaleństwa w oczach Hidana, który kłócił się z nim bez powodu. Shagra coś chciał osiągnąć. Kakuzu wolałby, żeby przeszedł już do konkretów.
– To wszystko?
– Więc tak to się zakończy? – Prychnął. – Po to mnie „ratowałeś”?
– Ratowałem cię z poczucia lojalności. A ty, gdy tylko zorientowałeś się, że to koniec, uznałeś mnie za wroga i chciałeś do niej dołączyć. To był moment, w którym cię porzuciłem – rzucił suchym, bezemocjonalnym tonem, po czym dodał pokpiwająco: – Zastanawia mnie tylko, dlaczego jeszcze tego nie zrobiłeś.
Shagra skrzywił się szpetnie, ale nic nie powiedział. Kakuzu uniósł prześmiewczo brew.
– Więc cała ta szopka z dawną miłością i dzisiejsze żale były tylko na pokaz? – rzucił lekko, po czym dodał ostrym tonem: – Po co tu jesteś?
– Nic nie rozumiesz, Kakuzu, nic a nic...
– To mi wyjaśnij – podchwycił.
Szczur tylko zmrużył oczy. Zamaskowany kontunuował:
– Pozwól, że odbiorę przysługę, którą kiedyś niepotrzebnie spełniłem. Odebrałem ci twoje przeznaczenie, zatem teraz je zwrócę.
Pięść Kakuzu w okamgnieniu znalazła się pod brodą Shagry, który zdążył się uchylić od ciosu. Pociągnął dłonią, a za nią podążyła linka i to zamaskowany musiał odsunąć się z toru nadlatującego shurikena. Zauważył jednak, że ten nie zwiększył dystansu, co było głupim przeoczeniem, bo przecież w ten sposób chłopak – cóż, fizycznie już dorosły mężczyzna – nie miał szans. Kakuzu nie zamierzał marnować okazji i po raz kolejny wymierzył pięść – tym razem w żebra. I tym razem celnie. Shagra w końcu cofnął się, skulony, a zamaskowany zarejestrował podczas uderzenia, że parę kości zostało złamanych. Czyżby jego przeciwnik się podkładał w walce?
– Nie zależy ci? – zagaił. – Chcesz umrzeć? Czy tylko na tyle cię stać?
Shagra zacisnął wargi, rzucając mu wrogie spojrzenie. Wyprostował się, choć z trudem i rzucił jakimś talizmanem pod nogi Kakuzu, który zdążył zauważyć, jak jeden z kącików ust przeciwnika unosi się, zanim nastąpił wybuch.
Intuicja zamaskowanego sprawiła, że moment przed uderzeniem cofnął się, zbierając jeszcze z podłogi głowę Hidana. Wylądował po przeciwnej stronie korytarza, uderzając w nie, a pył ograniczył jego widoczność. Odłożył dyskretnie głowę partnera, po czym ruszył z powrotem w głąb pomieszczenia. Uchylił się przed nadlatującymi pułapkami i linkami, prędko znajdując ich właściciela. Choć pył i ograniczenie widoczności to bardziej specjalizacja Shagry, Kakuzu szczycił się dużo większym doświadczeniem bojowym i taka sytuacja nie stanowiła dla niego wyzwania. Wiedział, czego powinien szukać i na co uważać. Mężczyzna dostrzegł go chwilę wcześniej i zdążył zareagować na nadlatującą dłoń Kakuzu. Shagra dobrze znał tę „sztuczkę” i udało mu się przerwać linki, splatające ją zresztą ciała zamaskowanego, na co ten syknął. Druga dłoń poszybowała w kierunku stóp Shagry, który podskoczył, ale Kakuzu to przewidział. Zdołał wymierzyć kopnięcie w to samo miejsce, w które trafił wcześniej, pogłębiając obrażenia. Przebite płuca z pewnością nie pozwolą przeciwnikowi Kakuzu długo powalczyć. Mgła z pyłu powoli zaczęła opadać.
Zamaskowany podszedł do mężczyzny spokojnym krokiem, a odłączone części ciała wróciły do niego po drodze. Stanął przed nim, zastanawiając się, czy od razu do zakończyć. Zastanawiając się, co to wszystko znaczyło.
Shagra spojrzał na niego spod łba, nie ruszając się z miejsca. Posłał mu wyzywające spojrzenie, jakby tylko na to czekał.
Czyżby? To w ten sposób planował zakończyć swoje życie? To po to zakradł się do bazy, dowiedziawszy się o obecnej profesji Kakuzu? Tylko po to, by umrzeć z jego rąk? Jaki to miało sens? Jego śmierć zdefiniuje, jakie było jego życie i co było dla niego najważniejsze. A teraz najwyraźniej chce umrzeć z rąk Kakuzu.
Odwzajemnił spojrzenie dawnego towarzysza. Cofnął się.
– Nie będę grał w twoje gierki – powiedział, w końcu pojmując, po co przyszedł tu Shagra. Ten odwrócił wzrok, uświadamiając sobie, że Kakuzu zrozumiał jego intencje.
– To jest mój wybór – podniósł na niego spojrzenie, które płonęło determinacją. – Mój wybór, a też twoja korzyść – dodał.
– Powiedziałem, koniec gierek.
Kakuzu w tym momencie już całkowicie irytowała ta sytuacja. Nie podobał mu się ten plan. Shagra nie był już z nim blisko. Czy aż tak go sobie cenił, że według własnych przekonań, chciał umrzeć z jego rąk? To miało mieć jakieś znaczenie?
– To nic nie będzie znaczyło – rzekł brutalnie Kakuzu. – Śmierć nic nie znaczy.
– Mylisz się. Znaczy spokój.
Zamaskowany wlepił w niego wzrok, próbując zrozumieć.
– Nie dajesz mi wyboru, wtargnąłeś do siedziby Akatsuki.
– Bo to nie jest twój wybór – uparł się Shagra. Ale Kakuzu kontynuował:
– Wiesz, jakie mam zadanie – nie zapytał a stwierdził. Cóż, jeśli chodziło o pracę, Shagra wcale nie był taki głupi. Musiał znać tego konsekwencje. – A nie miałeś pewności, że to będę ja.
– Ale miałem szczęście – odparł Shagra ze słabym uśmiechem, jednak powaga sytuacji wciąż wisiała w powietrzu.
Kakuzu nie odrywał od niego spojrzenia, rozważając wszystkie opcje. Choć nie wiedział, po co szuka wyjścia z tej sytuacji. Shagra postąpił głupio, ale według swoich przekonań. Czy aż tak ich wspólna przeszłość miała znaczenie? To był jego wybór, ale to Kakuzu zostanie na świecie, zostanie i będzie nosić te wspomnienia ze sobą. Czy Shagra był mu na tyle bliski, by pamiętać o tym, że go zabił? Czy on rzeczywiście uważa, że to da jego śmierci sens? Jego misja brzmiała jasno, więc musi ją wykonać. Wolałby, aby Pain nie dowiedział się o jego powiązaniu z intruzem. Nie chce też go oddać w celu przesłuchania; wiedział, czym kończą się te tortury. To zdecydowanie nie był cel Shagry.
Ocknął się z przemyśleń, nie zrywając wymiany spojrzeń; w oczach młodszego mężczyzny niezmiennie tkwiła determinacja. Nici wysunęły się z rękawa Kakuzu, po czym wbiły się w klatkę piersiową Shagry. Zamaskowany obserwował, jak ten krzywi się, ale nie odrywa od niego wzroku. Tak, to było to, czego chciał. Kakuzu poczuł zrezygnowanie. Obserwował, jak jego przeciwnik zaczyna słabnąć, a spojrzenie mglić, ale mimo to stał na nogach, choć nieco się na nich chwiał. Lewa dłoń Kakuzu przybiła jego ramię do ściany, aby utrzymać go w stabilnej pozycji, a głowa Shagry odchyliła się do tyłu. Na powrót spojrzał na zamaskowanego, oddychając już ciężko. Kakuzu z uczuciem pustki uniósł prawą dłoń, z której nici dawno już pracowały przy bijącym sercu mężczyzny i złapał ostatnie świadome spojrzenie Shagry.
Zapamiętał ten moment.
Prawa dłoń przebiła klatkę piersiową Shagry, a nici rozproszyły się po wnętrzu ciała. Oplotły bijące wciąż serce, mocując się wokół niego chciwie. Shagra wypluł gwałtownie krew wprost na szatę Kakuzu i kiedy zachwiał się na nogach, dłoń zamaskowanego zacisnęła się na jego ramieniu, przytrzymując go w miejscu. Unosił powoli głowę, dopóki ich oczy się nie spotkały. Kakuzu wyszarpnął rękę, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Za ruchem ręki podążyło ciało, opierając się na Kakuzu niepewnie. Shagra osłabł, kolana się pod nim ugięły, kiedy zsuwał się po zamaskowanym powoli. Kiedy kolana spotkały się z podłogą, ciało padło na bok. Kakuzu obserwował, jak wyciągnięta wcześniej dłoń odrywa się od jego szaty, padając na nieruchome ciało. Otwarte wciąż oczy spoglądały przed siebie, ale widziały już nicość.
Przesunął wzrok na bijące serce w dłoni. Szwy na piersi rozpruły się z cichym brzęczeniem, po czym włożył serce do środka.
Zauważył, że serce finalnie skończyło w posiadaniu nie Shagry, a Kakuzu. Cóż, powodem, dla którego z nim współpracował, było to, że inwestycje chłopaka zwykle kończyły się dobrym interesem Kakuzu – widocznie i tym razem ta zależność się spełniła.
Cholerny sentyment. Cenił go. Cenił każde doświadczenie, które doprowadziło go do tego momentu. Choć jego przekonania były głupie, to były jego, to był jego wybór. Nawet jeśli Kakuzu się z nim nie zgadzał. Kakuzu zaś wyboru nie miał.
Włożył serce na miejsce, krzywiąc się pod maską na uczucie dyskomfortu próbujących pomieścić się zbyt wielu organów w jego ciele. Na karku poczuł mrowienie i ogarnęło go przeczucie, że jest obserwowany. Zirygowany spojrzał w kierunku Hidana, denerwując się również na siebie – nie wyczuwał żadnego nowego przeciwnika, więc zatopił się w myślach, niestety zapominając o obecności jashinisty, którego nie chciał, aby obserwował go w tej chwili.
Podszedł do niego i zszył jego głowę z powrotem na miejsce. Jego partner był po prostu beznadziejny. Dźwignął wargę w pogardzie, zanim rozkazał:
– Posprzątaj tu.
Skierował swoje kroki ku wyjściu z pomieszczenia, zamierzając zająć się zebraniem dokumentów do przeniesienia.
– Co? Sam to zrób! – zaoponował Hidan.
Kakuzu spojrzał na niego przez ramię, zatrzymując się przy drzwiach.
– Zabierz na zewnątrz i zakop. Ja mam tu robotę.
I wyszedł. Z głębi pomieszczenia usłyszał jeszcze obrażone prychnięcie.
_________________________________________
Hej, niestety bez wcięć w tekście, bo jakoś mi to już nie wychodzi. Spacje też jakoś dziwnie się robią, kiedy tekst jest wyjustowany. Może być trochę błędów, bo choć pilnowałam się na bieżąco, to pisałam i pisałam i już nie mam siły sprawdzić dzisiaj.
Cóż, trochę czasu minęło, wczoraj obroniłam licencjat (tyle lat na karku ale nigdy za późno xD). Cieszę się, bo wciąż tu jednak ktoś zagląda. A ja, choćby 10 lat minęło, dotrzymam obietnicy. Plan jest już coraz bardziej szczegółowy, notatki wszystkie mam, wena jest, nie mam już nic na głowie do zrobienia, co wysysa energię. Ale to żadna wymówka. Po prostu natłok życia. Jak się miało tych 15 lat to czas inaczej płynął :p Póki mam wenę, to będę pisać dalej; miałam popoprawiać stare rozdziały, ale jak się za to wezmę, to nie wiem, czy wena nie przejdzie, bo tak było ostatnim razem xd Więc wszystko w swoim czasie. Nigdzie się nie wybieram. Kurczę mam wizję następnych paru rozdziałów, ale ten wątek z Shagrą tak mnie zatrzymywał w miejscu - planowałam trochę perspektywy Hidana, ale wszystko psuło, haha. Dzisiaj napisałam więc ponad połowę tego rozdziału, bo jak już rozgryzłam, jak to powinno wyglądać, to samo poszło. Następny rozdział, hm, już trochę scen jest i korci, aby od razu pisać, bo trochę spicy, trochę tajemnic, trochę inna sceneria, już się nie mogę doczekać pisania, ale na ten moment obowiązki wzywają. Do następnego!