Nieśmiertelni - Rozdział XV
Pairing: Kakuzu x Hidan
Lecieli na
glinianym ptaku całą szóstką.
Jego policzki
smagało chłodne, nocne powietrze, a płaszcz zawijał się z cichym
tupotem przy kostkach. Przymrużonymi oczami obserwował widok, jaki
miał pod sobą. Las, który niczym brudny, ciemny dywan przysłaniał
glebę, zaczynał się przerzedzać, aż po chwili z pola widzenia
drzewa zniknęły całkowicie. Teraz to skały stanowiły dominujący
element w krajobrazie. Cisza zakłócana była jedynie szelestem ich
szat oraz furkotem skrzydeł. Księżyc skryty za chmurami nie mógł
ich oświetlać, ale i tak jasny punkt, jakim byli z powierzchni
ziemi, odznaczał się na tle grafitowego, ciemnego nieba. Mogliby
zostać zauważeni – dlatego, aby tego uniknąć, lecieli dłuższym
torem, okrążając Wioskę Ukrytą w Kamieniach. Ta usytuowana była
między ogromnym skupiskiem skał, co już samo w sobie wzmacniało
jej obronność, jako że tworzyło to trudny dostęp do wioski. To,
ilu ludzi i kto dokładnie przybył do wioski, mogło być bez
większego wysiłku kontrolowane.
Ich celem było
dotarcie do tej części wioski, gdzie okalające ją głazy były
najwyższe, za to kwatera główna stała zaraz przy ścianie, jaką
tworzyły. Gdzieniegdzie z jej szczelin wypływały źródła wody,
tworzące wąskie, choć wysokie wodospady. A przynajmniej tak Kakuzu
tę wioskę zapamiętał, wkradając się do niej przed laty.
Zerknął kątem
oka na srebrnowłosego członka organizacji. Ten spoglądał w dal
nieobecnym wzrokiem. Oczy Hidana zagoiły się już, tak jak reszta
ran, co mógł stwierdzić z obserwacji, bo nie rozmawiał z
partnerem zbyt wiele od zebrania Akatsuki. Był milczący i wydawało
się to zamaskowanemu… Cóż, na pewno było to dla niego
zadziwiające, ale po dłuższej kontemplacji uważał to za
niepokojące zjawisko. Zastanawiał się nad możliwymi
przyczynami wystąpienia tego zjawiska i prawidłowych odpowiedzi
mogło być zbyt wiele, by którąś warto było omawiać. Na razie
zamierzał poczekać z jakąkolwiek reakcją na tę sytuację. Może
po misji jego partner będzie znów z powrotem bardziej rozmowny.
Chociaż właściwie
dlaczego miałby reagować w ogóle? Milczący Hidan, pokornie
wykonujący misję – coś niespotykanego, owszem, ale czy skarbnik
powinien odbierać to negatywnie?
Chociaż
właściwie dlaczego miałby na to w ogóle zwracać
uwagę?
Odrzucił na bok
myśli, które jego samego wytrącały z równowagi, ponieważ
usłyszał swoje imię:
- Kakuzu…
Napotkał wzrok
lalkarza, odbierając niemą informację. Skoczyli ze stwora.
Furkot szat
podczas spadania wydawał się być najgłośniejszym dźwiękiem w
okolicy, dźwiękiem, który miałby zawiadomić każdego, kto tylko
znalazłby się w pobliżu, o jego obecności, ale – właśnie –
wydawał się taki być. Tak samo jak prędkość spadania i
waga Kakuzu mogłyby wskazywać, że huk przy lądowaniu będzie
jeszcze głośniejszy. W rzeczywistości zaś minęło jakieś
pięć-sześć sekund i z cichym łoskotem wylądowali obaj na ziemi.
Niezauważeni.
Nie tracili czasu
– od razu pognali pod górę, starając się dla zabezpieczenia
przemykać za większymi skałami. Kakuzu uniósł głowę i
obserwował jeszcze przez moment ptaka lecącego z powrotem. Grupa
Hidana miała dużym kołem okrążyć wioskę i pojawić się z
drugiej strony, jednak wtedy mogli już być zauważeni. Właściwie
to, żeby zostali zauważeni, było celem tamtej grupy – czyli
odciągnięcie uwagi. Do tego czasu Sasori i Kakuzu musieli znaleźć
kwaterę dowódcy, by nie pozwolić mu dołączyć do reszty.
Dotarli obaj na
szczyt i zatrzymali się. Nie napotkali po drodze żadnej przeszkody
w postaci wartowników. Zamaskowany pomyślał, że kiedyś wioska ta
była bardziej strzeżona. Czyżby obecni przywódcy wierzyli jedynie
w dogodną lokalizację i nie obawiali się napaści?
Nieistotne,
skup się na swoim celu – powiedział do siebie w duchu.
Spojrzał w dół. Tuż przy skałach pod nimi stała kwatera wioski.
Był to najwyższy budynek, choć oprócz tego niewyróżniający się
niczym szczególnym. Zdaniem Kakuzu, jeśli już wszystko było takie
samo, mogli zrobić tę kwaterę tak jak resztę, ukryć ją dla
bezpieczeństwa.
Ludzie z tego kraju naprawdę nie mieli gustu. Kakuzu skrzywił się,
kiedy przypomniał sobie osoby, jakie znał, które były stąd – a
denerwujące w większości bardziej niż Hidan.
- Idziemy – dał znak Sasori i ruszył. Kakuzu zerknął na niego i
sam zaczął przemieszczać się w dół. Szukał wzrokiem
ewentualnych wartowników, ale żadnych nie dostrzegł. Znaleźli się
kawałek od miejsca, gdzie tył budynku stał obok skał. Musieli
zejść jeszcze niżej.
I wtedy w oknie zobaczył ninję. A ten zobaczył jego. Napiął
mięśnie, by go zaatakować, ale usłyszał cichy syk Sasoriego obok
siebie. Wartownik nie ruszał się i patrzył na nich nieobecnym
wzrokiem; rozejrzał się dookoła w środku budynku, a następnie
dał znak ręką, by się zbliżyli.
- Czysto – odezwał się lalkarz i zszedł niżej, po czym skoczył
przez okno.
Wyglądało na to, że dosyć łatwo jego tymczasowy partner zdobywał
swoich szpiegów – pomyślał o nim zamaskowany, skacząc jego
śladem w głąb budynku.
Przymykając powieki, wytężył swoje zmysły, by wiedzieć, w jakim
położeniu się znajdował – ile jednostek było w pobliżu oraz z
jakim pokładem mocy. Otworzył oczy i ruszył korytarzem.
- Tędy – oznajmił cicho, burkliwie, ale był pewien, że lalkarz
to dosłyszał.
Przemieszczali się korytarzami, w milczeniu eliminując stawiające
opór pojedyncze jednostki. Wyglądali na zaskoczonych ich obecnością
– i dobrze. Zamaskowany nie zamierzał przepuścić nikogo, kto
mógłby wznieść alarm. Jeszcze jeden skręt i...
I stanął oko w oko ze swoją ofiarą, która okrywając się
kamizelką, wyszła właśnie ze swojej sypialni chyba czymś
zaniepokojona. Słusznie. Choć Kakuzu wiedział, że nie zrobili
żadnego hałasu.
To był ułamek sekundy, kiedy utwardził pięść już pędzącą,
by zaatakować tego człowieka.
Nastąpił huk, gruz sypał się w miejscu, w którym powstała
dziura w ścianie – zamaskowany zadał taki cios, że mężczyzna
przebił się ciałem do drugiego pomieszczenia, które okazało się
być jego prywatnym pokojem. Przywódca Kamienia stał już bowiem w
gotowości uzbrojony w swoją broń, której wcześniej przy nim
skarbnik nie widział. Stał w gotowości i udawał, że nie doznał
żadnych obrażeń z tego ataku.
Kakuzu prychnął. Ten mężczyzna wyglądał jak weteran wojenny,
nie, raczej dzikus... Ach, nie zamaskowanemu było to oceniać. Ale
było coś zabawnego w patrzeniu choćby na wersję samego siebie
sprzed połowy wieku.
Opalone, umięśnione ciało, szramy i blizny wyraźnie zarysowane na
skórze i ta mowa ciała podpowiadająca, że choć jego broń
wyglądała imponująco i groźnie, to wcale nie pokładał w niej
swojej nadziei na wygranie tego starcia – pokładał ją w swojej
sile i umiejętnościach. Chociaż... Nadziei? Na cóż komu
nadzieja, kiedy jest się tak zmotywowanym, jak ten mężczyzna?
- Kakuzu z Wioski Ukrytej w Wodospadzie – wycedził przywódca i
wyszczerzył zęby w nieprzyjemnym uśmiechu. Ten uniósł brew,
zastanawiając się, czy nie schylić głowy w groteskowym
przywitaniu, ale dawno już zrezygnował z takich zabaw ze swoimi
ofiarami. – Oraz... – Przesunął wzrokiem od zamaskowanego do
jego kompana. – Kto by pomyślał? Sasori Czerwonego Piasku twoim
partnerem? Skoro jeszcze żyje, to mam tutaj ciekawych
przeciwników...
Kakuzu wywrócił oczami. Przecież nie zabijał każdego partnera.
Hidana na przykład nie zabił. A fakt, że nie mógł, to już
informacja poboczna.
Zaraz jednak zmarszczył brwi, próbując wyciągnąć jak najwięcej
wniosków z jego słów.
Pierwszym było bardzo prawdopodobne przypuszczenie, że ten
mężczyzna nie podejrzewał, że do wioski wtargnął ktoś jeszcze
oprócz nich dwóch – cóż, i tu należały się liderowi oklaski
za takie nietypowe dla Akatsuki podejście, na którym opierała się
cała strategia tej misji. Ktokolwiek, kto tak długo i uważnie
obserwował ich organizację, w pierwszej kolejności myśli, że
napastników jest tylko dwóch, bo tak właśnie pracowali. Pain
sprytnie wykorzystał to, że ich obserwatorzy o tym wiedzą.
Drugi wniosek był... dość irytujący dla Kakuzu, choć nie
wiedział dokładnie, jak powinien na to zareagować – mężczyzna
zdobył wiele informacji na jego temat, a przynajmniej na temat tego,
że zamaskowany skłonny był wykorzystywać swoich parterów i ich
życia. I podzielał opinię Kakuzu, że ci partnerzy byli słabi.
Oraz najważniejsze – znał ich. Zamaskowany obawiał się, że ten
znał ich bardzo dobrze, a mimo to jego postawa była stabilna
i ukazywała pewność siebie.
Mimowolnie napiął mięśnie, przeczuwając, że nie będzie to
pierwszy z brzegu przeciwnik.
Sasori natomiast prychnął.
- Jesteśmy tak sławni czy masz jakąś obsesję na moim punkcie
albo na punkcie Kakuzu? – zakpił. Uśmiech tamtego tylko poszerzył
się.
- Ach, skądże! – odpowiedział lalkarzowi, po czym zaśmiał się
cicho pod nosem. – Ja tylko mam obsesję na punkcie waszej bandy.
Rzucił te słowa w przestrzeń tak swobodnie, że początkowo Kakuzu
nie zrozumiał, o co temu chodziło. Spojrzał prosto na przywódcę
ludzi, którzy ich szpiegowali. Była to więc prawda, że się nimi
interesowano... Aż za bardzo.
- Jakiś czas temu widzieliśmy cię z kimś innym, Sasori...
Śledziliśmy was, jednak gdy wysłaliśmy za wami większą grupę,
pokonaliście nas. Nikt nie wrócił. Po co tu przyszliście? Jeśli
chcecie mnie zabić, wiedzcie, że zastąpią mnie inni – ostrzegł,
a jego głos mówił jasno, że myśl o starciu na śmierć i życie
wprawiała go w dobry nastrój. – Pewnie niezbyt przypadło wam do
gustu, że nie pozwalamy wam tak swobodnie sobie hasać w pobliżu,
co?
Kakuzu słuchał go i słuchał. I odkrył, że ten mężczyzna miał
niesamowitą umiejętność zanudzania kogoś tak bardzo, że chce
się już odpuścić walkę i właściwie to dać się zabić.
- Toleruję tylko jedną taką gadułę, ale niestety nie ciebie –
rzekł niespodziewanie lalkarz, a zamaskowany spojrzał na niego
wzrokiem sugerującym, że podejrzewał go o postradanie zmysłów,
gdy domyślił się, o kogo mu chodziło.
Poważnie?
Nie, nie wierzył, nie było w ogóle mowy, żeby uwierzył, że
Sasori naprawdę lubił Deidarę.
A jednak ciężko było zaprzeczyć czemuś, co było rzeczywiste.
***
- Spójrzcie, już prawie dotarliśmy – Deidara przerwał ciszę.
Mężczyzna w masce podszedł do niego i spojrzał w dół.
- AAACH! JAK WYSOKO! – cienki, śmieszny głosik rozbrzmiał, a
jego właściciel przyczepił się do blondyna kurczowo, trzęsąc
się.
- Cicho bądź, bo nas zauważą, un! – upomniał go ten,
poirytowany. – I puszczaj mnie, zboczeńcu!
- Ale...! Ale tu jest ZA WYSOKO! ZLEĆMY NIŻEJ, NIIIŻEEEJ! –
zaczął krzyczeć i łkać na zmianę. Hidan parsknął śmiechem.
Nie bardzo go obchodziło, czy zostaną zauważeni – przecież i
tak mają narobić hałasu, więc co za różnica, czy nastąpi to
wcześniej?
Do rozmowy dołączył chichoczący Kisame:
- Oj, oj, bo powiem Sasoriemu, jak się tu mizdrzycie...
- CO?! – obruszył się zaraz blondyn i gorliwiej zaczął odciągać
od siebie nowego członka Akatsuki.
A do chichotu Kisame dołączył śmiech Hidana.
- Ahahaha! Deidara, jemu też powiedziałeś? Ty to chyba nie masz
się czym chwalić, co?
- HIDAN...! - Artysta był już cały czerwony na twarzy i ciężko
było określić czy z zawstydzenia, czy ze zdenerwowania.
- AAAAA! SPADNIEMY! - A jego pasożyt zaczął coraz głośniej
wrzeszczeć.
- Ach, mówił i móóówił mi o swoim wybraku z takim ożywieniem,
że nie miałem serca przerywać – odpowiedział Kisame, szczerząc
ostre zęby i najwyraźniej mając wielki ubaw z reakcji Deidary,
który szamotał się dalej z Tobim. - A pooopatrz teraz, co wyprawia
za plecami tego wybranka... Nie do pomyśleeenia!
Hidan ponownie wybuchnął śmiechem, a Kisame chichotał dalej w
swoim stylu.
- HEJ! Kisame, to nieprawda! - Deidara dawał się prowokować bez
większego wysiłku. Ależ on naiwny.
- NIE TRZĄŚ TAK, DEIDARA-SENPAI, BO SPADNIEMY! AAA! SPADNIEMYYY! -
A Tobi powtarzał swoje, uczepiony blondyna.
- O Jashinie, cóż za haniebny to czyn, zdradzać ukochanego! Nie
miej litości!
- HIDAAAN! - krzyczał artysta, coraz bardziej zdesperowany przez
swoją niemoc. - Puszczaj, Tobi!
- NIE! TOBI SIĘ BOI! - protestował wciąż, łkając. – WSZYSCY
UMRZEMYYY!
- TOBI!
- UMRZEEEMY!
- Oj, kolego, podobasz mi się – stwierdził Kisame, zarzucając po
przyjacielsku rękę na ramiona Hidana. Ten wyszczerzył się. –
Hej, chłopaki! Chodźcie tu bliżej!
Jego słowa po chwili dotarły do szamoczącej się dwójki, która o
dziwo uspokoiła się nieco i odeszła od krawędzi ich środka
transportu. Tobi wciąż przylepiony był do boku blondyna, który
gromił go wzrokiem.
- Słuchajcie, teraz już jesteśmy na tyle blisko, że będzie można
nas usłyszeć, więc uciszcie się. Spytacie: dlaczego mamy wciąż
być niezauważeni, skoro mamy narobić rabanu? – Kisame
praktycznie odgadł myśli Hidana. Spojrzał na niego z
niezrozumieniem, wciąż czując nieduży ciężar na ramionach. –
Cóż, myślałem, że moglibyśmy zrobić większą imprezę...
***
Wymierzał ciosy raz za razem, a jego przeciwnik sprawnie ich unikał.
Odepchnął utwardzoną ręką miecz, kierując pięść ku twarzy
przywódcy Kamienia. Wtedy miecz wbity został w kamienną podłogę,
uszkadzając ją, aż szczeliny utworzyły swe ścieżki pod jego
stopami, a wtedy wybuchły. Zdążył odskoczyć, ale musiał
przyznać – zaskoczył go ten ruch. Kawałek jego jeszcze
niezdjętego płaszczu uległ zniszczeniu. Cofnął się parę
kroków, tworząc dystans między nimi. Wtedy zaatakował Sasori. Ich
przeciwnik nie miał ani chwili spoczynku.
Mieli ogromną przewagę. Ktokolwiek przybył pomóc swojemu
przywódcy, został wyeliminowany przez lalkarza, a Kakuzu wtedy
zajmował czas ich głównemu celowi. Od dobrych parunastu minut nikt
więcej się nie pojawił, a przywódca, chwytając się każdego asa
w rękawie, próbował jakoś wybrnąć ze swojej marnej sytuacji,
tak jak próbował przed chwilą. Niezbyt mu to wychodziło,
zamaskowanego niezmiernie irytował więc drapieżny uśmiech na
twarzy mężczyzny. Rzucał co chwila jakimś komentarzem, na co
żaden z nich już nie reagował, skupiając się na jak najszybszym
zakończeniu pojedynku.
Gdyby
tylko tak głupio się nie szczerzył... –
pomyślał Kakuzu, ruszając znów do bezpośredniego starcia i w tym
jednym momencie nie zdążył zareagować na nagły ruch. Miecz znów
wbił się w ziemię i szybkim machnięciem posłał w kierunku jego
twarzy pył i pojedyncze drobne kamienie. Wtedy wybuchły, a Kakuzu
poczuł opadające na policzki włosy. Maska i okrycie głowy w
większej części były zniszczone, zrzucił więc je z siebie
ruchem wyrażającym zdenerwowanie.
Wytężył zmysły, nie chcąc popełnić już żadnego błędu i
decydując się zakończyć to szybko. Jego zwiększona czujność
wykryła, że zbliża się do nich szybko ktoś nowy. I to od jego
strony, nie od strony Sasoriego, więc to on będzie celem
prawdopodobnego pierwszego ataku. Rzucił się w okamgnieniu na
przywódcę Kamienia, jakby niczego się nie spodziewał. Mężczyzna
natomiast przymierzył się do ciosu, chcąc uprzedzić skarbnika.
Kakuzu wykorzystał to i przemknął pod jego ramieniem, w jednej
chwili zacieśniając dłoń na karku przywódcy, drugą ręką zaś
pomógł sobie w przemieszczeniu ciała, nad którym teraz miał
kontrolę, w stronę osoby, która właśnie pojawiła się przed
nim. Nie bezpośrednio przed nim – bo stał za kontrolowanym
właśnie przywódcą, trzymając jego ciało przed sobą niczym żywą
tarczę.
I wtedy pojedynek się zakończył. Ciało przeciwnika opadłoby na
ziemię, gdyby go nie trzymał. Ponad ramieniem nieprzytomnego
przywódcy zobaczył Itachiego Uchihę, który jednym spojrzeniem
właśnie obezwładnił ich główny cel.
Kakuzu nie zmarnował tej okazji. Miał już dosyć cackania się z
tą wyszczerzoną gadułą. Utwardzoną dłonią przebił na wylot
klatkę piersiową mężczyzny, po czym szarpnął z powrotem,
trzymając w garści cuchnące krwią wnętrzności mężczyzny.
Puścił i ciało, i bezużyteczne wnętrzności na ziemię.
Przeszedł nad ciepłym jeszcze ciałem, zbliżając się do Uchihy.
Kątem oka spostrzegł, że Sasori stanął obok niego.
- Dlaczego tu jesteś? – rzucił przez zęby mało uprzejmym tonem,
nie kłopocząc się z powitaniem, zbyt zirytowany przedłużającą
się walką i zachowaniem poległego przeciwnika.
- Wracaliśmy z misji. Po tym, jak mnie zaatakował, Orochimaru
uciekł – powiedział, co nijak zdaniem Kakuzu miało się do jego
pytania. Choć to, co powiedział, z pewnością nie poprawiło złego
humoru skarbnika.
- Uciekł? – lalkarz wypluł to słowo z ust niczym truciznę. Ta
informacja widocznie i jemu nie przypadła do gustu.
Itachi z nieczytelnym wyrazem twarzy skinął potwierdzająco głową.
- A następnym poleceniem lidera było dołączenie do waszej dwójki
– wyjaśnił w końcu.
Cichy szelest powiadomił ich o nagłej obecności kolejnej osoby.
Zetsu spojrzał na każdego z nich po kolei, ale nim się odezwał,
wtrącił się skarbnik.
- Nasza rola tutaj się skończyła. – Kakuzu wskazał brodą w
kierunku ciała przywódcy.
- W budynku nie ma już nikogo więcej, wszyscy zgromadzili się
wokół naszych szanownych towarzyszy... – Suchy śmiech wypełnił
pomieszczenie.
Itachi skinął głową.
- Zgodnie z planem.
- Dokładnie – odpowiedział Zetsu. – Pozostaje wam dołączenie
do nich. Będę was informował, gdyby ktoś próbował zbiec, tak
aby nikogo nie przeoczyć.
Parę sekund później już go nie było. Kakuzu wymienił spojrzenia
z pozostałą dwójką. Ruszyli w stronę placu, z którego dochodził
hałas.
***
Plan był prosty.
Kisame skoczył pierwszy. Jego atak miał wyciągnąć z domów
wszystkich shinobich. Mnóstwo wody przelewało się ulicami od
centrum aż po brzegi wioski. Fale rozbijały się o budynki,
wlewając przez okna do pokoi, ale nie burzyły się. W końcu żywioł
ziemi był silniejszy w konfrontacji z wodą, a mieszkańcy wioski
Kamienia przecież głównie w niej się specjalizowali.
Fakt, że wioska była zamknięta i otoczona murami, wykorzystał
Kisame w swoim planie, ponieważ woda nie miała dokąd spłynąć,
więc teraz już tylko płynęła swobodnie, a fale rozbiły się o
mury i uspokoiły. Pomagał im także rodzaj powierzchni – głównie
skalisty, a wioska umiejscowiona była na płaskim terenie, tak więc
woda nawet nie miała gdzie wsiąknąć. Ulewy i deszcze występowały
na tym obszarze niezwykle rzadko, prawie wcale, ale na ten czas
ludzie otwierali bramy i wyciągali na ulice naczynia, by wodę
zebrać. To wykorzystywali także ewentualni najeźdźcy na wioskę,
dlatego wtedy podwajano straże przy wejściach, a ludzie wzmagali
czujność. A z tego powodu też Akatsuki zaatakowało w bezwietrzną,
spokojną noc, kiedy strażnicy w czasie swojej warty nie
przykładaliby się specjalnie do obserwacji.
Gdy rozlana po ulicach wioski woda sięgała już tylko ponad kostkę
Kisame, ten skoczył pionowo w górę i zaatakował techniką wiatru.
Potężną, ale nie gwałtowną – by woda się nie rozpierzchła,
ale... cierpliwą techniką. Powietrze uderzało długie sekundy w
taflę wody, a ta, pomimo że nie zamarzła, to taki podmuch
wystarczył, że była choć minimalnie schłodzona. Niektóre
cząsteczki rozbiły się w powietrzu i zawisły tam przez atak,
tworząc lekką mgłę. Różnica była łatwa do wyczucia –
ciężka, chłodna, choć rzadka mgła toczyła się leniwie od
centrum po brzegi wioski, tak jak wcześniej atak wodny.
Ludzie, którzy zdążyli wyjść na ulice – przez okna, by nie
wpuszczać wody do środka – rozglądali się w poszukiwaniu źródła
ataku. Któryś bystrzejszy mężczyzna zawołał do pozostałych
ludzi, wskazując ręką w stronę centrum. O to chodziło.
Nikt jeszcze ich nie zauważył, ale teraz to nie miało znaczenia.
Hidan obserwował z góry, jak shinobi Kamienia biegną ku placu
głównemu, gdzie ich uwagę skupił Kisame. Głupcy odsłaniali tym
samym swoje tyły.
- Ruszamy – rzucił jashinista do Tobiego i Deidary.
Tobi i Hidan skoczyli, a Deidara poleciał na glinianym ptaku.
Wszyscy w innym kierunku, jak najdalej od centrum, by od tyłu
atakować wrogów.
Deidara spuścił swoją bombę, której wybuch miał o wiele większe
pole rażenia przez obniżoną wcześniej temperaturę – bo ta przy
wybuchu gwałtownie wzrosła, dlatego w tym momencie powietrze samo w
sobie działało jak bomba.
Donośny huk przerwał pełną napięcia, ciężką atmosferę.
Wyznawca Jashina uśmiechnął się błogo, kiedy z cichym odgłosem
wylądował na dachu niskiego budynku.
Zabawa się rozpoczęła.
***
Nieciężko było zorientować się, dokąd powinni zmierzać.
Patrząc na okolicę z dachu kwatery głównej znajdującej się na
obrzeżach, widział całą panoramę wioski. Ludzie, którzy byli
parędziesiąt metrów dalej – pierwsi, których dostrzegł –
byli martwi, a pozycje ich ciał wskazywały jednoznacznie na to, że
nie zdążyli nawet się odwrócić, a co dopiero zaatakować tego,
kto podszedł ich od tyłu.
Ruszyli w tym samym momencie, mimo że nie byli wcale zorganizowani
co do przemieszczania się w grupie – wszyscy troje na własną
rękę wyciągali wnioski, rzucając spojrzenia trupom. Bez
uzgadniania tego między sobą kierowali się ku centrum wioski,
gdzie mogli zauważyć ruch przez kłęby dymu.
Kakuzu zeskoczył na ulicę, która ciągnęła się prawie bez
przeszkód minimalnymi zygzakami w miejsce, gdzie chciał się
dostać. Na drodze stanął mu jeden budynek, spiął więc mięśnie
nóg i skoczył na kalenicę dachu, a w następnym kroku był już po
drugiej stronie budynku.
Do jego uszu docierały coraz głośniejsze odgłosy walki.
Sasori, chociaż ruszył w tym samym czasie, to zniknął mu z pola
widzenia, prawdopodobnie biegnąc równoległymi uliczkami. Kątem
oka jednak widział Itachiego przemieszczającego się po dachach,
nie kwapiącego się ukrywaniem swojej obecności. Zamaskowanemu
również na tym nie zależało – owszem, Uchiha, biegnąc po
dachach, miał szersze pole widzenia, ale Kakuzu po prostu bardziej
zależało na tym, by przyglądnąć się mijanym trupom z bliska,
gdy obok nich przebiegał. Upewniał się, że jego przypuszczenia co
do ich napastnika były słuszne.
Podejrzewał, że rejonem tym zajęła się jedna osoba, która
atakowała każdego na swojej drodze, kierując się przy tym – tak
jak oni teraz – ku centrum. Cięcia w różnych kierunkach,
głębokie i śmiertelne, wskazywały, że była to robota albo
Hidana, albo Tobiego. Dla Hidana byłoby to typowe, choć miał
wątpliwości, że to on, ponieważ nie wyobrażał sobie atakującego
jashinisty nie krzyczącego przy tym czy w ogóle jego skradającego
się. Tak, Kakuzu ocenił już przecież swoim doświadczonym okiem,
że ofiary zostały zaskoczone i nieświadome zagrożenia aż do
kilku milisekund przed śmiercią. Deidarę odrzucił w swoich
podejrzeniach od razu – on wysadziłby wszystkich, a nawet jeśli
jakimś cudem zdecydował się na atak z użyciem kunai czy innego
ostrego narzędzia, to na pewno nie byłby tak dyskretny. Deidarę
odrzucił od razu, co do Hidana miał wątpliwości, dlatego mógłby
się założyć, że tym terenem zajął się Tobi, którego
umiejętności nie znał. Tak, stawiał na Tobiego.
Kilkanaście sekund zajęło zamaskowanemu zebranie tych informacji i
podsumowanie ich oraz tyle samo zajęło mu też dotarcie na miejsce.
Zatrzymał się w cieniu pobliskiego budynku na ulicy, którą
zmierzał, a jedno mrugnięcie okiem później po jego obu stronach
pojawili się Sasori i Itachi. Oceniali scenę, którą mieli przed
sobą.
To był chaos.
Najpierw skupił wzrok na Hidanie, który stał najbliżej –
wyglądał, jakby właśnie dostał swoją nagrodę, a obok było
parę trupów podobnych do tych mijanych wcześniej. Stąd też domyślił
się, że terenem za jego plecami zajął się jashinista, który szczerzył się jak wariat do nieba, mając wbitą w brzuch swoją
wielką igłę. Jego ofiara padła na kolana, a shinobi walczący z
nim zachowywali dystans i próbowali odnaleźć się w sytuacji.
Potem zauważył Kisame w bardziej ustronnym miejscu na placu,
właściwie w samym jego centrum. Był w swoim żywiole, dynamicznie
poruszając się między przeciwnikami. Błyskawicznie zadawał im
obrażenia. Jedni padali od razu, drudzy wpadali zaskoczeni na
innych, a on wirował pośród nich, mówiąc do swojej
poruszającej się broni.
Wybuchy Deidary powodowały największy hałas, burząc budynki
dookoła placu, zwiększając tym samym przestrzeń do walki, ale
hałas ten on sam głośniej przekrzykiwał, gestykulując żywo w
stronę członka Akatsuki z pomarańczową maską.
Ten zaś biegał po całym placu z rękami u góry, uciekając przed
paroma ninja z przenikliwym wrzaskiem. Kakuzu patrzył za nim, kiedy
ten stopniowo zwalniał i pozwalał się prawie dogonić, wlatując w
ścianę budynku. Nie za wiele myślący shinobi biegnący za nim
wpadli w pułapkę, zderzając się z kamieniem, a ich niedoszła
ofiara pojawiła się parę metrów dalej, składając się na ziemi
ze śmiechu. Kisame, który najwyraźniej też to widział, chichotał
pod nosem, Deidara krzyczał, żeby wziął się w końcu do roboty,
a Hidan w ogóle nie zareagował, wciąż wpatrując się nieobecnym
wzrokiem w nocne niebo i mamrocząc pod nosem coś, co brzmiało jak
jedna z jego modlitw chwalebnych do Jashina.
Zamaskowany wziął głęboki wdech, z trudem powstrzymując się od
przewrócenia oczami. Wypuścił powoli powietrze z płuc i
ostatecznie przymknął powieki na parę sekund, zanim nie zerknął
na towarzyszy.
Itachi nie wyglądał, jakby ta scena zrobiła na nim wrażenie, za
to Sasori wpatrywał się z kwaśnym uśmieszkiem w pobojowisko,
jakie stworzył blondyn.
- Najwyraźniej chłopcy dobrze się bawią – skwitował lalkarz.
Kakuzu rzucił mu zgorszone spojrzenie.
- Czy ty jesteś poważny? – wycedził.
Co za głupota. Na placu powinno być już o wiele więcej trupów,
ale czego można było się spodziewać po tych zidiociałych
chłopcach...
- Dołączmy i skończmy to jak... - Itachi przerwał, a Kakuzu
odwrócił się w stronę, w którą wpatrywał się Uchiha.
Jego zielone tęczówki śledziły lot odciętej głowy Hidana,
dostrzegając mężczyznę, który dokonał tego czynu. Zmrużył oczy
w rozdrażnieniu.
Pojawił się za shinobim, przebijając jego klatkę piersiową swoją
dłonią. Wyszarpnął rękę i odrzucił ciało na bok. Zmierzył
chłodnym wzrokiem wyraz twarzy na odciętej głowie – oszołomiony,
nieruchomy, a spomiędzy rozchylonych warg ciekła krew.
Chwycił za rozsypane po ziemi srebrne włosy, wyczuwając na sobie
dziesiątki par oczu. Zaskoczeni wydawali się pozostali chłopcy,
zaś Sasori i Itachi jedynie uważnie śledzili jego ruchy. Wrogowie
za to niepewnie cofnęli się parę kroków, obawiając się tego, że
być może dokonają żywota tak samo nagle i niespodziewanie, jak
ten, który odważył się odciąć głowę Hidana.
Kucnął przy ciele jashinisty, ustawiając głowę na miejscu, kiedy
z jego rękawa wynurzyła się gotowa do działania nić. Wtedy też partner Kakuzu kaszlnął krwią, a jego wzrok się wyostrzył.
Wpatrywał się zdziwiony w zamaskowanego, a ten przypomniał sobie,
że właściwie to jashinista pierwszy raz widzi go bez jego
standardowego nakrycia głowy i maski.
Uniósł brew, po czym nachylił się nad nim bardziej.
Słyszał gdzieś w tle zaskoczony krzyk blondyna i Tobiego, którzy
zdążyli zbliżyć się i zobaczyć „uśmierconego”, a następnie
„zmartwychwstałego” Hidana. Tak samo zareagowali shinobi stojący
nieopodal.
Skarbnik nie zwracał już dłużej uwagi na otoczenie, koncentrując
się jedynie na tym, by zszyć partnera. Ale wtedy ten, plując
krwią, wykrzyczał nader głośno:
- ŻE CO?! TO TY, KAKUZU?!
Cofnął się szybko przez niespodziewany atak na jego bębenki w
uszach, krzywiąc okropnie i w tym momencie poczuł przenikliwy ból.
Zobaczył tylko koniec ostrza przebijającego się przez przód
swojej klatki piersiowej, zakrztusił się krwią zalewającą gardło
i osunął się na nieruchome ciało partnera.
Zauważył jeszcze zszokowany, tak bardzo zszokowany jak nigdy
wcześniej wyraz twarzy Hidana, zanim ogarnęła go ciemność.
Nie zdążył się zaśmiać.
***
Nie wierzył w to, nie wierzył!
Tak właśnie wyglądał Kakuzu?! To był on?! Ale Kakuzu... Przecież
on był nieśmiertelny! Tak mu powiedziano, więc dlaczego...?
Okłamali go?
Kakuzu został zabity?
Nie, to był jakiś kiepski żart! Kpili sobie z niego, tak nie mogło
być! To nie działo się naprawdę, co? Przecież to niemożliwe,
nie... Przecież nie dałby się tak łatwo zabić...
- Ej, Kakuzu! Nie żartuj! W co ty sobie pogrywasz, co?! –
wydzierał się, próbując zorientować się w tym, co się dzieje.
– Zszyj mnie, idioto! Na co czekasz?!
Nie mógł wyczuć swoich kończyn, nie czuł nic od szyi w dół, za
to jego brodę i szyję niemiłosiernie denerwująco łaskotały
końcówki brązowych włosów.
- Kurwa, wstawaj!
Jego słowa w ogóle nie działały. Zacisnął usta, czując
dezorientację.
Wtedy dostrzegł mężczyznę stojącego nad nim z zakrwawionym
mieczem. Mieczem, który przeszył ciało jego partnera. Śledził
wzrokiem, jak ten kuca nad jego głową i obiema rękami zamachuje
się do wbicia mu ostrza między oczy.
Nie myślał o niczym, nie zareagował, nie miał przecież jak.
Spodziewał się bólu, więc mimowolnie zacisnął powieki.
Minęło parę sekund, a nie poczuł nic. Niepewnie otworzył oczy.
Podejrzewał, że wyglądał teraz jak ryba, patrząc tępo z
otwartymi ustami na Kakuzu, który upuścił martwe ciało mężczyzny
od miecza, po czym zrzucił płaszcz i kucnął nad jashinistą
ponownie.
Trzy ogromne cienie – potwory należące do zamaskowanego –
otoczyły ich.
Partner wyciągnął dłonie w jego kierunku i po chwili poczuł
muśnięcia nici na swojej skórze, zanim te się w nią nie wbiły.
Milczał i wciąż się w niego tępo wgapiał, chcąc dokładnie
zapamiętać twarz, której kącik ust właśnie nieznacznie się
uniósł.
- Czemu ty zawsze jesteś takim wrzodem na dupie, co, Hidan?
_______________________________
Notkę pod rozdziałem napiszę jutro, bo jest o czym mówić, natomiast pozwolę sobie zaraz po ostatnich czterech godzinach dopisywania, przerabiania i poprawiania odpocząć, bo mi zaraz zacznie dymić z uszu.
Raz jeszcze zachęcam do zostawiania adresów mailowych (możecie stworzyć anonimowe, jeśli nie chcecie się ujawniać), jeśli chciałby ktoś mieć dostęp do dysku Google z artami zgromadzonymi przez lata przeze mnie, jak i teraz uzupełnianymi przez Was. Prowadzimy tam z ciekawe dyskusje, a ja się bardzo motywuję dzięki kontaktowi z Wami.
Z tego też powodu dzisiejszy rozdział - który jest rozdziałem niemalże o połowę dłuższym, tak, ma aż 4399 słów - dedykuję Dagmarze. Dziękuję za te cenne dyskusje i rozmowy, za pokazanie tylu pięknych artów i rysunków, których nie widziałam nigdy wcześniej. Niech to się nigdy nie kończy~
Cieszmy się, wszyscy ci, którzy czekali na piętnasty rozdział (tak, ja też się cieszę), bo gdyby nie ona, to nie wiem, ile jeszcze by minęło do ukończenia i publikacji tego rozdziału.
Tyle na dziś, rano rozpiszę się bardziej, dobranoc :3 /23.08.2018, 2:24/
Edycja o 2:33 - pozdrawiam serdecznie osoby (lub osobę), które po godzinie 1:00 nabiły ponad sto wyświetleń, hm, nie bądźcie źli, że godzinę po Waszej wizycie dodaję rozdział xD
___________________________________
Przejdźmy do konkretów - nieco zaczynam ustawiać swoje życie, przewracając je do góry nogami. Staram się zmienić swoje złe nawyki i sposób, w który żyję. Ostatnie półtora roku było dla mnie, patrząc z perspektywy czasu, dosyć intensywne, pełne zmian, coraz bardziej męczyłam się ze sobą i swoimi błędami, a na tym świecie trzymało mnie przez pewien czas jedynie postanowienie, żeby przekazać tu z mojej głowy do końca historię Kakuzu i Hidana. To, co jest opublikowane, to dopiero wstęp do tego, co chcę przekazać przez tę historię.
Tym, którzy tu cały czas byli i czekali, szczerze dziękuję. Podziwiam tę wytrwałość i jej Wam zazdroszczę. Na długi czas zapomniałam, że piszę do fizycznych osób po drugiej stronie, a nie tylko dla siebie. Jest to pewien rodzaj odpowiedzialności, a ja się nie sprawdziłam.
Jest Was tu trochę. Chciałabym z Wami nawiązać kontakt, zapytać o Wasze początki zainteresowania pairingiem KakuHida, co polecacie, co Wam się podoba lub nie podoba w Nieśmiertelnych, jestem ciekawa. (Mój niby styl "pisarza" o cechach mat-fiza, za bardzo wrażliwego i empatycznego, w połączeniu z każdą cechą, jaką znajdziecie na temat zodiakalnej ryby (oprócz uzależnień xd), jest dziwaczną mieszanką i wcale nie jestem jakimś wielkim twórcą, ale jakiś tam styl to jest - z tym, że cały czas jakoś się zmienia, dlatego Wasze towarzystwo i podpowiedzi będą dla mnie błogosławieństwem). Jeśli Wam się zechce, to zapraszam do komentarzy na dole, do wysłania wiadomości na maila (teki.daten.shi.yaoi@gmail.com, tak jak napisane jest w "aktualnościach" w tabelce po lewej) czy pozostawienia swojego, żebyśmy w komentarzach na dysku mogli porozmawiać, cokolwiek~
Czekam na odpowiedź z drugiej strony, nie gryzę xd
Nie poddam się w próbach uporządkowania swojego życia, w tym tej części siebie, która odpowiada za pisanie. Dzięki raz jeszcze za obecność, do następnego~
/23.08.2018, 19:27/
Edycja o 2:33 - pozdrawiam serdecznie osoby (lub osobę), które po godzinie 1:00 nabiły ponad sto wyświetleń, hm, nie bądźcie źli, że godzinę po Waszej wizycie dodaję rozdział xD
___________________________________
Przejdźmy do konkretów - nieco zaczynam ustawiać swoje życie, przewracając je do góry nogami. Staram się zmienić swoje złe nawyki i sposób, w który żyję. Ostatnie półtora roku było dla mnie, patrząc z perspektywy czasu, dosyć intensywne, pełne zmian, coraz bardziej męczyłam się ze sobą i swoimi błędami, a na tym świecie trzymało mnie przez pewien czas jedynie postanowienie, żeby przekazać tu z mojej głowy do końca historię Kakuzu i Hidana. To, co jest opublikowane, to dopiero wstęp do tego, co chcę przekazać przez tę historię.
Tym, którzy tu cały czas byli i czekali, szczerze dziękuję. Podziwiam tę wytrwałość i jej Wam zazdroszczę. Na długi czas zapomniałam, że piszę do fizycznych osób po drugiej stronie, a nie tylko dla siebie. Jest to pewien rodzaj odpowiedzialności, a ja się nie sprawdziłam.
Jest Was tu trochę. Chciałabym z Wami nawiązać kontakt, zapytać o Wasze początki zainteresowania pairingiem KakuHida, co polecacie, co Wam się podoba lub nie podoba w Nieśmiertelnych, jestem ciekawa. (Mój niby styl "pisarza" o cechach mat-fiza, za bardzo wrażliwego i empatycznego, w połączeniu z każdą cechą, jaką znajdziecie na temat zodiakalnej ryby (oprócz uzależnień xd), jest dziwaczną mieszanką i wcale nie jestem jakimś wielkim twórcą, ale jakiś tam styl to jest - z tym, że cały czas jakoś się zmienia, dlatego Wasze towarzystwo i podpowiedzi będą dla mnie błogosławieństwem). Jeśli Wam się zechce, to zapraszam do komentarzy na dole, do wysłania wiadomości na maila (teki.daten.shi.yaoi@gmail.com, tak jak napisane jest w "aktualnościach" w tabelce po lewej) czy pozostawienia swojego, żebyśmy w komentarzach na dysku mogli porozmawiać, cokolwiek~
Czekam na odpowiedź z drugiej strony, nie gryzę xd
Nie poddam się w próbach uporządkowania swojego życia, w tym tej części siebie, która odpowiada za pisanie. Dzięki raz jeszcze za obecność, do następnego~
/23.08.2018, 19:27/
Ooo, słodki Jashinie, co ja mam tutaj, teraz napisać, oprócz tego, że pławię się w miłości, czytając te 4399 słów? *-*
OdpowiedzUsuńTyle czekałam na ten rozdział, że po przeczytaniu, odjęło mi mowę i to jest strasznie niesprawiedliwe XD
A jak zobaczyłam w notce, pod rozdziałem, dedykację dla swojej osoby, to już w ogóle krew nie dopływa mi do mózgu XD
Jeju, Teki, dziękuję Ci za ten rozdział, za te opisy walk i zniszczenia, jakie sieją nasi CHŁOPCY (ooo taaak, to są 100% CHŁOPCY XD), za szok i odciętą głowę Hidana, za śmiech Kisame, za zakłopotanie Deidary, za poświęcone serce Kakuzu (tak, on jest moim number 1 tego dnia) i za ten niezwykle romantyczny i chwytający za serce, tekst na końcu, za niewzruszoność Itachiego, za jawne przyznanie się Sasoriego do LUBIENIA DEIDARY XD <3 ZA WSZYSTKO <333
Tyle czekałaś na ten rozdział, ale to dzięki Tobie nie czekamy jeszcze dłużej <3 Wciąganie się w rozmowy o KakuHida samo w sobie nakręca mnie na pisanie o nich, pomijając nawet te świetne arty, które podrzucasz na dysku, więc nawet nie waż się umniejszać swojej roli w pomocy przy motywowaniu do ciągnięcia tego opowiadania dalej <3
UsuńPoświęcone serce Kakuzu - to brzmi tak dobitnie, jeju, ale mnie to rozczuliło~
Romantyczny i chwytający za serce tekst o zawracaniu dupy? Żartuję, ale to była moja pierwsza myśl XD
Fakt, że nawet przyznanie się do lubienia kogoś w moim opowiadaniu jest tak istotny i wstrząsający, jest dosyć śmieszny i sprawia, że zastanawiam się, o czym świadczy~ Hm, moje sztywniactwo widocznie przejawia się nawet przez opowiadanie o kimś tak ode mnie różnym, nooo cóż XD
To ja dziękuję za wszystko <3
Och, no cicho już bądź, bo to nie ja jestem tutaj gwiazdą, tylko Ty i to Ty dajesz tutaj wszystkim fanom KakuHida szczęście, a ja tylko to szczęście przyspieszyłam ^_^' Ważne, że udało się osiągnąć zamierzany efekt XD <3
UsuńTak, w wykonaniu Kakuzu, tekst o zawracaniu dupy jest czymś wyjątkowym, ponieważ nie każdy zasługuje na to, żeby został do niego tenże tekst skierowany XD
Ja lubię, jak się lubią w Twoim opowiadaniu i co? Jakie sztywniactwo? O czym Ty w ogóle do mnie mówisz?
Oczywiście, będę się nadal, jak najlepiej, starać pełnić funkcję Twojego czynnika pobudzającego do pisania "Nieśmiertelnych" i już tutaj Ci mówię, że nie ma przebacz, bo tak mnie zdekoncentrowałaś i wprowadziłaś w stan niepewności tym kolejnym wpisem o przytłaczających przemyśleniach, że teraz nie wiem, czy mam chodzić po ścianach, czy zamknąć się w piwnicy i odciąć od tego świata O.O Normalnie, to Cię lubię, aleee... Dobra, nie myślmy o końcu, gdy jesteśmy jeszcze na tym etapie.
Życzę Ci, żeby wszystko w Twoim życiu ułożyło się po Twojej myśli, bo chcę, żeby autorka mojego ulubionego fanfiction była szczęśliwym i zadowolonym z życia człowieczkiem :D
Ps. Ona serio nie gryzie :DDD
Gwiazdą XD
UsuńNo właśnie, kiedy Kakuzu przyznaje, że ktoś zawraca mu dupę, to musi być to ktoś naprawdę wyjątkowy. Żeby męczyć taki seksowny tyłek... Nie mówiąc nawet o reszcie ciała... Hm, chyba zeszłam z tematu xD
Okej, czynniku pobudzający mnie do pisania "Nieśmiertelnych", mogę Cię zatrudnić, ale od razu mówię, że płaca jest niska...
Już usunęłam fragment o przemyśleniach, sorki, było tam za dużo spoilerów moim zdaniem. Nie powinnam komunikować się z ludźmi po trzeciej kawie xD
Chętnie bym zobaczyła, jak chodzisz po ścianach, ale nie wiem, czy to coś da xD
Dziękuję za życzenia, powoli, ale do przodu i jakoś sobie poradzę :D
PS. Piszesz o tym, że nie gryzę, w taki sposób, jakbyś dopiero się o tym przekonała xD Nie wiem, ile razy to jeszcze będę powtarzać, będę to chyba robić częściej, ale i tak rzadko kto mi wierzy :c
Cóż mogę powiedzieć. Rozdział wspaniały jak zawsze. Jak zwykle opłacało się czekać. Dużo weny.
OdpowiedzUsuńWierna fanka
Dziękuję za wsparcie i trwanie tu wciąż po tak długim czasie oczekiwania <3 Naprawdę doceniam~
UsuńChciałabyś może dołączyć do wspólnego korzystania z Dysku Google i dzielić się artami? Mamy już tam ich całkiem sporo, także nie obrażę się, jeśli tylko byś obserwowała czy komentowała :D
Przesyłam uściski, TD
O matko, czekałam i się doczekałam. Rozdział cud-miód po prostu. Przeczytałam go tuż przed wyjściem do pracy kiedy byłam ledwie żywa i od razu mi się poprawiło. Dotychczas czytałam fanfiki zagraniczne po angielsku i widziałam tyle wersji Kakuhida, że niemal zapomniałam, jak ty ich skomponowałaś. Ucieszyłam się normalnie, że nadal są bliscy swym originałom, a jednak mają w sobie cząstkę twojego pomysłu. To jedno z moich best otp(razem z sześcioma innymi, bo nie cierpię wybierać co jest najlepsze, a mam ich coraz więcej). Rozrywa mnie od wewnątrz, że nie wiem co się dzieje dalej. Błagam nie każ nam długo czekać na ciąg dalszy. Dużo weny i czasu na pisanie(i dobrego samopoczucia)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
PS
Chciałabym dołączyć do korzystania z dysku, ale stwierdziłam, że nie ma sensu bym dodawała kolejne arty, skoro mogą się powtarzać. Dlatego zacznę coś dodawać od siebie(w sensie moje własne arty, kiedy tylko będę miała czas je skończyć, a mam go raczej mało). Poza tym piszę teraz własne opowiadania i może kiedyś odważę się stworzyć własnego bloga, żeby je publikować.
Ach, powiedz tylko, że wśród pisanych przez Ciebie opowiadań jest Kakuzu x Hidan, a pomogę Ci we wszystkim, co tylko zdołam xD
UsuńCo to za sześć innych otp? Siódmym jest KuzuHi, zakładam, że pośród pozostałych sześciu jest KisaIta, a co z resztą? :D
Dziękuję za życzenia, zabieram się w przyszłym tygodniu do pracy, więc nawet jeśli czasu nie będzie za dużo, to to lepsze, bo zajmę czymś ręce, a tak lepiej mi się myśli nad fabułą. A jak już wiem, o czym dokładnie i w szczegółach pisać, to zostaje tylko to zrobić, plan jest więc prosty xD
Pozdrawiam również <3
PS. Wiesz, ostatnio zauważyłam, że w jednym folderze mam trzy te same arty, więc o powtarzanie się nie bój, ale bardzo mnie zaciekawiłaś, mówiąc, że sama tworzysz :O I arty, i opowiadania. To ja teraz raczej czekam na Twoje publikacje, moja droga, powiedziałaś, to się nie wywiniesz! :D
Kilkakrotnie pisałam opowiadania Kakuhida(brat mi je przypadkiem skasował xd), ale żadne nie wychodziło tak jakbym tego chciała. Dopiero ostatnio moje pomysły zaczynają nabierać sensu i kiedy już będę całkowicie pewna, że to ma iść w tym kierunku(jak to każdy melancholik) to opublikuję ten zlepek moich fantazji. Co do paringów; tak jest wśród nich Kisaita, ale jakiś rok temu brat zaraził mnie Overwatchem, a jako że lubię psycholów to shipuję sobie(wg niektórych najbardziej obrzedliwy i dziwaczny paring) Junkrata i Roadhoga. Dodatkowo później miałam fazę na slashery(ja jestem chyba chora) i zaczęłam sobie shipować(z własnymi postaciami, bo nie cierpię bohaterów z horrorów, za to że są strasznie tępi i przewidywalni) Jasona Voorheesa, Michaela Myersa, Leatherface'a i (choć to nie slasher ale prawdziwy yandere) Brahmsa Heelshire'a. Opowiadanie Kakuhida jest najbardziej do przodu. Pomysłem podzielę się z tobą na mailu bo się wstydzę tutaj o tym pisać(właśnie się przyznałam że faworyzuję sobie psychopatów i dziwaków xd). Co do pozostałych, jest trochę... cienko. Cieszę się że mogłam się tym z kimś podzielić. Teraz to już na pewno się zmotywuję i skończę co zaczęłam, choćbym miała to robić do końca życia. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPS
Artów jest co prawda niewiele, ale niedługo będę mieć wolne i prześlę coś na pewno
Ach, ci bracia xD
UsuńWooho, będzie publikacja! Czekamy, czekamy :D
Powiem Ci szczerze, że nie kojarzę postaci, które wymieniasz, bo i w horrorach, i w historiach o mordercach za bardzo nie siedzę (chętnie dowiem się więcej, jeśli zaczniesz o nich pisać), ale co do jednego się zgodzę - jest coś wyjątkowego (khm, ciężko to w sumie przeoczyć) w psychopatach, mordercach czy mordercach, którzy są psychopatami. Ja tam z tej ostatniej kategorii uwielbiam Hannibala Lectera i chętnie czytuję Hannigramy, lubię też z tego powodu Voldemorta i każde lepszej jakości Tomarry/Voldarry, ale nie widuję takich zbyt wiele (albo szukać nie umiem). Nie pochwalę się tak długą listą jak Ty, bo KakuHida przyćmiło skutecznie wszystko inne w różnym stopniu, ale będę wdzięczna, jeśli mnie wprowadzisz w temat :D
Jasne, chętnie podyskutuję na temat Twoich pomysłów, na pewno dowiem się czegoś ciekawego :D Cieszę się, że się zmotywowałaś do pisania. To przyjemne zajęcie, satysfakcjonujące i w pewnym sensie wyzwalające. Ciężko jest trzymać wszystkie pomysły samotnie w swojej głowie. Już samo pisanie dla samej siebie sprawia, że w momencie pisania żyjesz gdzieś indziej życiem kogoś innego albo w roli bliskiego obserwatora. A co dopiero publikować i wciągać w ten świat innych. Jeśli myśl, że mogłabyś to robić do końca życia byle skończyć, nie powoduje u Ciebie uczucia przytłoczenia, to pisz tak długo, jak zechcesz, płyń z prądem :D
A na arty czekam z takim samym zniecierpliwieniem, jak na opowiadanie :D
Pozdrawiam również ♥
Wrzod na dupie :D xD
OdpowiedzUsuńNie wiem czy juz ci to mowilam, ale lubie to opo tez ze wzgledu, ze akcja toczy sie wolno (w sensie relacja miedzy chlopakam) a to dodaje realizmu. Lubie tez to, ze Kakuzu jest twardzielem, tak jak w mandze. Chociaz mam nadzieje ze jego niedostepnosc peknie dla Hidanka :D
Czesto tez wracam do oneshota kiedy to pada deszcz i siedza pod drzewem <3 <3 <3
Czekam na kontynuacje, pozdrawiam, buziaki! :-*
Hej :D Doceniam mocno, że dostrzegasz moje starania w stworzeniu ich relacji jak najbardziej realnej <3 Podsunę Ci też drugi plus wolno toczącej się akcji - możemy dłużej ich obserwować w opowiadaniu :3 A ja mogę dłużej o nich pisać i tworzyć te drobne gesty między nimi, komplikujące i zacieśniające powoli ich relacje.
UsuńPrzyznam, że rozwijająca się akcja w paru one-shotach czy quick shotach, szybka akcja, jest taką odskocznią, gdzie punkt kulminacyjny czy jakieś pikantne sceny są powodem motylków w żołądku (a przynajmniej dla mnie, kiedy piszę). Ale będę szczera i powiem, że od tych shotów dających satysfakcję "na raz" o wiele bardziej wolę pisać Nieśmiertelnych. Ludzie mają różne preferencje, dla mnie zawsze te drobne gesty, niuanse czy dwuznaczności są tymi robiącymi wrażenie, tak że się uśmiecham jak głupia na samo jakieś powłóczyste spojrzenie. Tak, to jest to.
Niedostępność to coś, z czym Kakuzu zmaga się już od dłuższego czasu, w poprzednim rozdziale nieco się przed sobą przyznał, że Hidan nie jest już dla niego kimś nic nieznaczącym. Ale te jego zmagania będą trwały, Hidan wydaje się za to w ogóle ich nieświadomy, bo do niego to trzeba prosto z mostu xD Nieszczęsny ten ich los :D
Cieszę się, że wracasz do tego one-shota, też to czasami robię, ma i pikantne, i delikatne momenty, jest dosyć odprężający.
Pozdrawiam ciepło, buziaki <3
Jeszcze co do twardziela Kakuzu - w takim się zakochałam, takim był, więc i takim musi być i tutaj :D
Usuń...ach i ten z taką łatwością zatrzymany cios Chojiego, i jak go Kakuzu wgniótł w pień drzewa, jak dominował w starciach taijutsu na dachu punktu wymiany albo z Kakashim... Uwielbiam go stanowczo za mocno :D
Przeczytałam całość i z czystym sercem mogę powiedzieć, że uwielbiam to opowiadanie. Charaktery Kakuzu i Hidana są niesamowicie dobrze odwzorowane. Normalnie, niczym żywi :D Chociaż co ja plotę, przecież oni są nieśmiertelni, khe khe. xD
OdpowiedzUsuńPodoba mi się troska, jaką Kakuzu otoczył Hidana po tym cały zajściu z trucizną i Orochimaru. Zresztą jak nie on to kto by się interesował losem tego biednego głupka? Kuzu dobry poganin. XD Chociaż brakowało mi opisu, jak ładnie Kakuzu poskładał Orochimaru, bo lubię twoje opisy walki. A gada nie lubię, więc tym bardziej mnie by to cieszyło. Zresztą wściekły naprawdę Kakuzu to musiało być ciekawe starcie.
Ogólnie nie raz śmiałam się jak głupia z najróżniejszych rzeczy i naprawdę doprowadzić mnie do takiego rozbawienia jest trudno, że śmiałam się w głos. Twoje żarty sytuacyjne są genialne.
Ten szok Hidana był genialny i reszta tego. Boże umarłam, jak Kakuzu, gdy to usłyszał. Zresztą nie dziwie mu się. Chociaż on przynajmniej ma jeszcze kilka dodatkowych żyć, a mi no cóż pozostaje Edo Tensei. xD
Pozdrawiam, weny życzę i dziękuje za kawał dobrej zabawy związany z tym opowiadaniem i czekam na dalsze ich losy!
Serdecznie dziękuję za opinię ♥
UsuńOpis poskładania Orochimaru też by mnie satysfakcjonował, ale jego brak jest w pewien sposób uzasadniony stanem psychicznym Kakuzu w tamtym momencie. Opowiadanie z jego perspektywy walki, kiedy był zaćmiony wściekłością, musiałoby być suche i albo mało szczegółowe, albo wprost przeciwnie. A mnie zależało w tamtym rozdziale na pokazaniu czegoś innego.
Pławię się w Twoim uznaniu dla moich żartów, ach, uwielbiam ♥
"Boże umarłam, jak Kakuzu, gdy to usłyszał." A ja umarłam ze śmiechu, czytając to zdanie XD
Pozdrawiam i jeszcze raz dzięki za komentarz :D
Nie ma za co! Pisanie jej to była przyjemność c;
UsuńPewnie tak, choć raczej widziałam tą wersję druga szczegółowej masakry, połączoną z jego stanem psychicznym. Chociaż twoje rozwiązanie też jest dobre, bo jednak poruszyło mi wyobraźnię, a lubię takie rzeczy. ^^
Cała przyjemność po mojej stronie, zwłaszcza, że na uznanie zasłużyłaś <3
No patrz, ten Hidan to ma rozmach! Już cała naszą trójkę załatwił, tylko jednym okrzykiem XDDD
Witam,
OdpowiedzUsuńwspaniale tutaj wszystko ukazane, ich charaktery, a ta walka pięknie, i jak zwykle to Hidean musi być zszywany..
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
O damn, czytałam to w 2018 i czytam i dziś. Kuzu ty śmieszku. Tak trupa udawać. Lubię tą scenę.
OdpowiedzUsuń